Niewolnik widzial, jak zona Draculi czyta przy swiecy przeslanie. Piesni wiesniakow utrzymuja, iz malzonka hospodara swiadczyla, iz predzej zjedza ja ryby w Argesie, niz dostanie sie w rece Turkow. Jak sam pan wie, Turcy niezbyt przyjemnie traktowali jencow. – Georgescu usmiechnal sie diabolicznie. – Wbiegla na wieze, najprawdopodobniej wlasnie te, i rzucila sie z jej wierzcholka. Dracula oczywiscie uciekl podziemnym pasazem. Do dzis ten odcinek rzeki nazywany jest Riul Doamnei, co znaczy Rzeka Ksiezniczki'.
Po plecach przeszedl mi zimny dreszcz. Za dnia widzialem to urwisko. Od rzeki dzielila je niewyobrazalna odleglosc.
«Czy Dracula mial z nia dzieci? ' – zapytalem.
«Oczywiscie. Mial syna o imieniu Mihnea noszacego przydomek Zly, ktory rzadzil Woloszczyzna na poczatku szesnastego wieku. Ten byl chyba nawet gorszy od ojca. Zapoczatkowal zreszta cala linie Mihneasow i Mirceasow, z ktorych kazdy byl gorszy od poprzedniego. Dracula ozenil sie ponownie, tym razem z Wegierka, krewna Macieja Korwina, krola Wegier. Pozostawili po sobie wielu Draculow'.
«Czy na Woloszczyznie lub w Transylwanii zyja jeszcze jacys ich potomkowie? '
«Nie sadze. Gdyby tacy istnieli, na pewno wpadlbym na ich slad. Oderwal kawalek chleba i podal mi go. - Druga linia tego rodu posiadala ziemie w rejonie Szekleru i jej przedstawiciele bardzo szybko wymieszali sie z Wegrami. Ostatni z ich wzenil sie w arystokratyczny rod Getzich, ale i o nim sluch szybko zaginal'.
Miedzy jednym kesem a drugim zapisywalem w notatniku jego opowiesc, choc nie sadzilem, by pomogla mi w poszukiwaniach grobowca.
Zadalem ostatnie pytanie, choc posrod otaczajacego nas mroku uczynilem to bardzo niechetnie.
«A czy mozliwe jest, ze cialo Draculi, by chronic je przed zbezczeszczeniem, przeniesiono ze Snagov wlasnie tu? '
Georgescu zachichotal.
«Wciaz zywisz nadzieje, przyjacielu ze Snagav. Ale zapamietaj sobie moje slowa. Tutaj rowniez znajdowala sie kaplica. Pod ziemia. Prowadzily do niej schody. Przed laty, kiedy przybylem tu po raz pierwszy, rozpoczalem wykopaliska. – Przeslal mi szeroki usmiech. – Mieszkancy wioski nie odzywali sie do mnie przez kilka tygodni. Ale krypta grobowa byla pusta… ani jednej kosteczki'.
Zaczal ziewac. Zgromadzilismy wiec przy ognisku nasz dobytek i rozlozylismy materace. Noc byla bardzo zimna, wiec cieszylem sie, ze zabralem ze soba ciepla odziez. Spogladalem w gwiazdy, ktore lsnily cudownie nad urwiskiem, i wsluchiwalem sie w pochrapywanie Georgescu.
W koncu zapadlem w drzemke. Kiedy ponownie otworzylem oczy, ognisko prawie sie dopalalo, a majaczace na tle nieba wierzcholki gor spowijala mgla. Zadrzalem z zimna i zamierzalem wlasnie dorzucic do ognia drew, gdy w poblizu doslyszalem dziwny szelest, ktory zmrozil mi krew. W ruinach nie bylismy sami, a cos, co dotrzymywalo nam towarzystwa, czailo sie bardzo blisko. Powoli podnioslem sie z ziemi. Chcialem obudzic Georgescu, ktory w swoim cyganskim saku z naczyniami kuchennymi z cala pewnoscia mial jakas bron. Panowala martwa cisza, lecz nie wytrzymalem napiecia. Wsunalem w ognisko jedna z galezi, a kiedy jej koniec zaplonal jasnym ogniem, ostroznie unioslem pochodnie nad glowa.
Nieoczekiwanie w zaroslach porastajacych ruiny kaplicy, w blasku ognia, zalsnily czerwone slepia. Przyjacielu, ze zgrozy wlosy zjezyly mi sie na glowie. Oczy zblizyly sie, lecz trudno powiedziec jak blisko. Przez dluga chwile mierzyly mnie spojrzeniem, a ja w irracjonalny sposob zdalem sobie sprawe z tego, ze istota ta dobrze wie, kim jestem, i w tej chwili mnie ocenia. Wtedy tez bestia zaczela pelznac z szelestem i czesciowo wynurzyla sie z mroku, rozejrzala sie w prawo i w lewo, po czym ponownie zniknela w ciemnosciach. Byl to wilk o zdumiewajacych rozmiarach. W blasku dogasajacego ogniska dostrzeglem jego kosmate futro i potezny leb. Zwierze ruszylo w strone ruin i po sekundzie zniknelo mi z oczu.
Lezalem na materacu bez ruchu. Teraz, kiedy juz niebezpieczenstwo minelo, nie chcialem budzic swego kompana. Ale wciaz mialem w pamieci przenikliwy, ostry wzrok bestii, ktora najwyrazniej mnie znala. Wreszcie chyba zmorzyl mnie sen, lecz ciagle dochodzil mnie odlegly zew z pograzonych w ciemnosciach lasow. W koncu przebudzilem sie na tyle, ze wygrzebalem sie z poslania i popelznalem przez porosniety zaroslami dziedziniec, by zerknac poza mur warowni. Pode mna rozciagala sie niezmierzona przepasc, dzielaca mnie od Argesu, ale po lewej stronie stok wyplaszczal sie. Z dolu dobiegal gwar czyichs glosow. Mrok rozswietlala poswiata obozowych ognisk. Przyszlo mi do glowy, ze w lesie Cyganie rozbili oboz. Postanowilem rano zapytac o to Georgescu, ale ten nieoczekiwanie pojawil sie obok mnie, przecierajac zaspane oczy.
«Cos nie tak? ' – zapytal, zerkajac za mur.
«Czy to cyganski oboz? '
Wskazalem poswiate bijaca sposrod drzew. Georgescu parsknal smiechem.
«Alez skad. Jestesmy zbyt daleko od cywilizacji. - Ziewnal szeroko i nagle w zaspanych oczach pojawil mu sie wyraz czujnosci. – To dziwne. Zbadajmy to blizej '.
Wcale mi sie ten pomysl nie podobal. Ale nalozylismy buty i ruszylismy bezszelestnie sciezka w dol. Halas narastal, wznosil sie i opadal w pelnej grozy kadencji. To nie wilki - pomyslalem – ale ludzie. Staralem sie ze wszystkich sil nie nadepnac na zadna sucha galazke. Zauwazylem, ze Georgescu siegnal za pazuche… Ma bron -pomyslalem z zadowoleniem. Niebawem ujrzelismy plonace miedzy drzewami ognisko. Archeolog gestem wskazal mi, bym polozyl sie obok niego w krzakach.
Na polanie tloczyla sie zdumiewajaca liczba mezczyzn. Dwoma pierscieniami otaczali plonace ognisko i zawodzili piesn. Pierwszy rzad, zapewne najwazniejszy, znajdowal sie najblizej ognia i kiedy pienia osiagaly szczytowe natezenie, stojacy w tym pierscieniu ludzie unosili prawe ramiona w gescie pozdrowienia, a kazdy z uczestnikow kladl reke na plecach najblizszego towarzysza. Twarze tych mezczyzn, dziwacznie pomaranczowe w blasku ogniska, byly spiete i nieruchome, oczy lsnily. Mieli na sobie dziwaczne mundury: ciemne kurtki, a pod nimi zielone koszule i czarne krawaty.
«Coz to, na Boga jest? – zapytalem szeptem Georgescu. – Co mowia? '
«O Ojczyznie – odszepnal. – Nic nie gadaj i nie ruszaj sie. Inaczej zginiemy. Sadze, ze jest to Legion Archaniola Michala '.
«A co to takiego?'
Prawie bezszelestnie poruszalem wargami. Trudno bylo wyobrazic sobie cos bardziej anielskiego niz owe zakrzeple w kamiennym wyrazie oblicza i wyciagniete wysoko pod niebiosa ramiona. Georgescu skinal na mnie i odpelzlismy z powrotem do lasu. Ale w chwili kiedy ruszalem za mym kompanem, ujrzalem ku swemu zdumieniu po drugiej stronie oswietlonej ogniskiem polany wysoka, barczysta postac otulona oponcza. W blasku plomieni mignely mi jego czarne wlosy i mroczne, ziemiste oblicze. Stal za drugim rzedem nieprzybranych w mundury ludzi. Na jego twarzy malowal sie wyraz niebywalej uciechy, prawie sie smial. Po chwili zniknal mi z oczu, a Georgescu pociagnal mnie gwaltownie za ramie i odciagnal w krzaki.
Kiedy juz znalezlismy sie bezpiecznie w ruinach – dziwne, ze tam dopiero poczulem