Kelner przyniosl blekitna butelke proseco, srebrzysta tube z kubanskim cygarem i mala gilotyne. Otwieral butelke, gdy on zapalal cygaro. Pierwszy kieliszek wypil duszkiem. Cygaro bylo doskonale. Dawno nie palil tak dobrych cygar. Kiedys w Dublinie. Wiele lat temu.
Nie mogl przestac myslec o wczorajszym spacerze po przeszlosci matki. Jej niemieckosc jednakze to nie tylko szpital samarytanek w przedwojennym Berlinie i nie tylko ten zapis w jej akcie urodzenia. To bylo bardziej skomplikowane. Tak samo jak jej biografia.
On urodzil sie pewnego 30 kwietnia jako trzecie dziecko trzeciego meza swojej matki. W ten dzien jest Jakuba. Wszyscy mysla, ze wlasnie dlatego ma na imie Jakub. Ale tak nie jest. Jakub mial na imie drugi maz jego matki. Polski artysta, ktory w 1944 roku zostal Niemcem tylko dlatego, ze urodzil sie o 12 kilometrow za bardzo na zachod, a pod Stalingradem trzeba bylo miec pelne okopy. Wtedy ci naprawde prawdziwi Niemcy mniej prawdziwymi Niemcami robili wszystkich. Zaraz po tym oczywiscie robili ich takze niemieckimi zolnierzami. Zol nierzami zostawali wtedy wszyscy. Kulawi, chorzy psychicznie, gruzlicy. Wszyscy mogli i powinni byc w tamtych dniach zolnierzami. Drugi maz jego matki nie wiedzial tego. Nie wyobrazal sobie dnia i nocy bez jego matki. Dlatego przed terminem komisji lekarskiej najpierw celowo pocil sie, a potem biegal noca boso po sniegu w parku – mial nadzieje, ze dostanie gruzlicy. Dostal. Ale i tak wzieli go do okopow.
Po wojnie nigdy sie nie odnalezli. Nie pomogla im nawet wielka milosc. Gdy wydobyla sie z tesknoty i uwierzyla, ze artyste zabrala jej wojna i ze tak po prostu musi byc, w jej zyciu pojawil sie jego, Jakuba, ojciec. Wychudzony, przystojny do zauroczenia, stuprocentowy Polak po Stutthofie. Ona z niemiecka narodowoscia, on po trzech latach obozu. Ojciec nigdy nie dal mu odczuc, ze nienawidzi Niemcow. Chociaz nienawidzil. Ciekawe, czy wybaczylby mu, ze zamieszkal w Niemczech?
Jego rodzice to najlepszy dowod, ze te polsko-niemieckie podzialy to tylko umowa historykow, ktorym udalo sie przekonac cale narody. Zreszta, cala historia to tylko umowa. Glownie co do wspolnego oszustwa. Umowiono sie, ze wlasnie o tym, a nie innym oszustwie bedzie sie nauczac w szkole.
Znowu robilo sie mu smutno. Dosyc bylo smutku na dzisiaj. Ma przeciez urodziny. Wyjal butelke ze srebrnego kubelka z lodem. Nalal sobie nastepny kieliszek. Dzisiaj jedzie do domu.
ONA: Wszystkie miejsca w wagonach pierwszej klasy byly wyprzedane. Popelnila blad, nie wykupujac miejscowek na powrot jeszcze w Warszawie. Kasjerka na dworcu Berlin ZOO powiedziala:
– Mam tylko kilka wolnych miejsc w drugiej klasie. Wszystkie w przedzialach dla palacych. Bierze pani?
Perspektywa kilkunastu godzin jazdy w zadymionej klatce przerazala ja. Ale co miala zrobic?
Usiadla przy oknie. Twarza w kierunku jazdy. Byla sama w przedziale. Pociag mial odjechac dopiero za pol godziny. Z walizki wyjela ksiazke i skoroszyt
Przedzial zapelnial sie powoli. Przez megafony ogloszono odjazd pociagu, a jedno miejsce wciaz pozostawalo puste. Pociag juz ruszal, gdy nagle drzwi przedzialu sie rozsunely. Podniosla glowe znad ksiazki i ich oczy sie spotkaly. Wytrzymala jego spojrzenie. To on opuscil glowe. Wygladal w tym momencie troche jak zawstydzony maly chlopiec. Walizke umiescil na polce pod sufitem. Ze skorzanej torby wyjal komputer. Usiadl na wolnym miejscu przy drzwiach. Wydawalo sie jej, ze patrzy na nia. Nogi wsunela w buty. Zastanawiala sie, czy widzi rozpiete guziczki jej spodnicy.
Po chwili wstal. Z torby wyjal puszke dietetycznej coca-coli i trzy kolorowe czasopisma: «Spiegla», «Playboya» i «Wprost». Polozyl je sobie na kolanach. Nie wiedziala dlaczego, ale to, ze byl Polakiem, ucieszylo ja.
Zdjal marynarke. Podwinal rekawy ciemnoszarej koszuli. Byl opalony. Wlosy mial w takim nieladzie, jak gdyby przyszedl do przedzialu prosto z lozka. Byl nieogolony. Mial rozpieta koszule. Nie byl mlody, ale mlodzienczy. Od momentu kiedy wszedl, miala nadzieje, ze nikt nie zapali teraz papierosa. Wchodzac, wypelnil przedzial zapachem swojej wody toaletowej. Chciala jak najdluzej czuc ten zapach.
Spogladala na niego ukradkiem spod okularow. Zaczal czytac. Ona tez wrocila do swojej ksiazki. W pewnym momencie poczula niepokoj. Podniosla glowe. Wpatrywal sie w nia. Mial smutne, zmeczone, zielonkawe oczy. Palcami prawej dloni dotykal ust i przenikliwie wpatrywal sie w nia. Zrobilo jej sie dziwnie cieplo. Usmiechnela sie do niego.
Odlozyl gazety i siegnal po komputer. Pasazerowie w przedziale przygladali mu sie z ciekawoscia. Z kieszeni marynarki wyjal telefon komorkowy, po czym wychylil sie do przodu i podlaczyl go do specjalnego gniazdka w tylnej czesci komputera. Moze nie wszyscy w przedziale rozumieli, co on mial zamiar teraz zrobic, ale ona wiedziala, ze polaczy sie z Internetem.
Przez chwile myslala, ze to, co on robi, jest pretensjonalne i na pokaz, tutaj, w tym pociagu, zaraz po wyjezdzie z Berlina, ale gdy przygladala mu sie, wpatrzonemu z taka uwaga w ekran, pomyslala, ze to... Ze on nie jest pretensjonalny i na pokaz.
Wlozyla reke pod bluzke i dyskretnie zapiela guziczki przy spodnicy. Poprawila wlosy i wyprostowala sie na siedzeniu.
ON: Jezeli w Niemczech mozna na kogos liczyc, to jedynie na sprzataczki z Chorwacji.
Nikt nie obudzil go oczywiscie na dziewiecdziesiat minut przed odjazdem pociagu do Warszawy. Nawet nie bylo komu powiedziec, ze to jest absolutnie skandaliczne w hotelu po 300 dolarow za noc. Recepcjonisty z nocy juz dawno nie bylo za lada, a blondynka, ktora przejela po nim dyzur, nie wygladala na wiedzaca, gdzie na mapie znajduje sie Warszawa.
Obudzila go sprzataczka, ktora sadzac, ze pokoj jest pusty, weszla, aby posprzatac, gdy on ciagle jeszcze spal. Nie wiedzial, o ktorej jest pociag do Warszawy, ale gdy zobaczyl, ze jest za piec jedenasta, poczul, ze nie ma wiele czasu.
Nie zwracal uwagi na to, ze sprzataczka ciagle jeszcze tam stoi. Wyskoczyl nagi z lozka, krzyknal: «O kurwa mac!» i zaczal sie w szalenczym pospiechu ubierac. Poniewaz sprzataczka byla z Chorwacji, doskonale zrozumiala «o kurwa mac» i gdy on wrzucal do kosmetyczki wszystko jak leci z pulpitu w lazience, ona pakowala do jego walizki wszystko, co lezalo na stoliku nocnym i przy telewizorze. Po paru minutach wybiegl z pokoju. W pierwszym odruchu podbiegl do recepcji, ale tamtego recepcjonisty na szczescie nie bylo. Gdy sie zorientowal, ze blondynka z recepcji nie ma pojecia, o co chodzi, nawet nie zaplacil. Maja numer jego karty kredytowej. Poza tym w pociagu moze wejsc do Internetu i zaplacic. Karta American Express, ktora mial od firmy, pozwalala na to.
Przed hotelem stal rzad taksowek. Taksowkarz dostosowal sie do sytuacji: w dziesiec minut byli na dworcu. Nie kupil biletu. Przebiegl na peron i wsiadl do wagonu, ktory stal na wprost wyjscia z tunelu. Udalo sie. Pociag ruszyl. Otworzyl drzwi pierwszego z brzegu przedzialu.
Siedziala pod oknem. Z ksiazka na kolanach. Miala usta jak te odcisniete na wizytowce w barze. Wlosy spiete z tylu. Wysokie czolo. Byla sliczna.
Zajal jedyne wolne miejsce. Nie mial oczywiscie rezerwacji. Niewazne. Rozwiaze ten problem, gdy przyjdzie konduktor. Z kartki naklejonej na drzwiach przedzialu wynikalo, ze to miejsce i tak bylo zare zerwowane dopiero od Frankfurtu nad Odra.
Wyciagnal gazety. Kiosk w hotelu sprzedawal takze polskie czasopisma! Obok francuskich, amerykanskich, angielskich i wloskich. «Wyborcza» dostepna codziennie jak «Paris Soir» w hotelowym kiosku w centrum Berlina jest tysiac razy wazniejsza niz te wszystkie deklaracje o «gotowosci Polski do wejscia do Europy».
W pewnym momencie nie mogl sie powstrzymac. Podniosl glowe znad gazety i
Podniosla glowe i usmiechnela sie do niego. Tym razem nie zawstydzil sie. Odpowiedzial usmiechem.
Nie mial ochoty wiecej czytac. Podlaczyl telefon do komputera i uruchomil program poczty elektronicznej. Powoli przebrnal przez cala procedure identyfikacji. Modem w telefonie komorkowym jest chyba najwolniejszym modemem, jaki istnieje. Czesto zastanawial sie, dlaczego. Sprawdzi to, gdy tylko wroci do Monachium.