poslac go do wiezienia.
– Czy chcialby pan cos jeszcze dodac? – zapytal przewodniczacy.
– Tylko tyle, ze jest mi ogromnie wstyd, sir – powiedzial cicho Harry.
Przewodniczacy mruknal cos sceptycznie pod nosem, ale byly wojskowy skinal z aprobata glowa.
Przez dluzsza chwile trzej lawnicy naradzali sie polglosem. Dopiero po jakims czasie Harry zorientowal sie, ze wstrzymal oddech. Zmusil sie, by zaczac normalnie oddychac. Nie mogl zniesc swiadomosci, ze cala jego przyszlosc spoczywa w rekach tych trzech starych durniow. Modlil sie, by predzej uzgodnili stanowisko, ale kiedy zobaczyl, ze wszyscy trzej zgodnie skineli glowami, zapragnal nagle, zeby ten okropny moment odsunac jak najdalej w przyszlosc.
Przewodniczacy spojrzal wprost na niego.
– Mam nadzieje, ze noc spedzona w celi stanowila dla pana wystarczajaca nauczke – powiedzial.
Boze, chyba mnie wypuszcza! – pomyslal Harry. Przelknal z trudem sline, po czym odparl:
– Z cala pewnoscia, sir. Nigdy w zyciu nie chcialbym tam wrocic.
– Prosze wiec dopilnowac, by tak sie nie stalo.
Nastapila chwila ciszy. Wreszcie przewodniczacy odwrocil wzrok od Harry'ego i zwrocil sie do zebranych w sali.
– Nie twierdze, ze uwierzylismy we wszystko, co slyszelismy, ale nie uwazamy, by w tej sprawie nalezalo zastosowac areszt tymczasowy.
Pod Harrym z ulgi ugiely sie kolana.
– Rozprawa odroczona o siedem dni. Podejrzany moze zostac zwolniony za kaucja piecdziesieciu funtow.
Harry byl wolny.
Patrzyl na swiat z innej perspektywy, jakby spedzil w wiezieniu kilka lat, nie zas kilka godzin. Londyn szykowal sie do wojny. Wysoko na niebie unosily sie dziesiatki wielkich srebrzystych balonow, majacych za zadanie przeszkodzic niemieckim samolotom. Sklepy i budynki publiczne otaczaly sterty workow z piaskiem, w parkach powstaly nowe schrony przeciwlotnicze, wszyscy przechodnie zas mieli przy sobie maski przeciwgazowe. Ludziom towarzyszyla swiadomosc, ze w kazdej chwili moga zginac, co sprawialo, iz rezygnowali z tradycyjnej rezerwy i rozmawiali przyjaznie nawet z nieznajomymi.
Harry nie pamietal Wielkiej Wojny; mial dwa lata, kiedy dobiegla konca. Jako maly chlopiec myslal, ze Wojna to jakies miejsce, bo wszyscy powtarzali mu: „Twoj tata zginal na Wojnie”, tak samo jak mowili: „Idz do Parku, nie wchodz na Drzewa, nie wpadnij do Rzeki, mama poszla do Pubu”. Pozniej, kiedy juz byl na tyle duzy, by zrozumiec, co stracil, kazda wzmianka o wojnie sprawiala mu ogromny bol. Wraz z Marjorie – zona radcy prawnego, ktora byla jego kochanka przez dwa lata – czytywal wiersze o Wielkiej Wojnie, a nawet przez jakis czas uwazal sie za pacyfiste. Potem ujrzal Czarne Koszule maszerujace ulicami Londynu i przerazone twarze przygladajacych sie im starych Zydow, i doszedl do wniosku, ze sa wojny, ktore jednak warto prowadzic. Przez ostatnie lata byl zdegustowany zachowaniem brytyjskiego rzadu przymykajacego oczy na wydarzenia w Niemczech jedynie dlatego, ze politycy mieli nadzieje, iz Hitler zniszczy Zwiazek Sowiecki. Teraz jednak, kiedy wojna naprawde wybuchla, myslal tylko o tych wszystkich malych chlopcach, ktorzy tak jak on beda musieli zyc bez ojca.
Jednak na razie bombowce jeszcze nie nadlecialy. Byl po prostu kolejny sloneczny dzien.
Harry postanowil nie isc do swojego mieszkania. Policja na pewno byla wsciekla z powodu jego zwolnienia i chetnie zaaresztowalaby go ponownie przy pierwszej nadarzajacej sie okazji. Powinien zniknac im z oczu. Nie mial najmniejszego zamiaru wracac do wiezienia. Ale jak dlugo mozna zyc ogladajac sie bez przerwy za siebie? Czy uda mu sie bez konca zwodzic strozow porzadku? A jesli nie, to co w takim razie powinien zrobic?
Wsiadl do autobusu razem z matka. Na razie pojedzie do jej mieszkania w Battersea.
Matka sprawiala wrazenie smutnej. Doskonale wiedziala, w jaki sposob zarabial na zycie, choc nigdy nie rozmawiali na ten temat.
– Wlasciwie nigdy niczego ci nie dalam – powiedziala po dlugim zastanowieniu.
– Dalas mi wszystko, mamo – zaprotestowal.
– Gdyby tak bylo, nie musialbys krasc, prawda?
Nie mial na to odpowiedzi.
Kiedy wysiedli z autobusu, poszedl do sklepu na rogu, podziekowal wlascicielowi za to, ze zawolal matke do telefonu, po czym kupil Daily Express. „Polacy bombarduja Berlin” – glosil wielki naglowek. Wyszedlszy na ulice zobaczyl policjanta jadacego w jego strone na rowerze i na ulamek sekundy ogarnela go idiotyczna panika. Niewiele brakowalo, by odwrocil sie i zaczal uciekac, ale w pore przypomnial sobie, ze aresztowania zawsze dokonywalo dwoch gliniarzy, nigdy jeden.
Nie moge zyc w ten sposob – pomyslal.
Weszli do domu, w ktorym mieszkala matka, i wspieli sie kamiennymi schodami na czwarte pietro. Matka postawila na kuchni czajnik z woda.
– Uprasowalam ci twoj granatowy garnitur. Mozesz sie w niego przebrac.
Wciaz jeszcze zajmowala sie jego ubraniem, przyszywajac guziki i cerujac jedwabne skarpetki. Harry wszedl do sypialni, wyciagnal spod lozka swoja walizke i przeliczyl pieniadze.
Po dwoch latach uprawiania zlodziejskiego procederu zebral dwiescie czterdziesci siedem funtow. Zaloze sie, ze zgarnalem co najmniej cztery razy tyle – pomyslal. – Ciekawe, na co wydalem cala reszte?
Mial takze amerykanski paszport.
Przegladal go z namyslem. Pamietal, ze znalazl go w biurku w domu jakiegos dyplomaty w Kensington. Wpadlo mu wowczas w oko, ze wlasciciel ma na imie Harold i jest troche podobny do niego, wiec schowal dokument do kieszeni.
Ameryka – pomyslal.
Potrafil mowic z amerykanskim akcentem. Malo tego – wiedzial rowniez cos, o czym wiekszosc Brytyjczykow nie miala zadnego pojecia: ze Amerykanie mowili z wieloma roznymi akcentami, a niektore z nich uwazano za wykwintne i eleganckie. Wezmy na przyklad slowo „Boston”. Mieszkancy tego miasta mowili „Bohston”, mieszkancy Nowego Jorku zas „Bouston”. Im bardziej czyjs akcent przypominal brytyjski, tym wyzej ten ktos stal na drabinie spolecznej – przynajmniej w Ameryce. Poza tym, byly tam miliony dziewczat czekajacych niecierpliwie na mozliwosc nawiazania romansu.
W Anglii zas czekalo go najpierw wiezienie, a potem armia.
Mial paszport i sporo gotowki. W szafie wisial czysty garnitur, kilka koszul i walizke mogl zas kupic w najblizszym sklepie. Od Southampton dzielilo go niewiele ponad sto kilometrow.
Mogl zniknac nawet dzisiaj.
To bylo jak sen.
Z zamyslenia wyrwal go dobiegajacy z kuchni glos matki.
– Chcesz kanapke z boczkiem?
– Tak, prosze.
Wszedl do kuchni i usiadl przy stole. Matka postawila przed nim talerz z kanapka, lecz on nawet tego nie zauwazyl.
– Pojedzmy do Ameryki, mamo.
Parsknela smiechem.
– Ja? Do Ameryki? Chyba zartujesz?
– Mowie zupelnie serio. Ja sie tam wybieram.
Natychmiast spowazniala.
– To nie dla mnie, synu. Jestem za stara, zeby przenosic sie do innego kraju.
– Ale tutaj bedzie wojna!
– Przezylam juz jedna wojne, pare strajkow generalnych i Wielki Kryzys. – Rozejrzala sie po malej kuchni. – Nieduzo mam tutaj, ale przynajmniej jestem na swoim.
Harry wlasciwie spodziewal sie takiej reakcji, ale teraz, kiedy juz to sie stalo, poczul ogromne przygnebienie. Matka byla wszystkim, co mial.
– A co tam wlasciwie bedziesz robil? – zapytala.