przynioslam. Drgnal ze zdziwienia na widok noza, lecz gdy wyjasnilam mu, ze sztylet ten sluzy do zabijaniapricolici, bardzo sie nim zainteresowal. Poczatkowo wzbranial sie przed przyjeciem podarunku, lecz ja sie uparlam i ostatecznie zawinal noz w moja chustke, a potem schowal go do plecaka. Nastepnie wreczylam mu kwiaty czosnku i kazalam nosic w kieszeniach kurtki.

Zapytalam, jak dlugo jeszcze pozostanie w naszej wiosce, a on pokazal mi piec palcow. Dodal, ze zamierza jeszcze odwiedzic kilka okolicznych wiosek, by porozmawiac z ich mieszkancami o zamku. Spytalam, gdzie sie z kolei uda po opuszczeniu naszej wioski za piec dni. Odparl, ze do kraju, ktory nazywa sie Grecja – te nazwe juz kiedys slyszalam a stamtad wroci do rodzinnej wioski w swojej ojczyznie. Rysujac patykiem na ziemi, naszkicowal swoj kraj, ktory nazywal sie Anglia i lezal na wyspie bardzo odleglej od Rumunii. Pokazal, gdzie znajduje sie jego uniwersytet – nie wiedzialam, co to slowo znaczy – i napisal na piasku jego nazwe. Wciaz ja pamietam: OKSFORD. Pozniej pisalam sobie to slowo, by na nie popatrzec. Byl to najdziwaczniejszy wyraz, jaki w zyciu widzialam.

I nagle pojelam, ze on niebawem wyjedzie i nigdy go juz nie zobacze ani nikogo innego takiego jak on. W oczach stanely mi lzy. Wcale nie zamierzalam plakac – nigdy nie wylewalam lez z powodu wioskowych chlopakow – ale teraz lzy mnie nie sluchaly i plynely strumieniem po policzkach. Spogladal na mnie przez chwile strapiony, po czym wyciagnal z kieszeni kurtki biala chustke do nosa i wsunal mija w dlon.

– O co chodzi? – zapytal.

Potrzasnelam tylko w milczeniu glowa. Powoli podniosl sie z ziemi, po czym pomogl mi wstac, tak samo jak zrobil to poprzedniego wieczoru. Nogi odmowily mi posluszenstwa, zatoczylam sie i odruchowo oparlam sie o niego calym ciezarem ciala. On objal mnie i zaczelismy sie calowac. Po chwili jednak oprzytomnialam, gwaltownie wyrwalam sie z jego ramion i pobieglam w strone wioski. Na sciezce obejrzalam sie, stal bez ruchu i spogladal w moja strone. Cala droge powrotna przebylam biegiem. W nocy nie zmruzylam oka. Lezalam w lozku z szeroko otwartymi oczyma i sciskalam w dloni jego chusteczke.

Nastepnego wieczoru stal w tym samym miejscu, jakby od chwili, gdy go zostawilam, nie opuszczal lasu. Podbieglam i padlismy sobie w ramiona. Kiedy juz nie moglismy sie wiecej calowac, rozlozyl na ziemi kurtke, na ktorej sie polozylismy. Wtedy tez poznalam, co to jest milosc. Oczy mial niebieskie jak niebo. Wplatal mi we wlosy kwiaty i calowal palce. Bylam zdumiona tym, co robi, i tym, co ja robie. Wiedzialam, ze jest to zle, ze jest to grzech, ale jednoczesnie otwieraly sie nad nami niebiosa.

Przed jego wyjazdem spotkalismy sie jeszcze trzykrotnie. Za kazdym razem wymyslalam w domu jakas wymowke i zawsze wracalam z nareczem lesnych ziol. Za kazdym razem Bartolomeo zapewnial, ze darzy mnie miloscia, i blagal, zebym z nim uciekla. Bardzo tego chcialam, ale szeroki swiat, z ktorego pochodzil, napawal mnie przerazeniem. Poza tym nie moglam przeciez uciec od wlasnego ojca. Kazdego wieczoru pytalam, dlaczego nie moze zostac w naszej wiosce, ale on tylko krecil glowa, utrzymujac, ze musi wracac do domu i do swojej pracy.

Ostatniej nocy przed jego wyjazdem, gdy tylko zetknely sie nasze dlonie, wybuchnelam placzem. On tulil mnie i calowal moje wlosy. Nigdy nie spotkalam mezczyzny tak lagodnego i czulego. Kiedy przestalam plakac, sciagnal z malego palca lewej reki srebrny pierscionek z jakas pieczecia. Nie bylam pewna, lecz wymyslilam sobie, ze jest to pieczec jego uniwersytetu. Wsunal mi go na serdeczny palec i spytal, czy nie zostalabym jego zona. Musial dokladnie studiowac slownik, gdyz zrozumialam go bez trudu.

Poczatkowo pomysl ten wydal mi sie tak absurdalny, ze znow wybuchnelam placzem – bylam przeciez taka mlodziutka – ale w koncu przyjelam jego oswiadczyny. Obiecal, ze przybedzie po mnie za cztery tygodnie. Musial jeszcze wrocic do Grecji, by dopilnowac tam jakichs spraw. Jakich, nie zrozumialam. Nastepnie mial powrocic i dac memu ojcu sporo pieniedzy, by wyrazil zgode na nasz zwiazek. Probowalam mu wyjasnic, ze nie mam posagu, ale on puscil me slowa mimo uszu. Z usmiechem pokazal mi sztylet i monete, ktore mu dalam, a nastepnie ujal w dlonie moja twarz i czule pocalowal mnie w usta.

Powinnam czuc sie szczesliwa, ale odnosilam wrazenie obecnosci zlych duchow i balam sie, ze wydarzy sie cos, co nie pozwoli mu po mnie wrocic. Tego wieczoru kazda chwila byla slodka, gdyz czulam, iz sa to nasze ostatnie chwile. Byl taki pewien siebie, absolutnie przekonany, ze niebawem spotkamy sie ponownie. Rozstalismy sie juz prawie po ciemku, kiedy zaczelam obawiac sie gniewu mego ojca. Po raz ostatni pocalowalam Bartolomea, upewnilam sie, ze ma w kieszeniach czosnek, i ruszylam do domu. Tak czesto odwracalam sie za siebie, iz szlam prawie tylem. Cudzoziemiec stal nieruchomo miedzy drzewami, sciskajac w dloni kapelusz. Wygladal na bardzo samotnego.

Przez cala powrotna droge plakalam. Zsunelam z palca pierscionek, serdecznie go pocalowalam i zawinelam w chustke. Kiedy wrocilam do domu, ojciec byl wsciekly. Chcial wiedziec, gdzie tak dlugo przebywalam poza domem bez jego pozwolenia. Wyjasnilam, ze mojej przyjaciolce Marii zginela koza i pomagalam jej w poszukiwaniach. Do lozka poszlam z ciezkim sercem. Raz ogarniala mnie rozpacz, a raz nadzieja.

Nastepnego dnia dowiedzialam sie, ze Bartolomeo opuscil wioske. Jeden z rolnikow zabral go swoim wozem do Tirgoviste. Dzien byl bardzo smutny, a czas pelzl jak slimak. Wieczorem udalam sie do lasu na nasze stale miejsce spotkan, pragnelam samotnosci. Na widok naszych kamieni znow wybuchnelam placzem. Usiadlam na skale, a nastepnie polozylam sie na miejscu, na ktorym spoczywalismy kazdego wieczoru. Wtulilam twarz w trawe i cicho szlochalam. Nagle moja wyciagnieta dlon natrafila na cos miedzy paprociami. Ku memu zdumieniu byl to pakiet listow. Nie potrafilam odszyfrowac wypisanych recznym pismem adresatow, ale na odwrotnych stronach kopert napisane bylo drukowanymi literami, jak w ksiazce, jego przecudne imie. Otworzylam kilka i calowalam jego pismo, choc wiedzialam, ze korespondencja ta nie byla skierowana do mnie.

Przez chwile zastanawialam sie, czy nie pisal tych listow do jakiejs innej kobiety, ale natychmiast odrzucilam te mysl. Pakiet musial wysunac sie z plecaka, kiedy Bartolomeo pokazywal mi sztylet i monete, ktore ode mnie dostal.

Pomyslalam, ze powinnam mu je odeslac do Oksfordu na wyspe Anglia, ale nie wiedzialam, jak to zrobic, nie zwracajac na siebie uwagi. Poza tym nie mialam pieniedzy, by zaplacic za przesylke na tak odlegla wyspe. Jedynym pieniadzem, jakim w zyciu dysponowalam, byla moneta, ktora oddalam Bartolomeowi. Postanowilam zatem przekazac mu te listy osobiscie, kiedy po mnie wroci.

Cztery tygodnie wlokly sie i wlokly. Nieopodal naszego sekretnego miejsca roslo drzewo, na ktorym robilam naciecia, liczac kazdy uplywajacy dzien. Pracowalam na polu, pomagalam matce w gospodarstwie, dlugie godziny spedzalam przy warsztacie tkackim, przygotowujac material na ciepla odziez na kolejna zime, uczeszczalam do kosciola i nasluchiwalam jakichkolwiek wiesci. Poczatkowo wioskowi starcy niewiele o nim mowili i potrzasali tylko glowami, wspominajac jego zainteresowanie wampirami. Nic dobrego z tego nie wyniknie – mowil jeden, a reszta potakujaco kiwala glowami. Slowa te napawaly mnie zarowno zgroza, jak i wielkim szczesciem. Cieszylam sie, ze ktos w ogole o nim mowi, ale jednoczesnie przechodzil mi po krzyzu zimny dreszcz na mysl, ze moglby sciagnac na siebie uwagapricolici.

Nieustannie zastanawialam sie, co bedzie, gdy Bartolomeo wroci. Czy wejdzie do naszej chaty i poprosi ojca o reke corki? Wyobrazalam sobie zdumienie rodziny. Wszyscy staliby w progu i gapili sie na Bartolomea rozdajacego prezenty. Myslalam o chwili, kiedy bede calowac ich na pozegnanie. Pozniej odprowadziliby mnie do oczekujacego wozu, moze nawet auta. Wyjechalibysmy z wioski i ruszyli w rozciagajacy sie poza nia swiat, za gory, za wielkie miasto, gdzie mieszkala moja siostra Eva, ktora zawsze kochalam ponad zycie. Bartolomeo rowniez by ja polubil, poniewaz byla bardzo dzielna i tak jak on miala dusze podroznika.

Minely cztery tygodnie, a pod koniec czwartego zaczelam czuc sie dziwnie zmeczona, nie mialam apetytu i bardzo duzo spalam. Kiedy wycielam w korze drzewa karb oznaczajacy koniec czwartego tygodnia, zaczelam wygladac powrotu Bartolomea. Turkot kol kazdego wozu wjezdzajacego do wioski przyprawial mnie o mocniejsze bicie serca. Po wode chodzilam juz trzy razy dziennie, nasluchujac na placu najswiezszych wiadomosci. Wmawialam sobie, ze cos go zatrzymalo, ze powinnam poczekac jeszcze tydzien. Po uplywie pieciu tygodni ogarnely mnie najczarniejsze przeczucia, iz zabily go pricolici. Raz nawet przyszla mi do glowy mysl, ze moj ukochany wroci do mnie jako wampir. W srodku dnia pobieglam do kosciola i modlilam sie przed ikona Blogoslawionej Dziewicy, by na to nie pozwolila.

Przez szosty i siodmy tydzien zylam jeszcze nadzieja. W osmym, sadzac po oznakach i tym, co slyszalam od zameznych niewiast, wiedzialam, ze bede miec dziecko. Cale noce przeplakalam w lozku, ktore dzielilam z siostra, przeklinajac Boga i Najswietsza Maryje za to, ze o mnie zapomnieli. Nie wiedzialam, co dzialo sie z Bartolomeem, ale podejrzewalam wszystko co najgorsze, gdyz wierzylam, ze kocha mnie nad zycie. Sekretnie zbieralam ziola i korzenie, mogace spowodowac poronienie, ale zadne nie skutkowaly. Dziecko roslo we mnie i wbrew samej sobie zaczynalam je coraz bardziej kochac. Kiedy przykladalam dlon do brzucha, czulam cala

Вы читаете Historyk
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату