witalnosc.

I przekornie chichoczac cicho, dodala:

– Szkoda, ze nie jestes hinduskim joginem. Mam takie przeczucie, ze to wysysanie zaraz po, jesli dobrze zrobione, jest pelne wrazen i po­prawia takze witalnosc hinduskich kobiet. Czytalam takze, ze prawdzi­wi nauczyciele sztuki kochania starochinskiej dynastii Tang tez czcili sperme jako substancje boska. Niektorzy z nich potrafili rzekomo pod koniec zycia, po latach cierpliwych cwiczen, miec tak zwana ejakulacje wsteczna, to znaczy wydzielac sperme do wnetrza swego ciala. To pisal jakis francuski historyk. Troche mu nie wierze.

Powiedziawszy to, dotknela palcami jego warg i dodala:

– Widzisz wiec, Eljot, jaki kultowy twor polknelam w tej sali wykla­dowej. Ale nie wszyscy sa zdania, ze trzeba czcic sperme. Zupelnie ina­czej traktuja swoja sperme prawdziwi artysci. Touluse-Lautrec – musisz go przeciez znac – o ktorym ucza dzieci w szkolach nawet katolickich, gdy byl za malo pijany, aby nie wpasc w delirium tremens, sprzedawal swoja sperme prostytutkom, wsrod ktorych sie schronil pod koniec swo­jego krotkiego zycia. Radzil im, aby zapladnialy sie nia same, aby uro­dzic takiego geniusza, za jakiego on sam sie uwazal. Poniewaz prostytut­ki z natury sa wrazliwe na ludzka biede, a takze poniewaz zachwycil je swoim malarskim talentem – bo soba nie zdolalby zachwycic nikogo, byl bowiem zdeformowanym choroba syfilitykiem o odrazajacym wygladzie – kupowaly od niego te sperme. Aby sie dlugo nie meczyl i mial na wod­ke. Ekscentryczny Salvador Dali z kolei nie ukrywal, ze w czasie swoich natchnien, szczegolnie gdy wydawalo mu sie, ze znowu jest zakochany, czesto onanizowal sie, kierujac swoj wytrysk do naczyn z farbami, ktory­mi malowal. Uwazal, ze kolory nabieraja w ten sposob miekkosci i wy­jatkowego nasycenia. A poza tym obraz pachnie wtedy zupelnie inaczej. Tak mowil Dali. Ale obdarzony genialnym talentem Dali to takze genial­ny klamca. Klamal tak, jak o swiecie klamia jego obrazy.

Ten nieoczekiwany wyklad wydawal sie skonczony. Znowu sie po­lozyla, odwrocona do niego plecami, przysunela tak blisko, jak tylko mogla, i biorac jego prawa dlon, polozyla ja na swoich piersiach. Przez minute lezeli w milczeniu. Nie mogla nie zauwazyc, ze znowu on ma erekcje. Zamruczala cicho z zadowolenia i powiedziala:

– Poza tym wy, mezczyzni, uwielbiacie, gdy wam sie to robi, prawda? I nie czekajac na jego odpowiedz, dodala, chichoczac:

– Jestem pewna, ze gdybyscie byli wystarczajaco wygimnastyko­wani, bralibyscie go sobie sami do ust codziennie. Prawda?

Rozesmial sie glosno po tej ostatniej uwadze, odwrocil ja twarza do siebie i zanim zaczal calowac, wyszeptal: – Od dzisiaj mniej pale i bede jadl glownie ananasy.

Od tej pamietnej nocy wracal ze swojego laboratorium do pokoju Jennifer prawie codziennie. Czesc pokoi studenckich, podobnie jak je­go tzw. goscinny, byla malymi kawalerkami z wlasna kuchnia i wlasna lazienka.

«Male» byly wedlug Jennifer. Jego pokoj goscinny byl o wiele wiekszy niz cale mieszkanie jego rodzicow w Polsce.

Oczywiscie, pokoje takie jak ten, w ktorym mieszkala Jennifer, by­ly zdecydowanie drozsze niz te normalne. Nie mialo to jednak dla niej zadnego znaczenia. Chociaz nigdy nie rozmawiali na ten temat, Jennifer miala wszystko, tylko nie problemy finansowe. Kiedys mimocho­dem zagadnal Zbyszka na temat finansow Jennifer. Wiedzial tylko tyle, ze jej ojciec jest wlascicielem sieci promow laczacych wyspe Wight, lezaca w poblizu Konwalii na kanale La Manche, z Portsmouth i Southampton. Kiedys odwazyl sie i zagadnal ja o rodzicow. Odpowie­dziala ze smutkiem w glosie:

– Moj ojciec jest Amerykaninem, pochodzi z tej czesci Connecticut, gdzie mezczyzni nawet idac pracowac do ogrodu, wkladaja krawat, a matka, Angielka, pochodzi z takiej rodziny, w ktorej matki przed no­ca poslubna radza corkom, aby zamknely oczy i myslaly o Anglii. To, ze dali mi, jezeli to naprawde oni, zycie, graniczy z cudem. Nigdy nie widzialam, aby moj ojciec pocalowal lub dotknal matke. Ojciec mial byc bogaty, a matka miala byc dama. Jestem prawdopodobnie na swie­cie dlatego, ze trzeba miec dziedziczke. Nie jest to romantyczny po­ wod, ale ma swoje zalety. Jezeli juz nie moge miec ich milosci, to niech chociaz bedzie przyjemnie.

Zakonczyla stanowczo:

– Nie pytaj wiecej o nich. Prosze.

Nigdy nie rozmawiala z nim o pieniadzach. Po prostuje miala. Sam zestaw hi-fi byl drozszy niz jej maly srebrzysty kabriolet suzuki, ktory parkowal przed budynkiem akademika i ktorym zabierala go czasami na przejazdzki. Nic dziwnego: kilkumetrowe kable do kolumn glosni­kowych jej zestawu byly stopem zlota. Z przewaga zlota.

Pokoj Jennifer mozna bylo znalezc po omacku. Zastanawial sie cze­sto, jak to znosili jej sasiedzi. Z pokoju nieustannie wydobywala sie glosna muzyka. Nawet jesli byl to Bach, Mozart, Czajkowski czy Brahms, on nie wytrzymalby tego dlugo. Oni jakos tolerowali. Moze do tego trzeba byc Anglikiem. Jak sie okazalo, w pokojach obok miesz­kali sami Anglicy.

Czasami byl u niej w pokoju na tyle wczesnie, ze jedli razem kola­cje i rozmawiali. Jego angielski poprawial sie nieustannie. Podobnie zreszta jak znajomosc muzyki klasycznej. Po kilku tygodniach byl na tyle dobry, ze odroznial muzyke Bacha od muzyki Beethovena, a nawet opery Rossiniego od oper Prokofiewa.

Poza tym swiat muzyki klasycznej i muzykow, ktory odkrywala przed nim Jennifer, byl jak pelna napiecia opowiesc o wszystkich grze­chach tego swiata. Jemu wydawalo sie wczesniej, ze naprawde grze­szyc w muzyce mogli tylko Mick Jagger lub nieustannie odurzony wszystkim, co dalo sie wessac, polknac lub wstrzyknac, perkusista Keith Richards. Nic bardziej mylnego! To wcale nie zaczelo sie od rock'n'rolla. Historia grzechu w muzyce okazala sie starsza niz opery Monteverdiego, a ten komponowal prawie 300 lat temu. Glownymi grzechami byly pijanstwo i cudzolostwo. Od zawsze. A jesli nie od za­wsze, to przynajmniej odkad opera z palacow przeniosla sie do teatrow i zaczeto sprzedawac na nia bilety, i trzeba bylo czyms zainteresowac motloch. Wiekszosc wielkich kompozytorow tamtych czasow byla uza­lezniona nie tylko od muzyki, ale takze od wodki, swojej bezgranicznej proznosci i nie swoich kobiet.

Beethoven na przyklad zmarl na marskosc watroby. Pil, bo byl zbyt wrazliwy, nieustannie biedny i na dodatek gluchl. W 1818 – w tym sa­mym roku osmioletni Szopen zagral swoj pierwszy publiczny koncert – ogluchl zupelnie, a mimo to komponowal nadal. Gdy dowiedzial sie, ze ma marskosc watroby, przestal pic koniaki i przeszedl na wino renskie, uwazajac, ze ma ono niezwykle wlasciwosci lecznicze. U Beethovena bylo to jednak genetyczne. Alkoholizm, za co odpowiada najmniejszy z chromosomow, chromosom 21, jest przeciez bardzo dziedziczny. Matka urodzila go jako osme dziecko – troje z nich bylo gluchych, dwoje niewidomych, a jedno psychicznie chore. Gdy zaszla w ciaze po raz osmy, miala juz syfilis i byla alkoholiczka. Pila ze smutku, tak jak Ludwig zreszta. Jennifer opowiadala mu to z takim przejeciem, jak gdyby mowila o alkoholizmie wlasnego ojca. Jak to dobrze, ze wtedy nie bylo jeszcze feministek walczacych o prawa kobiet do aborcji! Z pewnoscia doradzilyby matce Beethovena aborcje i ludzkosc nie mia­laby VII Symfonii!!!

– Wyobrazasz sobie swiat bez VII Symfonii??? – pytala go podnie­cona.

On sobie to doskonale wyobrazal. Swiat bez pierwszej, a takze od drugiej po szosta nie mowiac juz o osmej, tez sobie bez klopotow wy­obrazal. Ale wolal jej nie prowokowac. Ona tymczasem kontynuowala:

– A ta symfonia jest przeciez tak monumentalnie wazna dla ludzko­sci jak piramidy, mur chinski, mozg Einsteina, pierwszy tranzystor czy odkrycie tego twojego DNA. Jest na tyle genialna, ze jako cyfrowy za­pis, obok fotografii czlowieka i rysunku systemu slonecznego, poleciala w kosmos jedna z amerykanskich sond, ktora ma opuscic za kilka lat nasz uklad planetarny i potencjalnie byc przejeta przez obce cywiliza­cje. A przede wszystkim jest po prostu piekna. Wiesz, ze dla tej jednej symfonii w Paryzu i Wiedniu wybudowano wieksze sale koncertowe?!

Jennifer znala jeszcze inne pikantne historie z zepsutego swiata pro­minentnych kompozytorow ubieglego wieku. Jak na przyklad te o Brahmsie, obok Beethovena najczestszym bywalcu list przebojow w tamtych czasach.

Brahms, podobnie jak Beethoven, pil o wiele za duzo. Nigdy jednak nie pil koniaku, tylko zawsze wino. Ale za to nieustannie cudzolozyl. Miedzy innymi z zona swojego dobrego przyjaciela i muzycznego pro­motora. Jego cudzolostwo przeszlo do historii glownie przez fakt, ze sy­pial z Clara Wieck, zona Roberta Schumanna, innego wielkiego kompo­zytora XIX wieku. Swiat mu nigdy tego nie przebaczyl. Nie przez to, ze sypial. To bylo nawet uroczo pasujace do artysty. Glownie przez okolicz­nosci, w jakich do tego doszlo. Gdy w 1854 Schumann zostal zabrany do szpitala psychiatrycznego po nieudanej probie samobojstwa, Brahms przeniosl sie na stale do Dusseldorfu, gdzie mieli dom Schumannowie, aby «pocieszac» zone niedoszlego samobojcy, piekna Clare. Z

Вы читаете S@motnosc w sieci
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату