znajoma skadinad: Roku Panskiego 1456 Dracula dokonal wielu straszliwych i dziwacznych czynow. Biblioteka zapewnila mi rowniez dokladny przeklad tej ksiazki i ponownie przeczytalam z dreszczem zgrozy o jego postepkach. Piekl ludzi zywcem na roznach, obdzieral ze skory, zakopywal ich po szyje w ziemi, rozrywal kobietom lona, wkladal im do brzucha glowki dzieci i wspolnie nadziewal na pal. Ojciec przestudiowal zapewne wiele podobnych broszur, ale ta wzbudzilaby w nim najwyzszy zachwyt ze wzgledu na zdumiewajaca swiezosc pergaminu i doskonaly stan, w jakim sie zachowala. Po pieciu stuleciach sprawiala wrazenie, jakby dopiero co wyszla spod prasy. Taka jej czystosc wyprowadzila mnie z rownowagi. Szybko schowalam ksiazke do pudelka i zwiazalam je wstazka. Troche sie sama sobie dziwilam, co sklonilo mnie do obejrzenia tego dzielka. Dopoki nie zamknelam ksiazki, swidrowala mnie aroganckim wzrokiem postac uwieczniona na drzeworycie.

Zebralam rzeczy, czujac, ze moja pielgrzymka dobiegla ostatecznie kresu. Bardzo serdecznie podziekowalam milej i uprzejmej bibliotekarce. Zlozona przeze mnie wizyta bardzo ja uradowala. Broszura nalezala do jednego z jej najbardziej ulubionych eksponatow w zbiorach. Napisala nawet o niej artykul. Pozegnalysmy sie wylewnymi slowami i mocnym usciskiem dloni. Opuscilam biblioteke i zeszlam na parter, gdzie wstapilam do sklepu z pamiatkami. Kiedy wyszlam wreszcie na rozgrzana sloncem ulice, otoczyl mnie smrod samochodowej benzyny i won z pobliskiej restauracji, w ktorej podawano wlasnie lunch. Kontrast miedzy cisza i spokojem panujacym w muzeum a halasliwa, zatloczona ulica sprawil, ze ze strachem popatrzylam na zamykajace sie za mna ciezkie, debowe drzwi. Zaskoczyl wiec mnie widok bibliotekarki, ktora wynurzyla sie na zewnatrz i spiesznie ruszyla w moja strone.

– Pani chyba tego zapomniala – odezwala sie zdyszanym glosem. Dobrze, ze jeszcze pania zlapalam.

Przeslala mi pelne zazenowania spojrzenie jak ktos, kto oddaje zagubiony skarb – portfel, klucze, drogocenna bransoletke.

Znow zaskoczona, odebralam od niej ksiazke i notatnik, jeszcze raz jej goraco podziekowalam, i kobieta rownie nagle, jak sie pojawila, zniknela wewnatrz budynku. Notatnik rzeczywiscie nalezal do mnie, choc bylam swiecie przekonana, ze przed wyjsciem z biblioteki schowalam go do teczki. Ksiazka natomiast… sama nie wiem, co w pierwszej chwili pomyslalam. Tyle tylko, ze miala okladke wykonana z nieslychanie starego aksamitu, ktory pod dotykiem reki wydawal mi sie znajomy i nieznajomy zarazem. Jakosc pergaminowych stron diametralnie roznila sie od niebywalej swiezosci broszury, ktora studiowalam w bibliotece – mimo iz stronice byly puste, nosily slady ciaglego przegladania. Ksiazka sama otworzyla sie posrodku i zanim zdazylam ja zamknac, dostrzeglam zlowieszczy wizerunek.

Stalam nieruchomo na srodku ulicy i ogarnialo mnie poczucie nierzeczywistosci. Mijaly mnie samochody realne jak zawsze, gdzies trabila ciezarowka, mezczyzna z psem na smyczy probowal przemknac sie miedzy mna a rosnacym na skraju chodnika milorzebem. Popatrzylam szybko na okna muzeum w nadziei, ze w ktoryms z nich dojrze bibliotekarke. Ale w szybach odbijaly sie tylko przeciwlegle budynki. Nie poruszyla sie zadna zaslona, nie trzasnely zadne drzwi. Na ulicy nie dzialo sie nic dziwnego.

W hotelowym pokoju polozylam ksiazke na szklanym blacie stolika, a sama poszlam do lazienki, by przemyc rece i twarz. Nastepnie podeszlam do okna i dlugo spogladalam na miasto. Dostrzeglam ogromny, wyjatkowej brzydoty, arystokratyczny ratusz i pomnik, na ktorego piedestale balansowala statua milujacego pokoj Williama Penna. Z mojej wysokosci liczne parki przypominaly zielone kwadraty porastajacych je drzew. Blask slonca ozlacal wieze banku. Daleko, po lewej stronie, widzialam budynek federalny, w ktorym przed miesiacem wybuchla bomba. Czerwono-zolte dzwigi wynosily tony gruzu, docieral do mnie ryk silnikow pracujacych tam maszyn.

Ale nie ten widok przykuwal moja uwage. Na przekor samej sobie, myslalam o innym, ktory widzialam juz wczesniej. Oparlam czolo o nagrzana sloncem szybe. Czulam sie osobliwie bezpieczna mimo zawrotnej wysokosci, na jakiej sie znajdowalam. Grozace mi niebezpieczenstwo znajdowalo sie w zupelnie innych sferach.

Wyobrazalam sobie pogodny, jesienny poranek w roku tysiac czterysta siedemdziesiatym szostym. Jest tak zimno, ze z powierzchni jeziora unosi sie mgla. Lodz oplywa brzegi wyspy, posuwajac sie wzdluz scian monasteru zwienczonego kopulami z zelaznymi krzyzami na szczycie. Kiedy dziob drewnianej lodzi uderza w skaliste nabrzeze, zza drzew wybiega dwoch mnichow i natychmiast wciaga ja na brzeg. Mezczyzna, ktory wychodzi z lodzi, posuwa sie energicznie po skalistej skarpie, wzbudzajac stopami w skorzanych, czerwonych botach uzbrojonych w ostrogi rozliczne echa. Jest nizszy od towarzyszacych mu dwoch mlodych mnichow, a jednoczesnie zdaje sie nad nimi gorowac. Pod dlugim, czarnym, aksamitnym plaszczem spietym pod szyja wymyslna brosza, ma szate z purpurowego adamaszku. Glowe wienczy mu czarny kolpak z czerwonym piorem na przodzie. Dlon mezczyzny, pobruzdzona glebokimi bliznami, spoczywala krzepko na rekojesci miecza przypietego do pasa. Jego oczy sa zielone, nienaturalnie duze i szeroko rozstawione, zarys nosa i ust znamionuje okrucienstwo, wlosy i wasy pokrywaja mu pasma siwizny. Pojawia sie opat i wita goscia w cieniu rozlozystych drzew.

– To honor dla nas, panie – mowi, wyciagajac reke. Dracula caluje jego pierscien, a kaplan blogoslawi hospodara znakiem krzyza. – Badz blogoslawiony, synu – dodaje jakby w podziece.

Opat zdaje sobie sprawe, ze pojawienie sie wladcy graniczy niemal z cudem. Dracula musial przebyc tureckie kordony, by dostac sie do monasteru. Nie po raz pierwszy opat odnosi wrazenie, ze jego dobroczynca wraca do swiatyni wylacznie dzieki bezposredniej, bozej interwencji. Kaplan slyszal, ze sam metropolita Curtea de Arges zamierza reinwestowac Dracule jako wladce Woloszczyzny, a wtedy bez watpienia Smok wypedzi z tego kraju wszystkich Turkow. Opat dotyka palcami w gescie blogoslawienstwa czola hospodara.

– Kiedy nie pojawiles sie tu wiosna, spodziewalismy sie juz najgorszego. Bogu niech bedzie chwala.

Dracula usmiecha sie i w milczeniu obrzuca opata przeciaglym spojrzeniem. Kaplan pamieta, ze niejednokrotnie juz spierali sie na temat smierci. Dracula kilkakrotnie podczas spowiedzi pytal zakonnika, czy on, jako swiety czlowiek, uwaza, ze kazdy nawrocony szczerze grzesznik trafi do raju. Opatowi szczegolnie zalezalo na tym, by jego patron przyjal ostatnie sakramenty, kiedy nadejdzie ostatnia chwila, ale bal sie mu o tym wspominac. Ostatecznie jednak, pod lekkim naciskiem kaplana, Dracula przeszedl znow na prawdziwa wiare, wyrzekajac sie heretyckiego kosciola zachodniego, z ktorym sie czasowo zwiazal. Opat wybaczyl mu przewinienia – wszystkie osobiscie. Czyz Dracula nie poswiecil swego zycia, by odeprzec napor niewiernych oraz potwornego sultana, ktory miazdzyl mury chrzescijanstwa? W glebi ducha jednak zastanawial sie, jaki wyrok wyda Wszechmogacy na tego dziwnego czlowieka. Podejrzewal, ze Dracula nie osiagnie Raju i byl bardzo rad, kiedy wladca zmienil temat, pytajac o zmiany, jakie zaszly w klasztorze pod jego nieobecnosc. Podazaja na dziedziniec monasteru. Sploszone kury uciekaja na wszystkie strony. Dracula z zadowoleniem patrzy na nowo wzniesione budynki i bujne, warzywne ogrody. Opat pospiesznie pokazuje mu tez nowy kruzganek, wybudowany juz po jego ostatniej wizycie.

Kiedy zasiadaja przy szklanicach z winem w komnacie opata, Dracula podaje kaplanowi aksamitny worek.

– Zajrzyj do srodka, ojcze – mowi, podkrecajac z luboscia wasa. Wyciaga swe muskularne nogi, dlon ponownie wspiera na rekojesci miecza. Opat chcialby, aby Dracula przekazal swoj dar z wieksza pokora, ale bez slowa otwiera sakwe.

– Turecki skarb – oswiadcza hospodar z szerokim usmiechem. Zniknely mu dolne zeby, ale gorne byly mocne i biale.

W sakwie znajduja sie klejnoty i precjoza przecudnej urody, ogromne szmaragdy i rubiny, ciezkie, zlote pierscienie, brosze osmanskiej roboty i wiele innych przedmiotow, w tym wspanialy, grawerowany, zloty krzyz wysadzany ciemnymi szafirami. Opat nawet nie chce wiedziec, w jaki sposob skarby te wpadly w rece Draculi.

– Umeblujemy od nowa zakrystie i ufundujemy nowa chrzcielnice oswiadcza Dracula. – Sprowadzcie najlepszych rzemieslnikow wedle swego uznania. Bez klopotu ich oplacicie i zostanie jeszcze duzo na moj grobowiec.

– Twoj grobowiec, panie?

Opat spuszcza z szacunkiem wzrok.

– Tak, Eminencjo. – Znow siega do rekojesci miecza. – Dlugo o tym myslalem. Pragne zostac pochowany przed glownym oltarzem, pod marmurowa plyta. Zycze sobie uroczystej sumy nad moim grobem. Z chorem. – Opat poslusznie kiwa glowa, choc bardzo niepokoi go wyraz twarzy hojnego fundatora. Wyprowadza go z rownowagi przebiegly blysk w jego zielonych oczach. – Mam tez jeszcze jedna prosbe, o ktorej nie zapomnijcie. Na plycie grobowej ma zostac wymalowany moj wizerunek. Ale zadnego krzyza!

Zdumiony opat odrywa wzrok od posadzki.

Вы читаете Historyk
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату