a ja go zrozumialam. Czy wykopalam monete z ziemi? Potrzasnelam przeczaco glowa.
–
Probowalam mu gestami przedstawic stara czarownice, pokazywalam chuste spowijajaca jej glowe, to jak wspierala sie przygarbiona na kosturze. Kiwal glowa, marszczyl brwi. Pochylil sie niczym staruszka, po czym wskazal sciezke prowadzaca do naszej wsi».
– Stamtad? – zapytal.
– Nie! – zaprzeczylam.
Potrzasnelam gwaltownie glowa i wskazalam gore rzeki, przenoszac reke w strone nieba, gdzie moim zdaniem znajdowal sie zamek i wioska uzdrowicielki. Palcem wskazalam, ze powinien pojsc w gory. Twarz ponownie mu sie rozjasnila i oddal mi monete. Odmowilam jednak jej przyjecia, wskazujac, ze nalezy do niego. Strasznie sie przy tym zaczerwienilam. Po raz pierwszy usmiechnal sie, zlozyl mi uklon, a ja poczulam, iz otwieraja sie przede mna wrota niebios.
–
Musialam sie spieszyc, zanim ojciec nie zauwazy przy kolacji mojej nieobecnosci, ale obcy zatrzymal mnie jeszcze na chwile. Wskazal na siebie.
–
Powtorzyl te slowa, po czym napisal je patykiem na ziemi u naszych stop. Wybuchnelam smiechem, probujac wymowic obce imie i nazwisko. Wskazal na mnie.
–
–
– Moje nazwisko jest Getzi – odparlam.
Na twarzy odmalowal mu sie wyraz zdziwienia. Wskazal na rzeke i powtarzal cos na okraglo, gdzie nieustannie przewijalo sie slowo
– Jutro.
Wskazal na mnie, na siebie i na miejsce, w ktorym sie znajdowalismy. Pozniej zwrocil palec na niebo i na slonce. Zrozumialam, ze chce sie ze mna spotkac nastepnego dnia o tej samej porze. Zdawalam sobie sprawe z tego, iz moj ojciec wpadnie we wscieklosc, jesli sie o tym dowie. Pokazalam wiec sciezke pod naszymi stopami i polozylam palec na ustach. Inaczej nie potrafilam mu powiedziec, by nikomu w wiosce o tym nie mowil. Popatrzyl na mnie ze zdziwieniem, lecz po chwili sam przylozyl palec do ust i przeslal mi usmiech. Az do tamtej chwili troche sie go balam, lecz jego szczery wyraz twarzy i blyszczace, niebieskie oczy rozproszyly wszelkie moje obawy. Ponownie probowal oddac mi monete, lecz kiedy znow odmowilam jej przyjecia, sklonil sie nisko, nalozyl kapelusz i ruszyl w strone lasu. Zrozumialam, ze w ten sposob pozwolil mi wrocic do wioski. Ruszylam do domu biegiem, nie odwracajac sie juz za siebie.
Przez caly wieczor, przy kolacji, a pozniej zmywajac i wycierajac z matka naczynia, rozmyslalam o cudzoziemcu. Myslalam o jego zagranicznym ubraniu, o tym, jak uprzejmie sie klanial, o jego nieobecnym a jednoczesnie czujnym spojrzeniu i przepieknych, swietlistych oczach. Myslalam o nim przez caly nastepny dzien, najpierw, gdy pracowalam z siostrami przy warsztacie tkackim, pozniej robiac obiad, niosac ze studni wode i pracujac na polu. Kilkakrotnie matka zbesztala mnie, ze nie przykladam sie nalezycie do roboty i mysle o niebieskich migdalach. Wieczorem zostalam dluzej na polu, konczac pielenie zagonu. Z ulga zobaczylam, ze moi bracia w towarzystwie ojca ruszaja w strone wioski.
Gdy tylko znikneli mi z oczu, pospieszylam na skraj lasu. Obcy juz tam byl. Siedzial oparty plecami o pien drzewa. Na moj widok zerwal sie na rowne nogi i gestem reki poprosil, abym usiadla na lezacym obok sciezki pniu. Bojac sie jednak, ze droga moze ktos przechodzic, zaciagnelam go glebiej w las. Serce walilo mi jak mlot. Przysiedlismy na dwoch kamieniach. Las wypelnial ogluszajacy, wieczorny swiergot ptakow bylo wczesne lato, otaczala nas soczysta zielen, a powietrze drzalo lekko od upalu.
Obcy wyjal pieniazek, ktory mu dalam, i ostroznie polozyl go na ziemi. Nastepnie wyciagnal z plecaka dwie ksiazki i zaczal je kartkowac. Pozniej zrozumialam, ze byly to slowniki – jeden rumunski, drugi w jezyku, jakim mowil obcokrajowiec. Nieustannie do nich zagladajac, bardzo powoli, zapytal mnie, czy widzialam inne monety, takie same jak ta, ktora mu podarowalam. Odrzeklam, ze nie. Wyjasnil mi, iz stworzenie na monecie to smok, i spytal, czy widzialam gdzies jego wizerunek na jakims domu czy
Poczatkowo mnie nie zrozumial. Bylam dumna z faktu, ze znalam nasz alfabet i umialam troche czytac. Gdy bylam dziewczynka, chodzilam do wiejskiej szkoly prowadzonej przez ksiedza. Slowniki cudzoziemca stanowily dla mnie czarna magie, lecz wspolnym wysilkiem odnalezlismy slowo
Odkad siegalam pamiecia, zawsze mialam na ramieniu ten niewielki, ciemnozielony rysunek smoka. Matka mowila, ze w rodzinie ojca znaczono takim znakiem jedno dziecko w kazdym pokoleniu, a on wybral mnie, gdyz sadzil, ze bede najpaskudniejsza z calego potomstwa. Utrzymywal, iz to jego dziadek kazal mu to zrobic, by odpedzic od naszej rodziny zle duchy. Ojciec nie lubil o tym mowic i nie wiedzialam, czy ktos z jego bliskich – sposrod braci lub siostr – a nawet on sam – nosil na ciele ten znak. Moj smok w niczym nie przypominal stworzenia z monety i dopoki nie zapytal mnie o to obcokrajowiec, nie kojarzylam ze soba tych dwoch wizerunkow.
Obcy z uwaga ogladal smoka wytatuowanego na mojej skorze, przystawial mi do ramienia pieniazek, ale nie probowal nawet mnie dotknac. Na twarzy malowal mu sie krwisty rumieniec i odetchnal z wyrazna ulga, kiedy w koncu zawiazalam koszule i nalozylam kamizelke. Dluzszy czas szperal w slownikach i w koncu zapytal, kto wytatuowal mi na ramieniu smoka. Kiedy wyjasnilam, ze uczynil to ojciec przy pomocy starej kobiety z naszej wioski, uzdrowicielki, spytal, czy moglby porozmawiac o tym osobiscie z moim ojcem. Tak gwaltownie potrzasnelam glowa, ze ponownie zarumienil sie po uszy. Z wielkim trudem wyjasnil mi, iz pochodze w prostej linii od ksiecia zla, tego, ktory wzniosl zamek nad rzeka. Ksiecia nazywano synem smoka i osobiscie zamordowal wiele osob. Powiedzial tez, ze ksiaze ow stal sie
W koncu wskazalam na slonce, ktore z wolna chowalo sie za drzewami. Musialam koniecznie wracac do domu. On natychmiast sie zerwal. Twarz mial powazna. Podal mi reke, pomagajac podniesc sie z kamienia. Kiedy ujelam go za dlon, serce bolesnie obilo mi sie o zebra. Poczulam okropne zmieszanie i szybko sie odwrocilam. Wtedy tez naszla mnie nagla mysl, ze cudzoziemiec zbytnio interesuje sie zlymi duchami, co moze sie okazac dlan bardzo grozne. Zapewne powinnam mu podarowac cos, co uchroni go przed niebezpieczenstwem. Wskazalam ziemie i slonce.
– Przyjsc jutro-powiedzialam.
Przez chwile sie wahal, po czym twarz rozjasnil mu szeroki usmiech. Nalozyl kapelusz, dotknal palcami jego ronda i zniknal w glebi lasu.
Nastepnego dnia, kiedy pojawilam sie przy studni, siedzial przed karczma w otoczeniu starcow i zapisywal cos w swym zeszycie. Poczulam na sobie jego wzrok, lecz udal, ze mnie nie zna. Rozparla mnie radosc na mysl, iz zamierza dochowac tajemnicy. Po poludniu, kiedy rodzice i rodzenstwo wyszli z chaty, dopuscilam sie nikczemnego postepku. Otworzylam drewniany kufer moich rodzicow i zabralam z niego srebrny sztylet, ktory kilkakrotnie widzialam. Pewnego razu matka powiedziala mi, ze sluzy do zabijania wampirow, jesli te sie pojawiaja, by atakowac ludzi i trzode. W ogrodku matki narwalam tez kwiatow czosnku. Gdy szlam do pracy na polu, zawinelam to wszystko w chustke.
Tym razem bracia pracowali ze mna dluzej i nie moglam sie ich pozbyc. W koncu jednak oglosili koniec pracy i polecili mi wracac z nimi do wioski. Odparlam, ze chce jeszcze zebrac w lesie troche ziol. Bylam bardzo zdenerwowana, kiedy wreszcie dolaczylam do cudzoziemca czekajacego na mnie cierpliwie przy kamieniach w lesie. Palil fajke, ale na moj widok natychmiast ja odlozyl i wstal z miejsca. Usiadlam obok niego i pokazalam, co