swiatyni. Wiele swiec zamigotalo i zgaslo. Wszyscy oni zaklinali sie na swietych i aniolow, zwlaszcza archaniolow Michala i Gabriela, iz majaczace w polmroku pozbawione glowy cialo ksiecia poruszylo sie i probowalo wstac. Pod strop swiatyni wzbil sie przenikliwy wrzask przerazonych mnichow, ktory postawil na nogi cala nasza wspolnote. Mnisi wybiegli w poplochu z kosciola i klocac sie zajadle miedzy soba, probowali opowiedziec, co kazdy widzial.
Wyszedl do nich opat. W blasku pochodni widzialem, jak zegnajac sie co chwila, z pobladla twarza, ze zdumieniem slucha ich sprzecznych relacji. Pozniej napomnial nas, ze dusza tego szlachetnego pana spoczywa w naszych rekach, wiec powinnismy sie zachowywac stosownie do wymogow chwili. Zaprowadzil nas do kosciola i polecil pozapalac ponownie wszystkie swiece. W ich blasku ujrzelismy spoczywajace spokojnie w trumnie cialo. Opat polecil dokladnie przeszukac swiatynie, ale nie znalezlismy zadnego czajacego sie w ktoryms z ciemnych katow zwierzecia lub demona. Poradzil zatem, abysmy udali sie spokojnie do cel. Kiedy nadeszla godzina pierwszej mszy, odprawilismy modly jak zawsze. Powoli wszystko wracalo do normy.
Nastepnego wieczoru jednak opat wezwal do siebie osmiu mnichow, w tym mnie, czym wyswiadczyl mi wielki zaszczyt. Oznajmil, ze musimy stworzyc wszelkie pozory, ze ksiaze zostal pochowany w kosciele, a tak naprawe jak najszybciej wywiezc jego cialo ze Snagov. Dodal tez, ze tylko jednemu z nas powie, dokad i dlaczego mamy je wywiezc, a uczyni to z tego wzgledu, iz nasza niewiedza zapewni nam bezpieczenstwo. Wybral mnicha, ktory przebywal juz w monasterze od wielu lat, a pozostalym [nam] rozkazal slepo sie go sluchac i nie zadawac zadnych pytan.
I w taki oto sposob ja, ktory myslalem, ze nigdy juz nie udam sie w zadna wedrowke, wyruszylem w daleka podroz, trafiajac wraz z towarzyszami do mego rodzinnego miasta. Stalo sie ono stolica krolestwa niewiernych. Tam dopiero ujrzalem, jakie zmiany zaszly w moim Konstantynopolu. Swiatynie Madrosci Bozej zamieniono na meczet i nie mielismy do niej wstepu. Wiele kosciolow zniszczono lub popadaly w ruine, inne staly sie domami modlitwy Turkow, nawet Panachrantos. Tam dopiero dowiedzialem sie, ze szukamy skarbu, ktory przyspieszy zbawienie duszy ksiecia. Skarb ten zostal juz z wielkim ryzykiem zabrany przez dwoch swietych i dzielnych mezow z monasteru Swietego Zbawiciela i bezpiecznie wywieziony z miasta. Sultanscy janczarowie jednak nabrali podejrzen i dlatego musimy natychmiast przedsiewziac kolejna wedrowke, tym razem do starego krolestwa Bulgarow.
Kiedy wedrowalismy przez te kraine, wielu Bulgarow wiedzialo najwyrazniej o naszej misji, gdyz coraz wiecej ludzi pojawialo sie przy drogach, skladajac nam w milczeniu pelne czci uklony. Wielu z nich przebylo daleka droge, aby dotknac dlonia naszego furgonu, a nawet go ucalowac. Podczas tej drogi wydarzyla sie rzecz najstraszniejsza. Kiedy przejezdzalismy przez miasteczko Chaskowo, zatrzymala nas sila i ostrym slowem miejscowa gwardia. Przeszukali woz, oswiadczajac, ze szukaja pewnej rzeczy, ktora wieziemy. Kiedy odkryli dwa wielkie worki, natychmiast je otworzyli. W srodku byla zywnosc. Ze zloscia cisneli je na ziemie i aresztowali dwoch z naszych towarzyszy. Ci lagodni mnisi, zapewniajacy, ze o niczym nie wiedza, tak rozwscieczyli siepaczy, iz ow diabelski pomiot obcial im dlonie i stopy, a rany przed smiercia natarli im sola. Nam darowali zycie i wsrod przeklenstw, tlukac nas batogami, kazali ruszac w dalsza droge. Udalo sie nam jednak odzyskac ciala i odciete czlonki naszych przyjaciol, ktore pochowalismy po chrzescijansku w monasterze w Baczkowie. Tamtejsi mnisi przez wiele dni i nocy modlili sie za ich niewinne, tak bardzo oddane Bogu dusze.
Po tym zdarzeniu podrozowalismy przejeci wielkim smutkiem i strachem. Ale bylo juz niedaleko i wkrotce bezpiecznie dotarlismy do monasteru Sveti Georgi. Tamtejsi mnisi – nieliczni i starzy – powitali nas bardzo goscinnie i powiadomili, ze skarb rzeczywiscie zostal odnaleziony. Przed dwoma miesiacami dostarczylo go bowiem dwoch pielgrzymow. Do Dacji zamierzalismy wrocic po jakims czasie, kiedy juz sie wszystko uspokoi. Szczatki, ktore przekazalismy mnichom, zostaly sekretnie umieszczone w relikwiarzu w Sveti Georgi. Do klasztoru zaczely naplywac rzesze chrzescijan, ale i ci trzymali wszystko w tajemnicy. Dluzszy czas mieszkalismy tam w zupelnym spokoju, a sam monaster, dzieki naszej pracy, znacznie sie rozrosl. Niebawem na okoliczne wioski spadla zaraza. Monaster jednak poczatkowo omijala. Zrozumialem [ze nie jest to zwyczajna zaraza, lecz]
[W tym miejscu dalszy ciag rekopisu zostal oddarty].
60
«Kiedy Stoiczew skonczyl, dobrych kilka minut siedzielismy z Helen w milczeniu. Sam profesor kiwal tylko i krecil glowa, przeciagajac dlonia po twarzy, jakby chcial sie wyrwac ze snu.
«To ta sama podroz… to musi byc ta sama podroz» – przerwala w koncu cisze Helen.
«Tez tak mysle – odrzekl Stoiczew, odwracajac sie w jej strone. Z cala pewnoscia mnisi brata Kiryla wiezli szczatki Vlada Tepesa».
«Znaczy to, ze z wyjatkiem dwoch zamordowanych przez Osmanow, mnisi bezpiecznie dotarli do bulgarskiego monasteru. Sveti Georgi… gdzie to jest?»
Sam chcialbym znac odpowiedz na to pytanie. Dla mnie tez stanowilo to najwieksza zagadke. Stoiczew przeciagnal w zamysleniu dlonia po brwiach.
«Gdybym tylko wiedzial – mruknal. – Ale tego nie wie nikt. W okolicach Baczkowa nie ma monasteru o nazwie Sveti Georgi. W sredniowieczu w Bulgarii istnialo kilkanascie monasterow o tej nazwie, ale wszystkie ulegly zagladzie we wczesnych latach panowania Imperium Osmanskiego. Zapewne splonal, a kamienie rozgrabiono na inne budowle. – Popatrzyl na nas ze smutkiem. – Jesli Turcy mieli jakies powody, by nienawidzic lub obawiac sie tego klasztoru, z cala pewnoscia zburzyli go do fundamentow, a mnisi nie dostali zezwolenia na budowe nowego, tak jak w przypadku Monasteru Rilskiego. W swoim czasie probowalem zlokalizowac Sveti Georgi. – Znow na chwile zamilkl. – Po smierci mego przyjaciela Angelowa probowalem kontynuowac jego badania. Osobiscie udalem sie do Monasteru Baczkowskiego, gdzie odbylem z mnichami wiele rozmow. Wypytywalem mieszkancow tamtych terenow, ale nikt o monasterze Sveti Georgi nie slyszal. Nie znalazlem go tez na najstarszych mapach. Zastanawialem sie nawet, czy Stefan nie podal Zachariaszowi falszywej nazwy. W koncu wsrod miejscowej ludnosci przetrwalaby jakas legenda, gdyby pochowano w okolicy szczatki tak znakomitej postaci jak Vlad Dracula. Przed wojna nawet chcialem udac sie do Snagov i tam zaczerpnac informacji z pierwszej reki…»
«Gdyby tylko mogl sie pan spotkac z Rossim lub przynajmniej z tym archeologiem… Georgescu» – westchnalem.
«Zapewne. – Dziwnie sie usmiechnal. – Gdybysmy spotkali sie tam z Rossim i polaczyli nasza wiedze, zanim nie bylo za pozno».
Zastanawialem sie, czy ma na mysli czasy sprzed rewolucji bulgarskiej, czy kiedy jeszcze ja sie u niego nie pojawilem. Nie chcialem o to pytac. Po chwili jednak sam wyjasnil:
«Widzicie, swoja prace przerwalem gwaltownie. Kiedy wrocilem z rejonow Baczkowa, pelen planow na wyprawe do Rumunii, w swoim mieszkaniu w Sofii ujrzalem przerazajacy widok».
Umilkl i zamknal oczy.
«Staram sie zapomniec o tamtym dniu. Na poczatek musze wyjasnic, ze mialem niewielkie mieszkanie w poblizu muru rzymskiego – bardzo starozytnego miejsca – a ja uwielbialem to starodawne miasto ze wzgledu na jego historie. Ksiazki, papiery oraz dokumenty dotyczace Baczkowa i okolicznych monasterow zostawilem na biurku, a sam udalem sie do pobliskiego sklepu, by zrobic zakupy. Kiedy wrocilem, ujrzalem, ze ktos zrobil w moim mieszkaniu dokladna rewizje. Przejrzal wszystkie moje rzeczy, po wy walal ksiazki z polek i myszkowal w szafie. Na biurku, na porozrzucanych papierach, dostrzeglem niewielka smuge krwi. Sam wiesz, jak wyglada atrament… kleksy… strona… – Urwal i popatrzyl na nas przenikliwie. – A na srodku biurka lezala ksiazka, ktorej nigdy wczesniej nie widzialem…»
Zerwal sie gwaltownie z miejsca i zniknal w sasiednim pokoju, skad zaczely dobiegac dzwieki przesuwanych na polkach ksiazek. W pierwszej chwili chcialem mu pomoc, ale siedzialem na krzesle jak wmurowany i patrzylem bezradnie na Helen, ktora rowniez sprawiala wrazenie sparalizowanej.
Niebawem pojawil sie Stoiczew, dzwigajac w ramionach wielkie folio. Oprawione bylo w wytarta skore. Polozyl ksiege na stole, otworzyl ja drzacymi rekami i bez slowa pokazal nam jej puste karty z wizerunkiem smoka w srodku. Tutaj smok wydawal sie mniejszy, gdyz ksiega miala wielki format, ale z cala pewnoscia byl to ten sam drzeworyt, lacznie ze smugami, jaki widzialem w ksiazce Hugh Jamesa. Dostrzeglem tez inne smugi na zoltawym marginesie, nieopodal szponow smoka. Wskazal je rowniez Stoiczew, lecz najwyrazniej zzeraly go jakies emocje – odraza, lek – gdyz na chwile zapomnial, kim jestesmy, i mruknal po bulgarsku: