grzech?
Czekala na niego, ale nie wrocil z tego zebrania. Musiala cos zrobic, aby poprawic sobie nastroj. Fryzjer zawsze pomagal. Zadzwonila do pani Iwony. Miala jeszcze wolny termin. Ale dopiero po dwudziestej. Nigdzie nie musiala sie spieszyc. Jej meza od wczoraj nie ma. Wyjechal gdzies sluzbowo. Powiedziala, ze chetnie przyjdzie nawet pozniej.
Pani Iwona byla wlascicielka jednego z najbardziej niezwyklych zakladow fryzjerskich czy – jak wolala je sama nazywac – «studia» w Warszawie. W centrum, blisko politechniki. Na pierwszym pietrze przedwojennej kamienicy. Nowoczesne grafiki na scianach, skorzane fotele, hostessa przy wejsciu, indywidualny zapis w komputerze o «preferowanych» zabiegach na wlosach. Wyszukana muzyka w calym «studiu», lacznie z toaletami pachnacymi jasminowym dezodorantem. Kawalek luksusu na pierwszym pietrze szarego budynku. Pani Iwona wiedziala, ze wizyta u fryzjera to przezycie bardziej intymne niz wizyta u ginekologa. U niej nie tylko uklada sie wlosy. U niej czesto zaczyna sie ukladac plany zyciowe.
Gdy weszla, «studio» jeszcze tetnilo zyciem. Prawie wszystkie fotele byly zajete. Iwona przerwala ukladanie wlosow klientki i podeszla do niej. Od dawna byly na ty. Tylko jej dawala sie czesac.
– Jeszcze chwila. Zanim wypijesz kawe, bede wolna.
Usiadla w wolnym fotelu w poblizu stolika z gazetami. W tym samym momencie praktykantka podala jej na srebrnej tacy filizanke z kawa.
Poczula smak ulubionej whisky. Podniosla glowe i usmiechajac sie z wdziecznoscia, spojrzala na Iwone.
– Skad wiedziala? – pomyslala.
Iwona byla jedna z najbardziej atrakcyjnych kobiet, jakie znala. Okolo trzydziestu lat, dlugie blond wlosy, zawsze nienaganny, delikatny makijaz. Na zmiane obcisle spodnie, minispodniczki, dlugie spodnice z rozcieciem do pachwin. Prawie zawsze dekolty. Delikatne dlonie z paznokciami obiecujacymi bol, gdyby wbic je w plecy. Piersi. Doskonale piersi.
Iwona doskonale wiedziala, co mysla i czuja ci wszyscy mezowie i narzeczem czekajacy na swoje kobiety, spogladajacy na nia lapczywie spoza gazet, ktorymi maskowali swoje prawdziwe zainteresowanie w tym momencie. Ona zreszta tez to wiedziala. Kiedys, to tez bylo lato, przyszla tutaj zupelnie w ciemno, to znaczy bez umowionego wczesniej terminu. Musiala oczywiscie czekac. Miala dwie godziny. Dokladnie przyjrzala sie ze swojego fotela tym mezczyznom. Z osunietymi bardzo w dol mozgami obserwowali kazdy ruch Iwony, ukladajacej wlosy jakiejs starszej kobiecie. Miala tego popoludnia odslaniajacy brzuch pasek oliwkowego materialu na piersiach i czarne, opiete tak, ze bardziej sie nie da, spodnie. Stala boso na podlodze. W tle spiewal Bryan Adams. Nachylajac sie nad glowa klientki, wypinala posladki. Na srodku plecow, ponad waskim paskiem czarnych spodni mozna bylo dojrzec czerwono-granatowy tatuaz. Roza, przykryta w polowie spodniami, a w polowie odslonieta.
Jak ona rozumiala tych mezczyzn! Ten tatuaz tez ja fascynowal. Ona, gdyby sie juz odwazyla, zrobilaby go sobie po drugiej stronie posladka i bylby mniejszy. Ja sama to podniecalo. Kiedys zapytala meza, czy chcialby, aby miala taki maly delikatny tatuaz na posladku. Widoczny jedynie dla niego. Wysmial ja.
– Takie rzeczy przychodza do glowy tylko pijanym marynarzom – zakonczyl pogardliwie.
Bylo jej tak bardzo przykro. Chciala to przeciez zrobic dla niego.
– Skad wiedzialas, ze potrzebuje dzisiaj whisky w kawie? – zapytala, gdy Iwona zabrala sie w koncu do jej wlosow.
– Wygladalas na to. Kazalam malej wlac podwojna porcje. Wlala?
– Nie jestem pewna. Dzisiaj niczego nie jestem pewna. Ale chyba tak, bo dziala genialnie.
Iwona schylila sie i zapytala cicho:
– Ktos potarga ci wlosy dzisiaj w nocy, czy mam robic na dluzej?
– Nie potarga, bo jest bardzo daleko i nawet nie wie, ze tego chce. Ale rob tak, jakby mial potargac.
Iwona nie skomentowala w pierwszej chwili tej odpowiedzi. Ukladala jej wlosy, rozmawialy o modzie, zapchanej, mimo urlopow, samochodami Warszawie i o tym, jak dobrze byloby gdzies wyjechac, najlepiej na Majorke.
W pewnym momencie Iwona ni stad, ni zowad powiedziala:
– Powiedz mu, ze chcesz. I tak juz grzeszysz, bo w ogole chcesz.
Usmiechnela sie do odbicia Iwony w lustrze.
Po co ludziom psychoterapeuci – pomyslala rozbawiona. – Powinni po prostu czesciej chodzic do fryzjera. Nic dziwnego, ze tu sa zawsze tlumy.
Miala racje w biurze. Fryzjer zawsze pomaga. Wyszla od Iwony okolo dwudziestej drugiej. Bylo bardzo cieplo. Whisky, nowa fryzura, gwiazdy na niebie. Czula blogosc. Trudno opowiedziec blogosc w Internecie. To mozna byloby mu tylko pokazac – pomyslala.
W drodze do postoju taksowek mijala ktorys z wydzialow politechniki. Z oddali, z jednego z gmachow w glebi parku, spoza oklejonego plakatami parkanu dochodzila glosna muzyka. Przeszla dalej. Muzyka ucichla. Postoj taksowek miescil sie w malej zatoczce, dokladnie naprzeciwko szerokich, wysokich schodow prowadzacych do glownego gmachu politechniki.
Miala wlasnie przejsc na druga strone ulicy, gdy nagle przystanela. Chwileczke – pomyslala – przeciez ja juz tutaj bylam kiedys! I tez byl wieczor. Tak, to tutaj! Przeciez stad wyslalam swoj pierwszy w zyciu e-mail. Z takiego smiesznego monitora z pokretlami. Przy komputerze nie bylo nawet myszy.
– E-mail!!! – prawie wykrzyknela.
Odwrocila sie i biegiem pokonala wysokie schody. Odemknela z wysilkiem ciezkie drzwi. Gesta mgla papierosowego dymu wypelniala szczelnie rozswietlony jarzeniowkami hol. Obloki dymu w swietle jarzeniowek byly momentami niebieskie, a czasami granatowe. Tak, to tutaj. Na pewno tutaj. Tylko tutaj bylo zawsze tyle dymu – ucieszyla sie.
Pod scianami na dlugich, waskich stolach o metalowych nogach staly monitory komputerow, mrugajace biela, zielenia lub bursztynem tla swoich ekranow. Przed kazdym siedziala jedna lub kilka osob. Slychac bylo miarowe uderzanie w klawiature i szmer przyciszonych rozmow.
To bylo zrzadzenie losu. Opisze mu te blogosc. Teraz. Gdy ja czuje. Najlepiej jak umie. Rozejrzala sie. Wszystkie komputery byly zajete. Ale to nic. Poczeka. Ma czas. Wybrala monitor w koncu holu, zaraz przy szatni. Podeszla i stanela za plecami mlodego mezczyzny o dlugich wlosach. Zapytala najslodszym – to przewaznie dzialalo – glosem, na jaki mogla sie zdobyc:
– Czy gdyby pan tak bardzo, ale tak naprawde bardzo bardzo chcial sprawdzic, czy jest e-mail do pana i nie mial dostepu do Internetu, bo nie bylby pan studentem, to czy poprosilby mnie pan, abym panu udostepnila moj dostep?
Chlopak odwrocil glowe, popatrzyl na nia przez chwile, rozesmial sie glosno i powiedzial:
– Pania moglbym nawet poprosic o reke. Ale najpierw poprosilbym oczywiscie o dostep. Do pani. I tak mialem juz isc. Niech sie pani czuje jak u siebie. Prosze tylko potem nie zapomniec mnie wylogowac.
Wstal z krzesla, robiac jej miejsce. Byl bardzo chudy i bardzo wysoki.
– Czy potrafi pani sama konfigurowac serwery swojej poczty komputerowej? Jesli nie, to chetnie pani pomoge, zanim pojde. Usmiechnela sie i powaznym tonem odparla:
– Potrafie sama zrobic wiele
– Tak. To stary, dobry UNIX. Nie daja nam tutaj w korytarzu nic lepszego. Mozna tu tylko IRC-owac i wysylac e-maile. Ale dobre i to. Uniwersytet nie ma nawet takiego korytarza jak ten – odpowiedzial. – Niech pani mi poda nazwe komputera poczty wychodzacej i przychodzacej. Skonfiguruje to pani.
Wyciagnela z torebki maly czarny notes i przedyktowala mu nazwy obu tych komputerow. Jakub mial racje – pomyslala, gdy student wprowadzal dla niej te dane, uzywajac tajemniczych komend. Nazwy serwerow poczty wychodzacej i przychodzacej sa jak grupa krwi. Zawsze trzeba miec to gdzies zapisane i zawsze przy sobie.
– Juz gotowe. Poda teraz tylko pani swoje haslo i odbierze pani swoja poczte. Z pisaniem sprawa jest troche bardziej skomplikowana. Spojrzala mu w oczy z wdziecznoscia.
– Nie wie pan nawet, co pan dla mnie zrobil. Dziekuje. Jakos sobie poradze z tym pisaniem. Z pewnoscia przypomni mi sie.
Gdy tylko student sie oddalil, szybko wystukala na klawiaturze swoje haslo dostepu do poczty