krzesle. – Istnieje mozliwosc, iz drzeworyt z panskiej ksiegi mial duzy wplyw na Nowy Testament z tysiac piecset dwudziestego roku, w ktorym widzimy podobna ilustracje przedstawiajaca uskrzydlonego szatana. Ale to rzecz trudna do udowodnienia. Bylby to jednak zabawny wplyw, nieprawdaz? W zadnych wydaniach Biblii nie spotykamy takiej diabolicznej ilustracji.
«Diabolicznej? ' - Przez chwile smakowalem to slowo, wypowiedziane przez innego czlowieka.
«Oczywiscie. Mowil mi pan wylacznie o legendach zwiazanych z Dracula, aleja w swoich badaniach poszedlem jeszcze dalej '.
Nosowy i tak bardzo amerykanski akcent pana Martina sprawil, ze dluzsza chwile milczalem. Nigdy jeszcze nie slyszalem tak zlowrogiej glebi w glosie tak zwyczajnym. Popatrzylem zaskoczony na swego rozmowce, ale jego ton zlagodnial, twarz sie wygladzila. Zaczal przerzucac papiery, ktore wyjal z tekturowej teczki.
«Tutaj mamy wyniki naszych ekspertyz – powiedzial. – Zrobilem dla pana kopie z naniesionymi przeze mnie uwagami. Mysle, ze zainteresuja pana. Wnosza niewiele poza tym, co juz powiedzialem… a sa jeszcze dwa inne, niewatpliwie ciekawe fakty. Z analiz chemicznych jasno wynika, ze ksiega prawdopodobnie przez dlugi czas przechowywana byla w srodowisku gestego, kamiennego pylu. W kazdym razie przed rokiem tysiac siedemsetnym. Poza tym jej ostatnie fragmenty nosza slady slonej wody… zapewne przewozono ja gdzies statkiem przez morze. Sadzac po pochodzeniu ksiazki, moglo to byc Morze Czarne. Istnieje jednak kilka innych mozliwosci. Obawiam sie, ze nasze badania niewiele wniosa nowego do panskich studiow… czyz nie wspomnial mi pan, ze pisze historie sredniowiecznej Europy? '
Popatrzyl na mnie przelotnie z milym usmiechem, ktory na jego wyniszczonej choroba twarzy sprawial nieco dziwaczne wrazenie, a ja uswiadomilem sobie dwie rzeczy jednoczesnie, ktore zmrozily mi krew w zylach.
Pierwsza: nigdy nawet nie zajaknalem sie przy nim slowem o tym, ze pisze historie sredniowiecznej Europy. Powiedzialem tylko, iz potrzebuje pewnych informacji o moim woluminie, ktore byc moze okaza sie bardzo przydatne przy kompletowaniu bibliografii odnoszacej sie do zycia Vlada Palownika, znanego z legend jako Dracula. Howard Martin byl bardzo dokladnym kustoszem, podobnie jak ja naukowcem, i nigdy nie pozwolilby sobie na taka omylke. Jedna z pierwszych rzeczy, na jaka zwrocilem uwage, byla jego prawie fotograficzna pamiec odnosnie do szczegolow, cos co zawsze docenialem w nowo poznanych ludziach.
A druga: choroba, na ktora cierpial… Nieszczesnik. Jego zwiotczale wargi, kiedy sie usmiechal, opadaly, odslaniajac sterczace troszeczke gorne kly, co nadawalo jego obliczu bardzo nieprzyjemny wyraz. Az za dobrze pamietalem urzednika ze Stambulu, z tym tylko, ze z szyja Martina bylo wszystko w porzadku. W kazdym razie na tyle, na ile zdolalem sie zorientowac. Opanowalem wewnetrzny dygot i odebralem od niego ksiazke.
«A swoja droga, mapa jest godna najwyzszej uwagi' - oswiadczyl nieoczekiwanie.
«Mapa?'
Skamienialem. Znalem tylko jedna mape - wlasciwie trzy, a kazda w coraz wiekszej skali - ale one nie mialy tu nic do rzeczy. Bylem przekonany, ze nie wspomnialem o ich istnieniu obcemu mi przeciez czlowiekowi.
«Czy pan sam ja naszkicowal? Najwyrazniej nie jest stara, ale ma pan reke artysty. A panski umysl nie jest schorzaly, jesli tak moge powiedziec '.
Gapilem sie na niego jak ciele na malowane wrota, nie mogac odszyfrowac znaczenia jego slow, a jednoczesnie bojac sie zapytac, co konkretnie ma na mysli. Czyzbym zostawil w ksiedze jeden ze swoich szkicow? Ale bylem pewien, ze dokladnie przejrzalem wolumin, strona po stronie, zanim przekazalem go w jego rece.
«Wlozylem ja pod ostatnia stronice ksiazki – powiedzial uspokajajaco. – A teraz, doktorze Rossi, moge zaprowadzic pana do ksiegowosci. Chyba ze woli pan otrzymac rachunek do domu '.
Otworzyl drzwi i znow przeslal mi dziwaczny usmiech. Odnioslem wrazenie, ze nie powinienem dluzej studiowac ksiazki, ktora trzymalem w rece, a w jaskrawym swietle zalewajacym korytarz zrozumialem, iz ow osobliwy usmiech byl jedynie wytworem mojej nadpobudliwej wyobrazni, ze mimo trawiacej go choroby, pan Martin byl normalnym czlowiekiem; moze tylko troche znuzonym i przygarbionym po dziesiatkach lat spedzonych nad kartami historii. To wszystko. Stojac w progu, wyciagnal do mnie w serdecznym, pozegnalnym gescie dlon. Uscisnalem ja i wymamrotalem, by rachunek przyslano na moj uniwersytecki adres.
Mierzac czujnie kazdy krok, oddalalem sie od jego drzwi, az zniknely za zakretem korytarza. Minalem glowny hol i opuscilem ogromny, zbudowany z czerwonej cegly zamek, w ktorym on i jego wspolpracownicy z takim zamilowaniem oddawali sie pracy. Odetchnalem swiezym powietrzem, przeszedlem przez rowno przystrzyzony trawnik i usiadlem na lawce, starajac sie byc zarowno widoczny, jak i niewidoczny.
Trzymana w dloni ksiazka otworzyla sie ze swa zwykla, zlowieszcza usluznoscia, a ja ze zdumieniem popatrzylem na jakas luzna kartke wsunieta miedzy stronice. Normalnie odkryc ja moglem tylko przypadkowo, kartkujac od konca cala ksiege – delikatny rysunek na kalce, zupelnie jakby ktos zdobyl moja trzecia, najwazniejsza mape i skopiowal dla mnie wszystkie jej tajemnicze szczegoly. Nazwy w jezyku staroslowianskim byly takie same jak na mojej mapie: «Wioska Kradnacych Swinie', «Dolina Osmiu Debow '. Szkic ow roznil sie od mojego rysunku jednym szczegolem. Pod napisem «Bezbozny Grobowiec ' widnial wykonany atramentem schludnymi, lacinskimi literami, nierozniacy sie szczegolnie od innych nazw, kolejny napis. Otaczal polkolem punkt oznaczajacy grobowiec, jakby udowadniajac swoj bezposredni zwiazek z tym miejscem. Przeczytalem slowa: «Bartolomeo Rossi'.
Czytelniku, jesli musisz, potraktuj mnie jak tchorza, ale w tej chwili postanowilem zaprzestac wszelkich, dalszych poszukiwan. Bylem mlodym profesorem, mieszkalem w Cambridge w Massachusetts, gdzie prowadzilem wyklady, stolowalem sie w towarzystwie nowych znajomych i co tydzien pisywalem do moich starych rodzicow. Nie nosilem przy sobie czosnku ani krzyza, nie zegnalem sie, slyszac za soba w korytarzu czyjes kroki. Mialem lepsza ochrone – przestalem grzebac w przerazajacych rozstajach historii. Cos musialo czuc sie usatysfakcjonowane tym, ze mnie uciszylo, gdyz przestaly spadac na mnie kolejne tragedie.
Tak zatem musisz dokonac wyboru miedzy zdrowymi zmyslami i dotychczasowym zyciem a prawdziwym wyzwaniem, jakie staje przed naukowcem wielkiej miary. Hedges nie domagal sie, bym popchnal go w ciemnosc. Skoro wiec czytasz te listy, znaczy to, ze zlo wrocilo ostatecznie do mnie. Musisz dokonac wyboru. Przekazalem Ci cala swoja wiedze na temat tej zgrozy. Znajac juz moja historie, czy odmowisz mi pomocy?
Twoj, pelen zalu, Bartholomew Rossi
Cienie pod drzewami coraz bardziej sie wydluzaly. Moj ojciec kopnal swym wytwornym butem jeden z kasztanow. Odnioslam nagle wrazenie, ze gdyby nie mial takiej oglady i kultury osobistej, splunalby ordynarnie na ziemie, wyrzucajac z siebie w ten prostacki sposob niesmak, jaki czul. Ale on tylko przelknal sline, zebral sie w sobie i powiedzial z wymuszonym usmiechem:
– Boze wielki! O czym my rozmawiamy? Co za posepny nastroj! Usmiechal sie, lecz w jego twarzy wyraznie widzialam trawiacy go niepokoj, ze i na mnie – zwlaszcza na mnie – spadnie jakis cien, ktory usunie mnie ze sceny.
Rozluznilam uchwyt palcow zacisnietych na krawedzi lawki i tez zdobylam sie na pozorna beztroske. Probowalam rozproszyc jego niepokoj tak samo, jak on moj. Zaczelam kaprysic… ale tylko troszeczke, by nie wzbudzic jego podejrzen.
– Znow jestem glodna. Mam ochote na dobra kolacje.
Na jego twarzy pojawil sie normalny juz, pogodny usmiech. Zgial sie w eleganckim uklonie, podal mi reke i pomogl wstac z lawki. Zaczal pakowac do torby puste butelki po naranca i resztki naszego prowiantu. Ochoczo mu w tym pomagalam, zwlaszcza ze zamierzal wracac juz do miasta, jakby kompletnie zapominajac o gorujacym nad nami zamku. W trakcie opowiesci tylko raz spojrzalam w strone mrocznej budowli. Ale teraz, gdy ponownie odwrocilam wzrok w jej strone, w gornym oknie, zamiast sprzataczki, majaczyla ciemna, olbrzymia postac. Zaczelam paplac bez sensu o wszystkim, co tylko slina przynosila mi na