– Oczywiscie, ze nie – zgodzil sie skwapliwie weteran Deuxieme. – Tylko nieco zaawansowana wiekiem, a tym samym jeszcze bardziej godna pozadania.

– Zebys wiedzial, chloptasiu!

– Dlaczego akurat do Meurice? – zapytal Bernardine.

– Bo tam Szakal zastawil na mnie kolejna pulapke, z wybitna pomoca tej oto slodkiej siostrzyczki. Spodziewa sie, ze tam bede, a ja nie mam zamiaru sprawic mu zawodu.

– Zawiadomia Deuxieme. Teraz, dzieki temu przerazonemu urzedniczynie, zrobia wszystko, co beda chcial. Nie narazaj sie, przyjacielu.

– Nie chcialbym cie urazic, Francois, ale przeciez sam niedawno powie dziales, ze nie znasz nowych ludzi, ktorzy ostatnio przyszli do Biura. Nie moge ryzykowac. Wystarczylby najdrobniejszy przeciek, zeby wszystko diabli wzieli.

– Pomoga ci. – Spokojny, cichy glos Dominique Lavier zabrzmial we wnetrzu samochodu jak pierwszy, niesmialy pomruk pily lancuchowej. – Moge ci pomoc.

– Juz raz sprobowalas mi pomoc i niewiele brakowalo, zeby skonczylo sie to moja egzekucja. Pieknie dziekuje.

– To bylo przedtem, nie teraz. Chyba rozumiesz, ze w tej chwili moja sytuacja jest naprawde beznadziejna.

– Mam wrazenie, ze niedawno gdzies to slyszalem…

– Nie slyszales. Powiedzialam 'w tej chwili'… Na litosc boska, sprobuj postawic sie w moim polozeniu! Nie bede udawala, ze rozumiem wiecej, niz rozumiem naprawde, ale przed chwila ten siedzacy obok mnie szarmancki dzentelmen powiedzial, ze zawiadomi Deuxieme… Deuxieme, monsieur Bourne! Dla wielu ludzi ta nazwa znaczy dokladnie to samo co gestapo! Nawet gdyby udalo mi sie przezyc, trafilabym w ich rece, a to oznacza zeslanie do jakiejs okropnej kolonii na koncu swiata… Slyszalam wiele razy, do czego sa zdolni!

– Doprawdy? – zdziwil sie uprzejmie Bernardine. – A ja nie mialem o niczym pojecia. To naprawde wspaniale! Cudowne!

Lavier naglym ruchem zdarla z glowy bialy czepek; kierowca, ktory zobaczyl to we wstecznym lusterku, uniosl wysoko brwi.

– Jezeli nie zjawie sie w hotelu Meurice, Carlos nawet nie zblizy sie do rue de Rivoli – oswiadczyla spokojnym tonem. Bernardine dotknal jej ramienia i znaczaco uniosl palec od ust. – Czlowiek, z ktorym chcesz rozmawiac, nie stawi sie na spotkanie – poprawila sie szybko.

– Ona ma racje – powiedzial Bourne. Pochylil sie do przodu, by moc widziec siedzacego po drugiej stronie kobiety przyjaciela. – Oprocz tego ma takze mieszkanie, gdzie powinna sie przebrac, ale zaden z nas nie moze tam z nia wejsc.

– A wiec mamy problem, prawda? – odparl Bernardine. – Stojac na ulicy, nie bedziemy wiedziec, do kogo dzwoni…

– Glupcy! Czy naprawde nie widzicie, ze nie mam innego wyjscia, jak tylko wspolpracowac z wami? Przeciez ten staruszek moze w kazdej chwili napuscic na mnie Deuxieme, a co do ciebie, Bourne… Jacqueline pytala mnie kiedys o ciebie. Kto to jest ten Bourne? Czy on naprawde istnieje? Czy rzeczywiscie mordowal ludzi w Azji, czy to tylko plotka? Zadzwonila do mnie kiedys, wtedy jeszcze mieszkalam w Nicei… Moze pan to pamieta, monsieur Le Cameleon? Byliscie razem w bardzo drogiej restauracji pod Pary

zem, a ty groziles jej, straszyles jakimis poteznymi, wplywowymi ludzmi, ktorych nazwisk nie chciales ujawnic. Zadales, by powiedziala ci wszystko, co wie o jakims jej przyjacielu – wtedy nie mialam jeszcze najmniejszego pojecia, o kogo chodzilo – ale ona przerazila sie ciebie. Mowila, ze zachowywales sie jak szaleniec, miales szklisty wzrok i belkotales cos w jakims nieznanym jezyku…

– Pamietam – przerwal jej lodowatym tonem Bourne. – Zjedlismy kolacje, zaczalem ja wypytywac, a ona bardzo sie przestraszyla. Kiedy poszla do toalety, zaplacila komus, zeby zadzwonil w jej imieniu, wiec musialem natychmiast ja stamtad zabrac.

– A teraz Deuxieme sprzymierzylo sie z tymi poteznymi, tajemniczymi ludzmi? – Dominique Lavier potrzasnela energicznie glowa. – Nie, panowie. Jestem realistka i nigdy nie podejmuje walki, w ktorej nie mam najmniej szych szans. Trzeba zawsze znac umiar.

W taksowce zapadla cisza. Po dluzszej chwili przerwal ja Bernardine:

– Gdzie pani mieszka? Podam kierowcy adres, ale zanim to zrobie, chcialbym, zeby mnie pani dobrze zrozumiala, madame. Jesli oklamala nas pani, ujrzy pani na wlasne oczy najokrutniejsze oblicze Deuxieme…

Marie siedziala przy stoliku w swoim niewielkim pokoju w hotelu Meurice i czytala gazety. Nie mogla sie w zaden sposob skoncentrowac, gdyz usilowala jednoczesnie myslec o wielu roznych sprawach. Wrocila do hotelu krotko po pomocy, obszedlszy wszystkie kawiarnie, ktore wiele lat temu odwiedzala z Davidem, ale dlugo nie byla w stanie zmruzyc oka. Dopiero okolo czwartej nad ranem zmeczenie wzielo wreszcie gore nad niepokojem i zasnela przy zapalonej lampce, by obudzic sie prawie szesc godzin pozniej. Byl to jej najdluzszy sen od pierwszej nocy po przybyciu na Wyspe Spokoju; tamte wspomnienia zdazyly juz sie zatrzec w jej pamieci i tylko bol spowodowany rozlaka z dziecmi dawal sie jej coraz mocniej we znaki. Nie mysl o nich, nie drecz sie tak bardzo! Pomysl o Davidzie… Nie, pomysl o Jasonie Bournie! Skoncentruj sie!

Odlozywszy 'Paris Tribune', nalala sobie trzecia filizanke herbaty i spojrzala przez balkonowe drzwi wychodzace na rue de Rivoli. Zaniepokoilo ja, ze pogodny poranek zamienil sie w szary, pochmurny dzien. Wkrotce zacznie padac deszcz, jeszcze bardziej utrudniajac jej poszukiwania. Pociagnela z rezygnacja lyk herbaty, po czym odstawila filizanke na spodeczek; taki sam serwis kupila do ich wiejskiego domku w Maine. Boze, czy kiedykolwiek znajda sie tam znowu razem? Nie mysl o takich rzeczach! Skoncentruj sie! Nie mogla…

Wziela ponownie do reki 'Tribune' i zaczela przerzucac strony, nie dostrzegajac artykulow ani zdan, tylko poszczegolne, wyizolowane slowa. Nagle jedno z nich rzucilo jej sie w oczy; jedno pozbawione znaczenia slowo u dolu pozbawionej tresci strony.

Slowo brzmialo 'Meemom', a obok znajdowal sie jeszcze numer telefonu. Marie miala juz odwrocic strone, kiedy jakis wewnetrzny glos krzyknal przerazliwie: STOJ!

Meemom… mommy – sylaby odwrocone i przekrecone przez dziecko uczace sie dopiero mowic. Meemom! Jamie, ich Jamie! Wolal tak na nia przez kilka tygodni! David caly czas smial sie z tego, podczas gdy ona martwila sie, czy nie swiadczy to o jakiejs wadzie rozwojowej.

'Po prostu chlopak ulatwia sobie zycie, i tyle!' – powiedzial ze smiechem David.

David! Rozprostowala gwaltownie strone; nalezala do finansowej czesci gazety, ktora odruchowo przegladala kazdego ranka przy kawie. Wiadomosc od Davida! Zerwala sie raptownie z krzesla, przewracajac je na podloge, i podbiegla do telefonu. Drzaca reka wykrecila podany w gazecie numer. Nikt sie nie odezwal, wiec odlozyla sluchawke i ponownie, tym razem powoli i starannie, wykrecila kolejne cyfry.

Nic. Ale to na pewno wiadomosc od Davida, byla tego pewna! Szukal jej na Trocadero, a teraz posluzyl sie slowem- kluczem, znanym tylko im dwojgu! Moj kochany, najdrozszy, jednak cie znalazlam! Zdawala sobie doskonale sprawe z tego, ze nie moze zostac w ciasnym pokoiku, przechadzajac sie nerwowo od sciany do sciany i biorac co minuta sluchawke do reki. 'Kiedy jestes w stresujacej sytuacji i czujesz, ze musisz cos robic, bo w przeciwnym wypadku nie wytrzymasz napiecia, znajdz jakies miejsce, w ktorym mozesz sie poruszac, nie zwracajac na siebie uwagi. Koniecznie musisz sie poruszac! Nie wolno ci dopuscic do tego, zeby cisnienie rozsadzilo cie od srodka!' Jedna z lekcji Jasona Bourne'a… Marie ubrala sie tak szybko, jak chyba jeszcze nigdy w zyciu, oddarla dol strony 'Tribune' i wyszla pospiesznie z pokoju. Nadludzkim wysilkiem opanowala sie, by nie pobiec do windy, ale jednoczesnie pragnela zaraz, najszybciej jak tylko mozna, znalezc sie na zatloczonych ulicach Paryza, gdzie bedzie mogla sie poruszac, nie wzbudzajac podejrzen. Od jednej budki telefonicznej do drugiej…

Wydawalo jej sie, ze jazda winda trwa cala wiecznosc, a w dodatku dzielila kabine z irytujacym amerykanskim malzenstwem – on byl obladowany aparatami fotograficznymi, ona miala jaskrawy makijaz i wysoko utre- fione wlosy, ktore wygladaly tak, jakby zalano je szybko schnacym betonem. Oboje zalili sie glosno, ze prawie nikt w calym Paryzu nie mowi po angielsku. Na szczescie drzwi wreszcie otworzyly sie i Marie wyszla do zatloczonego holu.

Ruszyla po marmurowej posadzce prosto w kierunku duzych, szklanych drzwi osadzonych w bogato zdobionej futrynie, ale nagle zatrzymala sie, katem oka dostrzegla bowiem, ze na jej widok starszy, dystyngowany mezczyzna, ubrany w prazkowany garnitur i siedzacy w fotelu po prawej stronie, pochylil sie do przodu i wlepil w nia zdumione spojrzenie.

Вы читаете Ultimatum Bourne’a
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату