– Nie mam pojecia. Wiem tylko tyle, ze musi zostac wyeliminowany
i ze nasi zawodowcy przyjeli zlecenie, a wlasciwie zlecenia. Oni wszyscy musza zniknac.
– Wspomnial pan o Sajgonie.
– Bourne nalezal do starej 'Meduzy' – powiedzial cicho Ogilvie. – Jak wszyscy byl zlodziejem i bandyta… Mozliwe, ze po prostu poznal kogos sprzed dwudziestu lat. DeSole wywachal, ze Bourne – nawiasem mowiac, nie jest to jego prawdziwe nazwisko – zostal przeszkolony przez Agencje, zeby odegrac rola miedzynarodowego terrorysty i wciagnac w zasadzke jakiegos groznego morderce, znanego jako Carlos. Cos jednak im nie wyszlo i Bourne poszedl w odstawke, zdaje sie, ze z niezla emerytura. 'Dzieki, chlopie, zes probowal, ale teraz juz po wszystkim…' Wyglada na to, ze chcial wyciagnac jeszcze wiecej i dlatego zainteresowal sie nami. Teraz chyba pan rozumie, prawda? To zupelnie oddzielne sprawy, nie maja ze soba zadnego zwiazku!
Rosjanin rozplotl zlozone za plecami dlonie i oderwal sie od kominka. Wyraz jego twarzy swiadczyl bardziej o trosce niz o niepokoju.
– Czy pan jest slepy, czy moze tylko tak ograniczony, ze nie widzi pan nic oprocz wlasnych interesow?
– Wypraszam sobie takie uwagi! O czym pan mowi, do diabla?
– Zwiazek istnieje, bo takie wlasnie byly zalozenia, a wy stanowicie zaledwie produkt uboczny, ktory nabral znaczenia wylacznie za sprawa zbiegu okolicznosci.
– Nie rozumiem… – wyszeptal Ogilvie z pobladla twarza.
– Przed chwila mowil pan o jakims groznym mordercy, a Bourne'a okreslil pan jako malo waznego agenta, ktory po nieudanej probie wykonania zadania zostal odeslany na niezla emeryture.
– Tak mi powiedziano…
– Co jeszcze powiedziano panu o Carlosie- Szakalu i czlowieku noszacym nazwisko Jason Bourne? Co pan wie o nich?
– Szczerze mowiac, niewiele. To dwaj podstarzali zabojcy, kompletne mety, polujace na siebie od lat. Zreszta, co to kogo obchodzi? Mnie zalezy wylacznie na utrzymaniu w scislej tajemnicy faktu istnienia naszej organizacji, co pan zdaje sie podawac w watpliwosc.
– W dalszym ciagu niczego pan nie rozumie, prawda?
– A co mam rozumiec, na litosc boska?
– Bourne moze wcale nie byc taka meta, za jaka pan go uwaza, szczegolnie jesli wezmie sie pod uwage jego przyjaciol.
– Prosze wyrazac sie jasniej.
– On wykorzystuje 'Meduze', zeby wytropic Szakala.
– Niemozliwe! Tamta 'Meduza' przestala istniec wiele lat temu w Sajgonie!
– Najwidoczniej Bourne uwaza inaczej. Czy bylby pan uprzejmy zdjac te elegancka marynarke, podwinac rekaw koszuli i zademonstrowac niewielki tatuaz na wewnetrznej stronie przedramienia?
– To nie ma zadnego zwiazku! Honorowy znak z wojny, w ktorej nikt nas nie popieral, a ktora mimo to musielismy toczyc!
– W magazynach i skladach towarow w Sajgonie? Okradajac wlasnych zolnierzy i wysylajac kurierow do Szwajcarii? Za takie bohaterstwo nikt nie przyznaje odznaczen.
– Czcze domysly bez pokrycia! – parsknal wsciekle Ogilvie.
– Prosze to powiedziec Bourne'owi, wychowankowi pierwszej 'Meduzy'… Tak, mily panie! Szukal was, znalazl, a teraz wykorzystuje, zeby dobrac sie do Szakala.
– Na rany Chrystusa, w jaki sposob?!
– Musze szczerze przyznac, ze nie wiem, ale chyba bedzie dobrze, jesli pan to przeczyta. – Konsul podszedl szybkim krokiem do biurka, wzial lezace na nim kartki maszynopisu i wreczyl je adwokatowi. – Oto stenogramy rozszyfrowanych rozmow telefonicznych, jakie przeprowadzono cztery godziny temu z naszej ambasady w Paryzu. Ustalilismy ponad wszelka watpliwosc tozsamosc wszystkich osob. Prosze sie dokladnie z nimi zapoznac, a potem podzielic ze mna swa fachowa opinia.
Stalowy Ogilvie, jeden z najdrozszych prawnikow w Nowym Jorku, chwycil kartki i zaczal szybko pochlaniac wzrokiem ich tresc. W miare jak przerzucal strony, krew coraz bardziej odplywala z jego twarzy, ktora upodobnila sie niemal do smiertelnej maski.
– Moj Boze, oni o wszystkim wiedza! Zalozyli mi podsluch! Ale jak? Kiedy? To szalenstwo! Nie moge uwierzyc!
– Moge tylko jeszcze raz panu poradzic, zeby powiedzial pan to Bourne'owi i jego przyjacielowi z Sajgonu, Aleksandrowi Conklinowi. To im udalo sie trafic na wasz trop.
– Niemozliwe! – ryknal Ogilvie. – Przekupilismy albo wyeliminowalismy wszystkich ludzi starej 'Meduzy', ktorzy cokolwiek mogli podejrzewac! Boze, przeciez bylo ich zaledwie kilkudziesieciu! Przed chwila mowilem panu: to byly mety, zlodzieje i zbiegli przestepcy, poszukiwani w Australii i na calym Dalekim Wschodzie. Dotarlismy do wszystkich, jestem tego pewien!
– Jednak wyglada na to, ze kilku pomineliscie – zauwazyl Sulikow. Prawnik zaczal ponownie przerzucac kartki. Na jego czole pojawily sie
krople potu, by po chwili polaczyc sie w struzki i splynac ku skroniom.
– Boze, jestem skonczony… – wyszeptal przez scisniete gardlo.
– Ja rowniez w pierwszej chwili odnioslem takie wrazenie – odparl konsul generalny ZSRR w Nowym Jorku – ale przeciez podobno nie ma sytuacji bez wyjscia, czyz nie tak…? Oczywiscie, jesli chodzi o nas, to mozemy za chowac sie tylko w jeden sposob: zostalismy oszukani przez bezlitosnych, goniacych za zyskiem kapitalistow; bylismy jak niewinne owieczki prowadzone na rzez przez amerykanski kartel finansowych oszustow, ktorzy usilowali wciskac nam bezwartosciowe towary po paskarskich cenach i twierdzili, ze posiadaja zezwolenie swego rzadu na sprzedaz Zwiazkowi Radzieckiemu i jego sojusznikom artykulow objetych embargiem.
– Ty sukinsynu! – wybuchnal Ogilvie. – Przeciez wspoldzialaliscie z nami od poczatku do konca! To wy dokonywaliscie transferu milionow dolarow, zmienialiscie nazwy i bandery statkow chyba we wszystkich portach swiata, nawet je przemalowywaliscie, zeby tylko ominac przepisy!
Sulikow rozesmial sie lagodnie.
– Prosze to udowodnic – zaproponowal. – Jezeli pan chce, moge nadac panskiej ucieczce znaczny rozglos. W Moskwie bardzo by sie przydalo panskie doswiadczenie.
– Co takiego?! – wykrzyknal adwokat, wpatrujac sie z przerazeniem w konsula.
– Chyba zdaje pan sobie sprawe z tego, ze nie moze pan zostac tutaj ani minuty dluzej niz to naprawde konieczne. Prosze jeszcze raz przeczytac te stenogramy, panie Ogilvie. Wynika z nich jasno, ze w kazdej chwili moze pan zostac aresztowany.
– O, moj Boze…
– Moglby pan dzialac na terenie Hongkongu albo Makau – oni z radoscia powitaliby panskie pieniadze – ale zwazywszy na ich klopoty z rynkami zbytu na kontynencie i problemy, jakich przysparza bliski juz kres chinsko- brytyjskiego ukladu w sprawie Hongkongu, chyba nie bardzo podobalyby im sie panskie rekomendacje. Szwajcaria odpada – te umowy o ekstradycji sa bardzo rygorystycznie przestrzegane, o czym przekonal sie Vesco… Wlasnie, Vesco! Moglby pan dolaczyc do niego na Kubie…
– Prosze przestac! – ryknal Ogilvie.
– Ewentualnie moglby pan podjac wspolprace z wladzami. Gdyby byl pan z nimi naprawde szczery, kto wie, moze zmniejszyliby panu wyrok nawet o dziesiec lat?
– Do cholery, zabije pana!
Otworzyly sie drzwi sypialni i do pokoju wszedl ochroniarz z reka ukryta pod pola marynarki. Adwokat zerwal sie z miejsca, po czym, drzac na calym ciele, opadl z powrotem na fotel i pochylil sie do przodu, kryjac twarz w dloniach.
– To nie jest najrozsadniejsze wyjscie z sytuacji – zauwazyl chlodno Sulikow. – Prosze sie opanowac, panie mecenasie. Nie czas na gwaltowne emocje.
– Co pan moze o tym wiedziec? – wychrypial Ogilvie i spojrzal na konsula zalzawionymi oczami. – Jestem skonczony!
– Mam wrazenie, ze jak na kogos tak zamoznego i wplywowego nieco zbyt pochopnie wyciaga pan wnioski. To prawda, ze nie moze pan tu zostac, ale przeciez w dalszym ciagu dysponuje pan ogromnymi mozliwosciami. Prosze dzialac z pozycji sily, na tym polega sztuka przetrwania! Po pewnym czasie wladze zrozumieja, jak wielkie moze im pan oddac uslugi, i dolaczy pan do ludzi takich jak Boesky, Levine i wielu innych, ktorzy otrzymali