– Posluchaj mnie, Ben – przerwal mu Bourne, zmuszajac go wzrokiem do tego, zeby na niego spojrzal. – Mnie z kolei nie podoba sie to, ze twoja matka siedzi w wiezieniu, ale nie ja ja tam wsadzilem.

– My wypuszczamy dysydentow i Zydow, a wy trzymacie w celi piecdziesiecioosmioletnia kobiete, ktora byla zwyklym kurierem! – wycedzil z pogarda Rosjanin.

– Nie znam wszystkich szczegolow i, jesli mam byc szczery, nie uwazam Moskwy za stolice najbardziej wielkodusznego panstwa na swiecie, ale jezeli mi pomozesz – naprawde pomozesz – to moze ja bede mogl pomoc twojej matce.

– Obiecanki cacanki! Kim jestes, zeby mowic takie rzeczy?

– Jak juz powiedzialem godzine temu w samolocie twojemu lysawemu przyjacielowi, nie jestem dluznikiem mojego rzadu, tylko on jest moim. Pomoz mi, Beniamin.

– Zrobie to, bo dostalem taki rozkaz, a nie dlatego, ze dalem sie nabrac na twoja gadanine. Pamietaj jednak, ze jesli bedziesz usilowal weszyc tam, gdzie nie trzeba, nie wyjdziesz stad zywy. Czy to jasne?

– Nie tylko jasne, ale nieistotne i niepotrzebne. Choc jestem oczywiscie zdziwiony i zaskoczony, co zreszta postaram sie opanowac najlepiej, jak po trafie, wcale nie zalezy mi na tym, zeby sie dowiedziec, co tutaj robicie. Moim zdaniem i tak nic w ten sposob nie osiagniecie… Chociaz musze przyznac, ze Disneyland w porownaniu z Nowogrodem wyglada jak nudna, prowincjonalna dziura.

Beniamin parsknal smiechem, zdmuchujac czesc mlecznej piany ze swojego koktajlu.

– Byles kiedys w Anaheim? – zapytal z figlarnym blyskiem w oku.

– Nie, bo nie moglem sobie na to pozwolic.

– My dostawalismy dyplomatyczne przepustki.

– Boze, a wiec mimo wszystko jestes jednak czlowiekiem. Chodz, przejdziemy sie troche i porozmawiamy jak ludzie.

Po przejsciu przez miniaturowy mostek znalezli sie w New London w stanie Connecticut, glownym osrodku konstrukcyjnym amerykanskich okretow podwodnych, i ruszyli spacerem w kierunku rzeki, ktora na tym odcinku zostala przeksztalcona w zminiaturyzowana, nadzwyczaj realistyczna kopie scisle strzezonej bazy morskiej. Wysokie ploty i uzbrojone patrole 'marines' strzegly suchych dokow, w ktorych spoczywaly makiety atomowych lodzi podwodnych.

– Odtworzylismy wszystko, lacznie z najdrobniejszymi szczegolami – powiedzial Beniamin – ale nie udalo nam sie jeszcze rozpracowac waszego systemu zabezpieczen. Czy to nie zabawne?

– Ani troche. Po prostu jestesmy dobrzy.

– Owszem, ale my jestesmy lepsi. Jesli nie brac pod uwage nielicznych, wiecznie niezadowolonych jednostek. Wasz blad polega na tym, ze zbyt latwo we wszystko wierzycie.

– Jak to?

– W przeciwienstwie do nas biali Amerykanie nigdy nie zaznali smaku niewoli.

– To nie tylko bardzo dawna historia, mlody czlowieku, ale w dodatku dosc tendencyjnie przedstawiana.

– Mowisz jak profesor.

– A gdybym nim byl?

– Dyskutowalbym z toba.

– Tylko pod takim warunkiem, ze twoje srodowisko pozwoliloby ci kwestionowac moj autorytet.

– Przestan chrzanic, czlowieku! Wasza niezrownana akademicka wolnosc to wlasnie zamierzchla historia. Pojedz do ktoregos z naszych miasteczek akademickich. Mamy tam rock, dzinsy i tyle trawki, ze brakuje gazet, zeby zrobic z niej skrety.

– I to ma byc postep?

– To dopiero poczatek.

– Musze sie nad tym zastanowic.

– Naprawde mozesz pomoc mojej matce?

– Jesli ty mi pomozesz…

– Sprobuje. Dobra, bierzmy sie do tego Carlosa. Slyszalem o nim, ale przyznam, ze niezbyt wiele. Dyrektor Krupkin twierdzi, ze to bardzo nieprzyjemny gnojek.

– Mowisz jak Amerykanin, nie jak Rosjanin.

– Byc moze, ale nie przywiazuj do tego zbyt wielkiej wagi. Jestem tam, gdzie chce byc, i nie licz na nic innego.

– Nawet bym nie smial.

– Jak to?

– Bunt gosci w twoim sercu…

– Szekspir powiedzial to duzo lepiej. Jednym z moich przedmiotow w college'u byla literatura angielska.

– Jakie byly inne?

– Najbardziej lubilem historie Stanow Zjednoczonych. Chcesz wiedziec cos jeszcze, dziadku?

– Na razie wystarczy, chlopczyku.

– Wracajac do Szakala – podjal przerwany watek Beniamin, opierajac sie o ogrodzenie stoczni. Straznik, ktory przechadzal sie w poblizu, puscil sie pedem w ich strone. – Prostitie! – krzyknal amerykanski Rosjanin. – To znaczy, przepraszam! Jestem instruktorem… O, cholera!

– Zlozy na ciebie meldunek? – zapytal Jason, kiedy juz oddalili sie na bezpieczna odleglosc.

– Nie, jest na to za glupi. To jeden z konserwatorow sprzetu, przebrany w mundur. Udaja straznikow, ale nie maja pojecia, o co w tym wszystkim chodzi. Wiedza tylko tyle, ze musza zatrzymywac kazdego, kto wchodzi lub wychodzi.

– Jak psy Pawlowa?

– Cos w tym rodzaju. Zwierzeta sa w tym najlepsze, bo od razu skacza do gardla i nie zadaja zbednych pytan.

– Znowu wrocilismy do Szakala – zauwazyl Bourne.

– Nie rozumiem.

– Nie musisz, bo to wybitnie symboliczne nawiazanie. Jak twoim zdaniem uda mu sie tutaj dostac?

– Nie ma na to zadnych szans. Straznicy we wszystkich tunelach pod rzeka maja podane numery dokumentow, ktore zabral naszemu czlowiekowi w Moskwie. Jak tylko sie pokaze, zastrzela go na miejscu.

– Juz powiedzialem Krupkinowi, zeby tego nie robic.

– Dlaczego?

– Dlatego, ze to nie bedzie on i tylko jeszcze jeden czlowiek straci nie potrzebnie zycie. Wysle podstawionych ludzi, dwoch, moze nawet trzech, az wreszcie znajdzie jakas szczeline i wsliznie sie do srodka.

– Gadasz od rzeczy. Co mialoby sie stac z tymi ludzmi?

– To nie ma znaczenia. Nawet jezeli zostana zastrzeleni, tez dowie sie czegos w ten sposob.

– Ty naprawde jestes szalony. Gdzie znalazlby chetnych?

– Wszedzie, gdzie sa ludzie, ktorzy zechca w ciagu kilku minut zarobic tyle, ile zwykle zarabiaja przez miesiac. Powie im, ze chodzi o rutynowa kontrole posterunkow – nie zapominaj, ze ma autentyczne dokumenty. W polaczeniu z pieniedzmi trudno wyobrazic sobie lepszy argument.

– Ale przy pierwszej probie straci te papiery! – zaprotestowal szybko instruktor.

– Wcale nie. Ma do przejechania ponad szescset kilometrow i bedzie mijal dziesiatki miast i miasteczek. W wiekszosci z nich na pewno znajda sie jakies kserokopiarki; komus takiemu jak on wystarczy kilka minut, zeby upodobnic kopie do oryginalow. – Bourne przystanal i spojrzal na swego rozmowce. – Zaprzatasz sobie glowe detalami, Ben, a mozesz mi wierzyc, ze one nie maja w tym wypadku zadnego znaczenia. Carlos chce tutaj wrocic za wszelka cene i wroci, chocby nie wiem co. Mamy jednak nad nim przewage: jezeli Krupkinowi udalo sie osiagnac to, co zamierzal, Szakal mysli, ze nie zyje.

– Caly swiat mysli, ze nie zyjesz… Tak, Krupkin powiedzial mi o tym. Bylby glupcem, gdyby tego nie zrobil. Oficjalnie jestes rekrutem poslugujacym sie pseudonimem 'Archie', ale ja wiem, kim jestes naprawde, Bourne. Nawet gdybym nigdy wczesniej o tobie nie slyszal, teraz na pewno zdazylbym to nadrobic. Od kilku godzin Radio Moskwa mowi prawie wylacznie o tobie.

– W takim razie mozemy zalozyc, ze Carlos takze uslyszal te wiadomosc.

– Na pewno. Tutaj kazdy samochod musi byc wyposazony w radio. Na wypadek amerykanskiego ataku, ma sie rozumiec.

– To najlepszy chwyt reklamowy, o jakim slyszalem.

Вы читаете Ultimatum Bourne’a
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату