najwyrazniej powstal na zlecenie Korwina. Rozkazal on, by ktos zgromadzil cala, najstarsza wiedze o wampirach. Wykonujacy to zadanie uczony – z pewnoscia jakis klasycysta – zamiast wloczyc sie po wioskach, jak przystalo na antropologa z prawdziwego zdarzenia, zaczal szperac w lacinskich i greckich tekstach – Korwin zgromadzil ich co niemiara – szukajac jakichkolwiek wzmianek i odniesien do wampirow. Tam natknal sie na koncepcje starozytnych Grekow, o ktorej nigdy nie slyszalem – dopiero pan wspomnial mi o niej po raz pierwszy – o duchu w amforze. Zgodnie z kultura i dramatami starodawnej Grecji w amforach chowano prochy zmarlych. Ciemny lud wierzyl, ze jesli takiej amfory nie pogrzebie sie w odpowiedni sposob, narodzi sie z niej wampir. Niewiele jeszcze zdobylem informacji na ten temat. Byc moze profesor Rossi dowiedzial sie czegos wiecej, skoro pisze o duchach w amforach. To zdumiewajacy zbieg okolicznosci, nieprawdaz? A tak mowiac miedzy nami, w greckim folklorze do dzis pokutuje mit wampirow».
«Wiem – mruknalem. –
Tym razem Hugh James popatrzyl na mnie ze zdumieniem. Jego wylupiaste, orzechowe oczy jeszcze bardziej wyszly z orbit.
«Skad pan zna te nazwe? – wysapal. – Znaczy sie… przepraszam… jestem zdumiony spotkaniem z kims…»
«Kto interesuje sie wampirami? – przerwalem mu sucho. – Tak, mnie to rowniez zaskoczylo, ale ostatnio zdazylem sie juz do tego przyzwyczaic. Profesorze James, skad wzielo sie panskie zainteresowanie tym tematem?»
«Hugh – powiedzial cicho. – Prosze mowic mi po imieniu. Po prostu Hugh… – Przez chwile spogladal na mnie przenikliwie, a ja po raz pierwszy ujrzalem pod jego pozornie nieskomplikowana powierzchownoscia prowincjusza spalajacy go plomien wiedzy. – To cos wprost nie miesci sie w glowie, wiec nikomu nie mowie o…»
Nie moglem dluzej zwlekac.
«A moze znalazles stara ksiazke z wizerunkiem smoka w srodku?»
Jego oczy jeszcze bardziej sie rozszerzyly, a z twarzy odplynela cala krew.
«Tak. Znalazlem taka ksiazke. – Zacisnal palce na krawedzi stolika, az pobielaly mu klykcie. – Kim jestes?»
«Ja tez znalazlem taka sama».
Dlugi czas wpatrywalismy sie w siebie w milczeniu. Moglibysmy tak siedziec w nieskonczonosc, gdyby nie przerwano nam naszej samotnosci. Uslyszalem glos Gezy, zanim jeszcze zobaczylem jego postac. Pochylal sie nad naszym stolikiem z bezpretensjonalnym usmiechem. Za nim stala Helen. Na jej twarzy malowal sie dziwny, prawie pelen winy wyraz.
«Witajcie, towarzysze – odezwal sie kordialnie Geza. – O co chodzi z tymi znalezionymi ksiazkami?»'.
41
«Kiedy profesor Geza pochylil sie nad naszym stolikiem i zadal pytanie, w pierwszej chwili nie wiedzialem, co odpowiedziec. Pragnalem jedynie porozmawiac z Hugh Jamesem w cztery oczy, z dala od ludzi, a juz na pewno nie w towarzystwie osoby, przed ktora ostrzegala mnie – dlaczego? – Helen.
«Rozmawiamy wlasnie o starodawnych ksiegach, ktore obaj kochamy – zdobylem sie w koncu na odpowiedz. – Chyba kazdy naukowiec podziela nasza pasje».
Nieoczekiwanie zza plecow Gezy wysunela sie Helen. Popatrzyla na mnie niespokojnym, a zarazem pelnym aprobaty wzrokiem. Natychmiast zerwalem sie z krzesla, by ustapic jej miejsca. Mimo ze w obecnosci Jozsefa Gezy udawalem beztroske, musiala wyczuc moje podniecenie, gdyz popatrzyla uwaznie na Hugh. Geza obrzucil nas pogodnym spojrzeniem, lecz lekkie zwezenie jego oczu przywiodlo mi na mysl Huna, ktory skosnymi oczyma spogladal poprzez wyciecia w skorzanym helmie na slonce zachodu. Od tej chwili staralem sie juz na niego nie patrzec.
Moglismy w takim otepieniu, unikajac wzajemnie wzroku, siedziec do konca dnia, gdyby nie pojawienie sie profesora Sandora.
«Doskonale – odezwal sie gromkim glosem. – Widze, ze smakowal wam lunch. Ale teraz, jesli pan pozwoli, prosze udac sie ze mna. Musimy przygotowac wszystko do panskiego wystapienia».
Nie mrugnawszy okiem – choc tak naprawde zapomnialem chwilowo o czekajacej mnie drodze krzyzowej – poslusznie podnioslem sie z miejsca. Geza z uszanowaniem – zbyt wielkim uszanowaniem – stanal za jego plecami. Dalo mi to okazje, by przeslac Helen wymowne spojrzenie, wskazujac wzrokiem Hugh Jamesa, ktory rowniez uprzejmie wstal od stolu. Zaskoczona kobieta zmarszczyla brwi, ale w tej samej chwili, ku mej niewymownej uldze, profesor Sandor klepnal Geze po ramieniu, dajac znak, by z nim poszedl. Odnioslem wrazenie, ze na twarzy krzepkiego profesora odbil sie wyraz niepokoju, ale moze tylko udzielila mi sie paranoja Helen dotyczaca tego czlowieka. Tak czy owak, mielismy chwile dla siebie.
«Hugh rowniez znalazl ksiazke» – szepnalem, bezwstydnie lamiac zaufanie, jakim obdarzyl mnie Anglik.
Helen popatrzyla na mnie nierozumiejacym wzrokiem.
«Hugh?»
Wskazalem szybko glowa na spogladajacego na nas ze zdziwieniem angielskiego naukowca. Helen byla zaskoczona. Hugh spojrzal na nia ze zdumieniem.
«Czy pani rowniez…?»
«TMie – szepnalem. – Ona mi tylko pomaga. To panna Helen Rossi, antropologa
Hugh, nie spuszczajac wzroku z Helen, szorstko uscisnal jej dlon. Ale w tej samej chwili pojawil sie profesor Sandor i nie mielismy innego wyjscia, jak przylaczyc sie do niego. Z Helen i Hugh trzymalismy sie blisko siebie niczym trzy owce w stadzie.
Aula zaczela wypelniac sie sluchaczami. Zajalem miejsce w pierwszym rzedzie i lekko drzaca reka wyjalem z teczki notatki. Profesor Sandor i jego asystent znow zajmowali sie mikrofonem. Przyszla mi do glowy ozywcza mysl, ze moze sluchacze nie uslysza wcale mego wykladu. Niestety sprzet zadzialal nad podziw dobrze i profesor, potrzasajac siwa grzywa wlosow, zaczal przedstawiac mnie zgromadzonym naukowcom. Podkreslil moje listy uwierzytelniajace, prestiz, jakim cieszy sie moja uczelnia w Stanach Zjednoczonych i pogratulowal sluchaczom, ze beda mieli okazje wysluchania mego referatu, tym razem po angielsku.
W tej chwili uswiadomilem sobie, iz nikt nie bedzie tlumaczyl mych slow na niemiecki, co dodalo mi wielkiej otuchy, kiedy stanalem twarza w twarz z oceniajacym mnie gremium.
«Witam kolegow historykow – zaczalem i czujac, iz zabrzmialo to zbyt pompatycznie, odlozylem notatki. – Dziekuje za to, ze mam honor podzielic sie dzis z wami swoimi refleksjami na temat inwazji Osmanow na tereny Transylwanii i Woloszczyzny, dwoch ksiestw, ktorych terytoria naleza obecnie do Rumunii. – Zebrani wlepili we mnie wzrok. Odnioslem wrazenie, iz moje slowa zelektryzowaly sluchaczy. Transylwania stanowila dla wegierskich historykow, jak i dla wszystkich Wegrow, temat drazliwy. – Jak dobrze wiemy, Imperium Osmanskie po zdobyciu Konstantynopola w tysiac czterysta piecdziesiatym trzecim roku przez ponad piecset lat z metropolii tej zarzadzalo ogromnymi polaciami Europy Wschodniej. Podbilo dwanascie krajow. Niektore jednak rejony nie poddaly sie. Byly to krainy lezace w pokrytych gorami ostepach Europy Wschodniej, gdzie zarowno miejscowa ludnosc, jak i polozenie geograficzne nie pozwolily na latwy podboj. Jednym z takich krajow byla wlasnie Transylwania».
Mowilem, czesciowo korzystajac z notatek, czesciowo odwolujac sie do pamieci, ale nieustannie drazyl mnie lek. Nie znalem przeciez wszystkich materialow, choc mialem w pamieci lekcje, jakich udzielila mi Helen. Po ogolnym wstepie opowiedzialem pokrotce o tureckich szlakach handlowych w tym regionie, a nastepnie zaczalem wymieniac wladcow i wielmozow, ktorzy stawiali Turkom zajadly opor. Wymienilem miedzy innymi Vlada Dracule, gdyz pominiecie jego postaci mogloby wzbudzic podejrzenia historykow, ktorzy dobrze wiedzieli, jaka role odegral w niszczeniu tureckiej armii. Kosztowalo mnie wiele nerwow, gdy wybakalem wreszcie przed tak szacownym gremium jego imie, a nastepnie zaczalem opisywac, w jaki sposob wbil na pal dwadziescia tysiecy tureckich zolnierzy. Tak mi sie przy tym trzesly rece, ze wywrocilem stojaca na mownicy szklanke z woda.
«Och, wybaczcie mi!» – zawolalem, spogladajac bezradnie na morze wspolczujacych mi twarzy.
Tylko dwa oblicza pozostaly niewzruszone. Helen byla blada i wyraznie spieta, a pochylony lekko do przodu Jozsef Geza, ze sciagnieta twarza, spogladal na mnie, jakby chcial wychwycic jakis blad w moich wywodach. Profesor Sandor i student w niebieskiej bluzie jednoczesnie podsuneli mi chusteczki od nosa i po chwili podjalem