jezyk. Dopoki ojciec nie ujrzy tej sylwetki w oknie, nic zlego sie nie wydarzy. Oboje bylismy chwilowo bezpieczni.
14
Przez jakis czas trzymalam sie z dala od biblioteki uniwersyteckiej. Po czesci dlatego, ze czulam osobliwy lek przed kontynuacja badan, a po czesci ze wzgledu na pania Clay, gdyz coraz podejrzliwiej patrzyla na moje spoznione powroty ze szkoly. Tak jak obiecalam, zawsze do niej dzwonilam, lecz czasami w jej glosie w sluchawce wyczuwalam jakas plochliwosc i niesmialosc, a wyobraznia podsuwala mi przed oczy obraz gospodyni prowadzacej jakies klopotliwe rozmowy z moim ojcem. Za malo ja znalam, bym mogla wyciagnac jakiekolwiek wiazace wnioski. Ale moj ojciec mogl snuc jakies zenujace domysly: trawka? chlopcy? Czasami spogladal na mnie z takim zatroskaniem, ze robilam wszystko, aby nie przysparzac mu dodatkowych zmartwien swoja osoba.
W koncu jednak pokusa okazala sie silniejsza. Postanowilam, ze wbrew wszelkim nurtujacym mnie rozterkom udam sie do biblioteki. Sklamalam, iz po szkole ide z jedna z malo atrakcyjnych kolezanek z klasy na wieczorny seans filmowy – wiedzialam, ze Johan Binnerts we srody pelni wieczorny dyzur w dziale sredniowiecznym, a moj ojciec chodzi na spotkania do Centrum – wlozylam nowy plaszcz i zanim pani Clay zdazyla cokolwiek powiedziec, zamknelam za soba drzwi.
Czulam sie troche dziwnie, gdy przemierzalam wieczorem glowny hol biblioteki wypelniony studentami wyraznie juz zmeczonymi po calym dniu zajec. Ale czytelnia w dziale sredniowiecznym byla pusta. Podeszlam cicho do biurka pana Binnertsa, ktory przegladal wlasnie nowo zakupione woluminy. Ze zwyklym, milym usmiechem oswiadczyl, ze nie ma wsrod nich zadnego, ktory by mnie zainteresowal. Przeciez lubowalam sie tylko w rzeczach makabrycznych i przerazajacych. Ale, jak obiecal, odlozyl dla mnie pewna ciekawa rzecz. Zapytal tylko, dlaczego tak dlugo nie odwiedzalam biblioteki. Zaczelam sie nieporadnie tlumaczyc, ale on przerwal mi ze smiechem:
– Juz balem sie, ze przytrafilo ci sie cos zlego albo ze poszlas za moja rada i zajelas sie bardziej pogodnymi rzeczami, jakie przystaja mlodej damie. Jednak na tyle wzbudzilas moja ciekawosc, ze podjalem dla ciebie specjalne poszukiwania.
Odebralam z wdziecznoscia ksiazke z jego rak. Pan Binnerts oswiadczyl, ze idzie teraz do swojej pracowni, ale niebawem pojawi sie, aby sprawdzic, czy czegos jeszcze nie potrzebuje. Kiedys pokazal mi te pracownie. Byl to niewielki, usytuowany na tylach czytelni pokoik z duzym oknem wychodzacym na czytelnie, gdzie bibliotekarze restaurowali wspaniale, sredniowieczne woluminy oraz podklejali ksiazki nowsze. Kiedy sie oddalil, w czytelni zapadla nieprzyjemna, glucha cisza. Nie zwracajac na nic uwagi, z zapalem otworzylam ksiazke.
Binnerts trafil w dziesiatke – pomyslalam wtedy, choc wiedzialam, ze podstawowym zrodlem do dziejow pietnastowiecznego Bizancjum jest tlumaczenie dziela Michaela Doukasa
Przypomnialam sobie archiwum sultana Mehmeda w Stambule, do ktorego udal sie w celach badawczych Rossi. Ksiaze woloski byl jak bolesny ciern w boku tureckiego wladcy – to stalo sie dla mnie oczywiste. Przyszlo mi do glowy, ze powinnam poczytac wiecej o samym Mehmedzie. Moze natrafie na jakies zrodla mowiace wiecej o jego relacjach z Dracula. Nie wiedzialam, od czego zaczac, ale pan Binnerts obiecal, ze niebawem do mnie wroci.
Zniecierpliwiona odwrocilam sie na krzesle. Postanowilam osobiscie udac sie do jego pracowni. W tej samej chwili poslyszalam jakis halas w odleglym koncu czytelni. Cos w rodzaju gluchego uderzenia, a nastepnie bardziej wibracji przebiegajacej pietro niz rzeczywistego dzwieku zupelnie jakby ptak w pelnym pedzie uderzyl w okno. Zerwalam sie na rowne nogi i ruszylam biegiem do pomieszczenia na tylach czytelni, w ktorym znajdowala sie pracownia. Przez szybe nie dostrzeglam pan Binnertsa, co troche podnioslo mnie na duchu. Gdy jednak otworzylam drzwi, ujrzalam na podlodze nogi w szarych spodniach, wykrecony tors w niebieskiej bluzie, jasne,, siwiejace wlosy zbroczone krwia i twarz milosiernie skryta czesciowo w gestym cieniu – majaczaca tuz przy nodze biurka. Nieopodal na posadzce lezala rozlozona ksiazka, ktora zapewne wypadla panu Binnertsowi z reki. Lezala rownie nieruchomo jak on. Na scianie nad biurkiem widniala krwawa plama z duzym, delikatnym odbiciem dloni, jakby wymalowanym palcami dziecka. Staralam sie zapanowac nad soba, a kiedy w koncu wydobyl mi sie z gardla okropny krzyk, odnioslam wrazenie, ze wydal go ktos inny.
Spedzilam w szpitalu dwa dni. Nalegal na to moj ojciec. Opiekowal sie mna lekarz, jego stary przyjaciel. Ojciec byl bardzo serdeczny i powazny. Gdy po raz trzeci przesluchiwal mnie oficer policji, najpierw zajal miejsce na skraju mego lozka, a nastepnie przeniosl sie pod okno, gdzie z zalozonymi na piersi rekami przysluchiwal sie naszej rozmowie. Nikogo w czytelni nie widzialam. Czytalam spokojnie przy swoim stoliku, kiedy uslyszalam gluche uderzenie. Nie znalam zbyt dokladnie bibliotekarza, ale bardzo go lubilam. Oficer zapewnil mego ojca, ze nie jestem o nic podejrzewana. Po prostu przypadkowo znalazlam sie najblizej miejsca zdarzenia. Ale ja niczego nie widzialam, nikt
Oszolomiony oficer potrzasnal glowa. Krwawy odcisk reki na scianie nie pochodzil od bibliotekarza, a na dloniach pana Binnertsa nie bylo krwi. Poza tym slad nie pasowal do jego reki. Linie papilarne odciskow palcow byly dziwnie znieksztalcone i wytarte. «Mozna by je latwo porownac z innymi w naszych kartotekach – oswiadczyl memu ojcu oficer – tylko ze nigdy jeszcze z takimi sie nie spotkalismy'. Policjant wyraznie sie rozgadal. Paskudna sprawa. Nie pochodzil z Amsterdamu, sluzbe pelnil w tym miescie stosunkowo od niedawna. Ale ci wszyscy ludzie, ktorzy wrzucaja rowery do kanalow, okropny przypadek prostytutki, ktora w poprzednim roku…
Ojciec wymownym spojrzeniem przerwal potok jego wymowy.
Kiedy oficer opuscil sale, ojciec ponownie usiadl na skraju mego lozka i po raz pierwszy zapytal, co robilam w bibliotece. Wyjasnilam, ze uczylam sie, bo bardzo lubilam tam po szkole odrabiac lekcje, gdyz w czytelni bylo cicho i przytulnie. Balam sie, ze zapyta, dlaczego wybralam akurat czytelnie dzialu sredniowiecznego, ale ku
Nie powiedzialam mu, ze w ogromnym zamieszaniu, jakie nastapilo po moim wrzasku, odruchowo wsunelam do torby ksiazke, ktora w chwili smierci studiowal pan Binnerts. Policja, oczywiscie, przeszukala dokladnie zawartosc torby, ale nikt nie zwrocil uwagi na ksiazke. Bo i po co? Przeciez nie nosila sladow krwi. Bylo to dziewietnastowieczne dzielo o rumunskich kosciolach. Ksiazka upadla na posadzke, otwierajac sie na stronie, gdzie wspomniano o kosciele na wyspie na jeziorze Snagov, ktory z przepychem ufundowal Vlad IV z Woloszczyzny. Wedle tradycji zostal pochowany przy oltarzu glownym; tak tez mowil drobny tekst opisujacy apsyde swiatyni. Autor zaznaczyl jednak, ze mieszkancy wiosek polozonych nad Snagov maja wlasne legendy. Jakie legendy? – zastanawialam sie, lecz nic wiecej nie wyczytalam w ksiazce o tym konkretnym kosciele. Na planie apsydy nie dostrzeglam niczego niezwyklego.
Ojciec przysiadl ostroznie na skraju mego szpitalnego lozka i potrzasnal glowa.
– Chce, zebys od teraz uczyla sie w domu – powiedzial cicho. Po co to mowil? Przeciez i tak nigdy bym juz nie przekroczyla progow biblioteki. – Chwilowo bedzie sypiac z toba w pokoju pani Clay. A w razie potrzeby znow wezwiemy lekarza. Tylko mi powiedz.
Skinelam glowa, choc pomyslalam sobie, ze wolalabym byc sama z opisem kosciola na wyspie na jeziorze Snagov niz z pania Clay. Rozwazalam tez pomysl, czy nie wrzucic ksiazki do kanalu – jak roweru, o czym wspomnial policjant – ale zdawalam sobie sprawe z tego, ze musze ja ponownie otworzyc w swietle dnia i jeszcze raz przeczytac. Chcialam to zrobic nie tyle dla siebie, co dla traktujacego mnie prawie jak swoja wnuczke pana Binnertsa, ktorego cialo spoczywalo obecnie w jednej z miejskich kostnic.
Kilka tygodni pozniej ojciec oswiadczyl, ze dla ukojenia nerwow powinnam udac sie w jakas podroz. Natychmiast zrozumialam, ze nie chce zostawiac mnie samej w domu.
– Francja – wyjasnil. – Jej przedstawiciele chca spotkac sie z pracownikami mojej fundacji, zanim rozpoczna