Poczulem osobliwa, nagla potrzebe udania sie do Twego lozeczka i sprawdzenia, co z Toba jest.

«Kochanie, powiedz, o co chodzi?» – zapytalem, zabierajac z jej kolan ksiazke.

Ale ona potrzasnela tylko glowa i nic nie odpowiedziala. Kiedy wszedlem do Twego pokoju, wlasnie obudzilas sie w swoim lozeczku. Usmiechalas sie promiennie, klepalas po brzuszku i wodzilas za mna wzrokiem.

Niebawem Helen zaczela zapadac kazdego ranka w milczenie, a wieczorami plakala. Kiedy przestala sie w ogole do mnie odzywac, postanowilem wyslac ja do lekarza. Najpierw do psychoanalityka. Doktor oswiadczyl, ze z Twoja matka jest wszystko w porzadku, a kobiety po porodzie czesto wpadaja w melancholijny nastroj. Niebawem powinna wrocic do normy. Zbyt pozno odkrylem, kiedy jeden z naszych przyjaciol natknal sie na Helen w nowojorskiej bibliotece publicznej, iz wcale nie chodzila do psychoanalityka, ktorego jej zalatwilem. Gdy zapytalem o to Helen, oswiadczyla, ze prowadzi pewne bardzo istotne badania, a do dziecka zalatwila opiekunke. Ale wieczorami wciaz pograzona byla w depresji, wiec zdecydowalem, iz przyda sie jej zmiana klimatu. Wyjalem z naszego ogromnego konta troche pieniedzy i wczesna wiosna polecielismy do Francji.

Helen nigdy nie byla w tym kraju, choc wiele o nim slyszala i wybornie mowila po francusku. Wygladala uroczo, kiedy wedrowalismy przez Montmartre, a ona swym dawnym, zlosliwym tonem mowila, ze Sacre Coeur jest brzydsza w swoim ogromie, niz sadzila. Uwielbiala chodzic z wozkiem po targach, na ktorych sprzedawano kwiaty, wzdluz nabrzezy Sekwany, gdzie buszowalismy po straganach bukinistow, a ty spod swego czerwonego kapturka spogladalas na plynaca w dole rzeke. W wieku dziewieciu miesiecy bylas juz wytrawnym podroznikiem, a Helen utrzymywala, ze to tylko poczatek.

Konsjerzka domu, w ktorym mieszkalismy, sama byla babcia wielu wnukow i wnuczek, wiec zostawialismy ciebie pod jej opieka, gdy udawalismy sie do pobliskiego baru na piwo lub kawe. Poza tym Helen i Ty, ze swoimi oczkami jak guziczki – uwielbialyscie echa dochodzace z Notre Dame. Zapuszczalismy sie dalej na poludnie, by obejrzec Chartres i jej swietliste witraze, Albi i dziwaczny kosciol twierdze [24], siedzibe heretykow, korytarze i kruzganki Carcassone.

Helen zapragnela odwiedzic starozytny monaster Saint-Matthieu-des-Pyrenees-Orientales. Postanowilismy zatem udac sie tam na dzien lub dwa, a nastepnie wrocic do Paryza i odleciec do Stanow. Podczas podrozy z zadowoleniem stwierdzilem, ze twarz Helen znow przybrala dawny, pogodny wyraz. Lezala na lozku w naszym hotelowym pokoju w Perpignan i z uwaga studiowala ksiazke o francuskiej architekturze, ktora nabylem w Paryzu. Choc dobrze o tym wiedzialem, poinformowala mnie, ze monaster wzniesiono w roku tysiecznym. Stanowil najstarszy zabytek architektury romanskiej w Europie.

«Jest prawie tak stary jak Zywot swietego Jerzego» – powiedzialem z zaduma.

Ale ona tylko zamknela ksiazke, rozlozyla sie na lozku i popatrzyla na mnie lakomym wzrokiem.

Uparla sie, ze do monasteru udamy sie na piechote, jak pielgrzymi. Wyruszylismy z Les Bains wczesnym, chlodnym, wiosennym porankiem. Kiedy zaczelo swiecic slonce, sciagnelismy grube bluzy i owinelismy je wokol bioder. Helen dzwigala Cie w nosidelku zawieszonym na piersiach, a gdy byla zmeczona, ja bralem Cie na rece. O tej porze roku droga swiecila pustka. Minal nas tylko jeden wiesniak jadacy konno. Zapytalem Helen, czy nie powinnismy poprosic go, by nas podwiozl, ale ona tego ranka byla w paskudnym nastroju. Z niepokojem zauwazylem, ze od czasu do czasu jej oczy wypelniaja sie lzami. Wiedzialem, ze jesli o cokolwiek ja zapytam, ona tylko potrzasnie odmownie glowa i odepchnie mnie od siebie. Tak zatem tulilem Cie tylko czule do siebie i pokazywalem widoki, jakie otwieraly sie przed nami po kazdym zakrecie drogi: rozlegla panorame pokrytych kurzem pol i lezacych w dole wiosek. Na koncu gorskiej sciezki znajdowal sie niewielki placyk. Staly na nim dwa stare samochody i przywiazany do drzewa kon wiesniaka. Nad naszymi glowami pietrzyl sie monaster, jego masywne mury wienczyly wierzcholek gory. Ruszylismy w strone bramy, przy ktorej czuwali mnisi.

W tamtych czasach monaster Saint-Matthieu byl bardziej otwartym klasztorem. Mieszkalo w nim dwunastu lub trzynastu zakonnikow, prowadzacych zycie zgodnie z regula ich poprzednikow sprzed tysiaca lat, z tym tylko, ze musieli od czasu do czasu oprowadzac po swiatyni turystow i pilnowac ich samochodow zaparkowanych przed monasterem. Dwoch mnichow towarzyszylo nam, gdy zwiedzalismy przecudne klasztorne kruzganki. Pamietam swe zdumienie, kiedy doszedlem do konca otwartej galerii i ujrzalem pod nogami zawrotna, skalista przepasc konczaca sie het w dole dnem doliny. Nad monasterem wznosily sie wierzcholki gor jeszcze wyzsze od tego, na ktorego zboczu przycupnal klasztor. Spowijaly je biale welony wodospadow.

Usiedlismy na lawce ustawionej tuz nad przepascia. Spogladalismy w przepastny blekit nieba i sluchalismy szumu wody w fontannie klasztoru, wykonanej z czerwonego marmuru. Bog jeden wie, w jaki sposob sciagano tu wode przed wiekami. Helen sprawiala wrazenie o wiele bardziej pogodnej. Z radoscia spostrzeglem na jej twarzy wyraz wesolosci.

Jesli nawet czasami ogarnialy ja czarne mysli, to i tak nasza wyprawa byla bardzo duzo warta.

Helen oswiadczyla, ze chce dokladnie obejrzec klasztor. Zwiedzilismy zatem kuchnie i dlugi refektarz, w ktorym mnisi gromadzili sie na posilki, hotel, gdzie na pielgrzymow czekaly proste lozka oraz skryptorium, jedna z najstarszych czesci kompleksu klasztornego. Tam wlasnie kopiowano i iluminowano rekopisy. W szklanej gablocie znajdowal sie egzemplarz Ewangelii swietego Mateusza otwarty na stronicy, ktorej marginesy zdobily wizerunki demonow. Obok znajdowala sie kaplica. Byla mala, jak wszystko w tym monasterze, ale jej proporcje stanowily wrecz muzyke ucielesniona w kamieniu. Nigdy nie spotkalem w sztuce romanskiej czegos tak slicznego i serdecznego. Zakupiony wczesniej przewodnik zapewnial, ze absyda stanowila jedna z najstarszych, romanskich konstrukcji, dzieki ktorej na oltarz zawsze pada swiatlo. W scianach miescily sie waskie okna z czternastowiecznymi szybami, a sam oltarz zostal wspaniale przystrojony na kolejna msze: spowijala go czerwien i biel, lsnily zlote swieczniki. Opuszczalismy kaplice w milczeniu.

W koncu mlody mnich, ktory oprowadzal nas po monasterze, oswiadczyl, ze pozostala nam do zwiedzenia juz tylko krypta. Ruszylismy za nim po schodach w dol. Byl to niewielki, zimny i wilgotny loch wykopany pod klasztorem, interesujacy przyklad wczesnoromanskiej architektury: sklepiona piwnica o stropie wspartym na kilku przysadzistych filarach, z kamiennym sarkofagiem o posepnych ornamentach pochodzacym z pierwszego wieku istnienia monasteru. Nasz przewodnik poinformowal nas, ze spoczywa w nim pierwszy opat klasztoru. Obok grobowca siedzial zatopiony w medytacjach podstarzaly mnich. Na nasz widok, wyraznie zmieszany, skinal uprzejmie glowa, ale nie podniosl sie z krzesla.

«Od stuleci panuje tu tradycja, ze jeden z nas siedzi przy opacie – wyjasnil przewodnik. – Zazwyczaj jest to jeden ze starszych mnichow, ktory piastuje te godnosc do konca zycia».

«Niezwykle» – powiedzialem.

Ale w tym miejscu bylo cos, zapewne wszechprzenikajacy chlod, co sprawilo, ze zakwililas i poruszylas sie gwaltownie w nosidelku. Widzac, ze Helen jest juz zmeczona, wzialem Cie na rece, by wyniesc na swieze powietrze. Z ulga opuscilem ponury loch i ruszylem ku wyjsciu z klasztoru, by pokazac Ci fontanne.

Myslalem, ze Helen natychmiast za nami ruszy, ale ona jeszcze dlugo zwlekala w podziemiach, a kiedy wreszcie opuscila krypte, miala tak zmieniona twarz, ze az sie przerazilem. Wydawala sie niezwykle ozywiona – nie widzialem jej takiej od miesiecy – a jednoczesnie jej twarz spowijala niezwykla bladosc, a szeroko rozwarte oczy skupialy sie na czyms, czego nie moglem dostrzec. Podszedlem do niej od niechcenia i zapytalem, czy zobaczyla w srodku jeszcze cos ciekawego.

«Moze – odparla nieobecnym tonem, jakby moje pytanie zagluszaly szalejace jej pod czaszka mysli. Nastepnie gwaltownie zabrala Cie z moich rak, przytulila, i wreszcie pocalowala w glowke i policzki. – Czy z nia wszystko w porzadku? Czyzby sie czegos przestraszyla?»

«Nic jej nie jest. Zapewne trzeba ja tylko nakarmic».

Helen przysiadla na lawce, wyjela butelke i zaczela Cie karmic, nucac jedna z tych piosenek, ktorych nigdy nie rozumialem – po wegiersku lub rumunsku, nie wiem.

«To przepiekne miejsce – odezwala sie po chwili. – Zostanmy tu jeszcze na kilka dni».

«W czwartek wieczorem musimy byc w Paryzu» – zaprotestowalem.

«Skoro uwazasz, ze musimy tak szybko wracac, zostanmy tu tylko na jedna noc, a jutro wczesnie rano zejdziemy do Les Bains i zlapiemy powrotny autobus».

Poniewaz wygladala tak dziwnie, wdalem sie w rozmowe z naszym przewodnikiem. Porozmawial z przelozonym, a ten oswiadczyl, ze nie maja obecnie gosci i jestesmy serdecznie witani. Miedzy prostym obiadem a jeszcze skromniejsza kolacja pokazano nam kuchnie, wspanialy, rozany ogrod i rozciagajacy sie poza murami klasztoru sad na stromych zboczach gory, a nastepnie wysluchalismy mszy, podczas ktorej Ty spalas na kolanach Helen. Mnich przygotowal nam prycze nakryte czysta szorstka posciela. Kiedy juz lezalas na srodkowej, zsunelismy lozka tak, bys nie stoczyla sie przez sen na ziemie, i zaczalem cos czytac, udajac, ze nie patrze na Twoja matke. Ubrana w czarny, jedwabny szlafrok, spogladala w rozciagajaca sie za firankami noc. W pewnej chwili wstala,

Вы читаете Historyk
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату