przebywa».

Odwrocila sie i spojrzala mi w twarz. W kacikach jej blyszczacych oczu widac bylo delikatne kurze lapki. Zmarszczyla w niepokoju czarne brwi.

«Oczywiscie, Paul, masz racje».

«Wyczytalem w przewodniku, ze w Stambule znajduja sie podziemne ruiny – katakumby, zbiorniki na wode – podobnie jak w Rzymie. Do wyjazdu pozostal nam jeszcze co najmniej jeden dzien… porozmawiajmy o tym z Turgutem».

«Nie jest to glupi pomysl – zgodzila sie cicho Helen. – Palac bizantyjskich cesarzy musial miec bardzo rozlegle podziemia. – Prawie sie rozesmiala, ale natychmiast dotknela dlonia apaszki na szyi, jakby cos ja tam zabolalo. – W kazdym razie, jesli cokolwiek zostalo z palacu, musi byc pelne zlych duchow. Wladcy, ktorzy oslepiali swych krewnych… tego typu rzeczy. Rzeczywiscie, doborowa kompania».

Tak blisko siebie trzymalismy nasze twarze, wyczytujac wzajemnie z nich mysli i kontemplujac dziwaczna awanture, w jaka sie wdalismy, ze zignorowalem w pierwszej chwili postac, ktora, stojac nieopodal nas, spogladala na mnie twardo. Poza tym byl to drobny, niegrozny i niczym niewyrozniajacy sie z tlumu czlowieczek. Zatrzymal sie pod murem swiatyni w odleglosci siedmiu, osmiu metrow od nas.

W jednej przerazajacej chwili rozpoznalem w nim malutkiego naukowca o potarganej, siwej brodzie, w zrobionej na szydelku bialej mycce i splowialej koszuli, ktory pojawil sie tego ranka w archiwum. Nastepne spojrzenie w jego strone sprawilo, ze doznalem jeszcze wiekszego szoku. Mezczyzna popelnil wielki blad, wpatrujac sie we mnie tak intensywnie, iz w koncu zwrocil moja uwage. I wtedy zniknal jak duch, wtapiajac sie w tlum rozbawionych turystow. Z impetem ruszylem w jego strone, o malo nie przewracajac Helen, ale starzec znikl bez sladu. Zrozumial, ze i ja dostrzeglem jego. Twarz mezczyzny bez watpienia byla ta, ktora widzialem na swoim uniwersytecie. Ostatni raz spogladalem na nia, kiedy nakrywano ja przescieradlem. Byla to twarz martwego bibliotekarza'.

34

Zachowalam kilkanascie fotografii mego ojca z okresu bezposrednio poprzedzajacego jego wyjazd ze Stanow Zjednoczonych w poszukiwaniu Rossiego, choc gdy zdjecia te zobaczylam po raz pierwszy, nie mialam najmniejszego pojecia, co zapowiadaja. Jedno z nich, ktore kilka lat temu oprawilam w ramke i powiesilam nad biurkiem, jest czarno-biale, aczkolwiek pochodzi juz z czasow, kiedy pojawiala sie fotografia barwna. Przedstawia mego ojca, jakiego wczesniej nie znalam. Spoglada prosto w obiektyw, brode ma lekko zadarta, jakby odpowiadal na jakies pytanie zadane przez fotografa. Nigdy nie dowiedzialam sie, kim byl czlowiek robiacy to zdjecie. Zapomnialam spytac o to ojca. Nie mogla go zrobic Helen. Zapewne fotografowal go ktorys z zaprzyjaznionych z nim doktorantow. W roku tysiac dziewiecset piecdziesiatym drugim – date te zapisal na odwrotnej stronie zdjecia – doktorantem byl od roku i zaczynal wlasnie pisac prace o holenderskich kupcach.

Na zdjeciu ojciec, sadzac po neogotyckiej robocie kamieniarskiej w tle, upozowany jest na tle budynku uniwersyteckiego. Jedna stope opiera beztrosko o lawke, lokiec wspiera na nodze, dlon wisi mu wdziecznie przy kolanie. Ubrany jest w biala lub w jasnych barwach koszule, krawat w poziome paski, lekko pomiete, ciemne spodnie i lsniace polbuty. Sylwetke ma taka sama, jaka zapamietalam z pozniejszych lat – sredniego wzrostu, sredniej budowy ciala. Cechowala go schludnosc, choc nie przesadna, ktorej nie zatracil nawet wtedy, gdy byl juz w srednim wieku. Na fotografii gleboko osadzone oczy sa szare, choc w rzeczywistosci mial prawie granatowe zrenice. Z zapadnietymi oczyma i krzaczastymi brwiami, wydatnymi policzkami, cienkim nosem i rozwartymi w szerokim usmiechu ustami przypominal troche malpe, ale malpe piekielnie inteligentna. Gdyby fotografia byla barwna, jego gladkie wlosy lsnilyby w blasku slonca kasztanowym blaskiem. Wiedzialam o tym, bo sam mi to kiedys powiedzial. Ja jednak zawsze pamietalam go z siwizna.

«Tamtej pamietnej nocy w Stambule nie zmruzylem oka. Po pierwsze, zgroza, jaka ogarnela mnie na widok zywej twarzy martwego czlowieka i proby objecia rozumem tego, co widzialem, calkowicie odbieraly mi sen. Po drugie dreczyla mnie koszmarna mysl, ze niezywy bibliotekarz odnalazl mnie w tlumie, po czym zniknal. Oznaczalo to, iz w kazdej chwili moglem stracic papiery, ktore mialem w teczce. Wiedzial, ze u nas znajduje sie kopia mapy. Czy zjawil sie w Stambule, podazajac naszym tropem, czy tez w jakis sposob odkryl, iz tu wlasnie znajduje sie oryginal mapy? A moze nie udalo mu sie osobiscie odszyfrowac tajemnicy i poszukiwal jakichs innych zrodel informacji, o ktorych ja nic nie wiedzialem? Dokumenty z archiwum sultana Mehmeda ogladal przynajmniej raz. Czy widzial oryginaly i je skopiowal? Nie znalem odpowiedzi na te pytania, a juz z cala pewnoscia nie moglem pozwolic sobie na sen, wiedzac, z jaka zajadloscia stworzenie to poluje na nasza kopie, majac zywo w pamieci chwile, kiedy skoczyl miedzy bibliotecznymi regalami na Helen, pragnac zadlawic ja na smierc. A juz mysl, ze gryzac ja w szyje, nabral na Helen wyjatkowego apetytu, doprowadzala mnie wprost do szalenstwa.

Jakby jeszcze tego bylo malo, wciaz widzialem przez otwarte drzwi Iwarz spiacej w sasiednim pokoju Helen. Chcialem, by polozyla sie w moim lozku, a ja spedzilbym noc w podniszczonym fotelu. Ilekroc zaczynalby morzyc mnie sen, widok jej twarzy dzialalby na mnie jak przyslowiowy kubel zimnej wody. Helen wolala jednak zostac w swoim – co powiedzialaby konsjerzka, widzac nas w jednym pokoju? – ale w koncu ulegla moim naleganiom i, choc mocno poirytowana, zgodzila sie na otwarte drzwi laczace nasze sypialnie. Naogladalem sie zbyt wiele filmow i naczytalem za duzo powiesci, by watpic, ze kobieta, zostawiona sama na kilka godzin nocnych, moze latwo stac sie kolejna ofiara diabla. Helen byla smiertelnie zmeczona, pod oczyma miala poglebiajace sie z kazdym dniem cienie i wyczuwalem, iz coraz bardziej sie boi. Ow emanujacy od niej lek trwozyl mnie bardziej niz szlochy i placze jakiejkolwiek innej kobiety. A zapewne tez jakas ociezalosc i miekkosc jej zazwyczaj dumnie wzniesionych ramion oraz wyrazny brak cechujacej ja dotad stanowczosci sprawialy, ze przez cala noc mialem szeroko otwarte oczy.

Nie potrafilem sie zmusic ani do lektury, ani do pisania. Z cala pewnoscia nie chcialem otwierac teczki, ktora na wszelki wypadek ukrylem pod lozkiem Helen. Godziny niemilosiernie sie wlokly, ale ja nie slyszalem zadnych podejrzanych szmerow czy halasow dobiegajacych z korytarza – ani przez dziurke od klucza, ani ze szpary pod drzwiami nie przesaczal sie zaden opar, zadne skrzydla nie bily w okno. W koncu pokoj wypelnila szara poswiata i Helen westchnela cicho przez sen, jakby wyczuwajac budzacy sie dzien. Kiedy przez zaluzje przedarl sie pierwszy promien slonca, niespokojnie poruszyla sie w poscieli. Nalozylem marynarke, cichutko wyciagnalem spod jej lozka teczke i dyskretnie wycofalem sie do swego pokoju, a nastepnie zszedlem na parter.

Choc nie wybila jeszcze szosta rano, dotarla do mnie won parzonej mocnej kawy i ku swemu zdumieniu ujrzalem Turguta siedzacego na jednym z obitych wyszywana tkanina krzesel. Na kolanach trzymal czarne portfolio. Wygladal zdumiewajaco swiezo, byl bardzo ozywiony. Na moj widok zerwal sie z krzesla i serdecznie uscisnal mi dlon.

«Dzien dobry, przyjacielu. Dzieki bogom, ze juz sie pojawiles».

«Ja rowniez im dziekuje za to, ze pan tu jest – odparlem, siadajac na krzesle obok niego. – Ale co sprowadza pana o tak wczesnej porze?»

«Mam dla was wazne wiadomosci, wiec nie moglem usiedziec w domu».

«Ja tez mam wiadomosci – powiedzialem posepnie. – Ale pan pierwszy, profesorze Bora».

«Po prostu Turgut – poprawil mnie odruchowo. – Prosze popatrzec. Zaczal rozwiazywac portfolio. – Jak obiecalem, przejrzalem wieczorem wszystkie swoje papiery. Zrobilem kopie w wielu bibliotekach i archiwach, jak tez skrupulatnie rejestrowalem wszelkie wzmianki, relacje i sprawozdania o wydarzeniach w Stambule, jakie zaszly w czasach Vlada i bezposrednio po jego smierci.

Niektore z tych dokumentow wzmiankuja o tajemniczych zdarzeniach w miescie, o przypadkach niewyjasnionych smierci, o krazacych plotkach dotyczacych wampiryzmu. Zgromadzilem tez wszelkie informacje, jakie znalazlem w ksiazkach, odnoszace sie do Zakonu Smoka na Woloszczyznie. Ale nie udalo mi sie znalezc niczego, o czym juz bym nie wiedzial. Zadzwonilem wiec do mego bliskiego znajomego, Selima Aksoya. Nie wyklada na uniwersytetach, jest kupcem i sklepikarzem, ale to niebywale wyksztalcona osoba. O ksiazkach wie wiecej niz ktokolwiek inny w Stambule, zwlaszcza o tych, ktore mowia o historii i legendach naszego miasta. Jest niezwykle uprzejmym i uczynnym czlowiekiem. Poswiecil cala noc, wertujac ze mna swoje zbiory. Poprosilem go, by wyszukal wszelkie wzmianki o pogrzebaniu w Stambule pod koniec pietnastego wieku jakiegokolwiek Wolocha. Zapytalem, czy istnieje jakis slad grobowca kogos powiazanego z Woloszczyzna, Transylwania [11] lub Zakonem Smoka. Pokazalem mu tez – nie po raz pierwszy – kopie map oraz moja

Вы читаете Historyk
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату