– Wrecz przeciwnie. Prawie zawsze chodzi tylko o glupie bledy. Na przyklad nasza nowa wspolpracowniczka, Domie, jak ja pieszczotliwie nazywasz, uwazala, ze w dalszym ciagu cieszy sie pelnym zaufaniem swego chlebodawcy, ale okazalo sie, ze wcale tak nie jest i ze przed jej domem pojawil sie pewien niepozorny starzec… Nic wielkiego, tyle tylko, ze w samochodzie zupelnie nie pasujacym do jaguarow i rolls- royce'ow. Trzeba zbierac male wygrane, a predzej czy pozniej trafi sie te najwieksza, w Moskwie.
– Pozwol, ze teraz ja troche pokombinuje, choc przyznam, ze zawsze radziles sobie z tym lepiej ode mnie – odezwal sie Krupkin. – Szczerze mowiac, wole dobre wino od nawet najbystrzejszych mysli, choc w obydwu naszych krajach te ostatnie prowadza predzej czy pozniej do tego pierwszego.
– Merde! – wrzasnela Dominique Lavier, rozgniatajac papierosa w popielniczce. – O czym wy mowicie, idioci?!
– Na pewno kiedys nam o tym powiedza – pocieszyl ja Bourne.
– Jak powszechnie wiadomo, wiele lat temu wyszkolilismy w Nowogrodzie autentycznego szalenca – kontynuowal Rosjanin. – Zlikwidowalibysmy go, gdyby nie to, ze nam uciekl. Jezeli ktorekolwiek z supermocarstw zaakceptowaloby metody, jakie stosowal, predzej czy pozniej stanelibysmy wobec konfrontacji, do jakiej nikt z nas nie chcialby dopuscic. Cala sprawa sprowadza sie jednak przede wszystkim do tego, ze ow szaleniec byl na poczatku rewolucjonista przez duze R, a my go odtracilismy… Jego zdaniem spotkala go ogromna niesprawiedliwosc, o ktorej nigdy nie zapomni. Zawsze bedzie chcial wrocic tam, gdzie sie narodzil… Boze, jak sobie pomysle, ilu ludzi zabil jako rzekomych wrogow klasowych, a w rzeczywistosci tylko po to, zeby sie wzbogacic!
– Najwazniejsze jest to, ze go odtraciliscie, a on teraz chce, zebyscie przyznali sie do bledu – przerwal mu Jason. – Pragnie uznania i podziwu jako najwiekszy zabojca wszystkich czasow. Obaj z Aleksem najbardziej liczymy wlasnie na te jego cholernie silna potrzebe uznania. Santos twierdzil, ze Carlos ma obsesje na punkcie Moskwy i bez przerwy mowi o swojej siatce, ktora tam tworzy. Jedyna konkretna osoba, o ktorej slyszal, choc nie znal jej nazwiska, byl jakis wysoki funkcjonariusz KGB, ale Szakal twierdzil, ze ma tez wielu innych ludzi na roznych waznych stanowiskach i ze oplaca ich od wielu lat.
– Z tego wynika, ze chce stworzyc sobie oparcie w kregach wladzy – zauwazyl Krupkin. – Mimo wszystko w dalszym ciagu wierzy, ze bedzie mogl wrocic. To rzeczywiscie czlowiek o chorobliwie wybujalej osobowosci, ale nigdy tak naprawde nie zrozumial duszy Rosjanina. Owszem, moze na jakis czas skorumpowac kilku najwiekszych oportunistow, ale kazdy z nich zdradzi go przy pierwszej nadarzajacej sie okazji. Nikt nie chce znalezc sie na Lubiance ani w syberyjskim gulagu. Jego plany predzej czy pozniej musza sie zawalic.
– Jesli tak, to tym bardziej powinien poleciec do Moskwy i zapalic mocna flare, zeby we wszystkim sie zorientowac.
– Co przez to rozumiesz? – zapytal Bourne.
– Fiasko jego planow, o ktorym mowil Dymitr, rozpocznie sie od zdemaskowania wtyczki Szakala na placu Dzierzynskiego. Jedyny sposob, zeby tego uniknac, to zjawic sie na miejscu i ocenic sytuacje. Albo informator zdola sie zaszyc w mysia dziure i przeczekac niebezpieczenstwo, albo trzeba bedzie go usunac.
– Przypomnialem sobie jeszcze cos, co powiedzial Santos – wtracil sie Bourne. – Wiekszosc Rosjan skaptowanych przez Carlosa mowi po francusku. Szukajcie wysokich urzednikow panstwowych, ktorzy znaja francuski.
Z radia ukrytego w kieszeni Krupkina dobiegly dwa ostre sygnaly. Rosjanin wyjal urzadzenie i zblizyl je do ust.
– Tak?
– Nie wiem, jak to sie stalo ani dlaczego, towarzyszu, ale przed wejscie do budynku wlasnie podjechala limuzyna ambasadora! – W glosie Siergieja slychac bylo ogromne napiecie. – Przysiegam, nie mam pojecia, o co tu chodzi!
– Ale ja mam. Sam ja wezwalem.
– Przeciez wszyscy zauwaza proporczyk na blotniku!
– W tym takze ten czujny staruszek w brazowym samochodzie. Zaraz schodzimy. Wylaczam sie. – Krupkin schowal nadajnik i zwrocil sie do dwoch mezczyzn i kobiety: – Samochod przyjechal, panowie. Gdzie sie spotkamy, Domie? I kiedy?
– Dzis wieczorem – odparla Lavier. – W La Galerie d'Or na rue de Paradis bedzie otwarcie nowej wystawy jakiegos bubka, ktory chce tez zostac gwiazda rocka, ale akurat jest na fali, wiec na pewno przyjdzie masa ludzi.
– W takim razie, do wieczora… Chodzmy, panowie. Choc to wbrew naszym przyzwyczajeniom, musimy sie postarac, zeby wszyscy zwrocili na nas uwage.
Gesty tlum przelewal sie wsrod plam swiatla przy wtorze ogluszajacej muzyki zespolu rockowego, ktory na szczescie umieszczono w jednym z bocznych pomieszczen, w pewnym oddaleniu od samej ekspozycji. Gdyby nie wiszace na scianach obrazy, oswietlone malymi, punktowymi reflektorami, mozna by odniesc wrazenie, ze jest sie w dyskotece, a nie w jednej z najbardziej eleganckich galerii Paryza.
Dominique Lavier dyskretnymi spojrzeniami i poruszeniami glowy zaprowadzila Krupkina do kata sporej sali. Ich pogodne twarze, wysoko uniesione brwi i wybuchy smiechu maskowaly prawdziwa tresc rozmowy.
– Starcy otrzymali informacje, ze monseigneur wyjezdza na kilka dni, ale maja w dalszym ciagu prowadzic poszukiwania wysokiego Amerykanina i jego kulejacego towarzysza.
– Chyba musialas byc bardzo przekonujaca.
– Kiedy przekazalam mu wiadomosc, umilkl, ale w jego oddechu slychac bylo potworna nienawisc. Doslownie zlodowacialam.
– Jest juz w drodze do Moskwy… – powiedzial cicho Rosjanin. – Na pewno przez Prage.
– Co teraz zrobicie?
Krupkin odchylil glowe i parsknal bezglosnym, udawanym smiechem, po czym spojrzal na nia i odpowiedzial spokojnym glosem:
– Polecimy za nim.
Rozdzial 33
Bryce Ogilvie, wspolwlasciciel firmy adwokackiej Ogilvie, Spofford, Crawford i Cohen, bardzo sie szczycil swoja samodyscyplina. Polegala ona nie tylko na umiejetnosci zachowania zewnetrznego spokoju, lecz przede wszystkim na zdolnosci opanowania strachu, ktory w kryzysowych chwilach zzeral go od srodka. Kiedy jednak pietnascie minut temu przybyl do biura i pierwszym dzwiekiem, jaki uslyszal, byl dzwonek jego prywatnego, zastrzezonego telefonu, poczul ostre uklucie niepokoju, gdy zas po podniesieniu sluchawki dowiedzial sie od radzieckiego konsula generalnego w Nowym Jorku, ze ten chce sie z nim natychmiast widziec, odniosl wrazenie, ze w zoladku ma potworna, wsysajaca wszystko pustke. Nieznosne uczucie nasililo sie jeszcze bardziej, kiedy Rosjanin poprosil go – a wlasciwie rozkazal – zeby zjawil sie za godzine w apartamencie 4- C hotelu Carlyle, a nie w dotychczasowym miejscu spotkan, to znaczy w wynajetym apartamencie na rogu Trzydziestej Drugiej Ulicy i Madison Avenue. Co prawda Ogilvie odwazyl sie delikatnie zaprotestowac, lecz kiedy uslyszal odpowiedz Rosjanina, ssaca pustka wypelnila sie piekacym, podchodzacym do gardla ogniem.
– Po tym, co panu pokaze, bedzie pan zalowal, ze w ogole sie poznalismy, nie mowiac juz o dzisiejszym spotkaniu! Prosze tam byc!
Ogilvie siedzial wcisniety w kat limuzyny, zesztywniale nogi wparl w dywanowa wykladzine podlogi. Po glowie tlukly mu sie rozpaczliwie jakies abstrakcyjne mysli o jego pozycji, bogactwie i wplywach. Musi sie opanowac! W koncu jest nikim innym jak samym Bryce'em Ogilvie, bez watpienia najbardziej wzietym adwokatem i radca prawnym w Nowym Jorku, jednym z najwiekszych specjalistow w dziedzinie prawa antytrustowego, ustepujacym pod tym wzgledem chyba tylko Randolphowi Gatesowi z Bostonu.
Gates! Sama mysl o tym sukinsynu zdolala odwrocic uwage Bryce'a od ponurych rozwazan. 'Meduza' zwrocila sie do szanownego Gatesa z pewna drobna prosba, chodzilo mianowicie o to, by zechcial zasiasc w malo istotnej, tworzonej wlasnie przez rzad komisji, a on nawet nie raczyl odpowiedziec na telefony! Przeciez dzwonil do niego czlowiek, ktory budzil pelne zaufanie. Byl to ten odpowiedzialny za dostawy dla Pentagonu dupek, general Norman Swayne. Nawet jezeli w jego prosbie krylo sie cos wiecej, to Gates z pewnoscia nic o tym nie wiedzial… Gates?