tego Amerykanina, bo wkrotce potem ogloszono go swietym.
– To dobrze, bo jestes mi potrzebny.
– Czy to ty, Aleks?
– Owszem, a w dodatku mam problem z D. Bureau.
– Juz go nie masz.
Tak tez sie stalo, ale na pogode nikt nie mogl miec zadnego wplywu. Sztorm, ktory dwa dni wczesniej zaatakowal wyspy Leeward, byl jedynie preludium do ulewnego deszczu i huraganowych wiatrow poprzedzajacych kolejna, jeszcze bardziej gwaltowna nawalnice. O tej porze roku taka pogoda nie byla niczym niezwyklym, stanowila po prostu przyczyne zwloki. Kiedy wreszcie samolot mial otrzymac zezwolenie na start, odkryto jakas nieprawidlowosc w dzialaniu lewego skrajnego silnika. Ze zrozumialych wzgledow nikt nie mial nikomu za zle faktu usuniecia usterki, ale opoznienie wzroslo o nastepne trzy godziny.
Sam lot przebiegal dla Jasona zupelnie spokojnie, jesli nie liczyc dreczacej go gonitwy mysli. W rozwazaniach nad tym, co go czeka – Paryz, Argenteuil, kawiarnia Le Coeur du Soldat, czyli Serce Zolnierza – przeszkadzalo mu jedynie poczucie winy. Szczegolnie silnie dalo o sobie znac podczas krotkiego przelotu z Montserrat na Martynike, kiedy widzial w dole Gwadelupe i Basse- Terre. Wiedzial, ze kilkaset metrow pod nim sa niczego nieswiadomi Marie i dzieci, przygotowujacy sie do powrotu na Wyspe Spokoju, do meza i ojca, ktorego tam nie zastana. Malenka Alison, rzecz jasna, nie bedzie sobie zdawala z niczego sprawy, ale z Jamiem sprawa bedzie wygladala zupelnie inaczej; jego oczy rozszerza sie i pociemnieja, z ust poplynie strumien rozzalonych slow… A Marie? Boze, nie moge o niej myslec! To za bardzo boli!
Pomysli, ze ja zdradzil, ze uciekl, by zmierzyc sie z odwiecznym wrogiem nalezacym do zupelnie innego swiata, nie majacego nic wspolnego z ich swiatem. Pomysli to samo, co stary Fontaine, namawiajacy go, by ukryl sie z rodzina tysiace mil od rejonow, w ktorych grasowal Szakal… Zadne z nich nic nie rozumialo. Carlos wkrotce umrze, lecz pozostawi po sobie spadek, wydany na lozu smierci rozkaz unicestwienia za wszelka cene Jasona Bourne'a, czyli Davida Webba i jego rodziny.
Sprobuj mnie zrozumiec, Marie! Mam racje! Musze go odszukac i zabic! Nie mozemy spedzic reszty zycia w dobrowolnym wiezieniu!
Monsieur Simon? – zapytal korpulentny, zaawansowany wiekiem Francuz. Byl ubrany w dobrze uszyty garnitur, mial krotko przystrzyzona, siwa brodke, a w jego ustach nazwisko zabrzmialo jako Seemohn.
– Zgadza sie – odparl Bourne i uscisnal podana reke. Znajdowali sie w waskim, opustoszalym korytarzu gdzies na terenie lotniska Orly.
– Jestem Francois Bernardine, stary znajomy naszego wspolnego przyjaciela, swietego Aleksa.
– Aleks wspominal mi o panu – odparl Bourne, usmiechajac sie niezobowiazujaco. – Oczywiscie nie wymienial nazwiska, ale mowil, ze to pan przyczynil sie do jego kanonizacji. Stad wiem, ze istotnie jest pan jego starym znajomym.
– Jak on sie miewa? Docieraly tu do nas rozne pogloski. – Bernardine wzruszyl ramionami. – Raczej nawet plotki, mozna powiedziec. Ranny w Wietnamie, alkohol, degradacja, ponizenie, powrot w aurze bohatera Agencji – jak pan widzi, same sprzeczne rzeczy.
– Wiekszosc z nich to prawda i on wcale nie boi sie do tego przyznac. Jest teraz inwalida, nie pije i naprawde jest bohaterem, moze mi pan wierzyc.
– Rozumiem. Sa jeszcze inne plotki, ale kto by im wierzyl? Jakies wy prawy do Pekinu i Hongkongu, zwiazane z czlowiekiem nazwiskiem Jason Bourne…
– Ja rowniez o tym slyszalem.
– Tak, oczywiscie… Ale teraz jestesmy w Paryzu. Nasz swiety powiedzial mi, ze bedzie pan potrzebowal kwatery i stuprocentowo francuskich ubran, jesli mozna uzyc takiego okreslenia.
– Rzeczywiscie, przydalaby mi sie niewielka, ale wypelniona szafa – przyznal Jason. – Wiem, dokad isc, co kupic i mam wystarczajaco duzo pieniedzy.
– Czyli pozostaje sprawa kwatery. Jakis hotel? La Tremoille? George Cinq? Plaza- Athenee?
– Mniejszy, duzo mniejszy i nie tak kosztowny.
– A wiec jednak pieniadze stanowia jakis problem?
– Skadze znowu. Chodzi wylacznie o pozory. Wie pan co? Znam Montmartre, wiec sam cos sobie znajde. Bedzie mi tylko potrzebny samochod, najlepiej zarejestrowany na jakas martwa dusze.
– Co oznacza martwego czlowieka. Juz to zalatwilem. Stoi w podziemnym garazu niedaleko placu Vendome. – Bernardine wyjal z kieszeni kluczyki i wreczyl je Jasonowi. – Podniszczony peugeot, kwadrat E. Po Paryzu jezdza tysiace takich wozow. Numer rejestracyjny jest na breloczku.
– Aleks powiedzial panu, ze zalezy mi na scislej dyskrecji?
– Nie musial. Nasz stary swietoszek przeczesal wszystkie cmentarze w poszukiwaniu uzytecznych nazwisk, kiedy jeszcze tu pracowal.
– W takim razie chyba nauczylem sie tego od niego.
– Wszyscy uczylismy sie od tego nadzwyczajnego czlowieka, jednego z najlepszych w tym zawodzie, choc jednoczesnie tak niezwykle skromnego, takiego… je ne sais quoi… czemu by nie, prawda?
– Tak, czemu by nie.
– Musze jednak cos panu powiedziec. – Bernardine rozesmial sie glosno. – Kiedys wybral z jakiegos nagrobka takie nazwisko, ze o malo nie doprowadzil do szalenstwa calej Surete. Okazalo sie, ze pod takim samym pseudonimem ukrywal sie grozny morderca, poszukiwany przez policje od wielu miesiecy!
– To istotnie zabawne – potwierdzil Bourne.
– Nawet bardzo. Powiedzial mi pozniej, ze znalazl je w Rambouillet… Na cmentarzu w Rambouillet.
Rambouillet! Cmentarz, na ktorym trzynascie lat temu Aleks usilowal go zabic! Resztki usmiechu zniknely z twarzy Bourne'a.
– Pan wie, kim jestem, prawda? – zapytal cicho bylego pracownika Deuxieme Bureau.
– Tak – odparl Bernardine. – Po tych plotkach, ktore docieraly z Dalekiego Wschodu, nie bylo trudno sie tego domyslic. Poza tym przeciez wlasnie w Paryzu zdobyl pan swa ogolnoeuropejska slawe.
– Czy wie o tym ktos jeszcze?
– Mon Dieu, non! I nigdy sie nie dowie, zapewniam pana. Zawdzieczam zycie Aleksowi, naszemu skromnemu swietemu les operations noires… po waszemu czarnych operacji.
– Nie musi pan tlumaczyc, znam dobrze francuski. Aleks nie wspomnial panu o tym?
– Dobry Boze, pan mi nie ufa! – stwierdzil ze zdumieniem Francuz, unoszac brwi. – Bylbym wdzieczny, gdyby zechcial pan, mlody, a wlasciwie mlodszy, kolego, wziac pod uwage, ze mam juz siedemdziesiat lat i jezeli czasem zdarza mi sie jakis lapsus i zaraz potem staram sie go poprawic, to tylko z uprzejmosci, nie ze strachu.
– D'accord. Je regrette, naprawde.
– Bien. Aleks jest sporo mlodszy ode mnie, ale ciekaw jestem, jak on radzi sobie ze swoim wiekiem.
– Tak samo jak pan. Niespecjalnie.
– Byl kiedys taki angielski poeta, a wlasciwie walijski, zeby byc dokladnym, ktory napisal: 'Nie odchodz spokojnie w te lagodna ciemnosc'. Pamieta pan to?
– Tak. Nazywal sie Dylan Thomas i umarl w wieku trzydziestu kilku lat. Uwazal, ze nie nalezy sie poddawac, tylko walczyc do upadlego.
– Mam wlasnie taki zamiar. – Bernardine ponownie siegnal do kieszeni i wyjal z niej wizytowke. – Tu jest adres mojego biura – pracuje jeszcze wy lacznie jako konsultant, sam pan rozumie – a na odwrocie napisalem numer telefonu do domu. To specjalny telefon, jedyny w swoim rodzaju. W razie potrzeby prosze zadzwonic, a otrzyma pan wszelka pomoc. Prosze pamietac, ze jestem jedynym przyjacielem, jakiego ma pan w Paryzu. Nikt oprocz mnie nie wie, ze pan tu jest.
– Czy moge zadac panu jedno pytanie?
– Mais certainement.
– W jaki sposob moze pan dla mnie to wszystko robic, skoro zostal pan juz wlasciwie odstawiony na boczny tor?
– Ach! – wykrzyknal konsultant Deuxieme Bureau. – Mlodszy kolega dorosleje! To bardzo proste: podobnie jak Aleks zawdzieczam to temu, co mam w glowie. Znam bardzo duzo tajemnic.
– Mogliby sie pana pozbyc. Jakis nieszczesliwy wypadek…
– Stupide, mlody czlowieku! Wszystko, co wiemy, jest spisane i przechowywane w bezpiecznym miejscu wraz