moja zla krew – krew Draculi – ktora skazilam wlasne dziecko, choc bylam najswieciej przekonana, ze dotyk nieumarlego nie wyrzadzil mi trwalej krzywdy.
Zamilkla, poglaskala mnie po policzku i ujela za dlon. Zatrzepotalo mi serce, kiedy ta obca, a jednoczesnie tak droga i bliska osoba, polozyla mi glowe na ramieniu.
– Czulam sie coraz bardziej i bardziej niegodna, a kiedy brat Kiryl opowiedzial nam legende Saint-Matthieu, zrozumialam, ze nie zaznam spokoju, dopoki nie poznam calej prawdy. Uwierzylam, ze jesli odnajde Dracule i go unicestwie, wroce calkowicie do zdrowia, stajac sie ponownie dobra matka – osoba, ktora odzyskala normalne zycie.
Paul, kiedy zasnales, ponownie udalam sie do klasztoru. Chcialam wrocic ze swym pistoletem do krypty i otworzyc grobowiec. Ale to bylo ponad moje sily. Usiadlam na lawce na skraju kruzganka i spogladajac w przepasc, rozwazalam pomysl, by cie obudzic i poprosic o pomoc. Zdawalam sobie sprawe, ze nie powinnam tam przebywac sama, ale cos ciagnelo mnie w to miejsce. Ksiezyc stal w pelni, gory plawily sie w mgle.
W pewnej chwili poczulam mrowienie w karku, odnioslam wrazenie, ze cos za mna stoi. Szybko sie odwrocilam. W kruzganku, w miejscu, gdzie nie docieralo swiatlo ksiezyca, majaczyla jakas mroczna postac. Jej twarz skrywal cien, ale bardziej wyczulam, niz zobaczylam, iz spoglada na mnie plonacym wzrokiem. W jednej chwili, zanim zdazyla rozwinac skrzydla i dopasc mnie, znalazlam sie na balustradzie kruzganka. Glowe wypelnialy mi przejmujace do szpiku kosci glosy, mowiace, ze nigdy nie pokonam Draculi, ze jest to jego swiat, nie moj. Kazaly mi skoczyc w otchlan, dopoki jestem soba. Wyprostowalam sie jeszcze jako czlowiek i skoczylam.
Siedziala wyprostowana, patrzac na plonacy w kominku ogien. Moj ojciec ujal jej dlon i przytulil ja do policzka.
– Pragnelam spadac swobodnie, jak Lucyfer, jak upadly aniol, ale w dole byly skaly. Rozbilam sobie o nie glowe, poharatalam ramiona, ale na samym dole rozciagal sie gruby kobierzec trawy, dzieki ktorej nie skrecilam sobie karku ani nie polamalam kosci. Po kilku godzinach odzyskalam przytomnosc. Wciaz panowala chlodna noc, ksiezyc chowal sie za horyzont. Twarz mialam zalana krwia. Boze, tak bardzo chcialam umrzec, a nie ponownie ocknac sie zywa… – Zamilkla na chwile. – Nie umialabym wyjasnic ci powodow, dlaczego probowalam to zrobic, i mysl ta doprowadzala mnie do szalenstwa. Zrozumialam, ze nigdy nie bede godna ani ciebie, ani naszej corki. Kiedy wreszcie zdolalam dzwignac sie na nogi, spostrzeglam, iz nie krwawie zbyt mocno. I choc bylam straszliwie obolala, pojelam, ze nie ruszyl moim tropem, sadzac, iz nie przezylam skoku. Z trudem ruszylam przed siebie, minelam mury monasteru i w ciemnosciach dotarlam do drogi.
Moj ojciec spogladal na nia nieruchomym wzrokiem. W oczach nie pojawila mu sie ani jedna lza.
– Wrocilam do swiata. Nie bylo to bardzo trudne. Ku swemu zdumieniu spostrzeglam, ze mam ze soba torebke, a w niej pistolet zaladowany srebrnymi kulami. Byly tam tez pieniadze – duzo pieniedzy, ktorymi gospodarowalam bardzo rozwaznie. Moja matka tez zawsze trzymala gotowke przy sobie. Nie wierzyla bankom, podobnie zreszta jak wszyscy mieszkancy wioski. Znacznie pozniej, kiedy zabraklo mi srodkow finansowych, siegnelam do naszego konta i przenioslam czesc gotowki do banku w Szwajcarii. Paul, natychmiast opuscilam ten kraj w obawie, ze moglbys mnie wytropic. Wybacz mi!
Ostatnie slowa wykrzyknela, sciskajac z calych sil moje palce. Wiedzialam, ze ma na mysli nie pieniadze, lecz swoje znikniecie. Ojciec zaplotl dlonie.
– Owo podjecie pieniedzy z konta wlalo w me serce nowa nadzieje, lecz bank nie potrafil wytropic, gdzie zostaly przelane.
Helen spuscila wzrok.
– Tak czy owak, znalazlam miejsce daleko od Les Bains, gdzie w spokoju zaleczylam swe rany i wrocilam do zdrowia. Ukrywalam sie tam do czasu, kiedy znow moglam wrocic do swiata. Dotknela palcami niewielkiej bialawej szramy na szyi.
– Cala soba czulam, ze Dracula o mnie nie zapomnial i zapewne niebawem zacznie mnie znow poszukiwac. Nosilam w kieszeniach czosnek. Nie rozstawalam sie z pistoletem i srebrnym sztyletem. Mialam na szyi krzyzyk. W kazdej z wiosek, ktore mijalam, wstepowalam do kosciola i modlilam sie o blogoslawienstwo. Ale ilekroc przekraczalam drzwi swiatyni, rana zaczynala mi pulsowac bolem. Blizne zawsze zakrywalam chustka. Obcielam na krotko wlosy i przefarbowalam je na inny kolor. Zmienilam ubranie i zawsze zakladalam ciemne okulary. Przez dlugi czas trzymalam sie z daleka od miast. W miare uplywu czasu zaczelam jednak odwiedzac archiwa i biblioteki, gdzie prowadzilam dalsze badania.
Wszedzie trafialam na jego slad – w Rzymie w dwudziestych latach siedemnastego wieku, we Florencji za czasow Medyceuszow, w Madrycie, w Paryzu podczas rewolucji. Czasami napotykalam raporty o dziwnej pladze, czasami o wampiryzmie na cmentarzu – na przyklad na Pere-Lachaise. Odnioslam wrazenie, ze zawsze najbardziej interesowali go skrybowie klasztorni, archiwisci, bibliotekarze i historycy – wszyscy grzebiacy sie w historii. Probowalam wydedukowac, gdzie znajduje sie jego nowy grobowiec, w ktorym ukryl sie po otwarciu przez nas sarkofagu w Sveti Georgi, ale nie natrafialam na zaden trop. Postanowilam, ze kiedy go odnajde i zabije, wroce do ciebie i powiem, iz swiat jest juz bezpieczny. Bylam ci to winna. Zylam w nieustannym strachu, ze on odnajdzie mnie pierwszy. Tak strasznie za toba tesknilam… tak bardzo czulam sie samotna.
Znow ujela mnie za dlon i zaczela wodzic po niej palcami niczym wrozka. Wbrew samej sobie poczulam straszny gniew – tyle lat bez niej.
– W koncu cos we mnie peklo. Choc bylam tego niegodna, chcialam przynajmniej na was popatrzec. Paul, czytalam w gazetach wszystko o twojej fundacji i wiedzialam, ze mieszkasz w Amsterdamie. Bez trudu cie odnalazlam. Siadywalam w kawiarence znajdujacej sie nieopodal twojego biura albo ostroznie, bardzo ostroznie, szlam za toba podczas odbywanych przez ciebie przechadzek. Nigdy jednak nie odwazylam sie na bezposrednie spotkanie. Przychodzilam i odchodzilam. Od czasu do czasu odwiedzalam Amsterdam i podazalam twoim sladem. Pewnego dnia we Wloszech, w Monteperduto – ujrzalam go na
– To ja… to moja wina – powiedzialam, sciskajac jej dlon. – Znalazlam ksiazke.
Spogladala na mnie dluzsza chwile, po czym przechylila glowe.
– Jestes historykiem – stwierdzila w koncu. Nie bylo to pytanie. Ciezko westchnela. – Coreczko, przez kilka lat pisalam do ciebie kartki pocztowe, ktorych oczywiscie nigdy nie wyslalam. Pewnego dnia postanowilam dac wam znak o sobie, powiadomic, ze jednak zyje. Przeslalam je do waszego domu w Amsterdamie pod twoj adres, Paul.
Tym razem popatrzylam na ojca ze zdumieniem i gniewem.
– To prawda – przyznal ze smutkiem. – Nie chcialem ci ich pokazywac, nie chcialem cie zasmucac. Nie potrafilem przeciez odnalezc twojej mamy. Czy wyobrazasz sobie, co wtedy czulem?
Doskonale go rozumialam. Przypomnialam sobie nagle jego zmeczenie w Atenach, tamtego wieczoru, kiedy prawie polmartwy siedzial przy biurku w swoim pokoju. Przeslal nam niesmialy usmiech, a ja pomyslalam, ze teraz juz taki usmiech moze goscic na jego twarzy codziennie.
– Ha! – Moja matka rowniez sie usmiechnela. Jej usta i oczy otaczaly glebokie zmarszczki. – Wtedy ja zaczelam szukac ciebie… i jego.
Obrzucila ojca powaznym wzrokiem.
– Zrozumialem, ze musze porzucic moje studia, by tropiac ciebie, wytropic jego. Wiedzialam, iz prowadzisz badania… widzialam cie, Paul, jak wchodzisz i wychodzisz z bibliotek. Tak bardzo chcialam ci przekazac cala swoja wiedze. Ale ty przeniosles sie do Oksfordu. Nigdy tam nie bylam, choc wiedzialam, ze w poznym sredniowieczu ogarnela to miasto fala wampiryzmu. I tam otworzyles ksiazke…
– Ktora zamknal na moj widok – wtracilam.
– I na moj – dodal z lekkim usmiechem Barley.
Odezwal sie po raz pierwszy, a ja z radoscia stwierdzilam, ze powoli odzyskuje pogode ducha.
– Kiedy pierwszy raz ja ogladal, zapomnial zamknac – powiedziala Helen, prawie puszczajac do nas oko.
– Masz racja- przyznal moj ojciec. – Rzeczywiscie zapomnialem. Helen popatrzyla na niego z serdecznym usmiechem.
– Czy wiesz, ze nigdy wczesniej nie widzialam tej ksiazki.