– Pospiesz sie, John!

St. Jacques nacisnal widelki staromodnego aparatu, przytrzymal je przez chwile, puscil i nakrecil numer Pensjonatu Spokoju.

– Serdecznie przepraszamy – rozlegl sie w sluchawce glos z tasmy – ale z powodu zlych warunkow atmosferycznych polaczenie nie moze byc chwilowo zrealizowane. Sluzby rzadowe pracuja intensywnie nad przywroceniem lacznosci. Prosimy zadzwonic pozniej. Zyczymy milego dnia.

John St. Jacques odlozyl sluchawke z taka sila, ze rozpadla sie na dwie czesci.

– Lodz! – ryknal. – Musze miec lodz!

– Chyba oszalales – zaprotestowal zastepca gubernatora. – W taka pogode?

– Zalatw mi lodz, Henry! – wycedzil dobitnie St. Jacques, powoli wyciagajac z kieszeni pistolet. – Zalatw mija, bo jak nie, to zrobie cos, o czym wole nawet nie myslec!

– Co ty wyrabiasz?! Nie moge w to uwierzyc!

– Ja tez nie, Henry… Ale mowie to zupelnie serio.

Pielegniarka przydzielona do opieki nad Jean Pierre Fontainem i jego zona siedziala przed toaletka, upinajac swoje geste, jasne wlosy w ciasny kok, ktory zmiescilby sie pod czarnym czepkiem przeciwdeszczowym. Zerknela na zegarek, przypomniawszy sobie odbyta przed kilkoma godzinami niezwykla rozmowe telefoniczna z Argenteuil we Francji.

– Niedaleko ciebie mieszka amerykanski prawnik, ktory kaze tytulowac sie sedzia- mowil wielki czlowiek, dla ktorego nie istnialy rzeczy nie mozliwe.

– Nie wiem o nikim takim, monseigneur.

– Na pewno tam jest. Nasz bohater skarzyl sie na jego obecnosc, a rozmowa z Bostonem potwierdzila, ze to na pewno on.

– Czy mam rozumiec, ze jest osoba niepozadana?

– Absolutnie niepozadana. Pozornie przyjal do wiadomosci, ze jest moim dluznikiem, ale wszystko, co robi, swiadczy o tym, ze postanowil odwdzieczyc mi sie zdrada, a zdradzajac mnie, zdemaskuje rowniez ciebie.

– Jest juz trupem.

– Wlasnie o to chodzi. W przeszlosci byl bardzo uzyteczny, lecz ta przeszlosc juz minela. Odszukaj go i zabij. Nadaj jego smierci pozory nieszczesliwego wypadku… Nie bedziemy wiecej rozmawiac az do chwili, kiedy znajdziesz sie na Martynice, wiec zapytam cie, czy zakonczylas juz przygotowania do ostatniego czynu, jakiego dokonasz w moim imieniu?

– Tak, monseigneur. Obydwa zastrzyki przygotowal lekarz ze szpitala w Fort de France. Przesyla ci wyrazy oddania.

– Slusznie. On zyje, w przeciwienstwie do jego kilkunastu pacjentow.

– Nikt nic nie wie o jego poprzednim wcieleniu na Martynice.

– Tak przypuszczam… Zrob im zastrzyki za czterdziesci osiem godzin, kiedy zamieszanie zacznie juz wygasac. Kiedy sie dowiedza, ze bohater byl moim pomyslem – a juz ja zatroszcze sie o to, zeby sie dowiedzieli – kameleon spali sie ze wstydu.

– Uczynie wszystko tak, jak sobie zyczysz. Czy zjawisz sie tu juz wkrotce?

– W kulminacyjnym momencie przedstawienia. Wyruszam za godzine, wiec powinienem dotrzec na Antigue jutro w poludnie waszego czasu. Jesli wszystko odbedzie sie zgodnie z planem, przybede w sama pore, zeby obserwowac rozpacz Jasona Bourne'a, a potem pozostawic moj podpis – kule w jego gardle. Wtedy Amerykanie dowiedza sie, kto zwyciezyl. Adieu.

Pielegniarka pochylila na moment glowe niczym pograzony w ekstazie wyznawca, powtarzajacy w duchu slowa swego wszechmocnego boga. Juz czas, pomyslala, otwierajac szufladke, w ktorej trzymala swoja bizuterie. Wsrod przeroznych blyskotek znajdowala sie tam takze wysadzana diamentami, sporzadzona z kawalka nadzwyczaj mocnego drutu garota, prezent od monseigneura. Jakiez to bylo proste. Bez najmniejszego trudu dowiedziala sie, ktory sposrod gosci jest sedzia z Bostonu i gdzie mieszka; okazalo sie, ze to chorobliwie chudy, stary mezczyzna zajmujacy trzecia wille w tym samym rzedzie co oni. Teraz wszystko zalezalo od dokladnosci, bo 'nieszczesliwy wypadek' mial byc zaledwie preludium strasznych wydarzen, jakie za niespelna godzine nastapia w willi numer dwadziescia. Na wypadek awarii elektrycznosci i uszkodzenia generatora wszystkie domy w Pensjonacie Spokoju byly wyposazone w lampy naftowe; nikogo nie zdziwi fakt, ze stary, przerazony szalejacym sztormem czlowiek zapragnal skorzystac z dodatkowego zrodla oswietlenia. Wszyscy beda z pewnoscia wstrzasnieci nieszczesliwym wypadkiem, ktory sprawil, ze starzec potknal sie i runal gorna polowa ciala w plonaca kaluze nafty, w wyniku czego jego glowa i kark, przeciety wczesniej cienkim drutem, zamienily sie w bezksztaltna mase czarnej, zweglonej tkanki. Zrob to, szeptaly uporczywie glosy rozbrzmiewajace w wyobrazni kobiety. Gdyby nie Carlos, zostalabys w Algierii jako pozbawiony glowy trup.

Zrobi to. Zrobi to zaraz.

Ciagly, jednostajny loskot uderzajacej w dach i okna ulewy i wycie porywistego wiatru przecial nagle oslepiajacy zygzak blyskawicy, a w chwile potem rozlegl sie ogluszajacy huk gromu.

'Jean Pierre Fontaine' szlochal bezglosnie, kleczac przy lozku z twarza oddalona zaledwie o centymetry od twarzy zony. Lzy splywaly na chlodna skore jej ramienia. Nie zyla, a obok bialej, nieruchomej reki lezala kartka papieru z jednym tylko zdaniem: Maintenant nous deux sont libres, mon amour.

Obydwoje byli juz wolni – ona od straszliwego bolu, on od zobowiazan wobec monseigneura. Nigdy jej nie powiedzial, jakiej zazadano od nich zaplaty, ale ona i tak domyslala sie, ze byla to ogromna cena. Wiedzial od wielu miesiecy, ze zona ma dostep do lekarstw mogacych blyskawicznie zakonczyc jej zycie, gdyby nie mogla juz dluzej wytrzymac. Szukal ich wielokrotnie, lecz nigdy nie udalo mu sie znalezc. Teraz wiedzial, dlaczego, spogladajac na otwarta puszeczke z jej ulubionymi cukierkami, ktore od lat ssala z wielka przyjemnoscia.

– Ciesz sie, mon cher, ze to nie kawior ani te drogie narkotyki, w ktorych lubuja sie bogacze! – powtarzala nieraz z usmiechem. Istotnie, nie byl to kawior, ale cos jeszcze bardziej smiercionosnego od narkotyku.

Kroki. Pielegniarka! Wyszla ze swojego pokoju. Nie moze zobaczyc jego zony! Fontaine poderwal sie z kleczek, otarl oczy najlepiej, jak potrafil, i podszedl do drzwi. Otworzywszy je, zamarl ze zdumienia; pielegniarka stala metr przed nim z reka uniesiona do pukania.

– Monsieur…! Przestraszyl mnie pan.

– A pani mnie. – Jean Pierre wyslizgnal sie z pokoju i natychmiast zamknal za soba drzwi. – Regine wreszcie zasnela – szepnal, przykladajac palec do ust. – Przez ten okropny sztorm prawie wcale nie zmruzyla oka.

– Zupelnie, jakby Bog zeslal go nam… zeslal go panu z nieba. Nieraz mysle, ze monseigneur ma wladze nad tymi rzeczami.

– Jesli tak, to na pewno nie maja nic wspolnego z Bogiem. On nie z Niego czerpie swa sile.

– Lepiej przejdzmy do rzeczy – powiedziala sucho bynajmniej nie rozbawiona pielegniarka i odeszla od drzwi. – Jest pan gotowy?

– Bede za kilka minut – odparl Fontaine, kierujac sie do biurka, w ktorego zamknietej szufladzie spoczywaly jego mordercze narzedzia. Wyjal z kieszeni klucz. – Czy zechce pani przypomniec mi plan? – poprosil, odwracajac sie od niej. – W moim wieku latwo zapomina sie szczegoly.

– Owszem. Tym bardziej ze zaszla niewielka zmiana.

– Doprawdy? – Stary Francuz uniosl brwi. – Ten wiek nie znosi takze naglych zmian.

– Chodzi tylko o pewne przesuniecie w czasie, moze o kwadrans, a moze nawet jeszcze mniej.

– W takiej sytuacji kwadrans to prawie tyle samo co wiecznosc – zauwazyl Fontaine. Niebo rozdarla kolejna blyskawica, poprzedzajac zaledwie

o ulamek sekundy ogluszajacy trzask pioruna. – Przy takiej pogodzie niebezpiecznie jest wychodzic na zewnatrz. To bylo gdzies blisko.

– Prosze pomyslec, co czuja straznicy.

– Wrocmy do niewielkiej zmiany, jesli laska. Przydaloby sie rowniez wyjasnienie.

– Nie bedzie zadnych wyjasnien. Powiem panu tylko tyle, ze to rozkaz z Argenteuil i ze pan jest za to odpowiedzialny.

– Sedzia…?

– Moze pan sam wyciagnac wnioski.

– A wiec on nie zostal tu przyslany, zeby…

– Nie bedziemy dluzej dyskutowac na ten temat. Oto, na czym polega zmiana: zamiast pobiec do straznikow pilnujacych willi numer dwadziescia i zazadac od nich pomocy dla panskiej chorej zony, powiem, ze wlasnie

Вы читаете Ultimatum Bourne’a
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату