przytulnie i wygodnie, miedzy dwoma mezczyznami: swoim mezem i nim. Kazdy z nich dostar­czal jej innego rodzaju doznan, ale w efekcie, rozzuchwalona tym faktem, ze on pokonal zazdrosc lub jej nie okazuje, przestawala kryc, ze ta sytu­acja jej nie przeszkadza, nie niepokoi, nie denerwuje lub nie frustruje.

Mogl ja zapytac, czy tak jest w istocie. Nie robil jednak tego, bojac sie, ze to potwierdzi wprost. Wpadl we wlasna pulapke: meska duma w polaczeniu z wrazliwoscia zaczynala byc jak rana na stopie, ktora sie zaognia na skutek chodzenia. A chodzic musial.

Jednak, gdy w piatek przyslala mu fotografie z ostatniego przyjecia zorganizowanego przez firme meza i zobaczyl ja w jego objeciach, ca­ly ten model wylacznosci rozsypal sie jak domek z kart. Nagle zdal so­bie sprawe, ze to mezczyzna z fotografii bywa w niej palcami, jezykiem i penisem, ze to przy facecie z fotografii ona szepcze, jest wilgotna i moze nawet krzyczy z rozkoszy. Uderzyl sie ta mysla w sam srodek rany i w bolu po tym uderzeniu napisal list i wyslal.

Gdy bol minal, kipial ze wstydu. To, co zrobil, klocilo sie przeciez z cala jego filozofia, ktora tak gorliwie jej wykladal i z ktora ona tak gor­liwie i tak bezskutecznie dyskutowala. Przeciez to nikt inny jak on prze­konywal ja caly czas, ze smieszy go na przyklad powszechne skojarze­nie milosci z banalnym i w gruncie rzeczy dosc komicznym aktem, ze ktos komus cos gdzies wklada, ze gdy zastanowic sie nad tym glebiej, to trudno nie zauwazyc, ze banalnosc tego aktu wrecz obezwladnia. Prze­ciez nikt inny jak on przekonywal ja caly czas, ze odnajduje znacznie wiecej milosci w tym naglym przeplywie energii miedzy zrenicami.

I po tym wszystkim mialaby przeczytac ten lzawy mail o jeszcze jednym samcu, ktory ma psychosomatyczne bole serca i prostaty z za­zdrosci?!

Nagle poczul wibracje. To byl pager w jego kieszeni. Wyjal go i przeczytal wiadomosc z Hamburga.

Udalo sie!

Ona nie przeczyta tego tekstu.

Przynajmniej dzisiaj go nie przeczyta.

Wiadomosc, ze Jacek wie o niej, nie zmartwila go specjalnie. Po pierwsze, byl pewien jego absolutnej dyskrecji, a po drugie, dobrze wiedzial, ze Jacek dotrze do tego tekstu w Poznaniu. I przeczyta przed zniszczeniem.

Jacek mial zawsze specyficzne i przewrotne poczucie uczciwosci i lojalnosci. Mogl mu przeciez nie mowic, ze zna tresc tego listu. Dla Jacka przeczytac cudzy list bylo okay, ale nie powiedziec o tym bylo perfidne i zdradzieckie.

Wiec powiedzial.

Jacek...

Ich zycia splotl na zawsze i nierozerwalnie niezwykly dramat. Ostatnio myslal czesto o tamtych zdarzeniach. Niektore wzruszenia, ktore ona ostatnio w nim wywolywala, byly jak deja vu tego, co przezyl wiele lat temu w Nowym Orleanie. Pamieta ten nocny telefon, jakby to bylo wczoraj, a minelo przeciez kilkanascie lat.

Dobiegal konca osmy miesiac jego stazu naukowego w Tulane University w Nowym Orleanie. Od kilku tygodni znajdowal sie w stanie nieustannego umyslowego i emocjonalnego rauszu. Projekt, nad kto­rym pracowal i ktory stanowil material jego doktoratu, wszedl w decy­dujaca faze. Dwudziestu ludzi na kilku uniwersytetach w calych Sta­nach pisalo oddzielne moduly jednego unikatowego programu do sekwencjonowania DNA, co w efekcie mialo umozliwic skonstruowa­nie swoistej genetycznej mapy bakterii wywolujacej tyfus. Projekt byl brawurowy i skupil egzotycznych ludzi. Stanowili zespol maniakow napedzanych ciekawoscia, ambicja i checia przezycia naukowej przy­gody, jakie zdarzaja sie bardzo rzadko. Projekt, gdyby sie powiodl, otworzylby droge do rozpoczecia prac nad opracowaniem mapy genomu czlowieka. Tego swoistego wzoru czlowieka zapisanego na znanej wszystkim skreconej w podwojna spirale drabinie DNA.

On byl jednym z tych, ktorzy ten wzor probowali stworzyc.

Drobny doktorant z Polski, z wyrobionym przez socjalistyczna rze­czywistosc i skrywanym troskliwie i gleboko przed swiatem komplek­sem naukowca z drugiej ligi, nagle znalazl sie w zespole, ktory zabieral go na absolutnie finalowy mecz superligi swiatowej. Trener byl noblista z Harvardu, pieniedzy mieli jak Eskimosi sniegu i wszyscy chcieli zagrac mecz swojego zycia.

Dopiero co przyjechal z kraju, ktory ludzie z zespolu znali glownie z dobrej wodki i trudnego do wymowienia nazwiska niezwykle wyga­danego elektryka.

Dali mu, nie mowiac o tym ani slowa, trzy miesiace, aby pokazal, co umie. Obserwowali go.

Po tych trzech miesiacach pewnego dnia zadzwonil w jego biurze telefon i Janet, sekretarka, tym swoim seksownym glosem, ktorego me­lodie pamieta do dzisiaj, zapowiedziala rozmowe z kierujacym projek­tem profesorem z Harvardu. Bezwiednie wstal z krzesla, gdy rozpocze­li rozmowe. Profesor przewrotnie zapytal go, czy «znalazlby czas» i czy «tematyka pokrywa sie z jego zainteresowaniami», bo jesli tak, to «im zalezy». Pamieta tylko, ze tulil, roztrzesiony w swej radosci, sluchawke telefonu do ust, gdy skonczyli rozmawiac, i wiedzial juz, ze «za kwa­drans w Internecie przesla mu haslo otwierajace dostep do programow sekwencjonowania DNA» i ze «pojutrze ma byc w Nowym Jorku na posiedzeniu calej naszej grupy».

Dzisiaj wie, ze tamta kilkuminutowa rozmowa zmienila jego zycie.

Po tej rozmowie takze po raz pierwszy zarejestrowal u siebie pewna niezwykla prawidlowosc. Radosc i zadowolenie z siebie o pewnym, przekraczajacym wartosc progowa nasileniu – a tak bylo wtedy po tej rozmowie – wywolywaly u niego ogromne podniecenie seksualne. Gdy skonczyl rozmowe z tym profesorem, byl nie tylko ekstremalnie szcze­sliwy i ekstremalnie dumny z siebie, ale mial takze ekstremalna erekcje. Nie mialo to nic wspolnego z tym, ze od kilku miesiecy nie dotykal zadnej kobiety. Wprawdzie pamieta, ze po tych kilku miesiacach total­nego celibatu odwracal na ulicy glowe za wszystkim, co chodzilo i mia­lo piersi, ale w tym wypadku wykluczyl taka przyczyne. Wie to na pewno, pozniej bowiem zdarzalo mu sie to nawet wtedy, gdy radosc i duma z siebie powyzej wartosci progowej przytrafialy mu sie w kilka godzin po satysfakcjonujacym i wyczerpujacym seksie.

Przeczytal wszystko o mechanizmach erekcji u mezczyzn, wiedzial o inicjacji tego zjawiska przez zwiekszone stezenie tlenku azotu we krwi, czytal o inhibitorach enzymu PDE5, o wypelnianych i oproznia­nych cialach jamistych, o cyklicznych cGMP i tym podobnych szalenie powaznych, madrych i naukowych uzasadnieniach. Mogl doskonale zrozumiec, ze zdarza mu sie dzienna erekcja, gdy dluzej idzie po wyjat­kowo stromych schodach za Janet do ich instytutowej stolowki w Bruff Commons na lunch i obserwuje jej nigdy nie skrepowane zadnymi majtkami posladki w skorzanych spodniach opietych do granic. Nie po­moglo mu to jednak zrozumiec, dlaczego zdarza mu sie takze wtedy, gdy – mimo ze nie bylo, oprocz ukrytych gleboko w szufladzie pod pa­pierami kilku egzemplarzy «Playboya», absolutnie nic erogennego w jego pustym, dusznym biurze – gdy czyta publikacje bardzo waznych ludzi powolujacych sie na jego publikacje. Widocznie pragnienie po­dziwu i pragnienie kobiety wywoluja u niego identyczne reakcje. Gdy zastanowil sie nad tym, dziwil sie mniej. Historia tragedii wywolanych przez mezczyzn zdobywajacych upragnione kobiety byla rownie dluga i okrutna jak lista nieszczesc wywolanych przez tych zdobywajacych podziw za wszelka cene.

Zauwazyl takze, ze erekcja po napatrzeniu sie posladkom Janet i erekcja z proznosci byly prawie takie same pod wzgledem intensyw­nosci i sily wewnetrznego napiecia, ktore wywolywaly. Jedyna roznica polegala na tym, ze Janet mogla te swoja jeszcze nasilic, mowiac cokol­wiek w czasie lunchu. Bo Janet miala glos, ktory mogl podniesc steze­nie tlenku azotu we krwi tak, ze w zylach robily sie bable. Nie mowila prawie nigdy madrych ani interesujacych rzeczy. Zreszta, to nie bylo istotne. Janet miala po prostu wprawiac w drgania swoje struny gloso­we i wzmacniac je ruchem jezyka i warg, a najlepiej, aby przy tym jej wargi byly pogryzione na skutek wydarzen minionej nocy lub inten­sywnie czerwone od szminki; Janet dbala o to, aby choc jeden z tych warunkow byl zawsze spelniony. Drgania nie musialy ukladac sie w zadne sensowne slowa lub zdania. I chociaz Janet nalezala do tej gru­py kobiet, ktore silnik samochodowy z wtryskiem mylily z silnikiem z wytryskiem, on i tak uwielbial jej sluchac.

Szczegolnie gdy mowila o wytrysku tym swoim wilgotnym glosem.

Pamieta, ze wtedy, po tej rozmowie z profesorem, jego erekcja osia­gnela taka intensywnosc, ze odczuwal autentyczny fizyczny bol. Pa­mieta tez, ze zamknal swoje biuro na klucz od srodka, zadzwonil do Ja­net pod byle pretekstem, aby tylko uslyszec jej glos, i zaczal sie onanizowac. Janet opowiadala mu jakas idiotyczna historie przez tele­fon, on lewa dlonia zakryl mikrofon sluchawki, aby nie mogla slyszec, co sie z nim dzieje, a prawa robil to sobie. Gdy skonczyl, Janet ciagle jeszcze mowila, a on zdal sobie z przerazeniem sprawe, ze ejakulowal, fantazjujac o mapie genomu pewnej bakterii powodujacej tyfus.

Czasami zastanawial sie, czy i ta perwersja byla uwarunkowana ja­kas sekwencja genow w podwojnej

Вы читаете S@motnosc w sieci
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату