szeroko otwarte. Obiecaj, ze bedziesz bardzo ostrozny. Bibliotekarz widzial cie w moim towarzystwie, a ostatnio nikomu to dobrze nie wrozy».
«Mna sie nie przejmuj. – Obrzucil zamyslonym spojrzeniem trzymany w reku parasol. – Ile zaplaciles temu pracownikowi?»
Na przekor straszliwym okolicznosciom, rozesmialem sie.
«Przestan mnie meczyc».
Serdecznie uscisnelismy sobie dlonie i Hugh zniknal, idac do swego hotelu, ktory znajdowal sie nieopodal mego. Nie podobalo mi sie, ze pozwolilem mu samotnie odejsc, ale na ulicy wciaz krecilo sie jeszcze wielu ludzi. Poza tym wiedzialem, iz Hugh zawsze chadza swoimi drogami. Taki juz mial charakter.
Po powrocie do hotelu nie zastalem wystraszonego pracownika. Zapewne skonczyla sie jego zmiana, gdyz w recepcji siedzial inny, gladko ogolony, mlody czlowiek. Wskazal wiszacy na haczyku klucz do pokoju Helen, co znaczylo, ze jeszcze nie wrocila od ciotki. Mlodzieniec pozwolil skorzystac mi z telefonu, ustalajac przedtem bardzo precyzyjnie cene uslugi. Kilkakrotnie ponawialem proby dodzwonienia sie do Turcji, zanim w koncu w sluchawce rozlegl sie sygnal aparatu Turguta. Irytowalo mnie to, ze musze dzwonic z hotelowego telefonu, ktory z pewnoscia byl na podsluchu, ale o tej porze nie mialem innego wyjscia. Zywilem tylko nadzieje, ze nasza rozmowa bedzie zbyt dziwaczna, by ktokolwiek mogl ja zrozumiec. W koncu uslyszalem w sluchawce klikniecie i po drugiej stronie linii rozlegl sie daleki, lecz jowialny glos Turguta mowiacego cos po turecku.
«Profesor Bora! – huknalem w sluchawke. – Turgut, to ja, Paul, dzwonie z Budapesztu!»
«Paul, drogi czlopcze! – Nigdy jeszcze w zyciu nie slyszalem niczego slodszego niz ow dudniacy glos. – Sa jakies zaklocenia na linii… podaj mi na wszelki wypadek swoj numer telefonu, gdyby calkowicie nam przerwalo».
Recepcjonista podal mi numer, ktory szybko przekazalem Turgutowi.
«Jak sie masz?! – wrzasnal. – Czy odnalazles go?»
«Nie! – odkrzyknalem. – Z nami wszystko w porzadku. Troche sie dowiedzialem, ale wydarzyla sie rzecz straszna».
«Co takiego? – Mimo zaklocen na linii wyczulem w jego glosie konsternacje. – Czy cos ci sie stalo? A panna Rossi?»
«Nie, jestesmy cali i zdrowi. Ale przywlokl sie tu za nami bibliotekarz. – Ze sluchawki poplynal potok przeklenstw, zapewne szekspirowskich, ale w panujacym na linii szumie nie potrafilem rozroznic poszczegolnych slow. – Co twoim zdaniem powinnismy zrobic?»
«Jeszcze nie wiem. – Glos Turguta stal sie odrobine wyrazniejszy. Czy nosisz przy sobie zestaw, ktory ci dalem?»
«Oczywiscie. Ale nie jestem w stanie zblizyc sie do tego upiora na tyle blisko, by zrobic uzytek z tych narzedzi. Podejrzewam, ze kiedy bylem dzis na konferencji, przeszukal moj pokoj i najwyrazniej ktos mu w tym pomagal».
Zapewne miejscowa policja caly czas podsluchiwala nasza rozmowe, ale Bog jeden raczyl wiedziec, co z tego zrozumiala.
«Bardzo na siebie uwazaj, profesorze. – W glosie Turguta pojawila sie nuta wyraznej troski. – Nie potrafie dac ci zadnej madrej rady, ale niebawem otrzymam nowe wiadomosci, moze nawet jeszcze przed waszym powrotem do Stambulu. Ciesze sie, ze do mnie zadzwoniles. Odkrylem z Aksoyem nowy dokument, ktorego zaden z nas dotad nie widzial. Wygrzebalismy go w archiwum Mehmeda. Jest to dokument spisany przez mnicha z kosciola ortodoksyjnego w roku tysiac czterysta siedemdziesiatym siodmym. Musimy go dopiero przetlumaczyc».
Na linii znow wzmogly sie zaklocenia i musialem wprost wrzeszczec do sluchawki.
«Powiedziales: tysiac czterysta siedemdziesiaty siodmy? W jakim jezyku zostal napisany?»
«Zupelnie cie nie slysze, chlopcze – grzmial z oddali glos Turguta. U nas jest burza. Zatelefonuje do ciebie jutro wieczorem».
Wdarl sie miedzy nas straszliwy zgielk, ktory calkowicie pochlonal jego dalsze slowa. Nie wiedzialem, czy slysze jezyk wegierski czy turecki. Rozleglo sie kilka ogluszajacych trzaskow i w sluchawce zapadla cisza.
Powoli ja odlozylem, zastanawiajac sie, czy nie powinienem zadzwonic jeszcze raz, ale recepcjonista z niepokojem na twarzy zabral telefon i podal mi rachunek. Z ponura mina wreczylem mu pieniadze i przez chwile nie ruszalem sie z miejsca. Nie mialem najmniejszej ochoty wracac do nowego pokoju, jaki mi przydzielono, pozwalajac zabrac jedynie przybory toaletowe i czysta koszule. Ogarnelo mnie przygnebienie. Mialem za soba dlugi, ciezki dzien, a zegar w recepcji wskazywal prawie dwudziesta trzecia. Zalamalbym sie calkowicie, gdyby nie taksowka, ktora zatrzymala sie z piskiem opon przed hotelem. Wysiadla z niej Helen, zaplacila szoferowi i przekroczyla prog hotelu. Nie dostrzegla mnie stojacego za lada. Twarz miala powazna, zamknieta, pelna jakiejs melancholii. Czasami widywalem na jej obliczu podobny wyraz. Otulona byla grubym, czarno-czerwonym szalem, ktory widzialem po raz pierwszy – zapewne prezent od ciotki. W niemym zachwycie patrzylem na jej postac w ciemnym kostiumie i jasna skore, ktora zdawala sie lsnic wewnetrznym blaskiem w ostrym swietle hotelowej recepcji. Przypominala ksiezniczke z bajki i gapilem sie na nia bezwstydnie do chwili, az mnie zauwazyla. Ale nie tylko jej uroda, podkreslana jeszcze przepieknym welnianym szalem, oraz dumny zarys podbrodka sprawily, ze stalem jak wmurowany. Znow przypomnialem sobie z paskudnym dreszczem, ktory przeszyl mi trzewia, portret w gabinecie Turguta – dumna glowe, dlugi, prosty nos, wielkie, ciemne oczy i geste brwi. Byc moze byl to tylko skutek zmeczenia, gdyz kiedy w koncu Helen zauwazyla moja obecnosc i przeslala mi usmiech, obraz ten znikl w jednej chwili'.
43
Gdybym nie potrzasnela Barleyem lub gdyby podrozowal sam, przespalby granice i obudziliby go dopiero brutalnie hiszpanscy celnicy. Dzieki mnie wytoczyl sie zaspany na peron w Perpignan, ale ostatecznie to ja musialam wypytac o droge do dworca autobusowego. Konduktor w granatowym uniformie zmarszczyl na nasz widok brwi, jakby uwazal, ze o tak wczesnej porze powinnismy znajdowac sie jeszcze w przedszkolu. Spytal, dokad sie wybieramy. Kiedy wyjasnilam, ze do Les Bains, przeczaco pokrecil glowa. Wybila wlasnie polnoc, a my musielismy czekac do rana. Na szczescie po drugiej stronie ulicy znajdowal sie schludny hotelik, w ktorym ja i moj «brat' wynajelismy pokoj. Konduktor obrzucil nas podejrzliwym wzrokiem – popatrzyl na moja prawie dziecieca twarz i jasne wlosy Barleya – mruknal cos pod nosem, cmoknal jezykiem i udal sie w swoja strone.
«Nastepny dzien byl jeszcze piekniejszy i bardziej pogodny niz poprzedni. Kiedy spotkalem sie z Helen w hotelowej restauracji, wszelkie zle przeczucia, jakie gnebily mnie wieczorem, wydawaly sie tylko zlym snem. Przez zakurzone okna wpadaly potoki jaskrawego, slonecznego swiatla, rzucajac jasne plamy na bialy obrus i skrzac sie w masywnych filizankach z kawa. Helen pisala cos w niewielkim notatniku.
«Witaj – odezwala sie pogodnie, a ja zajalem miejsce na krzesle i nalalem sobie kawy. – Czy jestes gotow na spotkanie z moja matka?»
«Od chwili przybycia do Budapesztu o niczym innym nie mysle – wyznalem. – Jak sie tam dostaniemy?»
«Jej wioska lezy przy szosie biegnacej z miasta na polnoc. Ale w niedziele kursuje tam tylko jeden autobus, wiec nie wolno go nam przegapic. Jazda potrwa godzine. Droga wiedzie przez bardzo przygnebiajace przedmiescia».
Watpilem, by cokolwiek w naszej eskapadzie moglo mnie znudzic lub przygnebic. Niepokoila mnie tylko jedna rzecz.
«Helen, czy jestes pewna, ze powinienem jechac z toba? Moze lepiej bedzie, jesli porozmawiasz z nia sama? Czy nie poczuje sie skrepowana, jesli pojawisz sie w towarzystwie calkowicie obcego dla niej mezczyzny, do tego jeszcze Amerykanina? Moze moja obecnosc sprowadzi jej na glowe klopoty?»
«Wrecz przeciwnie, twoja obecnosc wlasnie powinna sklonic ja do zwierzen – odparla zdecydowanie Helen. – Do mnie odnosi sie z duza rezerwa. A ty ja oczarujesz».
«Co jak co, ale nikt mi dotad nie powiedzial, ze moge byc czarujacy».
Posmarowalem trzy kromki chleba maslem.
«Tym sie akurat nie przejmuj. Czarujacy to ty na pewno nie jestes odparla zgryzliwie, ale odnioslem wrazenie, ze w jej oczach pojawil sie wyraz sympatii. – Poza tym moja matke latwo jest oczarowac».