z instrukcja nakazujaca natychmiastowe ujawnienie, gdyby cos takiego sie wydarzylo. Oczywiscie, to kompletna bzdura, bo mogliby wszystkiemu zaprzeczyc, twierdzac, ze to majaczenia sklerotycznych starcow, ale na szczescie oni o tym nie wiedza. Strach, monsieur, jest w naszym zawodzie najgrozniejsza bronia. Zaraz potem nalezy wymienic kompromitacje, ale to dotyczy glownie radzieckiego KGB i waszego FBI, ktore obawiaja sie kompromitacji bardziej niz jakiegokolwiek wroga.

– Pan i Conklin chyba wychowaliscie sie na tej samej ulicy.

– Oczywiscie. Z tego, co wiem, zaden z nas nie ma zony ani rodziny, tylko od czasu do czasu przypadkowe kobiety w lozku i halasliwych siostrzencow, zwalajacych sie na kark podczas niektorych swiat. Nie mamy bliskich przyjaciol, jesli nie liczyc wrogow, ktorych szanujemy, a ktorzy mimo to w kazdej chwili moga strzelic nam w plecy lub podsunac zrecznie ukryta trucizne. Musimy zyc w samotnosci, poniewaz jestesmy zawodowcami. Nic nas nie laczy z normalnym swiatem; wykorzystujemy go tylko jako couverture, przemykajac bocznymi uliczkami i przekupujac ludzi, zeby zdradzili nam tajemnice, ktore potem okazuja sie nic niewarte.

– W takim razie, dlaczego pan to robi? Dlaczego pan sie nie wycofa, skoro to takie beznadziejne?

– Bo mam to we krwi. Zostalem tak wyszkolony. Jest gra i jest przeciwnik. Jesli ja go nie pokonam, on pokona mnie, a lepiej, zeby bylo na odwrot.

– To glupota.

– Oczywiscie. Wszystko jest glupota. Ale jesli tak, to czemu Jason Bourne przylecial za Szakalem do Paryza? Dlaczego nie powie dosyc i nie wroci do domu? Wystarczy jedno panskie slowo, zeby otrzymal pan najlepsza ochrone.

– I skazal sie na zycie w wiezieniu. Moze pan odwiezc mnie do miasta? Skontaktuje sie z panem, kiedy juz znajde jakis hotel.

– Najpierw powinien pan zadzwonic do Aleksa.

– Dlaczego?

– Kazal mi to panu przekazac. Cos sie stalo.

– Gdzie jest telefon?

– Nie teraz. O drugiej czasu waszyngtonskiego. Ma pan jeszcze ponad godzine. Wczesniej nie zastanie go pan.

– Nie powiedzial, o co chodzi?

– Wydaje mi sie, ze sam usiluje sie dowiedziec. Sprawial wrazenie bardzo zaniepokojonego.

Pokoj w hotelu Pont Royal przy rue Montalembert byl maly i znajdowal sie w malo uczeszczanej czesci budynku. Zeby sie tam dostac, nalezalo wjechac rozklekotana metalowa winda na ostatnie pietro i przejsc spory kawalek dlugim, kretym korytarzem. Bourne nie mial nic przeciwko temu; nasuwaly mu sie skojarzenia z bezpieczna, ukryta wysoko w gorach jaskinia.

Aby zabic jakos czas, ktory pozostal do rozmowy z Aleksem, wybral sie na przechadzke wzdluz bulwaru Saint Germain, robiac przy okazji potrzebne zakupy. Zapas garderoby, jakim dysponowal, stawal sie coraz bardziej urozmaicony: cienkie koszule, lekka sportowa marynarka, drelichowe spodnie, ciemne skarpetki i tenisowki, wymagajace przed uzyciem zabrudzenia, by nie swiecily oslepiajaca biela. Zaopatrujac sie teraz, straci mniej czasu pozniej. Na szczescie nie musial prosic Bernardine'a o bron; w drodze z lotniska Francuz otworzyl w milczeniu schowek, wyjal z niego pudelko z brazowej tektury i wreczyl Jasonowi. W srodku znajdowal sie pistolet i dwa opakowania amunicji, a takze starannie ulozone trzydziesci tysiecy frankow w banknotach o roznych nominalach, bedace rownowartoscia mniej wiecej pieciu tysiecy dolarow.

'Do jutra zalatwie panu mozliwosc zdobywania pieniedzy w miare potrzeb, oczywiscie w rozsadnych granicach'.

'Zadnych granic' – pokrecil glowa Bourne. 'Kaze Conklinowi przeslac panu sto tysiecy, a potem nastepne sto, jesli bedzie trzeba. Prosze mi tylko podac numer konta'.

'Czy to pieniadze Agencji?'

'Nie, moje wlasne. Dzieki za bron'.

Trzymajac w obu rekach torby z zakupami, skierowal sie z powrotem do hotelu. Za kilka minut w Waszyngtonie wybije druga po poludniu, czyli osma wieczorem w Paryzu. Idac szybko chodnikiem, staral sie nie myslec o nowinach, jakie ma dla niego Aleks, lecz nie potrafil sie od tego powstrzymac. Jezeli cos sie stalo Marie i dzieciom, chyba po prostu zwariuje! Ale co moglo im sie stac? Sa juz przeciez w pensjonacie, czyli najbezpieczniejszym miejscu, jakie istnieje na Ziemi. Na pewno musi chodzic o cos innego. Kiedy wszedl do archaicznej windy i postawil torby na podlodze, siegajac jednoczesnie do przycisku, poczul ostre uklucie w karku. Wciagnal raptownie powietrze; chyba wykonal zbyt gwaltowny ruch i naciagnal plaster, a moze nawet zerwal jeden ze szwow. Na szczescie tym razem bylo to tylko ostrzezenie, gdyz nie czul ciepla saczacej sie z rany krwi. Znalazlszy sie na ostatnim pietrze, popedzil waskim korytarzem do pokoju, otworzyl drzwi, rzucil torby na lozko i chwycil sluchawke. Conklin dotrzymal slowa; czekal przy aparacie, bo odebral telefon po pierwszym sygnale.

– To ja. Co sie stalo? Czy Marie…

– Nie – przerwal mu Conklin. – Rozmawialem z nia dwie godziny temu. Wrocila z dzieciakami do pensjonatu i jest gotowa mnie zamordowac. Nie uwierzyla w ani jedno moje slowo, a ja chyba zaraz skasuje tasme z nasza rozmowa, bo nie slyszalem takich przeklenstw od czasow Wietnamu.

– Jest zdenerwowana…

– Ja tez – ponownie wpadl mu w slowo Conklin. – Mo zniknal.

– Co takiego?

– Przeciez slyszysz. Panov zniknal. Nie ma go, i juz.

– Boze, jak to mozliwe? Przeciez jest pilnowany przez cala dobe!

– Usilujemy wszystko odtworzyc. Wlasnie dlatego mnie nie bylo, bo krecilem sie po szpitalu.

– Po szpitalu?

– Szpital Waltera Reeda. Mo pojechal tam rano do jakiegos wojskowego i wszelki slad po nim zaginal. Obstawa czekala na dole jakies dwadziescia minut, a potem poszli go szukac, bo mial napiety rozklad dnia. Powiedziano im, ze juz wyszedl ze straznikiem.

– To bez sensu!

– Nawet nie podejrzewasz, jak bardzo. Pielegniarka oddzialowa twierdzi, ze przyszedl do niej jakis lekarz w mundurze, wylegitymowal sie, po czym poprosil, zeby przekazala doktorowi Panovowi, ze nastapila drobna zmiana i ze ma opuscic szpital przez wyjscie we wschodnim skrzydle, bo przed glownym ma sie odbywac jakas demonstracja. Wschodnie skrzydlo ma oddzielne polaczenie z oddzialem psychiatrycznym, ale mimo to facet zjechal winda do glownego holu.

– I co?

– I wyszedl, przechodzac tuz kolo naszych ludzi.

– Po czym skrecil i obszedl budynek. Nic nadzwyczajnego: wojskowy lekarz z uprawnieniami wchodzi i wychodzi, nikt go nie zatrzymuje… Na litosc boska, Aleks, kto to moze byc? Przeciez Carlos lecial wtedy tutaj, do Paryza! W Waszyngtonie zalatwil wszystko, co chcial: znalazl mnie, znalazl nas. Nie potrzebowal juz nic wiecej!

– DeSole – odparl spokojnie Conklin. – DeSole wiedzial o mnie i o Panovie. Straszylem Agencje tym, co obaj wiemy, a on przy tym byl.

– Nie nadazam za toba. O czym mowisz?

– DeSole, Bruksela… 'Meduza'.

– Dalej nic nie wiem. Wolno mysle.

– To nie on, Davidzie, tylko oni. DeSole zostal usuniety przez 'Meduze'.

– Do diabla z nimi! Teraz nie mam dla nich czasu!

– Ale oni maja go dla ciebie. Rozbiles ich pancerz. Chca cie dostac.

– Nic mnie to nie obchodzi. Powiedzialem ci juz wczoraj: mam tylko jeden cel, ktory jest tu, w Paryzu, a dokladnie w Argenteuil.

– Chyba wyrazilem sie nie dosc jasno – powiedzial glucho Aleks. – Wczoraj wieczorem bylem u Mo na kolacji. Powiedzialem mu o wszystkim. O pensjonacie, twoim locie do Paryza, Bernardine… O wszystkim!

Byly sedzia z Bostonu w stanie Massachusetts stal wsrod niewielkiej gromadki zalobnikow na plaskim szczycie najwyzszego wzniesienia Wyspy Spokoju. Cmentarz byl miejscem ostatecznego spokoju – in voce verbatim via amicus curiae, jak wyjasnil z powaga wladzom na Montserrat. Brendan Patrick Pierre Prefontaine obserwowal, jak dwie wspaniale trumny dostarczone dzieki hojnosci wlasciciela Pensjonatu Spokoju zniknely w ziemi przy wtorze

Вы читаете Ultimatum Bourne’a
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату