decyzje jakiegos urzednika. Takiego samego jak ten, ktory na przyklad udziela slubu. Nie, nigdy jej tego oczywiscie nie powiedzial wprost. Ale potrafila to wyczytac w jego tekstach – tak wlasnie bylo. Wiedziala.

Temat «maz» otoczyli zmowa absolutnego milczenia. Tak naprawde nawet zadna zmowa. Przy zmowie trzeba chociaz raz porozmawiac. Ona o swoim mezu nigdy z nim nie rozmawiala. Ona mu to po prostu oznajmila. Jednym jedynym zdaniem: «Mam 29 lat, mieszkam w War­szawie, od 5 lat razem z mezczyzna, ktory jest moim mezem, mam dlu­gie czarne wlosy i oczy, ktorych kolor zalezy od mojego nastroju».

To bylo tego samego dnia, gdy odnalazla go i zaczepila na ICQ. Chciala, aby od poczatku bylo wszystko jasne. Jak dotad, potrafil do znudzenia wracac do koloru jej oczu, ktore «moglyby byc poprzez swo­ja relacje do emocji genialnym materialem do badania przez genety­kow, jesli juz nie wszystkich, to z pewnoscia jednego». Wypytywac w najdrobniejszych szczegolach o «odcien, falistosc, strukture puszystosci, zapach lub smak» jej wlosow, opowiadac jej dokladnie o War­szawie, jaka on pamieta «z czasow, kiedy jeszcze ciagle najwieksza atrakcja tego miasta byla przejazdzka winda na 32. pietro Palacu Kultu­ry». Nigdy jednak nie wspomnial slowem o «5 latach razem z mezczy­zna». Nie poswiecil temu tematowi jednej milisekundy ich czasu w Internecie.

Na poczatku nie zwracala na to uwagi. W opisie swojego zycia cze­sto i bez zastanowienia uzywala liczby mnogiej. Potem, gdy intymnosc ich przyjazni rosla, zaczynala czuc pewien wewnetrzny dyskomfort, mowiac mu o swoim zyciu w liczbie mnogiej. Ostatnio wyraznie czula, ze moze mu sprawiac swoista przykrosc, mowiac mu o tym, co robila ze swoim mezem, nawet jesli to bylo kopanie grzadek na dzialce. Nie chciala sprawiac mu przykrosci! Ani swoistej, ani zadnej innej. Jemu mialo byc dobrze z nia.

Najlepiej tylko z nia!

Dlatego ostatnio zwracala szczegolna uwage, aby pisac w liczbie pojedynczej. Robila wiele rzeczy oczywiscie w liczbie mnogiej, ale opisywala mu je zawsze w liczbie pojedynczej. To wcale nie bylo takie trudne. Po mniej wiecej dwoch tygodniach umiala prawie wszystko opisac w liczbie pojedynczej. Po nastepnych kilku tygodniach zaczela zapominac, co naprawde robila ze swoim mezem, a co sama. Rzeczy, ktorych nie dalo sie opisac liczba pojedyncza, nie opisywala w ogole.

To bylo jasne. Od pewnego momentu on nie dawal sobie rady z fak­tem, ze nalezala do innego mezczyzny. A nalezala przeciez. Ten chlod, ktory panowal ostatnio miedzy nia a jej mezem, wcale nie zmienil fak­tu, ze mieli z soba regularny seks. Nie romantyczny i niespecjalnie na­mietny. Po prostu regularny. Mogl byc lepszy. O wiele lepszy. Gdyby ona tylko chciala. Nie chciala. Jej wystarczylo, ze jest pozadana przez meza. Pozadal i w nagrode dostawal regularnie do dyspozycji jej cialo. Robila to chetnie, bowiem maz byl dobrym kochankiem. Nie dosc, ze wiedzial, co ona lubi, to jeszcze staral sie jej to dawac. Ostatnio nie udawalo sie mu to tak dobrze jak kiedys. Ale to przeciez nie byla jego wina. To ona nie otwierala sie na tyle, aby moglo byc tak jak kiedys. Nie moglo, bowiem ona ostatnio tak naprawde pozadala tylko Jakuba.

Mimo to zalezalo jej, aby byc pozadana przez meza. To uspokajalo. Dawalo poczucie, ze nic sie nie zmienilo. Ze ma go dla siebie na pew­no. Ze nic nie zauwazyl. Ze moze dalej zajmowac sie swoim pozada­niem. Taka perfidna konstrukcja. Miala swoje 100 procent «na pewno» i teraz chodzilo o reszte. To z pewnoscia tymczasowe. Gdy sie skon­czy, wroci do swoich 100 procent i bedzie jak kiedys. Bez bolu i blizn. Tak sobie obmyslila kiedys poznym wieczorem w niedziele, w wannie pelnej piany pachnacej lawenda, po butelce bordeaux. Nie robi przeciez nic zlego. To tylko mozg. Nawet go nie dotknela. I nie dotknie.

Ten ksiadz nie ma racji! Ostatnio przeczytala w Internecie notatke kardynala, redaktora naczelnego jakiejs wplywowej watykanskiej ga­zety. Pisal, w odpowiedzi na zapytania zagubionej czytelniczki, mlodej mezatki z Triestu, w artykule wstepnym, opublikowanym skwapliwie w internetowym wydaniu CNN i powtorzonym natychmiast przez wszystkie inne wazne serwisy internetowe, takie jak Yahoo, AOL, MSN, a w Polsce przez Wirtualna Polske:

Wirtualna rzeczywistosc jest tak samo pelna pokus jak realna. Moz­na popelnic grzech cudzolostwa w Internecie, nie ruszajac sie z domu.

Ten ksiadz nie ma racji. Co zreszta ksiadz moze wiedziec tak na­prawde o pokusach? Wirtualna rzeczywistosc nie jest tak samo «pelna pokus» jak realna. Ta wirtualna ma ich o wiele wiecej. To najlepiej sie wie w jej biurze w poniedzialki rano.

Ale dzisiaj byl piatek. Wyjatkowy piatek. Rozmawiali praktycznie ca­ly dzien. W Niemczech bylo akurat jakies swieto i on przyszedl do biura jedynie dla niej. Miala go w tle na ICQ praktycznie cale osiem godzin. Uwaznego, cierpliwego, pelnego humoru. Takiego poniedzialkowego w piatek. Pisal e-maile, otwierali Chat. Opowiadal jej te swoje niezwykle historie o genomie i o tym, co bedzie, gdy tylko sie go calkowicie zdekoduje, o czwartym wymiarze wszechswiata, ktory wcale nie jest urojony, chociaz wyraza sie go liczba urojona, o tym, ze zastanawial sie, jaki ksztalt ma jej dlon, o tym, ze czytal w czasie weekendu Milosza po niemiecku i wydawalo mu sie, ze czyta instrukcje obslugi zmywarki do naczyn, o tym, ze chcialby kiedys cokolwiek przeczytac dla niej na glos i o tym, ze ma ostatnio jedno marzenie, ktore go «przesladuje». Chcialby ja zobaczyc.

Pod sam koniec dnia, gdy powiedziala mu, ze wychodzi z biura – czula, ze nie moze sie na swoj sposob pogodzic z faktem, ze przerywa rozmowe z nim i «gdzies» musi wyjsc – poprosil ja o cos nieslychane­go. Dotad nigdy nie prosil jej o to. W pewnym sensie byla tym rozcza­rowana, ze dotad tego nie zrobil. Ale teraz napisal:

Jesli masz swoja fotografie i moglabys ja przetworzyc na jakis elektronicz­ny format i potem przyslac do mnie, to... To moglbym Cie zobaczyc, prawda? Teraz, l wieczorem tez. l kiedykolwiek tylko bym tego zapragnal. Przyslesz?

Zostala w biurze. Odnalazla na dysku zdjecie z jakiegos przyjecia w firmie meza. Wygladala na tym zdjeciu wyjatkowo pieknie. W swoj wyglad na takie okazje zawsze inwestowala duzo czasu. Glownie po to, aby panienki z marketingu i administracji nie mialy nic do powiedze­nia, gdy nastepnego dnia przy kawie beda skrupulatnie oplotkowywac «stare» kolegow z pracy.

Tak, na tym zdjeciu wygladala okay. Opalona po pobycie nad Balatonem, wychudzona po zatruciu lodami w Sopocie i uczesana z fantazja przez Iwone jak rzadko kiedy. Wszyscy jej mowili, ze wyglada rewela­cyjnie. Oczywiscie oprocz sekretarki. I to byl najlepszy dowod, ze wy­glada na tej fotografii naprawde bardzo dobrze.

Przygotowala e-mail do niego. Przetworzyla fotografie na format «jpg», aby plik nie byl zbyt duzy – takich rzeczy uczyla sie od niego – i dolaczyla go do e-mailu. Przed wyjsciem z biura wyslala to wszystko.

W poniedzialek rano dowie sie znowu bardzo duzo o «fascynujacym kolorze jej oczu», «falistosci» wlosow, «niepowtarzalnej formie» ust. Jak go znala, dowie sie z pewnoscia takze, po raz pierwszy w ich bio­grafii, bardzo wiele o ksztalcie swoich piersi. Na tym zdjeciu miala wy­jatkowo gleboki dekolt. Chciala sie tego wszystkiego od niego dowie­dziec. Najlepiej w poniedzialek. Dlatego wybrala to zdjecie.

Zjezdzajac winda, myslala o tym, jak bardzo chcialaby, aby ponie­dzialek byl juz dzisiaj wieczorem.

@5

JACEK, Centrum Komputerowe, Instytut Maxa Plancka, Hamburg:

Wlasnie wychodzil, gdy zadzwonil telefon.

Byla sobota, tuz przed polnoca, w pustym centrum komputerowym; mogla dzwonic tylko jego zona. Nie mial ochoty odbierac. Byl potwor­nie zmeczony, lzawily mu oczy od patrzenia w trzy monitory, czul ten znany wewnetrzny niepokoj, ktory go nachodzil zawsze, gdy wypil wie­cej niz dziesiec kaw i spalil dwie paczki papierosow. Byl w takim na­stroju, ze absolutnie nie mial ochoty wysluchiwac jej pretensji dwa razy, teraz przez telefon i potem w domu, gdy tylko wejdzie do mieszkania. Po raz kolejny dowie sie, ze «nigdy go nie ma w domu», ze «Ania zapo­mniala juz dawno, jak wyglada», ze «ma sie ozenic z tymi cholernymi komputerami» oraz ze «oni i tak nigdy tego nie docenia». On oczywi­scie jej nie powie, ze musial tu przyjsc, bo to wazny projekt, bo obiecal szefowi, bo oni tam w Kalifornii czekaja i nie musza wiedziec, ze padl im tu w Hamburgu Internet na dwie doby, przez co on byl odciety od swiata jak Eskimosi na dryfujacej krze i nie mogl zrobic tego wczoraj.

Nagle poczul ogromna wscieklosc.

W zasadzie dlaczego nie mialbym jej tego w koncu raz powiedziec? – pomyslal.

On sobie tu zyly, a ona... Wrocil gwaltownie do telefonu, chcac jej to wszystko wykrzyczec. Podniosl sluchawke. To byl Jakub.

Вы читаете S@motnosc w sieci
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату