Pod scianami stalo kilka rezerwowych krzesel, przeznaczonych dla dodatkowych gosci lub uzbrojonej obstawy. Przy stole siedzial dystyngowany mezczyzna o oliwkowej cerze i czarnych, gestych wlosach, a u jego boku, po lewej stronie, elegancko ubrana, starannie uczesana kobieta w srednim wieku. Na stole stala butelka chianti classico i dwa niezgrabne kieliszki, a na krzesle po prawej stronie dyplomaty lezala czarna skorzana teczka.

– Jestem DeFazio – powiedzial capo supremo, zamykajac drzwi. – A to moj kuzyn Mario, o ktorym chyba panstwo slyszeli. Bardzo zdolny czlowiek, oderwal sie od rodziny, zeby tu byc.

– Tak, oczywiscie – odparl arystokratyczny mafioso. – Mario, il boia, esecuzione garantito… Rownie pewnie poslugujacy sie kazdym rodzajem broni. Siadajcie, panowie.

– Nie lubie takiego gadania – odezwal sie Mario, podchodzac do krzesla. – Po prostu to, co robie, robie solidnie, to wszystko.

– Mowi pan jak prawdziwy profesjonalista, signore – zauwazyla kobieta, kiedy DeFazio i Mario usiedli juz przy stole. – Napijecie sie wina czy czegos mocniejszego?

– Na razie dziekujemy – powiedzial Louis. – Moze pozniej… Moj utalentowany kuzyn ze strony mej swietej pamieci matki zadal mi, nim tu weszlismy, dobre pytanie: jak mamy sie do panstwa zwracac? Wcale mi nie chodzi o prawdziwe nazwiska, ma sie rozumiec.

– Wiekszosc znajomych tytuluje nas Conte i Contessa – odparl ciemnowlosy mezczyzna z usmiechem, ktory bardziej by pasowal do maski niz do ludzkiej twarzy.

– A nie mowilem, cugino! Ci ludzie naprawde zasluguja na szacunek. No, panie hrabio, moze nam pan powie, co tu jest wlasciwie grane?

– Moze pan byc pewien, ze to uczynie, signor DeFazio – wycedzil rzymianin bez sladu usmiechu na twarzy. – Wprowadze pana we wszystkie najswiezszej daty wydarzenia, choc gdyby to ode mnie zalezalo, najchetniej pozostawilbym pana w odleglej przeszlosci.

– Hej, co to za pieprzenie?

– Prosze, Lou! – wtracil sie Mario. – Uwazaj, co mowisz!

– A on nie powinien uwazac, co mowi? O czym on chrzani? Chce mnie w cos wrobic czy jak?

– Zapytal mnie pan, co sie stalo, a ja wlasnie pana o tym informuje – powiedzial dyplomata tym samym tonem co poprzednio. – Wczoraj w poludnie ja i moja zona o malo nie zostalismy zabici… Zabici, signor DeFazio. Nie jestesmy do tego przyzwyczajeni ani nie mamy zamiaru czegos takiego tolerowac. Czy ma pan chocby blade pojecie, w co sie pan naprawde wpakowal?

– Oni… Oni was namierzyli?

– Jezeli chodzi panu o to, czy wiedzieli, kim jestesmy, to cale szczescie odpowiedz brzmi nie. Gdyby bylo inaczej, najprawdopodobniej nie siedzielibysmy teraz przy tym stole!

Hrabina spojrzeniem nakazala mezowi spokoj.

– Signor DeFazio – zwrocila sie do przybysza z Nowego Jorku – wedlug posiadanych przez nas informacji zawarl pan kontrakt dotyczacy tego kulawego czlowieka i jego przyjaciela, doktora. Czy to prawda?

– W pewnym sensie – przyznal ostroznie capo supremo. – To znaczy, zgadza sie, ale jest jeszcze cos poza tym… Wie pani, o czym mowie?

– Nie mam najmniejszego pojecia – odparla hrabina lodowatym tonem.

– Powiem wam, bo moze bede musial skorzystac z waszej pomocy. Dobrze zaplace.

– Czy to ma znaczyc, ze jest jeszcze cos poza tym? – przerwala mu zona dyplomaty.

– Mamy sprzatnac jeszcze trzeciego faceta. Goscia, z ktorym ci dwaj spotkali sie w Paryzu.

Maz i zona wymienili blyskawiczne spojrzenia.

– Trzeciego faceta… – mruknal hrabia, podnoszac do ust kieliszek z winem. – Rozumiem. Potrojne kontrakty sa zwykle bardzo oplacalne. Jak bardzo, signor DeFazio?

– A czyja pana pytam, ile pan zarabia tygodniowo w Paryzu? Powiedzmy, ze to spora forsa, a wy mozecie z tego liczyc na szesciocyfrowa sume, jezeli wszystko pojdzie tak, jak powinno.

– Szesc cyfr to bardzo nieprecyzyjne sformulowanie – zauwazyla kobieta. – Wynika z niego jednak, ze sam kontrakt opiewa na kwote co najmniej siedmiocyfrowa.

– Siedmio? – DeFazio wstrzymal oddech i zawisl spojrzeniem na jej twarzy.

– Czyli na co najmniej milion dolarow – uzupelnila hrabina.

Louis odetchnal gleboko, kiedy uslyszal, ze siedem cyfr to nie siedem milionow dolarow.

– Naszym klientom bardzo zalezy na sprawnym wykonaniu roboty – wyjasnil. – Nie pytamy, dlaczego, tylko robimy swoje. W takich sytuacjach donowie sa zawsze bardzo hojni. Prawie cala forsa zostaje u nas, a my zyskujemy sobie dobra reputacje. Czy nie tak, Mario?

– Na pewno, Louis, ale ja nie znam sie na tych sprawach.

– Ale dostajesz pieniadze, prawda?

– Gdybym nie dostawal, nie byloby mnie tutaj, Lou.

– Teraz rozumiecie? – zapytal DeFazio, spogladajac na dwoje arystokratow europejskiej mafii, ktorzy jednak nie zareagowali zadnym gestem, wpatrujac sie w milczeniu w capo supremo. – Hej, o co wam chodzi…? A, o te wasza wczorajsza przygode, tak? Jak to bylo – zobaczyli was i jakis goryl zaczal strzelac, tak? Chyba nie moglo byc inaczej, no nie? Nie wiedzieli, kim jestescie, ale za bardzo rzucaliscie sie w oczy, wiec postanowili was postraszyc. To stary numer: napedzic pietra kazdemu obcemu, ktorego widzialo sie wiecej niz raz.

– Lou, juz cie prosilem, zebys sie uspokoil.

– A jak mam sie uspokoic? Chce ubic interes, a nie gadac nie wiadomo o czym!

Hrabia nie zwrocil najmniejszej uwagi na wybuch Louisa.

– Krotko mowiac – powiedzial, unoszac brwi – ma pan zabic kaleke, doktora i jeszcze kogos, czy tak?

– Krotko mowiac, zgadza sie.

– Czy wie pan o tym trzecim czlowieku cos wiecej, niz wynika ze zdjecia albo slownego opisu?

– Jasne. Nie uwierzycie, ale kiedys to byl rzadowy agent, ktory robil to samo, co Mario teraz. Wszyscy trzej zdrowo dali sie we znaki naszym klientom i dlatego ci postanowili nas wynajac. To chyba proste, prawda?

– Nie jestem tego pewna – odparla hrabina, pociagajac lyk wina. – Wyglada na to, ze nie wie pan o wielu rzeczach.

– Na przyklad o czym?

– Na przyklad o tym, ze istnieje ktos, komu zalezy na smierci tego trzeciego czlowieka jeszcze bardziej niz wam – wyjasnil sniadoskory mafioso. – Wczoraj w poludnie napadl z kilkoma ludzmi na mala wiejska restauracje i zabil kilka osob tylko dlatego, ze wsrod gosci znajdowal sie takze ten wasz trzeci czlowiek… Widzielismy, jak uciekl, ostrzezony przez swojego goryla, i natychmiast domyslilismy sie, co sie swieci. Wyszlismy kilka minut przed masakra.

– Condannare! – wykrztusil DeFazio. – Kim jest ten sukinsyn, ktory chce go zabic? Powiedzcie mi!

– Spedzilismy wczorajsze popoludnie i caly dzisiejszy dzien, probujac to ustalic – powiedziala kobieta, dotykajac delikatnie palcami niezgrabnego kieliszka, jakby nie mogla pogodzic sie z jego brzydota. – Ludzie, ktorych masz zgladzic, zawsze chodza z obstawa. Poczatkowo nie wiedzielismy, kim sa uzbrojeni mezczyzni, ktorzy ciagle sie przy nich kreca, ale potem na Avenue Montaigne zobaczylismy, jak przyjezdza po nich limuzyna z radzieckiej

ambasady, i rozpoznalismy jednego z nich. To wysoki oficer KGB. Wydaje nam sie, ze teraz juz rozwiazalismy zagadke.

– Ale tylko pan moze to potwierdzic – dodal hrabia. – Jak sie nazywa trzeci czlowiek, ktorego macie wyeliminowac? Chyba mozemy to wiedziec, prawda?

Louis wzruszyl ramionami.

– Czemu nie? Nazywa sie Bourne, Jason Bourne. Probowal szantazowac naszych klientow.

– Ecco – powiedzial cicho dyplomata.

– Ultimo – uzupelnila jego zona. – Co pan wie o tym Bournie?

– To, co juz wam powiedzialem. Pracowal dla rzadu, ale chlopcy z Waszyngtonu go wykiwali, wiec wsciekl sie i probowal wykiwac naszych klientow. Niezly aparat, nie ma co…

– Czy slyszal pan kiedys o Szakalu? – zapytal hrabia, pochylajac sie lekko nad stolem i przypatrujac uwaznie Louisowi.

– Jasne. Slyszalem o nim i wiem, co wam chodzi po glowie. Ten Szakal ma podobno jakies pretensje do Bourne'a i na odwrot, ale ja nie dam za to zlamanego centa. Jeszcze niedawno myslalem, ze ten caly Szakal to tylko postac z ksiazek albo filmow, rozumiecie? A potem nagle okazuje sie, ze facet naprawde istnieje. Niezle,

Вы читаете Ultimatum Bourne’a
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату