Co za problem... 1808... A moze jednak nie? Moze 0818...?
Jezeli wprowadze zly kod, to mam straznika na karku, a po pieciu minutach policje. Alarm obudzi cala dzielnice, a dyrektorka na pewno nie uwierzy, ze musialam cos waznego zrobic akurat po polnocy.
Zatrzymala sie. Myslala intensywnie, co zrobic. To bylo ryzykowne. Z drugiej strony tak bardzo chciala mu to opowiedziec. Teraz! Tylko teraz to mialo sens.
Zblizyla sie do klawiatury i bez zastanowienia wystukala: 1-8-0-8. Przymknela oczy, skulila sie, jak gdyby czekala na cios.
Nie bylo ciosu.
Otworzyla energicznie drzwi i weszla do biura. Z kuchennej szafy wyjela swoja krysztalowa szklanke do whisky. Do zielonego kubka, ktory przyslal jej Jakub kilka tygodni temu, wykruszyla pare kostek lodu z aluminiowej kratki wyjetej z zamrazalnika. Obok kratki postawila cztery puszki red bulla kupione w delikatesach. Jedna pozostawila w torbie. Wrocila do biura. Nalala whisky, mniej wiecej do polowy szklanki. Reszte uzupelnila red bullem. Wlaczyla komputer. Wywolala program pocztowy. Podeszla do odtwarzacza plyt kompaktowych stojacego obok faksu. Wlaczyla muzyke. Marzyla o tym juz od schodow przy politechnice. Whisky z lodem w szklance – na red bulla wpadla dopiero w taksowce – i ostatnia plyta Geppert. Dzisiaj mogla sluchac tylko Geppert. Chciala calkowicie zapasc sie w smutek. Geppert byla na to najlepsza. Wybrala «Zamiast». Wlaczyla. Duszkiem wypila pol szklanki, ktora trzymala w dloni. Podeszla do biurka. Rozciagnela skrecony kabel, laczacy klawiature z jej komputerem. Usiadla na podlodze. Klawiature polozyla kolanach. Oparla sie plecami o boczna sciane biurka i zaczela pisac.
Wstala. Byla niespokojna. Przeszla do kuchni. Wyjela z zamrazalnika lodowki dwie srebrno-niebieskie puszki. Wrocila do biura. Ustawila w odtwarzaczu CD funkcje «powtarzaj w nieskonczonosc», wlaczyla «Zamiast» i wrocila na podloge pod biurko.
Pisala. Mowila do siebie i dalej pisala. Siegala po szklanke stojaca obok niej na podlodze. Skonczyla. Lod w zielonym kubku calkowicie sie roztopil. Wziela jeszcze raz na chwile klawiature na kolana. Lzy plynely jej po policzkach. Dopisala:
Wyciagnela reke i nie wstajac z podlogi, odstawila klawiature na blat biurka. Z zielonego kubka stojacego przy butelce z whisky i pustej puszce po red bullu wylala wode na prawa dlon i przemyla powoli twarz. Poczula sie dobrze. Ta zimna woda zmywala nie tylko lzy. Podniosla kubek nad glowe i wylala reszte wody na czolo. Odgarniajac do tylu mokre wlosy, przypomniala sobie to przewrotne i zaskakujace pytanie jej fryzjerki wczorajszego wieczoru:
«Ktos potarga ci wlosy dzisiaj w nocy czy mam robic na dluzej?».
Pomyslala, ze to wspanialy zbieg okolicznosci, ze akurat dzisiaj poszla do fryzjera. To byla niezwykla, romantyczna i uroczysta noc z nim. W taka noc kazda kobieta chce jak najlepiej wygladac. Wcale nie szkodzi, ze on nie wie jeszcze o tej nocy. U nich tak juz jest. W ten ich zwiazek, z zalozenia, wpisane jest opoznienie. Poza tym potargal jej nie tylko wlosy tej nocy. Tak bardzo chcialaby, aby byl przy niej i naprawde robil cos z jej wlo sami. Czula, ze on wiedzialby dokladnie, co ona by chciala najbardziej.
– Jak to dobrze, ze upilam Rozum – szepnela do siebie, chichoczac.
Wstala z podlogi. Do worka wlozyla butelke z reszta whisky i wszystkie puszki. Nie musza wiedziec, ze lubi pic whisky akurat w biurze i to w sobote zaraz po polnocy. Musi dokladnie zatrzec slady. Zielony kubek postawila obok monitora. Wylaczyla komputer. Zgasila swiatlo. W ciemnosci podeszla do polki z ksiazkami przy drzwiach wyjsciowych. Siegnela za czarny segregator. Poznala w dloni znajomy ksztalt.
Kilka tygodni temu listonosz przyniosl dla niej paczuszke. Wszyscy w biurze byli ciekawi, co dostala. I od kogo. Moze tego nawet bardziej. Schowala przesylke gleboko w biurku i nie komentujac tego ani slowem, wyszla z biura. Wiedziala, ze to od niego. Poznala po pismie. Nie chciala rozpakowywac przy wszystkich. Zauwazyliby z pewnoscia, ze trzesa sie jej rece.
Nie mogla sie doczekac, az wszyscy pojda do domu. Najpierw w ogole nie wiedziala, co to moze byc. W malym kartoniku, wypelnionym dla zabezpieczenia przesylki bialymi kuleczkami ze styropianu, tkwilo cos, czego w pierwszej chwili nie umiala nazwac. Polozyla przed soba i patrzyla zdumiona. Po chwili zrozumiala: przyslal jej wykonany z pleksiglasu kolorowy model podwojnej spirali DNA. Czerwona nitka z malymi otworkami po lewej stronie laczyla sie z bialo-czerwonymi i zoltonie-bieskimi parami plaskich patyczkow z czarna nitka po prawej stronie, tworzac skrecona, unoszaca sie w gore i zakrecajaca drabinke. Prawdziwa podwojna spirala. Na bialych patyczkach wypisane byly litery «A», na czerwonych «T». Zielone mialy na gorze litere «C», a niebieskie «G». Patrzac z gory, widzialo sie sekwencje par liter: AT CG CG AT AT AT CG AT CG AT CG AT... Do przesylki dolaczona byla kartka:
Mozna miec pluszowego misia, zajaczka lub pieska. Mozna tez miec podwojna spirale DNA z pleksiglasu. Moze nie jest miekka, pluszowa i do przytulania. Ale za to ma geny.
Pamieta, ze po przeczytaniu kartki podniosla pleksiglas do ust.
Zdjela model z polki i scisnela w dloni. Znala te sekwencje na pamiec. Nie musiala wcale patrzec. Pomyslala, ze musi go kiedys zapytac, dlaczego jest wiecej AT niz CG. Czy to tak wszedzie, czy tylko przez przypadek w tym fragmencie?
Wyszla z biura zmeczona, ale uspokojona. Odczuwala blogie odprezenie. Ze zdziwieniem stwierdzila, ze jak na tyle whisky jest zastanawiajaco trzezwa. Miala wlasnie wylaczyc alarm, gdy nagle odwrocila sie i biegiem cofnela do biura. Wlaczyla ponownie komputer.
– Przeciez ja tylko napisalam ten e-mail, ale wcale go nie wyslalam – powiedziala glosno.
Dochodzila druga nad ranem, gdy program pocztowy potwierdzil wyslanie jej listu.
Pomyslala – ostatnio ta mysl wracala tak czesto – ze Internet powinien byc czczony na rowni z ogniem i winem. To po prostu genialna rzecz! Jaka poczta otwarta jest o drugiej nad ranem?
Zadzwonila po taksowke i wyszla z biura. Taksowkarz juz czekal.
– Czy moge usiasc obok pana? – zapytala cicho. – Nie chce siedziec dzisiaj tam z tylu, w tej