otchlan, walczylem z wewnetrznym dygotem i sciskalem dlon Helen. Ja rowniez przeszywaly dreszcze. Liczace pietnascie stopni schody konczyly sie pograzonym w piekielnym mroku korytarzem. W swietle swiecy ujrzelismy jednak na scianach zelazne kuny. Kiedys zapewne plonely w nich pochodnie. Korytarz ponownie konczyl sie schodami – tez naliczylem pietnascie stopni. Stanelismy przed masywnymi drzwiami wykonanymi z pociemnialego ze starosci drewna. U dolu zaczynalo juz butwiec. Znow ujrzelismy klamke ozdobiona upiornym, wykutym w zelazie wizerunkiem bestii uzbrojonej w dlugie rogi. Kiedy Helen wyjela pistolet, poczulem sie pewniej. Drzwi byly zamkniete na glucho. Zaczalem je dokladnie badac. Szybko znalazlem masywny rygiel. Calym ciezarem swego ciala naparlem na zasuwe, a nastepnie pchnalem drzwi. Otworzyly sie powoli z dzwiekiem, ktory
W niklym blasku naszych swiec ujrzelismy rozlegla komnate. Nieopodal drzwi znajdowaly sie stoly – dlugie, masywne, starodawne stoly oraz puste polki na ksiazki. W porownaniu z korytarzem powietrze w podziemnej komorze bylo wyjatkowo suche, jakby dzialala tam jakas ukryta wentylacja. Przytuleni do siebie bacznie nasluchiwalismy, ale otaczala nas martwa cisza. Goraco pragnalem przeniknac wzrokiem czajace sie wokol nas ciemnosci. Z mroku wylonil sie wieloramienny kandelabr z wypalonymi do polowy swiecami. Natychmiast wszystkie je pozapalalem. Ujrzelismy wysokie szafy. Zajrzalem ostroznie do jednej z nich. Byla pusta.
«Czy to biblioteka? – zapytalem cicho. – Ale przeciez nic tutaj nie ma».
Znow zastyglismy w bezruchu, bacznie nasluchujac. Pistolet Helen blyszczal w jasnym, migotliwym swietle swiec. Wlasciwie to ja powinienem go trzymac i w razie potrzeby zrobic z niego uzytek, ale nie umialem poslugiwac sie bronia palna. A Helen, jak sie sam przekonalem, byla wyborowym strzelcem.
«Popatrz, Paul».
Wolna reka wskazala na cos, co przykulo jej uwage.
«Helen, ostroznie» – powiedzialem ostrzegawczo, ale ona juz ruszyla szybko do przodu.
Blask swiecy wylowil z ciemnosci wielki, kamienny stol… Nie, to wcale nie jest stol, ale oltarz – pomyslalem po chwili, a w nastepnej sekundzie pojalem, ze stoimy przed sarkofagiem. Nieopodal stal inny. Czyzbysmy trafili do przedluzenia klasztornej krypty, gdzie z dala od plonacego Bizancjum i katapult Osmanow spoczywali w pokoju opaci? I wtedy dostrzeglismy najwiekszy z tych grobowcow. Na jego bocznej scianie widnialo jedno slowo wykute w kamieniu: DRACULA. Helen uniosla pistolet, a ja mocniej scisnalem w dloni srebrny sztylet. Dala krok do przodu, ja trzymalem sie za jej plecami.
W tej samej chwili gdzies w oddali za naszymi plecami wszczal sie tumult. Gwaltowny tupot nog, szamotanina i przepychanka prawie zagluszyly delikatny odglos, jaki dobiegl z ciemnosci zalegajacych za grobowcem. Szelest przesypujacej sie, suchej ziemi. Jednoczesnie rzucilismy sie w strone sarkofagu. Nie mial przykrywy i byl pusty – podobnie jak pozostale dwa grobowce. I ten dzwiek. Gdzies w mroku przedzieralo sie przez korzenie rosnacych na powierzchni ziemi drzew jakies niewielkie stworzenie.
Helen wypalila na oslep w mrok, skad dobiegaly dzwieki. Posypala sie ziemia i drobne kamyczki. Oswietlajac sobie droge swieca, pobieglem w tamta strone. Biblioteka konczyla sie slepa sciana. Ze sklepionego sufitu zwieszaly sie korzenie drzew. W niszy, gdzie kiedys zapewne stala ikona, dostrzeglem na kamiennym murze ciemne smugi oleistej substancji. Krew? Wilgoc przenikajaca z powierzchni ziemi?
Z hukiem otworzyly sie znajdujace sie za naszymi plecami drzwi. Odwrocilismy sie gwaltownie w tamta strone. Caly czas sciskalem kurczowo dlon Helen. W swiatlo naszych swiec wdal sie jaskrawy blask latarki. Przed nami poruszaly sie jakies cienie, rozlegl sie glosny krzyk. Z cienia wylonil sie Ranow, a za nim, rzucajaca ruchome cienie na sciany, wysoka postac Jozsefa Gezy. Na piety nastepowal mu najwyrazniej przerazony brat Iwan. Za nim kroczyl jakis urzednik w czarnym garniturze, w kapeluszu i z czarnymi wasami. Na koncu ujrzalem kolejna postac. Poruszala sie powoli i niepewnie, najwyrazniej wstrzymujac caly pochod. Stoiczew. Na jego twarzy malowal sie zmieszany wyraz strachu, zalu i ciekawosci. Policzek przecinala dluga, krwawa szrama. Przez dluzsza chwile mierzyl nas smetnym spojrzeniem starczych oczu, po czym poruszyl ustami, jakby dziekujac Bogu, ze zastal nas zywych.
Geza i Ranow w ulamku sekundy znalezli sie przy nas. Nasz przewodnik wycelowal we mnie bron, a Geza w Helen. Mnich stal bez ruchu, obserwujac scene z otwartymi ze zdumienia ustami. Stoiczew, czujny i spokojny, trzymal sie na samym koncu. Przybrany w czarny garnitur urzednik caly czas kryl sie w cieniu.
«Rzuc bron» – warknal Ranow i Helen poslusznie rzucila pistolet na ziemie.
Czule objalem ja ramieniem. W mrocznym swietle swiec ich twarze, z wyjatkiem oblicza Stoiczewa, byly bardziej niz zlowieszcze. Odnioslem wrazenie, ze gdyby stary profesor nie byl az tak przerazony, przeslalby nam serdeczny usmiech.
«Co ty tu, do licha, robisz?» – zapytala Geze Helen, zanim zdazylem ja powstrzymac.
«Co ty, do licha, tu robisz, moja droga?» – odparl pytaniem.
Sprawial wrazenie wyzszego, niz go zapamietalem, mial na sobie jasna koszule i spodnie podobnej barwy, a na nogach turystyczne buty. Podczas konferencji nie zdawalem sobie sprawy, jak bardzo go nie lubie.
«Gdzie on jest?» – warknal Ranow, przenoszac na mnie wzrok.
«Nie zyje – odparlem. – Przechodziliscie przeciez obok krypty. Musieliscie go widziec».
«0 czym pan mowi?» – zapytal Ranow, marszczac brwi.
Cos, jakis instynkt, ktory zawdzieczalem Helen, powstrzymal mnie przed odpowiedzia.
«A o kogo panu chodzi?» – spytala lodowatym tonem Helen.
Geza wycelowal w nia bron.
«Dobrze pani wie, Eleno Rossi. Gdzie jest Dracula?»
Na tak proste pytanie pozwolilem pierwszej odpowiedziec Helen.
«Najwyrazniej tu go nie ma – odparla z najwieksza pogarda. – Prosze sprawdzic grobowce».
Na jej slowa urzednik dal krok do przodu i otworzyl usta, jakby chcial cos powiedziec.
«Pilnuj ich» – polecil Ranow Gezie, a sam czujnie ruszyl miedzy stoly.
Rozgladal sie wokol, badajac kazdy napotkany przedmiot. Zrozumialem, ze nigdy jeszcze nie odwiedzal tego miejsca. Ubrany w ciemny garnitur urzednik postepowal za nim w milczeniu krok w krok. Kiedy dotarli do sarkofagow, Ranow uniosl latarke i bron, po czym ostroznie zajrzal do grobowca.
«Pusty» – stwierdzil, odwracajac glowe w kierunku Gezy. Zwrocil sie w strone dwoch pozostalych, mniejszych grobowcow. – A to co? Pomozcie mi».
Urzednik i mnich poslusznie ruszyli w jego strone. Stoiczew niespiesznie ruszyl ich sladem. Z nieodgadnionym wyrazem twarzy ogladal puste stoly i szafy. Nie mialem zielonego pojecia, skad sie tu wzial.
Ranow zagladal do sarkofagow.
«Puste – oswiadczyl ponuro. – Nic w nich nie ma. Przeszukajcie komnate. – Geza zaczal myszkowac miedzy stolami, zagladac do kazdej szafy, badac kazdy zalom sciany. – A moze go widzieliscie? Albo slyszeliscie? – zwrocil sie do nas z pytaniem.
«Nie» – odparlem mniej wiecej zgodnie z prawda.
Wmawialem sobie, ze jesli tylko nie wyrzadza krzywdy Helen, jesli ja wypuszcza, nasza wyprawa zakonczy sie sukcesem. Niczego innego nie pragnalem. Czulem niewymowna wdziecznosc wobec Rossiego za jego ostatnie przeslanie.
Geza mruknal cos pod nosem po wegiersku. Musialo byc to jakies szpetne przeklenstwo, gdyz Helen, mimo wycelowanej w nia broni, lekko sie usmiechnela.
«To bez sensu. Wszystkie grobowce sa puste – oswiadczyl. – A on juz tu nigdy nie wroci, skoro grob w krypcie jest pusty».
Przez chwile przetrawialem jego slowa. Grob w krypcie jest pusty? Zatem gdzie podzialo sie cialo Rossiego, ktore tam zostawilismy?
Ranow odwrocil sie do Stoiczewa:
«Niech pan nam powie, co tu sie naprawde dzieje?» – spytal.
Opuscili wreszcie bron, a ja przytulilem do siebie Helen. Geza obrzucil mnie ponurym spojrzeniem, ale nie odezwal sie slowem.
Stoiczew, jakby oczekiwal tej chwili, siegnal ochoczo po latarke. Podszedl do najblizszego stolu i zabebnil palcami po jego blacie.
«To chyba dab, a sam stol pochodzi ze sredniowiecza – oswiadczyl cicho. Zerknal pod blat, po czym popatrzyl w strone szafy. – Ale o tym meblu moge powiedziec niewiele».
Czekalismy pograzeni w milczeniu. Geza ze wsciekloscia kopnal
«I co mam powiedziec w Ministerstwie Kultury? Przeciez ten Woloch nalezy do nas. Byl wieziony na Wegrzech,