postac Draculi – nie hrabiego Draculi z hollywoodzkich plenerow filmowych - lecz Mada IV, pietnastowiecznego tyrana wladajacego Transylwania i Woloszczyzna, ktory ze wszystkich sil stawial zaciekly opor osmanskim najezdzcom. Ostatni tydzien spedzilem w Stambule, przegladajac w pewnym tureckim archiwum dotyczace go dokumenty. Natknalem sie tam na unikalne mapy mogace byc wskazowka do zlokalizowania grobu ksiecia. Dokladny powod mych studiow wyjasnie Ci po powrocie do domu, wiec teraz prosze o cierpliwosc i wyrozumialosc. A moja wyprawe, stary medrcze, mozesz przypisac mej mlodzienczej niecierpliwosci i brawurze.

Tak czy owak, choc wiem, ze zabrzmi to glupio, moj pobyt w Stambule zakonczyl sie bardzo przykro i jestem smiertelnie wystraszony. Ale jak sam najlepiej wiesz, kiedy cos zaczne, nielatwo rezygnuje ze swoich zamierzen. Wrocilem tu ze sporzadzonymi wlasnorecznie kopiami tamtych map, by poszukac blizszych informacji na temat grobowca Draculi. Musze ci wyjasnic, iz najprawdopodobniej pochowany zostal w monasterze na wyspie na jeziorze Snagov w zachodniej Rumunii. Kraina ta nosi nazwe Woloszczyzny. A jednak na odkrytych przeze mnie w Stambule mapach, choc wyraznie zaznaczono na nich grobowiec, nie widnieje zadna wyspa, zadne jezioro ani kraina przypominajaca topografia zachodnia Rumunie. Zawsze uwazalem, ze najpierw trzeba sprawdzic rzeczy oczywiste, gdyz one zazwyczaj podsuwaja wlasciwe rozwiazanie. Postanowilem zatem udac sie z mapami nad jezioro Snagov i osobiscie stwierdzic, iz nie ma tam zadnego grobowca. Widze juz, jak kiwasz glowa, dziwiac sie memu uporowi. Nie wiem jeszcze, w jaki sposob sie tam dostane, ale nie zamierzam rozpoczynac poszukiwan w innych miejscach, zanim nie zweryfikuje tego tropu. Istnieje bowiem mozliwosc, ze mapy te stanowia jakas starodawna mistyfikacje. W kazdym razie zdobede niezbity dowod na to, iz tyran spoczywa snem wiecznym tam i ze zawsze tak bylo.

Piatego musze byc z powrotem w Grecji, wiec mam niewiele czasu na te wyprawe. Chce tylko sprawdzic, czy mapy wlasciwie opisuja miejsce usytuowania grobowca. Powodu, dla ktorego chce to sprawdzic, nie jestem w stanie wytlumaczyc nawet Tobie, stary Przyjacielu. Chcialbym sam go znac. Moja rumunska eskapade zamierzam zakonczyc, na tyle, na ile pozwoli mi czas, zwiedzeniem Woloszczyzny i Transylwanii. Z czym kojarzy Ci sie nazwa «Transylwania '… tak, tak, wiem, nigdy sie nad tym nie zastanawiales. Mnie kojarzy sie z dzikimi, przepieknej urody gorami, starodawnymi zamkami, wilkolakami i wiedzmami – z kraina czarow, gusel i zabobonow. Jak wiec, wkraczajac do takiego krolestwa, mam wierzyc, ze wciaz jeszcze jestem w Europie? Ale nie boj sie, kiedy juz tam dotre, niezwlocznie powiadomie Cie, czy to naprawde jest jeszcze Europa, czy jakas inna, basniowa kraina. Teraz Snagov – wyruszam tam jutro.

Twoj oddany przyjaciel

Bartholomew Rossi

22 czerwca

Jezioro Snagov

Drogi Przyjacielu!

Nie natknalem sie jeszcze na zadne miejsce, z ktorego moglbym wyslac pierwszy list – wyslac go z pelnym przekonaniem, ze dotrze do Twoich rak – ale pelen najlepszych nadziei pre przed siebie, zwlaszcza ze wiele sie wydarzylo. Caly wczorajszy dzien uplynal mi na poszukiwaniach w bukaresztenskich ksiegarniach dokladnych map – udalo mi sie zdobyc kilka dobrych map drogowych Woloszczyzny i Transylwanii – oraz na spotkaniach na miejscowym uniwersytecie z historykami interesujacymi sie dziejami Vlada Tepesa. Najwyrazniej jednak nikt nie chcial rozmawiac ze mna na ten temat i odnosilem wrazenie, ze ilekroc wymienilem imie Draculi, rozmowcy zegnali sie w duchu. Musze Ci szczerze wyznac, iz po moich stambulskich doswiadczeniach taka mrukliwosc sprawia, ze zaczynam czuc sie troche niepewnie. W koncu jednak udalo mi sie zdobyc pewien kontakt.

Dotarlem do mlodego profesora archeologii na bukaresztenskim uniwersytecie, ktory okazal sie na tyle uprzejmy, ze poinformowal mnie o swoim koledze, panu Georgescu, specjalizujacym sie w historii Snagov, ktory tego wlasnie lata prowadzi tam prace wykopaliskowe. Wiadomosc ta zelektryzowala mnie na tyle, ze natychmiast spakowalem swoj bagaz, zabralem wszystkie mapy i wynajalem kierowce, ktory oswiadczyl, iz Snagov znajduje sie w odleglosci zaledwie kilku godzin jazdy od Bukaresztu. Wyruszamy tam dzis o pierwszej po poludniu. Chwilowo musze konczyc. Przed wyjazdem chce jeszcze wpasc na lunch -jest tu niewielka restauracyjka, w ktorej serwuja miejscowe potrawy, wiec sprobuje tych orientalnych frykasow.

Wieczorem

Moj drogi Przyjacielu!

Nie umiem sie powstrzymac przed kontynuowaniem tej naszej fikcyjnej korespondencji, gdyz miniony dzien obfitowal w tyle niezwyklych wydarzen, ze musze sie z kims podzielic swymi wrazeniami. Bukareszt opuscilem niewielkim, schludnym samochodem osobowym, kierowanym przez drobnego mezczyzne o rownie schludnym wygladzie, z ktorym moglem porozumiec sie tylko za pomoca dwoch lub trzech slow (jednym z nich bylo «Snagov'). Po krotkiej lustracji map i wielu zapewniajacych klepnieciach w ramie (w moje ramie) ruszylismy w droge. Podroz zajela nam cale popoludnie. Tluklismy sie w tumanach kurzu, brukowanymi przewaznie drogami. Otaczaly nas przepiekne tereny, glownie rolnicze, choc czesto pola ustepowaly miejsca gestym lasom. I tak oto dotarlismy do jeziora Snagov.

Pierwsza oznaka, ze zblizamy sie do celu, bylo triumfalne machniecie reka kierowcy, lecz kiedy wyjrzalem przez szybe, zobaczylem tylko otaczajacy droge las. Ale to byl zaledwie wstep. Sam nie wiem, czego sie dokladnie spodziewalem. Podejrzewam jednak, ze jako historyk nie oczekiwalem niczego niezwyklego. A jednak widok jeziora poruszyl mnie do glebi. Jest to, moj Przyjacielu, niewyobrazalnie cudne miejsce. Bukoliczne, jak nie z tego swiata. Wyobraz sobie, jesli potrafisz, dlugi bezmiar jeziora o pofalowanej, skrzacej sie w promieniach slonca toni, wynurzajacego sie sposrod gestego lasu. Tu i tam widac wytworne rezydencje, czasami sposrod wynioslych drzew wystaja tylko ich kominy. Wiele domostw pochodzi z poczatku dziewietnastego wieku, niektore sa jeszcze starsze.

Kiedy wyszlismy na rozlegla, lesna polane - zaparkowalismy auto obok niewielkiej, przydroznej gospody – rozpostarl sie przed nami zapierajacy w piersiach dech widok na jezioro i lezaca na nim wyspe. Wlasnie tam stoi monaster. Panorama niewiele zmienila sie tu od stuleci. Wyspa znajduje sie w niewielkiej odleglosci od brzegu i mozna dostac sie na nia lodzia. Podobnie jak brzegi jeziora porasta ja gesty las. Ponad koronami drzew majacza wspaniale, bizantyjskie kopuly monasteru. Kiedy tam dotarlismy, nad woda niosl sie dzwiek klasztornego dzwonu. To mnisi uderzali wen (jak sie pozniej dowiedzialem) drewnianym mlotem. Ow dochodzacy z oddali dzwiek sprawil, ze zadrzalo mi serce. Zupelnie jakby ktos z odleglej przeszlosci przesylal mi wiesci, ktorych znaczenia nie potrafilem zrozumiec. Kierowca i ja stalismy zatopieni w blasku poznopopoludniowego slonca. Bardziej przypominalismy dwoch tureckich szpiegow, spogladajacych na ow bastion obcej wiary, niz wspolczesnych, troche wymeczonych dluga jazda ludzi, opartych o maske samochodu.

Moglbym tak stac tam jeszcze bardzo dlugo, ale przed zachodem slonca musialem koniecznie odnalezc archeologa. Udalem sie zatem do restauracji, gdzie za pomoca lamanej laciny i gestykulacji zalatwilem lodz, by poplynac nia na wyspe. «Tak, tak, mieszka tam czlowiek z Bukaresztu, ktory kopie lopata ' – zapewnil mnie wlasciciel lodzi i w dwadziescia minut pozniej wyladowalismy na brzegu wyspy. Z bliska monaster jest jeszcze piekniejszy, a zarazem bardziej nieprzystepny i cokolwiek zlowrogi ze swymi starodawnymi murami, wznioslymi kopulami. Kazda z nich wienczy trzyramienny, przekreslony krzyz. Wlasciciel lodzi zaprowadzil mnie po stromych schodach do samych drzwi swiatyni. Mialem wlasnie przekroczyc wielkie, drewniane wrota monasteru, kiedy przewoznik wskazal nam teren lezacy za monumentalnymi murami kosciola.

Spogladajac na przepiekne, starodawne sciany, uswiadomilem sobie nagle, ze stoje na schodach, po ktorych kroczyl ongis Dracula. Dotad tropilem jego slady w skomplikowanym labiryncie dokumentow; teraz stalem tam, gdzie chodzil – w jakich byl butach? W skorzanych? Z przypietymi do nich okrutnymi ostrogami? Gdybym byl czlowiekiem wierzacym, natychmiast bym sie przezegnal. Poczulem nagla ochote, aby klepnac wlasciciela lodzi w ramie przyodziane w sweter z szorstkiej welny i poprosic, zeby natychmiast zabral nas z powrotem na lad. Ale, jak sam zapewne najlepiej wiesz, nic takiego nie uczynilem.

W pietrzacych sie za monasterem ruinach rzeczywiscie spotkalismy mezczyzne z lopata. Sprawial

Вы читаете Historyk
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату