– Byles bardzo dzielny.
– Ty tez.
To prawda – pomyslala. – Bylam bardzo dzielna.
Pasazerowie zaczeli krzyczec jeden przez drugiego, ale wszystkich uciszyl donosny glos kapitana Bakera:
– Prosze panstwa, prosze o spokoj!
Margaret rozejrzala sie dookola.
Luther lezal na podlodze, z wykreconymi rekami i twarza przycisnieta do dywanowej wykladziny, przytrzymywany przez Eddiego i Harry'ego. Z jego strony nikomu nie grozilo juz zadne niebezpieczenstwo. Spojrzala za okno. Okret podwodny unosil sie na falach niczym gigantyczny szary rekin. Jego mokre stalowe boki lsnily w promieniach slonca.
– W poblizu krazy kuter Marynarki Wojennej – poinformowal wszystkich kapitan. – Zawiadomimy go przez radio o tym U – boocie. Idz szybko na stanowisko, Ben – zwrocil sie do radiooperatora, ktory wraz z pozostala czescia zalogi wyszedl z kabiny numer jeden.
– Tak jest. Wie pan chyba o tym, ze dowodca okretu moze przechwycic nasz meldunek i uciec przed pojawieniem sie kutra?
– I bardzo dobrze! – warknal kapitan. – Nasi pasazerowie byli narazeni na wystarczajaco duzo niebezpieczenstw.
Radiooperator wbiegl po schodkach na poklad nawigacyjny.
Wszyscy wpatrywali sie w okret podwodny. Nikt nie pojawil sie na jego ociekajacym woda pokladzie. Zapewne niemiecki dowodca czekal na rozwoj sytuacji.
– Zostal nam jeszcze jeden bandyta – dodal Baker. – Sternik lodzi. Trzeba go zlapac. Eddie, zwab go do srodka. Powiedz mu, ze wzywa go Vincini.
Eddie zostawil Luthera pod opieka Harry'ego i poszedl na dziob samolotu.
– Jack, zbierz cala te cholerna bron i wyjmij amunicje – polecil kapitan nawigatorowi. – Zechca mi panie wybaczyc – dodal szybko, uswiadomiwszy sobie, ze uzyl dosc obcesowego sformulowania.
Pasazerowie nasluchali sie od bandytow tylu przeklenstw, ze skrupuly kapitana wydaly im sie co najmniej zabawne. Margaret rozesmiala sie glosno, a zaraz potem przylaczylo sie do niej jeszcze kilka osob. Bakera poczatkowo zdziwila ich reakcja, ale szybko zrozumial, o co chodzi, i sam rowniez sie usmiechnal.
Spontaniczny smiech uswiadomil wszystkim, ze niebezpieczenstwo minelo. Margaret jednak nadal czula sie bardzo dziwnie i drzala na calym ciele, jakby miala goraczke.
Kapitan tracil Luthera czubkiem buta.
– Johnny, wsadz tego typka do kabiny numer jeden i nie spuszczaj go z oka – polecil jednemu z czlonkow zalogi.
Harry uwolnil wieznia i spojrzal na Margaret.
Myslala, ze ja zdradzil, ze juz nigdy go nie zobaczy, ze czeka ja pewna smierc. Teraz przepelniala ja radosc, ze oboje zyja i znowu sa razem. Usiadl kolo niej, a ona rzucila mu sie w ramiona. Objeli sie mocno.
– Spojrz przez okno – mruknal jej po pewnym czasie do ucha.
U – boot niknal szybko pod falami.
Margaret usmiechnela sie do Harry'ego i pocalowala go w usta.
ROZDZIAL 29
Kiedy bylo juz po wszystkim, Carol-Ann nie chciala nawet dotknac Eddiego.
Siedziala w jadalni popijajac kawe z mlekiem przyniesiona przez Davy'ego. Byla blada i roztrzesiona, ale caly czas powtarzala, ze nic jej nie jest. Mimo to kulila sie za kazdym razem, kiedy Eddie zblizal do niej reke.
Unikala takze jego spojrzenia. Rozmawiali polglosem o tym, co sie stalo. Carol-Ann bez przerwy wracala do chwili, kiedy bandyci wpadli do domu i wyciagneli ja do samochodu.
– Wlasnie zamykalam sloiki z marynowanymi sliwkami! – powtarzala z oburzeniem, jakby wlasnie ten szczegol wzbudzil w niej najwieksza odraze.
– Juz po wszystkim, kochanie – powtarzal za kazdym razem, ona zas kiwala energicznie glowa, lecz widzial wyraznie, ze nie dawalo to zadnego rezultatu. Wreszcie spojrzala mu w oczy i zapytala:
– Kiedy teraz bedziesz musial leciec?
Dopiero wtedy zrozumial powod jej niepokoju. Bala sie chwili, kiedy znowu zostanie sama. Poczul ogromna ulge, gdyz z czystym sumieniem mogl ja uspokoic.
– Juz nigdy nie bede latal – odparl. – Po tym rejsie rezygnuje z pracy. I tak by mnie zwolnili. Przeciez nie beda zatrudniac czlowieka, ktory uprowadzil samolot.
Do rozmowy wtracil sie kapitan Baker, ktory uslyszal jego ostatnie slowa.
– Eddie, musze ci cos powiedziec… – odezwal sie z wahaniem. – Rozumiem twoje postepowanie. Znalazles sie w bardzo trudnej sytuacji i poradziles sobie z nia najlepiej, jak tylko bylo mozliwe. Nawet wiecej: watpie, czy ktokolwiek moglby zrobic cos wiecej. Okazales sie sprytnym, odwaznym czlowiekiem. Jestem dumny z tego, ze nalezysz do mojej zalogi.
– Dziekuje, kapitanie – odparl Eddie, pokonujac opor wzruszenia sciskajacego mu gardlo. – Nawet pan nie wie, ile to dla mnie znaczy. – Katem oka dostrzegl siedzacego samotnie Percy'ego; chlopak wciaz jeszcze wygladal marnie po doznanym wstrzasie. – Mysle jednak, ze przede wszystkim powinnismy podziekowac temu mlodemu czlowiekowi. Gdyby nie on, nie wiadomo, jak skonczylaby sie ta historia.
Percy uslyszal go i podniosl glowe.
– Masz racje – zgodzil sie kapitan, po czym poklepal Eddiego po ramieniu, podszedl do chlopca i uscisnal mu reke. – Byles bardzo dzielny, Percy.
Chlopak natychmiast sie rozpogodzil.
– Dziekuje!
Kapitan usiadl na chwile obok niego, Carol-Ann zas zapytala meza:
– Co bedziemy robic, skoro przestaniesz latac?
– Sprobujemy rozkrecic interes, o ktorym mowilismy.
W jej oczach pojawila sie nadzieja, ale pozostaly tez watpliwosci.
– Myslisz, ze stac nas na to?
– Mamy dosc pieniedzy, zeby kupic lotnisko, a reszte pozyczymy.
Carol-Ann wyraznie sie ozywila.
– Bede mogla pracowac z toba? – zapytala. – Prowadzilabym rachunki i odbieralabym telefony, kiedy ty bylbys zajety przy samolotach…
Eddie usmiechnal sie i skinal glowa.
– Jasne. Przynajmniej do chwili, kiedy urodzi sie dziecko.
– To bedzie nasze rodzinne przedsiewziecie.
Wzial ja za reke. Tym razem nie cofnela jej, tylko uscisnela mocno jego dlon.
Mervyn wciaz jeszcze tonal w usciskach Nancy, kiedy Diana poklepala go lekko po ramieniu.
Nancy czula sie szczesliwa dlatego, ze zyje i ze jest znowu u boku mezczyzny, ktorego kocha. Czyzby Diana chciala zaklocic te radosne chwile? Opuscila meza bez przekonania i na podstawie jej zachowania mozna bylo dojsc do wniosku, ze zaluje swojej decyzji. Wystepujac w jej obronie Mervyn udowodnil ponad wszelka watpliwosc, ze nie jest mu zupelnie obojetna. Moze zacznie go teraz blagac, by pozwolil jej wrocic?
Mervyn odwrocil sie i spojrzal na zone.
– Slucham, Diano? – zapytal z rezerwa.
Twarz miala mokra od lez, ale malowala sie na niej determinacja.
– Czy podasz mi reke?
Nancy nie byla pewna, co to ma oznaczac, a z ostroznego zachowania Mervyna wysnula wniosek, ze on takze nie bardzo wie, co powinien o tym myslec. Mimo to wyciagnal reke.