dwie trzecie swojej kary za handel narkotykami i wyszedl przedterminowo, i to pod wieloma warunkami, za dobre sprawowanie.

Facet ze zniszczona przeszloscia i terazniejszoscia niszczejaca kaz­dego roboczego dnia w wykopach wielkich budow za 6 dolarow za go­dzine. Przeszlosc byla tak druzgoczaca, ze napominanie o czterech semestrach architektury w Harvardzie nie robilo wrazenia na potencjal­nych pracodawcach Jima. Skutkiem tego zdolal ich przekonac do siebie niewielu i to tylko tych, ktorzy mieli do zaoferowania kopanie dolow pod wielkie budowy w Nowym Orleanie i okolicy.

Oczywiscie frustrowalo go to, dreczylo i wpedzalo w depresje. Cza­sami bylo mu tak zle i beznadziejnie, ze kazdy poranek – poranki sa najgorsze dla ludzi dotknietych depresja – jawil mu sie kontynuacja eg­zekucji z poprzedniego dnia. Te depresje osiagaly taki poziom, ze mu­sial wydobywac sie z nich, chociaz wiedzial, co ryzykuje, takze za po­moca kokainy.

Z takim wlasnie mezczyzna sypiala dziewczyna z jednego z najlep­szych domow w Nowym Orleanie, jedyna corka rektora Akademii Me­dycznej Tulane, nieprzecietnie inteligentna, przecietnie atrakcyjna przyszla adwokatka, ktora chciala sie specjalizowac, co dodawalo spe­cyficznego smaczku temu romansowi, w prawie dotyczacym handlu narkotykami. Wielu, ktorzy ja znali, nie miescilo sie w glowie, ze ge­nialna Kim mogla zafascynowac sie takim skonczonym juz we wstep­nych eliminacjach cpunem, jakim w opinii wiekszosci byl Jim.

Ale ci, ktorzy nie mogli tego pojac, nie mieli po prostu wszystkich danych.

Nie wiedzieli na przyklad, ze Kim zamiast tych wszystkich zasra­nych, idiotycznych, kosztujacych majatek samochodow od ojca wolala­by jeden pocalunek na dobranoc.

Chociaz raz w tygodniu i chociaz we snie.

Bo choc on tego nie wiedzial, ona nigdy nie zasypiala, poki nie wro­cil do domu. Lezac w lozku, przytulona do ukochanego malego pluszo­wego misia koala, ktorego kupil jej, gdy kiedys zabral ja z soba do Sydney, czekala, az zaparkuje samochod, przejrzy poczte lezaca na stoliku w salonie, wezmie prysznic w lazience dla gosci na parterze, aby nie budzic zony, i cicho pojdzie do sypialni. Gdy przechodzil kolo drzwi jej pokoju, martwiala w nadziei, ze wejdzie do niej. Od dawna juz tego nie robil. Co wieczor czekala, ale on nie przychodzil i co wieczor ten mis koala z uchem mokrym od jej lez stawal sie coraz bardziej obcy.

Ktorejs nocy – znala juz wtedy Jima – gdy znowu czekala, a on zno­wu nie przyszedl, wstala z lozka, zeszla do kuchni i elektrycznym no­zem do krojenia chleba odciela glowe misiowi z Sydney.

Nawet nie plakala przy tym. Musiala tylko zwymiotowac.

Rano, gdy ojciec wstal i zszedl do kuchni, zeby przygotowac sobie poranna kawe, dwie czesci misia koala ciagle jeszcze lezaly przy ostrzu elektrycznego noza do krojenia chleba.

Jim nie dalby jej nawet pluszowego misia, bo nie robil prezentow nikomu, ale tez nie pozwolilby jej nigdy zasnac, nie pocalowawszy na dobranoc. Poza tym potrafil przyjsc do niej noca lub nad ranem i przy­niesc jej biale roze, bo nagle poczul, «ze dawno nie dal jej kwiatow». Byly zawsze biale i zawsze dostawala je noca. Zostawal wtedy u niej do switu i robil z nia wszystkie te cudowne rzeczy, ktore tylko on potrafil.

Dlatego odkad pokochala Jima, nie budzi sie juz w nocy z tego prze­razajacego snu, w ktorym mis koala z Sydney ma glowe jej ojca.

Zwiazek Jima z Kimberley kryl jeszcze jedna tajemnice. Wtedy, podczas tej niezwyklej rozmowy «przy dwoch kreskach», Jakub poznal cala prawde.

Jim i Kim zabierali go czasem na obiad do dobrych restauracji, cie­szac sie widokiem «komunistycznego mlodego naukowca» zachwyca­jacego sie dekadencja kolacji z homara i uczacego sie rozrozniac fran­cuskie wina. Pewnego razu zauwazyl, ze po kazdej takiej nastrojowej kolacji Kim zostawiala ich samych przy stoliku na krocej lub dluzej i wracala potem bardzo zmieniona. Miala rozmazany makijaz, czasami bylo widac, ze plakala, zawsze byla rozmarzona i bardzo milczaca. Przytulala sie do Jima tak erotycznie, ze nawet jemu robilo sie cieplo. Czasem trzeba bylo czekac na jej powrot nawet pol godziny. Jim kupo­wal wtedy jego ulubione meksykanskie piwo Corona lub palili dobre cygara, a czasami wychodzili na parking za budynkiem i palili mari­huane. Mimo ze to nie bylo normalne, Jim nigdy nie mowil, dlaczego Kim wychodzi.

Teraz powiedzial.

Kim miala bulimie.

Wtedy, w polowie lat osiemdziesiatych, dla przybysza z Polski slo­wo «bulimia» kojarzylo sie z nazwa egzotycznego kwiatu i Jim musial mu dlugo tlumaczyc, co oznacza naprawde. Kim po kazdej dobrej kola­cji musiala wyjsc i tej kolacji po prostu sie pozbyc. Szla do toalety, sprawdzala jej wyglad i gdy stwierdzila, ze jest czysta i przytulna, robi­la to tam. Bo Kim mogla wymiotowac tylko w estetycznych, eksklu­ zywnych toaletach. Ponadto robila to z najwieksza przyjemnoscia po wystawnych i dystyngowanych kolacjach z winem i swiecami. Jesli to­aleta nie spelniala jej oczekiwan, brala taksowke lub samochod z parkingu i jechala do siebie, do wykwintnej willi w Garden District przy Charles Avenue i robila to u siebie, we wlasnej lazience, po czym wra­cala do Jima.

Jim opowiadal mu, ze dla Kim to bardzo erotyczne przezycie. Wy­miotujac, doznawala seksualnej satysfakcji. Kim reagowala na spelnie­nie seksualne placzem – ze szczescia – i skutkiem tego wlasnie wracala do stolika z rozmazanym makijazem i rozmarzona. To, co dzialo sie przy stoliku po tym, jak ona to zrobila, bylo wiec niczym innym, jak przytula­niem sie kobiety do kochanka zaraz po milosnym akcie. Jim to wiedzial i odwzajemnial sie jej czuloscia, ktorej nigdy nie okazywal jej w innych okolicznosciach. W takim momencie byl dla niej najczulszym facetem na «zaraz po». Dawal jej to, o czym marzy wiekszosc kobiet, a czego nie­wiele tylko doznaje. Ponadto prawie zawsze dawal jej to przy dobrym winie, przy swiecach i z muzyka w tle. Nie mialo znaczenia, ze przewaz­nie ona placila rachunki, chociaz to Jim ja zapraszal. Jim ja ta teatralnie egzaltowana i przesadzona czuloscia zniewalal, o czym doskonale wie­dzial, byl bowiem inteligentnym manipulantem od momentu, gdy zauwa­zyl, ze kobiety najbardziej przywiazuja sie do mezczyzn, ktorzy potrafia ich sluchac, okazywac im czulosc i doprowadzac je do smiechu.

To zniewolenie bylo dosc wyrafinowanym fragmentem ukladu, kto­ry skonstruowali sobie w trakcie tego zwiazku, ale tak naprawde Jim uzaleznial od siebie Kim czyms zupelnie innym. Wiedzial, jak zdobyc dobra kokaine, i wiedzial doskonale, jak dziala i co zrobic, zeby dziala­la jeszcze lepiej. Male molekuly jej chemicznej struktury najszybciej dostaja sie do krwi przez blone sluzowa, dlatego wiekszosc ludzi apli­kuje ja sobie przez nos.

Ale najwiecej blony sluzowej u kobiet jest oczywiscie w pochwie.

Sa tam kilometry kwadratowe blony sluzowej, przez ktora moze wniknac wszystko o masie czasteczkowej zblizonej do kokainy. Jim wiedzial o tym doskonale. Czasami, gdy byl w lozku z Kim, celowo opoznial wejscie w nia do momentu, gdy ona syczac ze zniecierpliwie­nia, gryzla jego ucho i sama prosila go o to. Wtedy Jim, gdy mial aku­rat dosyc kokainy w kieszeni spodni lub w szufladzie nocnego stolika, otwieral maly plastikowy woreczek z proszkiem i tuz przed wejsciem w nia, pieczolowicie rozprowadzal kokaine na swoim czlonku. Wie­dzial, ze kokaina dziala znieczulajaco. Dlatego tez podczas czekania w niej rejestrowal o wiele mniej sygnalow od swojego pracia i potrafi! czekac, nie obawiajac sie, ze mimo ogromnego podniecenia utraci kon­trole i minie punkt, spoza ktorego nie ma juz powrotu dla mezczyzny.

Poruszajac sie w niej caly czas, musial odczekac okolo dwoch mi­nut, co dla wiekszosci mezczyzn, jak pokazuja statystyki, jest proble­mem. Kim tymczasem przezywala te swoje niezwykle pierwsze dwie minuty, ktore dla wiekszosci kobiet sa jednoczesnie ostatnie, po czym dostawala prawdziwy kick i, wedlug Jima, ktory uwielbial poetycko i kiczowato przesadzac, «przenosila sie nagle na inna planete, w zupel­nie inny wymiar absolutnie niezmierzalnej rozkoszy».

I chociaz prawda jest taka, ze Kim zapewniala to sobie glownie dzieki swojej blonie sluzowej, chemicznym wlasciwosciom oraz ma­lym rozmiarom molekuly kokainy, to i tak byla swiecie przekonana, ze zawdziecza to wylacznie milosci Jima.

Gdy Jim mu to opowiedzial, zaczal zastanawiac sie, czy on tez kie­dys bedzie mial tyle odwagi.

I tyle kokainy.

Ale to bylo trzy miesiace temu.

Teraz nienawidzil Jima. Za te niewiernosc.

Usiadl za swoim biurkiem i z wsciekloscia wyrwal z komputera kla­wiature, na ktorej Jim pozostawil te dwa woreczki z bialym proszkiem dla niego oraz klucz do kajdanek i rzucil wszystko na sterte kartonow i segregatorow pod oknem.

Po pietnastu minutach wscieklosc mu minela i chcial wrocic do pracy, ale nie mogl. Wstal, podszedl do okna i zabral sie do wyciagania klawia­tury ze sterty. W pewnym momencie katem oka zauwazyl woreczek z

Вы читаете S@motnosc w sieci
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату