dotyczace mojej ksiazki».

«Widze, ze nie rozbudzilem jednak w tobie ciekawosci swoja opowiescia, jak sie spodziewalem».

«Te ksiazki… – powiedzial z zaduma. – Naliczylem ich juz cztery: moja, twoja, profesora Rossiego i te, nalezaca do profesora ze Stambulu. To bardzo dziwne, ze istnieja tylko cztery takie woluminy».

«A moze spotkales sie z Turgutem Bora? – zapytalem. – W Stambule byles juz kilkakrotnie».

Potrzasnal przeczaco glowa.

«Nie, nawet nigdy nie slyszalem jego imienia i nazwiska. Ale to literaturoznawca, nie mial wiec okazji bywac na wydziale historycznym czy brac udzialu w naszych sympozjach. Bylbym jednak niebywale rad, gdybys przy najblizszej, sprzyjajacej okazji mnie z nim poznal. Nigdy nie bylem w archiwum, o ktorym wspomniales, lecz czytalem o nim w Anglii i myslalem nawet, by przy najblizszej okazji je odwiedzic. Rzeczywiscie, zaoszczedziles mi fatygi, jak sam to powiedziales. Nigdy nie pomyslalbym o tym stworze jako o mapie… Mowie o wizerunku smoka w ksiazce. To niesamowity pomysl».

«Tak, zwlaszcza ze jest to kwestia zycia lub smierci profesora Rossiego – burknalem. – Ale teraz kolej na ciebie. Jak wszedles w posiadanie swojej ksiazki?»

Spojrzal na mnie z powaznym wyrazem twarzy.

«W przeciwienstwie do okolicznosci, w jakich ty i dwaj twoi znajomi dostaliscie swoje, ja o mojej nie wiem nic poza tym, ze ja dostalem, choc nie mam zielonego pojecia, skad i od kogo. Musze zreszta opowiedziec ci cala historie. – Dlugo milczal, a ja odnioslem nieprzeparte wrazenie, iz to wyznanie nie bedzie dla niego sprawa prosta. – Widzisz, studia na Oksfordzie ukonczylem przed dziewieciu laty, po czym zaczalem wykladac na Uniwersytecie Londynskim. Moja rodzina, mieszkajaca w okregu jezior w Gorach Kumbryjskich, nie byla zamozna. Robila wszystko i ja tez – abym zdobyl jak najlepsze wyksztalcenie. W szkole publicznej czulem sie troche na uboczu, ale w tamtych czasach bardzo pomogl mi wuj. Nauce poswiecalem wiecej czasu niz inni i osiagalem celujace oceny. Historia od samego poczatku byla moim ukochanym przedmiotem^

Wytarl usta serwetka i potrzasnal glowa, jakby wspominal czasy mlodzienczych fantazji.

«Pod koniec drugiego roku na uniwersytecie zrozumialem, ze idzie mi calkiem dobrze, co jeszcze dodawalo mi ochoty do dalszej nauki. Wtedy przyszla wojna i wszystko sie skonczylo. Bylem wlasnie na trzecim roku studiow na Oksfordzie. Slyszalem o Rossim, ale nigdy go osobiscie nie spotkalem. Musial wyjechac do Ameryki kilka lat wczesniej, nim wstapilem na uniwersytet».

Potarl brode duza, niezbyt wypielegnowana dlonia.

«Najbardziej przepadalem za studiami, ale kochalem tez ojczyzne, wiec zaciagnalem sie do marynarki. Wyslano mnie do Wloch, a nastepnie, w rok pozniej, z powrotem do kraju, z poranionymi konczynami».

Dotknal szyi tuz nad kolnierzykiem bialej, bawelnianej koszuli z krotkimi rekawami, jakby zdziwiony, ze nie widzi krwi.

«Szybko wrocilem do zdrowia i robilem wszystko, by ponownie znalezc sie na froncie, ale mnie nie puszczono. W wyniku eksplozji na okrecie mialem uszkodzone jedno oko. Wrocilem wiec do Oksfordu, gdzie nie zwazajac na dzwiek syren, pracowalem nad praca magisterska i skonczylem ja pisac tuz po zakonczeniu wojny. Bylem w tamtym czasie najszczesliwszym czlowiekiem na ziemi mimo wszystkich ograniczen i brakow. Zniknelo straszliwe widmo wojny, ukonczylem studia, a dziewczyna mieszkajaca w moim rodzinnym miasteczku, ktora kochalem nad zycie, zgodzila sie za mnie wyjsc. Nie mialem pieniedzy, wszedzie brakowalo zywnosci, ale ja, siedzac w swoim pokoju, zajadalem sardynki i pisalem do dziewczyny plomienne listy milosne. Pracowalem jak szatan, przygotowujac sie do egzaminow… chyba nie masz nic przeciwko temu, ze ci o tym wszystkim mowie? Pod koniec przypominalem cien czlowieka».

Siegnal po butelke z tokajem, ale flaszka byla juz pusta, wiec z ciezkim westchnieniem odstawil ja ponownie na stol.

«Prawie przeszedlem juz te probe ognia. Date slubu wyznaczylismy na koniec czerwca. Wieczorem, przed koncowym egzaminem, do bardzo poznych godzin nocnych przegladalem jeszcze raz notatki. Wiedzialem, ze material mam wykuty na blache, ale nie moglem jakos przestac. Siedzialem w rogu biblioteki mojego college'u, w zacisznym kacie skrytym miedzy regalami, skad nie musialem patrzec na innych, podobnych do mnie maniakow, wertujacych notatki.

W tej niewielkiej bibliotece znajdowalo sie wiele wspanialych dziel. Pozwolilem wiec sobie na chwile wytchnienia i siegnalem po tomik sonetow Drydena, stojacy na polce tuz obok mnie. Po chwili jednak doszedlem do wniosku, ze powinienem raczej troche odpoczac od slowa pisanego i zapalic papierosa. Odstawilem wiec ksiazke na polke i wyszedlem na dziedziniec. Byla przepiekna, wiosenna noc. Cmilem papierosa i rozmyslalem o Elspeth, szykujacej juz dla nas przytulny, wiejski domek, oraz o moim najlepszym przyjacielu, ktory zginal nad polami naftowymi w Ploeszti – bombardowal je wraz z Amerykanami – a nastepnie wrocilem do biblioteki. Ku memu zdumieniu tomik Drydena znow lezal na blacie mego stolika, zupelnie jakbym wcale nie odstawial go na polke. Pomyslalem, ze od nadmiaru nauki zaczyna mieszac mi sie w glowie. Odwrocilem sie wiec, by odstawic ksiazke na miejsce, lecz na polce nie bylo wolnego miejsca. Mialem pewnosc, ze Dryden stal obok Dantego, ale tam znajdowala sie inna ksiazka. Miala bardzo stary grzbiet z wygrawerowanym niewielkim wizerunkiem jakiegos stworzenia. Zdjalem ja z regalu, a ona otworzyla mi sie w reku na… sam wiesz».

Twarz mu smiertelnie pobladla. Zaczal goraczkowo szukac czegos w kieszeniach spodni i w koncu wyciagnal paczke papierosow.

«Nie palisz? – zapytal, zaciagajac sie mocno dymem. – Zaintrygowalo mnie tajemnicze pojawienie sie ksiazki, jej starodawny wyglad i zlowrozbny wizerunek smoka – tak samo jak ciebie i twoich znajomych. O trzeciej nad ranem w czytelni od dawna nie bylo juz bibliotekarzy, wiec zszedlem do katalogow i zaczalem w nich szperac. Natknalem sie tylko na Vlada Tepesa i jego rod. Poniewaz na ksiazce nie bylo bibliotecznego stempla, zabralem ja ze soba do domu.

Marnie spalem tamtej nocy, a rano z trudem skupialem sie nad egzaminem. Myslalem tylko o tym, by udac sie do jakichs-innych bibliotek, byc moze nawet do samego Londynu, i poszperac w ich zbiorach. Ale choc nie mialem na to czasu, nieustannie nosilem ksiazke ze soba i przegladalem ja przy kazdej nadarzajacej sie okazji. Raz zlapala mnie na tym Elspeth, a kiedy jej wszystko wyjasnilem, znienawidzila ksiazke. Choc od slubu dzielilo nas tylko piec dni, nie przestawalem myslec o tym woluminie, nieustannie jej o nim opowiadalem, az w koncu kategorycznie zabronila mi o tej ksiazce wspominac.

I wtedy pewnego ranka, na dwa dni przed zaslubinami, wpadl mi do glowy nieoczekiwany pomysl. Nieopodal mej rodzinnej wioski wznosil sie wielki dom z okresu Stuartow, stanowiacy atrakcyjny zabytek, przystanek wszystkich autokarowych wycieczek po naszym regionie. W czasach szkolnych, kiedy czesto nas tam prowadzano, wydawal mi sie niewymownie nudny, lecz zapamietalem, ze szlachcic, ktory go zbudowal, byl zapalonym bibliofilem i zgromadzil tam ksiegi doslownie ze wszystkich stron swiata. Poniewaz przed slubem nie mialem mozliwosci wyjechac do Londynu, postanowilem odwiedzic slynna biblioteke mieszczaca sie w tym domu w nadziei, ze znajde w niej jakies materialy dotyczace Transylwanii. Rodzicom oswiadczylem, iz wybieram sie na dlugi spacer. Z cala pewnoscia mysleli, ze chce sie spotkac z Elsie.

Byl dzdzysty, pochmurny i mglisty poranek. Gospodyni wielkiego domu oswiadczyla wprawdzie, ze tego dnia budynek jest zamkniety dla zwiedzajacych, ale pozwolila mi wejsc do biblioteki. Poniewaz slyszala o moim slubie i znala moja babcie, potraktowala mnie bardzo milo, czestujac nawet filizanka herbaty. Kiedy sciagnalem z siebie nieprzemakalny plaszcz i wszedlem do biblioteki skladajacej sie z ksiazek ustawionych na dwudziestu wysokich regalach, zapomnialem o bozym swiecie.

Szperajac posrod bialych krukow, ktore wlasciciel domu zgromadzil w Anglii zapewne juz po swej podrozy, odnalazlem wreszcie dzial dotyczacy historii Wegier i Transylwanii, gdzie natknalem sie na materialy o Vladzie Tapesie. Na koniec, ku swej radosci i zdumieniu, znalazlem opis jego pogrzebu nad jeziorem Snagov. Uroczystosc odbyla sie pod oltarzem wczesniej przez Vlada odrestaurowanym. Relacja ta stanowila odbicie legendy opisanej przez pewnego Anglika, poszukiwacza przygod, ktory zawedrowal w tamte strony. Na karcie tytulowej swego dzielka okreslal siebie skromnym mianem «Podroznik» i zyl w czasach wlasciciela domu z epoki Stuartow. Jak sam widzisz, doszlo do tego prawie sto trzydziesci lat po smierci Vlada.

Podroznik odwiedzil monaster nad Snagov w roku tysiac szescset piatym. Odbyl wiele rozmow z zyjacymi tam mnichami. Powiedzieli mu, ze legenda wspomina o wielkiej ksiedze, najwiekszym skarbie monasteru, wylozonej podczas pogrzebu Vlada, w ktorej wszyscy uczestniczacy w ceremonii mnisi zlozyli swe podpisy. Nieumiejacy pisac rysowali sylwetke smoka jako hold skladany Zakonowi Smoka. Podroznik, niestety, nie wspomina, co sie pozniej z ta ksiega stalo. Uznalem to za fakt godny najwyzszej uwagi. Nastepnie Podroznik poprosil mnichow, by pokazali mu grob, a ci zaprowadzili go do plaskiej, kamiennej plyty wmurowanej w posadzke swiatyni tuz przed oltarzem.

Вы читаете Historyk
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату