starej holenderskiej jadalni albo tez, iz pierwsza runde wygralam. Oswiadczyl, ze tym razem bedzie nieustannie zajety i nie zdola pokazac mi Oksfordu we wlasciwy sposob, ze bede gdzies ciagle zamknieta jak w klatce. Odparlam, iz wole siedziec zamknieta w klatce w Oksfordzie niz w domu w towarzystwie pani Clay oboje odruchowo sciszylismy glosy, choc gospodyni miala tego dnia wychodne. Poza tym oswiadczylam, ze jestem juz na tyle duza, by poruszac sie po okolicy samodzielnie. On z kolei odparl, iz nie jest pewien, czy to najlepszy pomysl z tym moim wyjazdem, gdyz rozmowy, jakie go czekaja, zapowiadaja sie na bardzo… napiete. Byla to trudna rozmowa – ale on nie mogl mi wszystkiego powiedziec, a ja go doskonale rozumialam. Podobnie jak ja nie chcialam mowic o prawdziwych powodach, ktore gnaly mnie do Oksfordu, on nie mogl przytoczyc wszystkich argumentow, aby zniechecic mnie do tej wyprawy. Nie moglam przeciez powiedziec, ze nie chce puszczac go samego, widzac jego podkrazone oczy, przygarbione ramiona i pelna zmeczenia twarz. On zas nie mogl przyznac sie glosno do tego, iz nie bedzie w Oksfordzie bezpieczny i mnie rowniez nie zapewni tam bezpieczenstwa. Dluga chwile milczal, po czym zapytal uprzejmie, co mamy na deser. Przynioslam wiec okropny, porzeczkowy budyn, ktorym pani Clay zawsze starala sie skompensowac nam swoje wyprawy do kina w Osrodku Brytyjskim.

Zawsze wyobrazalam sobie Oksford jako wyciszone, pelne zieleni miejsce, rodzaj przykatedralnych terenow, gdzie snuja sie uniwersyteccy wykladowcy w sredniowiecznych szatach. Kazdemu towarzyszy student, ktorego wprowadza w arkana historii, literatury i mrocznej teologii. Rzeczywistosc okazala sie szokujaco realna: trabiace motocykle, samochody mijajace o wlos przebiegajacych przez jezdnie studentow, tlumy turystow uzbrojonych w aparaty fotograficzne i robiacych zdjecia krzyza ustawionego w miejscu, gdzie przed czterystu laty spalono na stosie dwoch biskupow. Wykladowcy i studenci rozczarowali mnie swym wspolczesnym wygladem. Nosili zwykle ubrania, glownie welniane bluzy i swetry, naukowcy mieli ciemne spodnie, studenci niebieskie dzinsy. Pomyslalam ze smutkiem, ze w czasach Rossiego, dobrych czterdziesci lat wczesniej, pasazerowie wysiadajacy z autobusu na Broad Street w Oksfordzie ubrani byli bardziej elegancko.

Ujrzalam po raz pierwszy w zyciu kolegium wznoszace sie w porannym swietle az pod niebo, gorujace nad przepiekna konstrukcja Radcliffe Camera [10], ktora w pierwszej chwili wzielam za niewielkie obserwatorium astronomiczne. Dalej strzelaly w niebo wiezyce ogromnej, brazowej swiatyni, a wzdluz ulicy ciagnal sie starodawny, kamienny mur pokryty porostami i wapiennymi liszajami. Nie potrafilam wyobrazic sobie, jak wygladalibysmy w oczach ludzi, przechadzajacych sie po tej ulicy w czasach, kiedy stawiano mur. Ja w swojej czerwonej, krotkiej spodniczce, wykonanych szydelkiem bialych podkolanowkach, ze szkolnym plecakiem, a moj ojciec w granatowej marynarce, szarych spodniach, czarnym golfie i w kapeluszu. Kazde z nas nioslo w reku teczke.

– Jestesmy na miejscu – oswiadczyl ojciec i ku mej radosci skrecilismy w brame widniejaca w omszalym murze. Byla zamknieta' i czekalismy dluzsza chwile, zanim dyzurny student odsunal masywne rygle.

Na Oksfordzie ojciec mial wyglosic mowe na konferencji poswieconej politycznym relacjom miedzy Stanami Zjednoczonymi a krajami Europy Wschodniej w czasach calkowitego odprezenia. Poniewaz to uniwersytet zorganizowal te konferencje, zakwaterowani zostalismy w prywatnych pokojach domu jednego ze zwierzchnikow uczelni. Zwierzchnicy ci – wyjasnil ojciec – sa laskawymi dyktatorami, ktorzy strzega studentow mieszkajacych we wszystkich kolegiach. Kiedy przeszlismy przez niska, ciemna brame, wkraczajac na zalany jaskrawym, slonecznym swiatlem dziedziniec, skrzyzowalam palce i wypowiedzialam w duchu zyczenie, bym za dwa lata sama znalazla sie w takim raju.

Ziemia wylozona byla kamiennymi plytami. Tu i tam rosly rozlozyste, dajace duzo cienia stare drzewa – powazne, pelne melancholii, pod ktorymi poustawiano lawki. Przed glownym budynkiem kolegium rozciagal sie prostokatny, przepyszny trawnik z niewielkim stawem. Byla to jedna z najstarszych budowli Oksfordu, ufundowana w czternastym wieku przez Edwarda III, a ostateczny ksztalt nadano jej w czasach elzbietanskich. Nawet ow trawnik, tak pieczolowicie przystrzyzony, wygladal czcigodnie. Nigdy nie widzialam, by ktos po nim chodzil.

Minelismy zieleniec i staw, kierujac sie do portierni, a stamtad do przylegajacych do domu zwierzchnika pokoi. Owe pomieszczenia nalezaly do najstarszych w calym kompleksie, trudno jednak powiedziec, do jakich celow sluzyly pierwotnie. Byly bardzo niskie, o scianach i sufitach wylozonych ciemna boazeria, z malymi oknami o szybach oprawnych w olow. Meble w pokoju ojca obite zostaly niebieska tapicerka. Ku mej najwiekszej radosci, w swoim pokoju zastalam ogromne loze z perkalowym baldachimem.

Wstepnie sie rozpakowalismy. Nad jasnozolta umywalka w lazience, ktora wspolnie dzielilismy, obmylismy twarze i rece z podroznego kurzu, po czym ruszylismy na spotkanie ze zwierzchnikiem Jamesem, oczekujacym na nas w biurze usytuowanym w drugim koncu budynku. Okazal sie serdecznym, sympatycznym czlowiekiem z siwiejacymi wlosami i guzowata blizna na policzku. Spodobal mi sie jego cieply, powitalny uscisk dloni oraz wyraz duzych, brazowych oczu. Nie widzial nic dziwnego w tym, ze towarzysze memu ojcu, a nawet posunal sie tak daleko, iz zasugerowal mi zwiedzenie po poludniu calego kolegium w towarzystwie swego studenta asystenta. «Asystent ow – dodal – jest niezwykle uprzejmym i bardzo wyksztalconym mlodym dzentelmenem'. Moj ojciec z entuzjazmem poparl ten plan, sam bowiem byl bardzo zajety spotkaniami, a ja, dzieki propozycji pana Jamesa, mialam okazje poznac i zobaczyc na wlasne oczy wszystkie skarby tego miejsca.

Gorliwie stawilam sie na spotkanie o trzeciej po poludniu. W jednej rece trzymalam beret, a w drugiej duzy notes. Ojciec poradzil, abym prowadzila dokladne notatki z podrozy, ktore pozniej wykorzystam do artykulu w szkolnej gazetce. Moim przewodnikiem mial byc jasnowlosy, bardzo wysoki, smukly student, ktorego pan James przedstawil jako Stephena Barleya. Mial piekne dlonie – pod skora widnialy niebieskawe zyly – oraz cudowny, gruby rybacki sweter. «Nazywam go wycierach' oswiadczyl Stephen, kiedy ria glos wyrazilam swoj podziw. Przemierzajac w jego towarzystwie dziedziniec, czulam sie, jakbym chwilowo nalezala do tego miejsca i elitarnego, studenckiego bractwa. Poczulam rowniez pierwsza, seksualna wibracje, ulotne wrazenie, ze gdybym ujela go za reke, kiedy podazalismy przez tereny uczelni, w dlugiej scianie mojej rzeczywistosci otworzylyby sie jakies tajemne drzwi, ktorych nikt juz nie bylby w stanie nigdy zamknac. Tlumaczylam to sobie tym, ze zylam dotad pod kloszem – pod tak grubym kloszem, iz nawet mimo swoich siedemnastu lat nie zdawalam sobie sprawy, jak bardzo ten klosz jest szczelny. Bunt, jaki mnie ogarnal, byl niczym spiew pochodzacy z jakiejs obcej kultury. Jeszcze mocniej scisnelam notatnik i wlasne dziecinstwo, po czym zapytalam mojego przewodnika, dlaczego dziedziniec wylozony jest kamiennymi plytami, a nie zasciela go trawnik.

– Nie wiem – odparl z rozbrajajaca szczeroscia. – Nigdy nikogo o to nie pytalem.

Zaprowadzil mnie do jadalni, sali o wysokim, belkowanym stropie pochodzacym jeszcze z czasow Tudorow, gdzie ciagnely sie dlugie rzedy drewnianych stolow. Stephen pokazal mi napis, ktory w niezdarny sposob wycial na lawie podczas posilku earl Rochester. Hol otaczaly witrazowe okna przedstawiajace dobre uczynki: Thomasa Becketa, kleczacego przy lozu umierajacego, mnicha w dlugim habicie rozdzielajacego warzachwia zupe miedzy ubogich, doktora opatrujacego czyjas chora noge. Nad lawka Rochestera widniala scena, ktorej nie umialam rozszyfrowac: czlowiek z zawieszonym na szyi krzyzem i z kolkiem w dloni, pochylajacy sie nad czyms, co przypominalo sterte czarnych lachmanow.

– Tak, to rzeczywiscie ciekawostka – oswiadczyl Stephen Barley. Jestesmy dumni z tego witraza. Ten czlowiek to wykladowca z wczesnych czasow naszego kolegium, ktory przebija srebrnym kolkiem serce wampira.

Po prostu mnie zatkalo.

– Czy w tamtych czasach byly w Oksfordzie wampiry? – zapytalam w koncu bez tchu.

– Nic o tym nie wiem – odrzekl z usmiechem. – Ale istnieja przekazy, ze dawni uczeni z naszego kolegium bronili okolicznych mieszkancow przed wampirami. Tak naprawde zdobyli wielka wiedze o wampirach, osobliwy material, z ktorym moze sie pani zapoznac podczas wizyty w Radcliffe Camera. Legenda mowi, ze wczesniej naukowcy nie mieli zadnych okultystycznych ksiag, wiec szukali ich we wszystkich innych miejscach i wspolnym wysilkiem sprowadzili je do Radcliffe Camera.

Nieoczekiwanie przypomnialam sobie Rossiego i zastanowilam sie, czy zapoznal sie rowniez z tym zbiorem.

– Czy istnieje sposob, by odnalezc nazwiska studentow, ktorzy napisali prace magisterskie… powiedzmy piecdziesiat lat temu?

– Nie wiem – odparl moj towarzysz, obrzucajac mnie pelnym zdziwienia spojrzeniem. – Ale jesli pani zalezy, moge zapytac o to zwierzchnika.

– Och, nie ma takiej potrzeby – odparlam, oblewajac sie pasem, przeklenstwem wszystkich nastolatek. – To nic waznego. Ale… ale czy moglabym zerknac do materialow dotyczacych wampirow?

– Lubi pani opowiesci z dreszczykiem? – odparl wyraznie rozbawiony. – Nie ma tego wiele… troche starodawnych folio i oprawionych w skore ksiazek. Ale dobrze. Zwiedzimy teraz biblioteke kolegium, tego nie moze pani ominac, po czym zaprowadze pania do Camera.

Вы читаете Historyk
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату