naglym wyjezdzie? Czy w towarzystwie Helen niezwlocznie udal sie do Nowego Jorku, jak poczatkowo planowal? I czy spali w jednym pokoju hotelowym? Umyslem nastolatki nie potrafilam rozgryzc tej zagadki, choc nie dawala mi chwili spokoju. Musialam wiec tylko ograniczyc sie do wyobrazania sobie mego ojca i Helen jako postaci z jakiegos filmu pochodzacego z czasow ich mlodosci. Kobieta spowita koldra lezy skromnie na podwojnym lozu, mezczyzna bez butow – i tylko bez nich przysypia w fotelu, a za oknem w plugawy, zachecajacy sposob mrugaja swiatla Times Sauare.

«Szostego dnia po zniknieciu Rossiego udalismy sie mglista noca z Idlewild Airport do Stambulu. We Frankfurcie mielismy przesiadke. Na miejsce dotarlismy nastepnego ranka. Natychmiast wygoniono nas z samolotu. Wowczas w Europie Zachodniej bylem juz po raz drugi, ale ten wyjazd wydawal mi sie wyprawa na inna planete – w tysiac dziewiecset piecdziesiatym czwartym roku Turcja byla krajem zupelnie innym niz dzisiaj. Najpierw wiercilem sie w niewygodnym fotelu, ocierajac recznikiem z potu twarz, by nastepnie znalezc sie na rownie rozgrzanym jak wnetrze samolotu pasie startowym. Otaczaly mnie dziwne, obce zapachy nawiewane wraz z tumanami kurzu przez suchy wiatr. Powiewajaca w jego podmuchach chusta, stojacego przede mna w kolejce Araba, raz po raz bila mnie w twarz. Na widok mego zdumienia Helen wybuchnela smiechem. Jeszcze w samolocie uczesala sie i nalozyla na usta szminke tak, ze teraz, po pelnej udreki nocnej podrozy, wygladala zdumiewajaco swiezo. Jej szyje spowijala chustka. Wciaz nie wiedzialem, co skrywala, ale nie smialem prosic, by ja zdjela.

«Witaj w wielkim swiecie, jankesie» – powiedziala z szerokim usmiechem.

Tym razem byl to prawdziwy usmiech, a nie jej zwykly, zdawkowy grymas twarzy.

Podczas jazdy taksowka moje zdumienie wzrastalo. Sam dobrze nie wiedzialem, czego spodziewalem sie po Stambule – mialem zbyt malo czasu, by sie wczesniej nad tym zastanawiac – ale uroda tego miasta doslownie powalila mnie z nog. Mialo klimat Basni tysiaca i jednej nocy, ktorego nie byly w stanie rozproszyc nawet liczne, trabiace samochody i widok biznesmenow w zachodnich garniturach. Pomyslalem, ze Konstantynopol, stolica Bizancjum i pierwsza stolica chrzescijanskiego Rzymu – dzis Stambul – musi swym wygladem przechodzic wszelkie wyobrazenia – konglomerat rzymskiego bogactwa i chrzescijanskiego mistycyzmu. Nim znalezlismy kwatery w starej dzielnicy Sultanahmet, zdolalem dostrzec tuziny meczetow i minaretow, bazarow pelnych najdelikatniejszych tkanin, a nawet mignely mi kopuly Hagia Sophii otoczone czterema wiezami gorujacymi nad polwyspem.

Helen rowniez byla w Stambule po raz pierwszy i studiowala wszystko z wielka uwaga. Podczas jazdy taksowka tylko raz odwrocila sie w moja strone. Oswiadczyla, iz czuje sie dziwnie, ogladajac na wlasne oczy zrodlo – slowko to bylo chyba jej wymyslem – Imperium Osmanskiego, ktore wycisnelo niezatarte pietno rowniez na jej rodzinnym kraju. W nastepnych dniach niejednokrotnie rozmawialismy o tym. Wyglaszala krotkie, zjadliwe uwagi na temat wszystkiego, co juz znala: tureckich nazw miejsc, salatki z ogorka – jedlismy w restauracji pod golym niebem – ostrolukowych okien. Wywieralo to na mnie dziwaczny efekt, jakbym podwajal swoje doswiadczenia, obserwujac jednoczesnie Stambul i Rumunie. Stopniowo narastalo miedzy nami pytanie, czy kiedykolwiek uda mi sie zobaczyc te ostatnia. Odnosilem wrazenie, iz ciagna mnie do tego kraju artefakty przeszlosci widziane oczyma Helen. Ale zboczylem z tematu – to znacznie dalszy epizod mojej opowiesci.

W porownaniu z blaskiem i kurzem ulicy w holu naszej kwatery panowal rozkoszny chlod. Z ulga rozparlem sie na krzesle, oddajac cala inicjatywe Helen, ktora piekna francuszczyzna, choc skazona dziwnym akcentem, zamowila dla nas dwa pokoje. Nasza gospodyni – Ormianka, ktora uwielbiala podroznikow i starala sie uczyc ich jezykow – nie znala nazwy hotelu, w ktorym przed laty zatrzymal sie Rossi.

Helen uwielbia, gdy cos sie dzieje – pomyslalem i zostawilem jej cala inicjatywe. Na mocy niepisanej umowy wszystkie rachunki placic mialem ja. Zabralem z banku wszystkie swoje skromne oszczednosci, ale Rossi zaslugiwal na taka ofiare, chocby nawet wszelkie moje wysilki spelzly na niczym. Gdyby do tego doszlo, do domu wrocilbym jako bankrut. Ale wiedzialem tez, ze Helen, jako studentka z obcego kraju, zapewne posiadala mniej niz nic i zyla prawie z niczego. Zauwazylem juz, ze caly jej majatek stanowia dwie walizki wypelnione skromnymi ubraniami.

«Chcemy wynajac dwa, sasiadujace ze soba pokoje – oswiadczyla Helen starszej, o bardzo milej twarzy, Ormiance. – Moj brat… monfrere… ronfle terriblementa.

«Ronfle?» - zapytalem z holu.

«Chrapie – wyjasnila cierpko. – Rozumie pani, chrapie. W Nowym Jorku nie moglam mrugac oczu do snu».

«Zmruzyc» – poprawilem.

«Dobrze – odparla Ormianka. – Tylko prosze zamykac drzwi od swego pokoju, s 'U te plaita.

Chrapiac czy nie, zanim przystapilismy do dalszych czynnosci, jakie sprowadzily nas do tego miasta, wyczerpani padlismy jak martwi do lozek. Wprawdzie Helen chciala natychmiast poszukiwac tego archiwum, ale ja uparlem sie, ze najpierw musimy odpoczac, a nastepnie cos zjesc. Tak wiec dopiero poznym popoludniem ruszylismy labiryntem uliczek z wychodzacymi na nie barwnymi ogrodkami i przydomowymi podworkami.

Rossi w swych listach nie wymienil konkretnej nazwy archiwum, a w naszej rozmowie okreslil je tylko jako malo znana biblioteke ufundowana przez sultana Mehmeda II celem gromadzenia dokumentow. Wspomnial jedynie, ze przylega do siedemnastowiecznego meczetu. Poza tym wiedzielismy, ze z jej okien widac Hagia Sophie, ze archiwum liczy co najmniej jedno pietro, a wejscie do niego prowadzi bezposrednio z ulicy. Przed wyjazdem probowalem dyskretnie zasiegnac informacji na temat tego archiwum w bibliotece uniwersyteckiej, ale bez powodzenia. Zastanawialem sie, dlaczego Rossi, tak bardzo dbajacy o wszelkie szczegoly, nie zamiescil nazwy tej biblioteki w swych listach. Zapewne chcial istnienie tego archiwum calkowicie wyrzucic z pamieci. Mialem ze soba w teczce wszystkie jego papiery lacznie z lista dokumentow, jakie odkryl, oraz niejasna notatke: Bibliografia, Zakon Smoka. Poszukiwanie zrodla owego tajemniczego zapisku w labiryntach ogromnego miasta pelnego kopul i minaretow przypominalo szukanie przyslowiowej igly w stogu siana.

Zwrocilismy zatem swe kroki do jedynego punktu orientacyjnego, do Hagia Sophii, pierwotnie ogromnej bizantyjskiej swiatyni Madrosci Bozej. Kiedy znalezlismy sie w jej poblizu, nie sposob bylp oprzec sie i jej nie zwiedzic. Wrota staly otworem. Wmieszalismy sie w tlum turystow. Uswiadomilem sobie nagle, ze od tysiaca czterystu lat naplywali tu pielgrzymi, tak jak my teraz. Przeszedlem powoli na srodek swiatyni i zadarlem wysoko glowe, podziwiajac olbrzymi, boski strop ze slynnymi, zapierajacymi dech kopulami i lukami, przez ktore naplywalo niebianskie swiatlo, a takze owalne tarcze w wyzszych rogach swiatyni wypelnione arabskimi hieroglifami. Meczet nalozyl sie na chrzescijanska swiatynie, ktora wczesniej powstala na ruinach starozytnego swiata. Kopula ciagnela sie i ciagnela, tworzac kopie bizantyjskiego kosmosu. Wprost nie wierzylem, ze trafilem w to miejsce. Bylem kompletnie oszolomiony.

Spogladajac w tamtej chwili wstecz, zrozumialem, ze zbyt dlugo zylem posrod ksiazek uwieziony na nedznej, uniwersyteckiej posadce. I oto nagle, w owym pelnym ech bizantyjskim domu -jednym z najwiekszych cudow historii – moj duch wyzwolil sie z tych kajdanow. W jednej chwili pojalem, ze cokolwiek sie wydarzy, nigdy juz nie wroce do tamtego wiezienia. Zapragnalem, by moje zycie wzbilo sie pod niebiosa, rozprzestrzenilo sie tak, jak wzbijalo sie i rozprzestrzenialo wnetrze starodawnej swiatyni. Serce roslo mi jak nigdy podczas moich studiow nad holenderskimi kupcami.

Zerknalem na Helen. Byla poruszona tak samo jak ja. Zadarla glowe, jej wlosy polyskliwa fala splywaly na kolnierz bluzki, a z twarzy znikl zwykly, cyniczny wyraz zastapiony transcedentnym wrecz zachwytem. Odruchowo ujalem ja za dlon. Oddala mi mocny, prawie koscisty uscisk, jaki poznalem wczesniej, kiedy podawalismy sobie dlonie. U innej kobiety taki gest moglby oznaczac poddanie sie lub zwykla kokieterie, romantyczne przyzwolenie. U Helen jednak byl to zwykly, spontaniczny odruch na widok, jaki sie przed nia roztaczal. Po chwili jednak najwyrazniej wrocila do siebie i puscila moja dlon, nie wykazujac zadnych oznak skrepowania. Dlugo jeszcze blakalismy sie po przestronnych przestrzeniach bazyliki, podziwiajac zabytkowa ambone i lsniace, bizantyjskie marmury. W koncu dotarlo do mnie, ze do Hagia Sophii mozemy wrocic w kazdej chwili, a najwazniejsza sprawa jest odnalezienie tajemniczego archiwum. Helen najwyrazniej podzielala moje zdanie, gdyz w tej samej chwili ruszylismy do wyjscia i przedzierajac sie przez tlum zwiedzajacych, wyszlismy na ulice.

«Archiwum moze znajdowac sie daleko stad – zauwazyla. – Hagia Sophia jest tak wielka, ze widac ja z kazdego miejsca w miescie, nawet z drugiej strony Bosforu».

«Wiem. Musimy znalezc jakis trop. Listy wspominaja, ze archiwum przylega do niewielkiego meczetu pochodzacego z siedemnastego wieku».

Вы читаете Historyk
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату