gwalcenie kobiet!
– On ma racje, Joe – wtracil sie Vincini. – Znajdziesz sobie jakas inna cipe.
– Juz dobrze, dobrze…
Z oczu Diany poplynely lzy ulgi.
– Nie mamy czasu, zmywajmy sie stad! – powiedzial ze zniecierpliwieniem Vincini.
Nancy myslala tylko o tym, czy jeszcze kiedys zobaczy Mervyna.
Z zewnatrz dobiegl dzwiek klaksonu. Sternik lodzi probowal zwrocic na cos ich uwage.
– Niech mnie szlag trafi! – wykrzyknal w sasiedniej kabinie najmlodszy czlonek bandy. – Szefie, spojrz no pan przez okno!
W chwili wodowania Clippera Harry Marks stracil przytomnosc. Po pierwszym podskoku maszyny runal na sterte bagazy, a potem, kiedy gramolil sie na nogi, kolejne szarpniecie grzmotnelo nim o sciane. Po mocnym uderzeniu w glowe przestal czuc cokolwiek.
Kiedy przyszedl do siebie, natychmiast zaczal sie zastanawiac, co sie stalo, do wszystkich diablow.
Wiedzial, ze na pewno nie dotarli do Port Washington, gdyz lot powinien trwac piec godzin, nie zas dwie, jak to mialo miejsce w rzeczywistosci. Nastapila nie przewidywana przerwa w podrozy, wszystko zas wskazywalo na to, ze bylo to awaryjne wodowanie.
Usiadl na podlodze i zaczal obmacywac sie ostroznie, usilujac oszacowac rozmiary zniszczen. Teraz wiedzial juz, po co w samolotach instaluje sie pasy bezpieczenstwa; z nosa leciala mu krew, glowa bolala jak wszyscy diabli, byl posiniaczony dokladnie na calym ciele, ale wygladalo na to, ze nic sobie nie zlamal. Otarl krew chusteczka i pomyslal, ze szczescie chyba jednak go nie opuscilo.
Rzecz jasna, w luku bagazowym nie bylo okien, nie mogl wiec stwierdzic, co dzieje sie na zewnatrz. Przez dluzsza chwile siedzial bez ruchu, pilnie nasluchujac. Silniki milczaly, a na pokladzie maszyny panowala martwa cisza.
Potem rozlegl sie strzal.
Strzaly natychmiast skojarzyly mu sie z gangsterami, skoro zas samolot opanowali gangsterzy, oznaczalo to, ze zjawili sie po Frankiego Gordina. Obecnosc bandytow wiazala sie takze z panika i zamieszaniem, co moglo stworzyc Harry'emu szanse ucieczki.
Koniecznie musial zorientowac sie w sytuacji.
Uchylil ostroznie drzwi, ale nikogo nie zobaczyl.
Wyszedl na waski korytarzyk i podkradl sie do drzwi kabiny nawigacyjnej, po czym zatrzymal sie, pilnie nasluchujac. Cisza.
Bezszelestnie nacisnal klamke, pchnal lekko drzwi i zajrzal do srodka.
Kabina nawigacyjna byla zupelnie pusta.
Wszedl do srodka, a nastepnie stawiajac ostroznie stopy zblizyl sie do kreconych schodkow. Z dolu dobiegaly podniesione meskie glosy, ale byly zbyt niewyrazne, zeby mogl odroznic poszczegolne slowa.
Klapa w podlodze byla otwarta. Nachyliwszy sie nad okraglym otworem stwierdzil, ze do pomieszczenia w dziobie maszyny wpada dzienne swiatlo. Zewnetrzna klapa takze zostala otwarta.
Spojrzawszy przez okno ujrzal duza motorowke przycumowana do samolotu. Na pokladzie krzatal sie mezczyzna w gumowcach i nieprzemakalnym kombinezonie.
Harry uswiadomil sobie, ze stanal przed ogromna szansa ucieczki. Oto niemal w zasiegu jego reki znalazla sie szybka lodz, ktora moglby dotrzec do jakiegos bezludnego miejsca na brzegu. Pilnowal jej chyba tylko jeden czlowiek. Wystarczy, zeby sie go pozbyl, a lodz bedzie nalezala do niego.
Uslyszal odglos ostroznego stapniecia.
Odwrocil sie raptownie czujac, jak serce podchodzi mu do gardla.
W drzwiach kabiny stal Percy Oxenford. Wygladal na rownie zdumionego jak Harry.
– Gdzie pan sie schowal? – wykrztusil chlopiec po dluzszej chwili milczenia.
– Niewazne – odparl Harry. – Co tu sie wlasciwie dzieje?
– Pan Luther okazal sie hitlerowcem, ktory chce zabrac profesora Hartmanna z powrotem do Niemiec. Wynajal gangsterow, zeby mu pomogli, i przywiozl im w walizce sto tysiecy dolarow!
– A niech to! – wykrzyknal Harry, zapominajac o amerykanskim akcencie.
– Zabili pana Membury'ego, ktory byl policjantem ze Scotland Yardu.
A wiec jednak.
– Nic sie nie stalo twojej siostrze?
– Jak do tej pory nic. Ale ci gangsterzy chca zabrac ze soba pania Lovesey, chyba dlatego, ze jest taka ladna. Mam nadzieje, ze Margaret nie wpadnie im w oko…
– Boze, co za chryja… – mruknal Harry.
– Udalo mi sie wymknac i wejsc na gore przez klape w suficie obok damskiej toalety.
– Po co?
– Po rewolwer agenta Fielda. Widzialem, jak kapitan Baker go konfiskowal. – Percy otworzyl szuflade w stoliku z mapami. Lezal w niej niewielki rewolwer o krotkiej lufie, idealna bron do ukrycia pod marynarka. – Tak myslalem. To policyjny colt 38. – Chlopak wyjal go z szuflady, otworzyl fachowym ruchem i zakrecil bebenkiem.
Harry pokrecil glowa.
– Nie wydaje mi sie, zeby to byl dobry pomysl. Zabija cie.
Zlapal chlopca za reke, wyrwal mu bron, wrzucil do szuflady i zamknal ja.
Z zewnatrz dobiegl warkot silnika. Kiedy Harry i Percy wyjrzeli przez okno, zobaczyli niewielki hydroplan krazacy nad Clipperem. Kto to mogl byc, do stu diablow? Po chwili samolot znizyl lot, usiadl na falach, i zaczal zblizac sie do nich.
– Co teraz? – zapytal Harry, ale nikt mu nie odpowiedzial. Odwrocil sie i przekonal, ze Percy zniknal, a wraz z nim rewolwer z wysunietej ponownie szuflady.
– Cholera!
Wypadl z kabiny, przebiegl obok lukow bagazowych, pod wiezyczka nawigatora, po czym otworzyl drugie drzwi: Percy pelzl na czworakach ciasnym przejsciem, zwezajacym sie i znizajacym w miare zblizania sie do ogona. Widac tu bylo konstrukcje samolotu – wsporniki, wregi i ciagnace sie po podlodze kable. W chwile potem Percy zniknal w oswietlonej kwadratowej dziurze na koncu przejscia. Harry przypomnial sobie, ze istotnie zauwazyl przy drzwiach damskiej lazienki przymocowana na stale do sciany drabinke, ale nie zwrocil wtedy na nia wiekszej uwagi.
Nie mogl powstrzymac Percy'ego. Bylo juz za pozno.
Co prawda Margaret powiedziala mu, ze w jej rodzinie wszyscy potrafia strzelac, ale chlopak nie zdawal sobie chyba sprawy, ze tym razem ma do czynienia z prawdziwymi gangsterami, ktorzy zabija go jak psa, jesli tylko sprobuje wejsc im w droge. Harry zdazyl polubic niesfornego chlopca, lecz w tej chwili przede wszystkim mial na uwadze uczucia Margaret. Nie chcial, by stracila brata. Ale co mogl zrobic, do krocset?
Wrocil do kabiny nawigacyjnej i wyjrzal na zewnatrz. Hydroplan wlasnie cumowal burta w burte z lodzia. Widocznie ludzie z samolotu mieli zamiar przejsc na poklad Clippera lub na odwrot. Tak czy inaczej, lada chwila ktos zjawi sie w kabinie nawigacyjnej. Trzeba sie szybko wynosic. Cofnal sie do korytarzyka, pozostawiajac lekko uchylone drzwi, by slyszec wszystko, co sie bedzie dzialo.
Wkrotce potem ktos wszedl po kretych schodkach i zniknal w pomieszczeniu dziobowym. Kilka minut pozniej dwie lub trzy osoby przemierzyly te sama droge, tyle ze w odwrotnym kierunku. Czy ich przybycie oznaczalo pomoc, czy moze posilki dla gangsterow? Harry znowu musial dzialac w ciemno.
Podkradl sie do schodow, zawahal przez chwile, po czym postanowil zaryzykowac i zejsc kilka stopni w dol.
Dotarlszy do zakretu oparl sie na poreczy i wychylil ostroznie glowe. Kuchnia byla pusta. A gdyby czlowiek, ktorego widzial na lodzi, postanowil wejsc na poklad samolotu? Na pewno go uslysze i zdaze schowac sie w toalecie – pomyslal Harry. Ruszyl powoli dalej, zatrzymujac sie na kazdym stopniu i nasluchujac. Kiedy dotarl na sam dol, wreszcie uslyszal czyjs glos. Bez trudu rozpoznal amerykanski akcent Toma Luthera z ledwo uchwytnymi europejskimi nalecialosciami.