– My juz go mamy, Aleksiej.

– Niezupelnie. Waszyngton wie, ze on tu jest.

– A wiec?

– A wiec moge im powiedziec, ze wam uciekl, a oni mi uwierza. Wcisne im bajeczke, ze zwial wam sprzed nosa, a wy o malo sie nie wsciekliscie, ale juz nic nie mogliscie zrobic, bo znalazl sie pod opieka niezaleznego panstwa, czlonka Organizacji Narodow Zjednoczonych.

– Czy moglbys mi wyjasnic, moj szanowny, wieloletni przeciwniku, jaka mielibysmy z tego korzysc?

– Zadnych oskarzen o ukrywanie amerykanskiego przestepcy, podziekowania za probe jego ujecia, przejecie interesow 'Meduzy' w Europie…

To ostatnie przy niebagatelnym udziale niejakiego Dymitra Krupkina, czujacego sie w kosmopolitycznym swiecie Paryza jak ryba w wodzie. Znasz kogos, kto by sie lepiej do tego nadawal…? Pomysl tylko, Kruppie, wszedlbys do scislego grona najlepiej poinformowanych czlonkow KC! Moglbys sprzedac te nedzna bude nad Jeziorem Genewskim, a kupic ogromna posiadlosc nad Morzem Czarnym!

– Musze przyznac, ze to bardzo sensowna i atrakcyjna propozycja – odparl Krupkin. – Znam dwoch lub trzech ludzi z Komitetu Centralnego, z ktorymi moge sie skontaktowac w ciagu paru minut… W scislej tajemnicy, ma sie rozumiec.

– Niet! – wrzasnal ponownie komisarz KGB, walac piescia w stol Krupkina. – Ja dobrze troche rozumiem! Wy mowicie za bardzo szybko, ale ja rozumiem! Wariaci!

– Zamknij sie, do cholery! – ryknal Dymitr. – Mowimy o sprawach, o ktorych ty nie masz najmniejszego pojecia!

– Szto…? – Komisarz zareagowal niczym dziecko zbesztane przez doroslego: jego zapuchniete oczy otworzyly sie szeroko, a na twarzy pojawil sie wyraz zdumienia i niedowierzania, wywolany gniewnym wybuchem podwladnego.

– Daj szanse mojemu przyjacielowi, Kruppie – poprosil Aleks. – Nie macie nikogo lepszego. Tylko on moze pokonac Szakala.

– Moze rowniez zginac, Aleksiej.

– Wiele razy ocieral sie o smierc. Wierze w niego.

– Wierzysz…! – szepnal rozpaczliwie Krupkin, wznoszac oczy ku sufitowi. – Dobrze, ze jeszcze mozesz sobie pozwolic na taki luksus. W porzadku, zostana wydane odpowiednie rozkazy, ma sie rozumiec w calkowitej tajemnicy. Zawioze cie do czesci amerykanskiej, zeby to mialo choc pozory prawdopodobienstwa.

– Jak szybko moge sie tam dostac? – zapytal Bourne. – Bede potrzebowal maksymalnie duzo czasu.

– Godzine drogi stad jest lotnisko, nad ktorym sprawujemy calkowita kontrole, ale najpierw musze poczynic niezbedne przygotowania. Podaj mi telefon… Tak, ty, niedorozwiniety komisarzu! I ani slowa wiecej, rozumiesz? Telefon!

Jeszcze niedawno wszechmocny i dumny, a teraz zbity z tropu i posluszny zwierzchnik przyniosl pospiesznie Krupkinowi aparat.

– Jeszcze jedno – powiedzial Bourne. – Niech TASS opublikuje obszerny komunikat o tym, ze znany terrorysta Jason Bourne zmarl w Moskwie od ran odniesionych podczas starcia z silami bezpieczenstwa. Sprobujcie nadac temu mozliwie duzy rozglos. Oczywiscie zadnych szczegolow, ale wszystko musi mniej wiecej odpowiadac prawdzie.

– To zaden problem. Agencja TASS jest poslusznym narzedziem wladzy.

– Jeszcze nie skonczylem – mowil dalej Jason. – W tekscie komunikatu musi sie znalezc wzmianka, ze przy ciele Bourne'a znaleziono mape drogowa Brukseli i okolic z zaznaczonym czerwonym kolkiem Anderlechtem.

– Zamach na glownodowodzacego sil NATO… Bardzo przekonujace. Musze jednak zwrocic panska uwage, panie Bourne, Webb, czy jak tam pan sie nazywa, ze ta historia w ciagu kilkunastu minut rozejdzie sie po calym swiecie.

– Wiem o tym.

– I jestes na to przygotowany?

– Jestem.

– A co z twoja zona? Nie uwazasz, ze powinienes sie z nia skontaktowac, zanim swiat dowie sie o twojej smierci?

– Nie. Nie wolno nam dopuscic do powstania przecieku.

– Boze! – wybuchnal Aleks. – Przeciez mowisz o Marie, nie o jakims obcym czlowieku! Ona sie zalamie!

– Musze podjac to ryzyko – odparl lodowatym tonem Delta Jeden z 'Meduzy'.

– Ty sukinsynu!

– Niech i tak bedzie – zgodzil sie kameleon.

John St. Jacques wszedl z komputerowym wydrukiem w dloni do rozswietlonego slonecznymi promieniami pokoju w wiejskim, specjalnie strzezonym domu w stanie Maryland. Czul, ze jeszcze chwila, a wzbierajace mu w oczach lzy poplyna po policzkach. Jego siostra bawila sie z tryskajacym zdrowiem Jamiem na podlodze obok kanapy, ulozywszy uprzednio do snu na pietrze malenka Alison. Marie miala zmeczona, wychudzona twarz i since pod oczami; wycienczylo ja zarowno ciagle napiecie, jak i dluga, idiotycznie zaplanowana podroz z Paryza do Waszyngtonu. Choc dotarla do domu zaledwie wczoraj poznym wieczorem, wstala z samego rana, zeby jak najdluzej byc z dziecmi. Nie odwiodla jej od tego nawet matczyna, troskliwa perswazja pani Cooper. John gotow bylby zrezygnowac z kilku lat zycia, gdyby w zamian nie musial przejsc przez to, co go czekalo za chwile, ale zdawal sobie sprawe, ze nie ma zadnego wyboru. Powinien byc z siostra, kiedy ona sie o tym dowie.

– Jamie, pojdz poszukac pani Cooper, dobrze? – powiedzial lagodnie. – Wydaje mi sie, ze jest w kuchni.

– Dlaczego, wujku?

– Chce porozmawiac z twoja mama.

– Alez, Johnny… – zaprotestowala Marie.

– Prosze, siostrzyczko.

– Co sie…

Chlopiec wyszedl, obrzuciwszy uprzednio swego wuja dlugim, smutnym spojrzeniem. Jak to czesto zdarza sie dzieciom, wyczuwal, ze jest swiadkiem czegos, co przekracza jego zdolnosc pojmowania. Marie zerwala sie na rowne nogi i utkwila wzrok w bracie; po jej policzkach jedna za druga zaczely toczyc sie lzy. Wlasciwie nie musial nic mowic – okropna wiadomosc zostala juz przekazana.

– Nie…! – wyszeptala, blednac jeszcze bardziej. – Dobry Boze, nie! – krzyknela i zaczela drzec na calym ciele. – Nie! Nie!!!

– On nie zyje, siostrzyczko. Chcialem, zebys dowiedziala sie tego ode mnie, nie z radia albo z telewizora. Chce byc z toba.

– To nieprawda, nieprawda! – zawyla rozpaczliwie Marie, rzucajac sie w jego strone. Chwycila go za koszule na piersi i zacisnela kurczowo material w dloniach. – Przeciez ma ochrone! Sam mi powiedzial, ze beda go chronic…!

– Wlasnie dostalem to z Langley – powiedzial jej brat, wskazujac na wydruk z komputera. – Holland zadzwonil kilka minut temu i powiedzial, ze lada moment powinno do nas dotrzec. Wiedzial, ze bedziesz chciala to zobaczyc. Radio Moskwa nadalo wiadomosc dzisiaj w nocy. Rano powtorza ja we wszystkich dziennikach.

– Pokaz!- krzyknela buntowniczo.

St. Jacques podal jej kartke i polozyl delikatnie dlonie na ramionach siostry, gotow w kazdej chwili wziac ja w objecia i pocieszyc w takim stopniu, w jakim bylo to mozliwe. Marie przeczytala szybko wiadomosc, po czym strzasnela jego rece, zmarszczyla brwi, podeszla do kanapy i usiadla. Byla niesamowicie skoncentrowana; polozywszy wydruk na stoliku studiowala go z taka uwaga, jakby to byl zwoj staroegipskiego papirusu.

– On nie zyje, Marie. Nie mam pojecia, co powiedziec… Wiesz przeciez, co do niego czulem.

– Wiem, Johnny. – Ku jego nieopisanemu zdumieniu uniosla glowe i spojrzala na niego z lekkim usmiechem. – Mimo wszystko troche za wczesnie na lzy, braciszku. On zyje. Jason Bourne zyje. To tylko podstep, a to oznacza, ze David rowniez zyje i ma sie dobrze.

Moj Boze, biedactwo nie moze sie z tym pogodzic, pomyslal John St. Jacques, podchodzac do kanapy. Uklakl przy stoliku i wzial w dlonie rece swojej siostry.

– Kochanie, nie jestem pewien, czy zrozumialas, co ci powiedzialem. Zrobie wszystko, zeby ci pomoc, ale najpierw musisz mnie zrozumiec.

– Jestes kochany, braciszku, ale to ty niczego nie rozumiesz. Nie przeczytales uwaznie tej wiadomosci. Jej

Вы читаете Ultimatum Bourne’a
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату