– Dobra, niewazne. I tak juz przepadlo. Jutro albo pojutrze dostaniesz naszych dwoch fachowcow, wiec wyciagnij z nich wszystko, co sie da. Obaj mysla tylko o tym, jak ocalic wlasne tylki. Capo na pewno bedzie probowal krecic, ale ten drugi caly czas modli sie za rodzine i chyba nie udaje.
– A co wy zrobicie?
– Polecimy do Moskwy.
– Za Ogilviem?
– Nie, za Szakalem. Ale jesli spotkam Bryce'a, przekaze mu pozdrowienia od ciebie.
Rozdzial 35
Buckingham Pritchard siedzial obok swego wuja, Cyryla Sylwestra Pritcharda, w gabinecie sir Henry'ego Sykesa w palacu gubernatora na Montserrat. W pokoju znajdowal sie takze najlepszy miejscowy prawnik, ktory za namowa Sykesa mial sluzyc pomoca Pritchardom na wypadek, gdyby oskarzono ich o wspoludzial w organizowaniu akcji terrorystycznych. Siedzacy za biurkiem sir Henry wpatrywal sie wlasnie z oslupieniem w prawnika nazwiskiem Jonathan Lemuel. Ten z kolei utkwil spojrzenie w suficie, bynajmniej nie po to, zeby sprawdzic dzialanie obracajacego sie leniwie wentylatora, ale po to, by okazac bezgraniczne zdumienie. Lemuel jako czarnoskory 'chlopiec z kolonii' wiele lat temu skonczyl dzieki rzadowemu stypendium studia prawnicze w Cambridge, zarobil sporo pieniedzy w Londynie, a teraz wrocil w rodzinne strony, by spedzic tu jesien zycia, rozkoszujac sie owocami swej pracy. Wygladalo na to, ze na prosbe sir Henry'ego mial okazac pomoc dwom nieprawdopodobnym idiotom, ktorym w jakis niepojety sposob udalo sie wplatac w powazna miedzynarodowa afere.
Bezposrednia przyczyna oslupienia zastepcy gubernatora i zdumienia Jonathana Lemuela byla rozmowa, jaka odbyla sie miedzy sir Henrym Sykesem i zastepca dyrektora Urzedu Imigracyjnego na lotnisku w Montserrat.
– Panie Pritchard, ustalilismy ponad wszelka watpliwosc, ze panski siostrzeniec podsluchal rozmowe telefoniczna miedzy Johnem St. Jacques a jego szwagrem, Davidem Webbem. Co wiecej, panski siostrzeniec przyznal przed chwila bez zadnego przymusu, ze przekazal panu uzyskane w ten sposob informacje, a pan stwierdzil wtedy, ze natychmiast musi skontaktowac sie z Paryzem. Czy to prawda?
– Calkowita prawda, sir Henry.
– Z kim rozmawial pan w Paryzu? Prosze podac nam numer telefonu.
– Z calym szacunkiem, sir, ale poprzysiaglem dochowac tajemnicy. Uslyszawszy te zdumiewajaca odpowiedz, Jonathan Lemuel spojrzal
z niedowierzaniem w sufit.
Pierwszy odzyskal mowe Sykes.
– Co pan przez to rozumie, panie Pritchard?
– Ja i moj siostrzeniec nalezymy do ogromnej miedzynarodowej organizacji skupiajacej najwiekszych ludzi swiata. Obaj przysieglismy, ze nikomu nie zdradzimy tajemnicy.
– Moj Boze, on w to naprawde wierzy… – wyszeptal sir Henry.
– Na litosc boska! – wybuchnal Lemuel, odrywajac spojrzenie od sufitu. – Centrale telefoniczne na wyspach, szczegolnie te obslugujace automaty wrzutowe, nie naleza do najnowoczesniejszych, a ty na pewno otrzymales polecenie skorzystania z automatu. Najdalej za dzien lub dwa i tak uda sie ustalic ten numer. Dlaczego nie chcesz go teraz podac sir Henry'emu? Przeciez widzisz, ze mu na tym zalezy.
– Dlatego, sir, ze nasi wysocy zwierzchnicy w organizacji osobiscie bardzo wyraznie polecili mi nikomu o tym nie mowic.
– A jak sie nazywa ta organizacja?
– Nie wiem, sir Henry. W tej sprawie najwazniejsza jest scisla diskrecja, nie rozumie pan?
– Obawiam sie, ze to pan nie rozumie kilku podstawowych rzeczy, panie Pritchard – wycedzil Sykes, tracac powoli cierpliwosc.
– Wrecz przeciwnie, sir Henry, i zaraz to panu ponad wszelka watpliwosc udowodnie! – oznajmil entuzjastycznie czarnoskory urzednik, spogladajac kolejno na prawnika, zastepce gubernatora i wpatrujacego sie w niego z uwielbieniem siostrzenca. – Wielka suma pieniedzy zostala przekazana z pewnego prywatnego banku w Szwajcarii na moje konto tutaj, w Montserrat. Instrukcje, jakie otrzymalem wraz z pieniedzmi, byly nadzwyczaj proste:
mialem je wykorzystac na wydatki zwiazane z wykonywaniem roznych waznych zadan, jakie otrzymam w przyszlosci – transport, zywnosc, zakwaterowanie. Oczywiscie, prowadze scisle rachunki, bo przeciez nie moge naduzyc zaufania, jakie pokladaja we mnie tak wspaniali, szczodrzy ludzie…
Henry Sykes i Jonathan Lemuel ponownie wymienili spojrzenia, w ktorych oprocz bezgranicznego zdumienia mozna bylo teraz dostrzec takze cos w rodzaju fascynacji.
– Czy otrzymal pan jakies inne zadanie oprocz tego, zeby za posrednictwem swego siostrzenca sledzic wszystko, co dzialo sie w Pensjonacie Spokoju?
– Na razie nie, sir, ale jestem pewien, ze je otrzymam, kiedy nasi szacowni zwierzchnicy przekonaja sie, jak wspaniale wykonalem ich pierwsze polecenie.
Lemuel uniosl ostrzegawczo reke, powstrzymujac Sykesa przed wybuchem. Zastepca gubernatora poczerwienial na twarzy, jakby za chwile mial pasc razony apopleksja.
– Czy mozna wiedziec, ile dokladnie wynosila ta 'wielka suma pieniedzy', ktora otrzymales ze Szwajcarii?- zapytal lagodnie adwokat. – Pod wzgledem prawnym nie ma to zadnego znaczenia, a sir Henry i tak moze uzyskac te informacje z banku, wiec mozesz spokojnie nam powiedziec.
– Trzysta funtow! – oznajmil z duma starszy z Pritchardow.
– Trzysta… Funtow?… – wykrztusil z trudem Lemuel.
– Niezbyt oszalamiajace, prawda? – zauwazyl Sykes, ostroznie odchylajac sie na fotelu.
– A jakie mniej wiecej poniosles wydatki? – pytal dalej prawnik.
– Nie mniej wiecej, tylko dokladnie – odparl zastepca dyrektora Urzedu Imigracyjnego lotniska w Montserrat, wyjmujac z kieszeni munduru nie wielki notes.
– Moj szanowny wuj jest zawsze nadzwyczaj skrupulatny – poinformowal z godnoscia Buckingham Pritchard.
– Dziekuje ci, siostrzencze.
– A wiec ile? – powtorzyl pytanie adwokat.
– Dokladnie dwadziescia szesc funtow i dwadziescia piec pensow, czyli sto trzydziesci dwa wschodniokaraibskie dolary, liczac po aktualnym kursie. Gdybym je teraz wymienil, zyskalbym dodatkowo czterdziesci siedem centow.
– Niewiarygodne… – wymamrotal wstrzasniety Sykes.
– Zachowalem wszystkie rachunki – ciagnal urzednik z coraz wiekszym zapalem. – Trzymam wszystkie w metalowej skrytce w moim mieszkaniu przy Old Road Bay. Siedem dolarow i osiemnascie centow na rozmowy z Wyspa Spokoju – nie moglem korzystac ze sluzbowego telefonu. Dwadziescia trzy dolary i szescdziesiat piec centow za rozmowe z Paryzem. Szescdziesiat osiem dolarow i osiemdziesiat centow za obiad dla mnie i mojego siostrzenca w Vue Point… Spotkalismy sie w interesach, ma sie rozumiec…
– Wystarczy – przerwal mu Jonathan Lemuel, ocierajac chusteczka zroszone potem czolo, mimo ze w gabinecie wcale nie bylo bardzo goraco.
– Jestem gotow przedstawic wszystkie rachunki we wlasciwym czasie…
– Powiedzialem, ze wystarczy, Cyryl.
– Powinien pan wiedziec, ze odmowilem pewnemu taksowkarzowi, ktory zaproponowal, ze wystawi mi zawyzony rachunek, i zbesztalem go z wykorzystaniem powagi mego urzedu…
– Dosyc! – ryknal Sykes. Zyly na jego szyi nabrzmialy, jakby mialy lada chwila peknac. – Jestescie obaj nieprawdopodobnymi glupcami! Skad wam przyszlo do glowy podejrzewac Johna St. Jacques o jakas przestepcza dzialalnosc?
– Za pozwoleniem, sir Henry – odezwal sie mlodszy Pritchard. – Ja na wlasne oczy widzialem, co sie wydarzylo w pensjonacie. To bylo straszne! Trumny na nabrzezu, spalona kaplica, dookola wyspy policyjne lodzie, strzaly… Minie wiele miesiecy, zanim znowu przyjada do nas goscie.