Wspomnienia wirtualnych spotkan z nia to glownie wspomnienia emocji. Ale takze zapisy w pamieci charakterystyk klawiatur, monitorow lub programow, za pomoca ktorych wymienial z nia informacje. Czasami usmiechal sie do siebie, zdajac sobie sprawe, ze ich wspomnienia to takie na przyklad hipotetyczne pytanie:
– A pamietasz, jak czule pisalas do mnie wtedy pod wieczor, gdy bylem na tym szarym komputerze z poplamiona kawa klawiatura, na ktorej brakowalo klawisza «z» w siedzibie IBM w Heidelbergu? Ten komputer mial taki stary monitor z nostalgicznym ekranem w bursztynowym kolorze i umowilismy sie, ze «z» bedziemy zastepowac cyfra 8. Teraz juz nie robia takich monitorow.
– Pamietasz?
Czy takie beda zawsze ich wspomnienia? Klawiatur, monitorow, predkosci modemow, programow pocztowych czy nazw serwerow, ktore pozwalaly im otwierac chat?
W zasadzie dlaczego nie? Czy lawka pod rozlozystym kasztanem musi byc bardziej romantyczna od komputera bez litery «z» w klawiaturze, za szklana sciana w zaciemnionym centrum komputerowym?
Zalezy, co wydarzylo sie na lawce i co wydarzylo sie dzieki temu komputerowi.
Przewaga lawki nad komputerem dla wiekszosci ludzi jest oczywista i niekwestionowana. Glownie ze wzgledu na bliskosc, zapach i dotyk. Slowa na lawce schodza na drugi plan. Nie kwestionowal tego. Uwazal jednak, ze slowami mozna zastapic zapach i dotyk. Slowami tez mozna dotykac. Nawet czulej niz dlonmi. Zapach mozna tak opisac, ze nabierze smaku i kolorow. Gdy juz jest czule od slow i pachnie od slow, to wtedy... wtedy trzeba najczesciej wylaczyc modem. Na lawce wtedy przewaznie wylacza sie rozsadek.
Wolalby po stokroc byc na tej lawce.
Chardonnay bylo wspaniale. Referat do Genewy moze troche poczekac – pomyslal, napelniajac drugi kieliszek. Usiadl wygodnie w swoim obrotowym krzesle i zalozyl nogi na biurko. Zamknal oczy. Zegar na wiezy kosciola wybijal polnoc. Pomyslal, ze wlasnie minal, w pewnym sensie, przelomowy dzien. Od dzisiaj bedzie inaczej. Nie wiedzial jeszcze jak inaczej, ale wiedzial, ze cos sie zmieni. Ten e-mail o Natalii...
Nigdy dotad nikomu nie opisal tylu szczegolow tego cierpienia. Nie chcial. I nie potrzebowal. Jego ojciec i tak wiedzial bez slow, a inni? Inni byli nieistotni. Jej chcial opowiedziec wszystko. Kazdy szczegol. Kazda lze. I zrobil to. Dlaczego? Bo jest daleko i nie zobaczy tych lez? Bo po prostu nie ma nikogo innego, aby to opowiedziec, a bardzo chcial? A moze to czysty egoizm? Podzielic sie z kims smutkiem przeszlosci i zmniejszyc go w ten sposob? A moze ona jest teraz tak istotna, tak wazna, tak odpowiednio wrazliwa, tak godna zaufania, ze nie obawia sie az takiej bliskosci? Tez. Ale to chyba nie wszystko.
Wstal z krzesla i podszedl z kieliszkiem do okna. Oparl czolo o zimna powierzchnie szyby. Stal tani przez chwile, przypatrujac sie poruszajacym sie aureolom samochodowych swiatel rozproszonych na mgle zasnuwajacej autostrade pod oknem.
– Opowiedzialem jej, bo chcialem dzielic z nia takze swoja przeszlosc – powiedzial glosno do swojego odbicia w szybie. – Najwazniejsze kobiety mojego zycia zawsze znaly moja przeszlosc.
Tak! Ona przeciez byla ostatnio najwazniejsza. W ciagu ostatnich kilku miesiecy nie umial przezyc niczego istotnego, aby nie pomyslec, ze chcialby jej o tym natychmiast opowiedziec. To wkradlo sie w jego zycie tak cicho i niepostrzezenie. I zawladnelo nim. Zmienialo go. Wywolywalo w nim zupelnie nowe uczucia. Jak na przyklad to, jak gdyby motyle mial w brzuchu, gdy rano wlaczal komputer. Albo to pragnienie wzruszen na tyle silne, aby wygonic go po polnocy z cieplego lozka do piwnicy i kazac ze starych kartonow wyciagac tomiki poezji Jasnorzewskiej.
Wiedzial, ze pragnienie wzruszen nie jest trwalym stanem. Jak on to dobrze wiedzial! Po smierci Natalii, gdy juz wrocil do swiata, nie byl zdolny do wzruszen. Jego serce bylo jak zamrozony kawal miesa. Kiedys nawet widzial je w przerazajacym snie. Pomarszczone i sine, jak kawalek wolowiny wyjety z zamrazalnika. Ogromne, ledwie mieszczace sie w ciemnej dziurze miedzy koscia miednicy a obojczykiem. Twarde, pokryte gdzieniegdzie lodem, owiniete foliowym workiem, poprzerywanym w kilku miejscach. Ten zamarzniety worek wypelniony jego sercem poruszal sie. Regularnie kurczyl sie i rozszerzal. Przez dziury w folii wypychaly sie bable sinoczerwonego miesa. Obudzil sie z krzykiem, gdy worek pekl z hukiem. Ten sen wracal jeszcze wiele razy. To trwalo okolo dwoch lat.
Kobiety roznily sie dla niego w tym czasie od mezczyzn tylko tym, ze mialy piersi, nie musialy sie golic i mozna bylo na nich bardziej polegac. Dopiero po paru latach zaczal ponownie odczuwac cos w rodzaju pociagu seksualnego. Ale to bylo, jak wtedy mowil, «prosta(t)ckie». Od prostaty. Ale i od prostaka. Obudzone hormony zdominowaly jego postrzeganie kobiet. Chcial tylko rozladowac napiecie, pozostawic gdzies swoja sperme i wrocic do ksiazek. Nic wiecej. Robil to sobie glownie sam. Ale nie zawsze.
Kiedys, jeszcze jako student ostatniego roku, pilotowal wycieczke Almaturu do Amsterdamu. Miejscowy przewodnik na prosbe uczestnikow zaprowadzil ich nad slynne kanaly w znanej, szczegolnie marynarzom, dzielnicy Zeydak. Wieczorem, zupelnie sam, pod jakims pretekstem wyszedl z hotelu. Wrocil nad te kanaly. Kupil w malym sklepiku przy jednym z mostow marihuane. To bylo i ciagle jest zupelnie legalne w Amsterdamie. Usiadl na lawce i palil. Spedzil tak kilka godzin. Wracajac juz po polnocy wzdluz kanalu, mijal kamienice z przeszklonymi frontonami. Za szybami siedzialy prostytutki i zachecaly do wejscia. W pewnym momencie zatrzymal sie. Pamieta, ze nawet nie myslal dlugo. Wszedl. Dziewczyna byla z Wegier. Mloda brunetka w jedwabnym szlafroku, palaca cygaro.
Przy szampanie umowili sie co do ceny. Zaslonila zaluzje. Rozebrala go. Zapalila wonne swiece. Wlaczyla muzyke. Rozpoznal Locomotive GT. Podala mu reke i podeszla z nim do marmurowej czarnej umywalki przy drzwiach. Zdjela szlafrok. Stala przed nim zupelnie naga.
Przysunela go biodrami do krawedzi umywalki, nachylila sie i zaczela go myc. Byl tak podniecony, ze zejakulowal do umywalki, gdy tylko dotknela jego pracia. Nie wiedzial, co zrobic. Bylo mu tak ogromnie wstyd. Zamknal oczy, aby nie patrzec na nia. Przez chwile nie mowila nic. Potem zaczela go delikatnie gladzic po wlosach i po policzku, szepczac cos po wegiersku. Przyniosla kieliszek z szampanem, zapalila papierosa i wetknela mu go do ust. Posadzila go na skorzanym krzesle. Zaczela delikatnie masowac mu plecy i kark. Po godzinie wyszedl. Dziewczyna wziela tylko polowe sumy, na ktora sie umowili. Podajac jej reke na pozegnanie, czul, ze ma znowu erekcje.
Ta wegierska prostytutka z Zeydaku byla pierwsza kobieta, ktora dotykala go po smierci Natalii.
Postrzeganie kobiet wylacznie przez egoistyczny seks ustalo tak naprawde dopiero w Irlandii. Ponad rok po epizodzie w Amsterdamie. W Dublinie pewnej wiosny odkryl na nowo wzruszenia, ktore nie maja nic wspolnego z prostata. Stalo sie tak dzieki Jennifer z wyspy Wight...
Z zamyslenia wyrwal go glosny pisk komputera stojacego na jego biurku. Nadszedl jakis e-mail. Otworzyl na osciez okno. Wstawil blokade uniemozliwiajaca jego zatrzasniecie sie i wrocil do biurka. E-mail od niej! O drugiej nad ranem?
ONA: Taksowkarzowi kazala zatrzymac sie przed nocnymi delikatesami dwie przecznice przed ulica, na ktorej miescilo sie jej biuro.
– Czarny jack daniels, moze byc duzy, i piec puszek red bulla – powiedziala do zaspanego sprzedawcy.
Zlustrowal ja od stop do glow; butelke i puszki podal dopiero wtedy, gdy polozyla pieniadze na szklanej ladzie. Nie budzila zaufania. Wygladala troche jak arystokratyczny cpun, ktory nie wytrzymal odwyku.
Prawdziwe, niearystokratyczne cpuny, gdy nie wytrzymuja odwyku, kupuja wode brzozowa lub denaturat, a nie whisky. Normalny cpun dostaje zapomoge niewystarczajaca na malego jacka danielsa, nie mowiac o duzym.
Po kilku minutach wysiadla przed swoim biurowcem. Zaplacila taksowkarzowi i weszla przez garaz do budynku. Jedyna czynna winda wjechala na szoste pietro, gdzie miescily sie biura jej firmy. Jeszcze nigdy nie byla tutaj w nocy. Czula niepokoj, idac ciemnym korytarzem, aby zapalic swiatlo.
Stanela przed drzwiami z krat. Po prawej strome, na wysokosci jej oczu, znajdowala sie mala skrzyneczka z klawiszami jak na klawiaturze kalkulatora.
Boze, przeciez trzeba wprowadzic kod, zeby otworzyc te drzwi – przypomniala sobie, przerazona.
Nie robila tego dotychczas. Rano, gdy przychodzila do biura, drzwi byly juz «odbezpieczone» przez straznika.