butow i cieplego koca. W tym bardzo ubogim regionie dobrze powodzilo sie jedynie nielicznym wegierskim rodzinom, mieszkajacym w przepysznych rezydencjach usytuowanych w dole rzeki. Ojciec byl bardzo surowy i zylismy w nieustannym strachu przed jego batem. Moja matka czesto chorowala. Od najmlodszych lat pracowalam na naszym polu nieopodal wioski. Czasami ksiadz przynosil nam troche zywnosci i artykulow pierwszej potrzeby, ale generalnie musielismy liczyc wylacznie na siebie.
Kiedy mialam osiemnascie lat, w naszej wiosce pojawila sie kobieta mieszkajaca w osiedlu polozonym wysoko w gorach. Byla to
Zdawalam sobie sprawe z tego, ze powinnam monete pokazac swemu ojcu, ale tego nie zrobilam. Balam sie gniewu, w jaki wpadlby na wiesc, ze rozmawialam ze stara czarownica. Ukrylam pieniazek w rogu lozka, ktore dzielilam ze swoja siostra, i nikomu nie wspomnialam o nim slowem. Czasami, kiedy nikt mnie nie widzial, wyciagalam monete z ukrycia i dokladnie ja ogladalam. Zastanawialam sie caly czas nad powodem, dla ktorego stara kobieta przekazala ja wlasnie mnie. Z jednej strony monety widnial wizerunek dziwacznego stworzenia z dlugim, skreconym ogonem, a po drugiej ptak i malenki krzyz.
Minal jakis czas. Wciaz pracowalam na naszym polu i pomagalam matce w gospodarstwie. Ojciec nieustannie rwal sobie wlosy z glowy, ze los obdarzyl go tyloma corkami, ktorych nigdy nie wyda za maz, gdyz nie stac go na posag, i do konca zycia bedziemy zyly na jego garnuszku. Matka jednak twierdzila, ze bylysmy wyjatkowo slicznymi dziewczetami i kazdy kawaler w wiosce wzialby nas nawet bez posagu. Zawsze wyjatkowo dbalam o odziez, czesalam wlosy i dokladnie plotlam je w warkocze, wiedzac, ze pewnego dnia wybierze mnie jeden z nich. Nie podobali mi sie mlodziency zapraszajacy mnie zawsze do tanca podczas wioskowych swiat, ale wiedzialam, ze bede musiala poslubic ktoregos z nich, aby przestac byc ciezarem dla swoich rodzicow. Moja siostra Eva od dawna juz przebywala w Budapeszcie z wegierska rodzina, u ktorej pracowala. Czasami przekazywala nam troche pieniedzy. Raz nawet przyslala mi pare nowych butow – prawdziwych, miejskich, skorzanych trzewikow, z ktorych bylam niebywale dumna.
Tak przedstawiala sie moja sytuacja zyciowa, kiedy spotkalam profesora Rossiego. Do naszej wioski rzadko kiedy przybywali obcy, a juz nigdy z tak dalekiego swiata. A jednak pewnego dnia gruchnela wiesc, ze w karczmie pojawil sie czlowiek z Bukaresztu, ktoremu towarzyszy jakis obcokrajowiec. Rozpytywali o wioski lezace wzdluz rzeki i o ruiny zamku wznoszacego sie w gorach nad Argesem w odleglosci dnia drogi od naszej wioski. Sasiad, ktory odwiedzil nas, by podzielic sie ta wiadomoscia, wyszeptal cos do ucha memu ojcu siedzacemu na lawce przed domem. Ojciec przezegnal sie i splunal na pokryta kurzem ziemie:
– Glupoty i wymysly – burknal. – Nikt nie powinien pytac o takie rzeczy. Jest to tylko zaproszenie dla diabla.
Ale ja bylam zaintrygowana. Poszlam wiec po wode w nadziei, ze dowiem sie czegos wiecej. Kiedy znalazlam sie na wioskowym placu, ujrzalam obcych siedzacych przy jednym z dwoch wielkich stolow wystawionych przed karczma. Rozmawiali z pewnym starcem, ktory przesiadywal tam calymi dniami. Jeden z przybyszow byl poteznie zbudowanym mezczyzna, smaglym jak Cygan, lecz w miejskim ubraniu. Drugi z nich mial na sobie brazowa marynarke o kroju, jakiego nigdy jeszcze nie widzialam, szerokie spodnie wsuniete w wysokie buty, a na glowie brazowy kapelusz o szerokim rondzie. Znajdowalam sie po drugiej stronie placu, nieopodal studni, skad nie widzialam jego twarzy. Towarzyszace mi dwie moje przyjaciolki koniecznie chcialy przyjrzec mu sie z bliska i namowily mnie, bym z nimi poszla. Uczynilam to bardzo niechetnie, bojac sie gniewu ojca.
Gdy mijalysmy karczme, obcokrajowiec popatrzyl w nasza strone i ze zdziwieniem ujrzalam, ze jest mlody i bardzo przystojny, o zlocistej brodzie i jasnoniebieskich oczach, jak mieszkancy niemieckich wiosek w naszym kraju. Palil fajke i polglosem gwarzyl o czyms ze swoim towarzyszem. U jego nog lezal wytarty, brezentowy worek z tasmami do noszenia go na plecach, a on sam zapisywal cos w notesie w tekturowej okladce. Natychmiast polubilam jego twarz – malowal sie na niej troche nieobecny wyraz, byla niezwykle sympatyczna, a jednoczesnie czujna. Na nasz widok pstryknal w rondo kapelusza. Za jego przykladem poszedl towarzyszacy mu paskudny kompan. Obrzucili nas przeciaglym spojrzeniem, po czym wrocili do wypytywania starego Ivana. Jego slowa skrupulatnie notowali. Potezny mezczyzna rozmawial ze starcem po rumunsku, po czym tlumaczyl wszystko swemu towarzyszowi na jezyk, ktorego nie rozumialam. Szybko ruszylam za swoimi przyjaciolkami, zeby mlody obcokrajowiec nie domyslil sie, iz wzbudzil moje zainteresowanie.
Nastepnego dnia rozniosla sie wiesc, ze obcy zaplacili w karczmie pewnemu mlodziencowi za to, by zaprowadzil ich do ruin zamku zwanego Poenari, wznoszacego sie wysoko nad Argesem. Zamierzali spedzic tam noc. Uslyszalam, jak ojciec oswiadczyl jednemu z przyjaciol, iz przybysze szukaja zamku ksiecia Vlada. Pamietal, ze ow duren z cyganska geba odwiedzil juz kiedys wioske w poszukiwaniu tego miejsca.
– Glupiec nigdy sie niczego nie nauczy – oswiadczyl ze zloscia.
Po raz pierwszy uslyszalam to imie – ksiaze Vlad. Mieszkancy wioski zazwyczaj nazywali zamek Poenari lub Arefu. Moj ojciec oswiadczyl, ze mlodziencowi, ktory zgodzil sie zaprowadzic tam obcych przybyszy, mysl o zarobionych pieniadzach kompletnie zamieszala w glowie. Dodal, iz on za zadne pieniadze nie zgodzilby sie spedzic tam nocy, gdyz ruinami wladaja zle duchy. Przypuszczal, ze obcy zapewne szuka skarbu ksiecia, ktory zamieszkiwal zamek, co bylo juz zupelna glupota, gdyz kosztownosci zostaly gleboko ukryte, a na dodatek oblozone straszliwa klatwa. Dodal przy tym, iz jesli ktos jednak odnajdzie ow skarb i przeprowadzi stosowne egzorcyzmy, czesc skarbu bedzie mu sie prawowicie nalezec. Wtedy tez dostrzegl mnie oraz moje siostry, i natychmiast zamilkl.
Jego slowa przypomnialy mi o malej monecie, ktora dala mi starucha. Z poczuciem winy pomyslalam, ze posiadam cos, co powinnam oddac memu ojcu. Ale rosl we mnie jakis bunt i postanowilam przekazac pieniazek przystojnemu nieznajomemu, poszukujacemu ukrytego w zamku skarbu. Przy pierwszej sprzyjajacej okazji wyjelam monete z kryjowki i zawinelam ja w rog chusteczki, ktora wlozylam do kieszeni fartucha.
Nieznajomy przybysz zniknal i zobaczylam go dopiero po dwoch dniach. Siedzial samotnie przy stole przed karczma. Byl najwyrazniej wyczerpany, odziez mial poszarpana i brudna. Przyjaciolki powiedzialy mi, ze tego dnia z samego rana Cygan z miasta opuscil wioske i cudzoziemiec jest sam. Nikt nie wiedzial, dlaczego tu zostal. Zdjal kapelusz. Potargane wlosy mialy kolor jasnoblond. Towarzyszylo mu kilku mieszkancow wioski, z ktorymi tego popijal. Nie smialam podejsc do cudzoziemca otoczonego kompanami, wiec przez chwile porozmawialam jedna ze swych przyjaciolek. W tym czasie obcy podniosl sie z lawy i zniknal wewnatrz karczmy.
Ogarnal mnie smutek i zniechecenie, pomyslalam, ze nigdy nie znajde okazji, by wreczyc mu monete. Ale tego wieczoru dopisalo mi szczescie. Kiedy schodzilam z pola, na ktorym pozostalam nieco dluzej, podczas gdy moi bracia i siostry zatrudnieni zostali przy innych zajeciach, na skraju lasu ujrzalam sylwetke cudzoziemca. Szedl ciagnaca sie wzdluz rzeki sciezka. Glowe mial spuszczona, rece trzymal za soba. Byl wreszcie sam, wiec mialam doskonala okazje, zeby go zagadnac. Zatrzymalam sie strwozona. By dodac sobie odwagi, wyjelam z kieszeni chusteczke z moneta i mocno scisnelam ja w dloni. Wyszlam mu na spotkanie i stanelam posrodku drogi.
Wydawalo mi sie, ze czekalam cale wieki. On najwyrazniej nie dostrzegl mojej obecnosci, dopoki nie stanelismy naprzeciwko siebie doslownie twarz w twarz. Zaskoczony uniosl glowe. Uprzejmie zdjal kapelusz i ustapil mi drogi, odsuwajac sie na bok. Aleja stalam nieporuszona. Zebrawszy sie na cala odwage, pozdrowilam go. Lekko sie sklonil, usmiechnal sie, ale nadal stalismy w miejscu. W wyrazie jego twarzy ani w postawie nie bylo niczego, czego moglabym sie bac, ale spalal mnie wstyd i skrepowanie.
Zanim zupelnie stracilam rezon, rozwiazalam chusteczke, w ktorej trzymalam pieniazek. Bez slowa mu go wreczylam, a on, obracajac monete w dloni, zaczal ja z uwaga ogladac. Nagle twarz mu sie rozjasnila, popatrzyl na mnie przenikliwie, jakby chcial wzrokiem zajrzec w moje serce. Mial najbardziej swietliste oczy, bardziej niebieskie, niz bylo to mozna sobie wyobrazic. Zadrzalam.
–
Zilustrowal pytanie ruchem reki. Bylam zdumiona, ze zna jakies slowa w moim jezyku. Poklepal dlonia ziemie,