– Boisz sie, ze zaczne krasc?
– To zawsze konczy sie w taki sam sposob. Jeszcze nie slyszalam o zlodzieju, ktory predzej czy pozniej nie trafilby za kratki.
– Chce wstapic do lotnictwa i nauczyc sie pilotowac samolot – oswiadczyl Harry.
– Pozwola ci na to?
– Tam, za oceanem, nie pytaja cie, do jakiej klasy nalezysz. Liczy sie tylko to, co w glowie.
Od razu wyraznie poweselala. Usiadla przy stole i popijala herbate, podczas gdy Harry zajal sie swoja kanapka. Kiedy skonczyl, wyjal pieniadze i odliczyl piecdziesiat funtow.
– Na co to? – zapytala. Zeby zarobic taka sume, musialaby pracowac jako sprzataczka przez dwa lata.
– Na pewno ci sie przyda – odparl. – Wez, mamo. Prosze cie.
Wziela od niego pieniadze.
– A wiec naprawde jedziesz?
– Pozycze od Sida Brennana motocykl, pojade jeszcze dzis do Southampton i wsiade na statek.
Siegnela przez maly stolik i dotknela jego dloni.
– Powodzenia, synu.
Uscisnal delikatnie jej reke.
– Przysle ci z Ameryki wiecej pieniedzy.
– Nie trzeba, chyba ze nie bedziesz wiedzial, co z nimi robic. Wolalabym, zebys od czasu do czasu napisal do mnie pare slow, zebym wiedziala, jak ci sie wiedzie.
– Dobrze, bede pisal.
Jej oczy wypelnily sie lzami.
– Wroc tu kiedys i odwiedz stara matke, dobrze?
Ponownie uscisnal jej reke.
– Jasne, mamo. Na pewno wroce.
Harry przygladal sie swojemu odbiciu w lustrze u fryzjera. Granatowy garnitur, za ktory zaplacil na Savile Row trzydziesci funtow, lezal na nim bez zarzutu. Doskonale pasowal do jego niebieskich oczu. Miekki kolnierzyk nowej koszuli wygladal zdecydowanie po amerykansku. Fryzjer omiotl szczotka ramiona dwurzedowej marynarki, po czym Harry zaplacil mu, nie zapominajac o napiwku, i wyszedl.
Marmurowe schody prowadzily z podziemi do ozdobnego holu hotelu South – Western. Panowal tu nieslychany tlok. Z Southampton odplywala wiekszosc liniowcow kursujacych na trasie do Ameryki, a po wybuchu wojny tysiace ludzi postanowilo opuscic Anglie.
Harry przekonal sie na wlasnej skorze, jak wielu ich bylo, kiedy sprobowal kupic bilet na ktorys ze statkow. Wszystkie miejsca byly zarezerwowane na wiele tygodni naprzod. Kilka linii wrecz zamknelo swoje biura, gdyz urzednicy mogli udzielac wszystkim interesantom tylko jednej, negatywnej odpowiedzi. Sprawa wygladala zupelnie beznadziejnie. Mial juz zamiar zrezygnowac i zajac sie obmyslaniem innego planu, kiedy agent biura podrozy wspomnial o Clipperze.
Harry czytal o nim w gazetach. Polaczenie zostalo zainaugurowane latem tego roku. Zamiast czterech albo i pieciu dni, podroz do Nowego Jorku trwala zaledwie trzydziesci godzin, ale bilet w jedna strone kosztowal dziewiecdziesiat funtow. Dziewiecdziesiat funtow! Za takie pieniadze mozna bylo prawie kupic nowy samochod.
Harry zaplacil dziewiecdziesiat funtow. Bylo to zupelne szalenstwo, ale teraz, kiedy juz podjal decyzje, nie zawahalby sie przed zaplaceniem kazdej sumy, zeby tylko wydostac sie z kraju. Poza tym, na pokladzie samolotu czekal go niezwykly luksus; gdyby tylko zechcial, przez cala droge do Ameryki moglby bez przerwy pic szampana. Uwielbial taka zbzikowana ekstrawagancje.
Juz nie podskakiwal nerwowo za kazdym razem, kiedy zobaczyl gliniarza. Miejscowa policja z pewnoscia nie miala o nim zadnych wiadomosci. Zaczal natomiast niepokoic sie czekajaca go podroza, gdyz mial to byc pierwszy lot w jego zyciu.
Zerknal na zegarek – patek philippe skradziony Nadwornemu Koniuszemu. Mial jeszcze czas na filizanke kawy, ktora powinna wplynac kojaco na jego rozedrgany zoladek. Skierowal sie do hotelowego baru.
Kiedy juz popijal kawe, do pomieszczenia weszla olsniewajaco piekna kobieta – doskonala blondynka w podkreslajacej smukla talie kremowej sukience z jedwabiu w duze, pomaranczowe i czerwone kropki. Z pewnoscia przekroczyla juz trzydziestke, czyli byla o dziesiec lat starsza od Harry'ego, ale mimo to usmiechnal sie, kiedy pochwycil jej spojrzenie.
Usiadla przy sasiednim stoliku bokiem do Harry'ego, on zas pochlanial wzrokiem jej uda okryte cienkim, przylegajacym do ciala materialem. Miala kremowe pantofle, slomkowy kapelusz i mala torebke, ktora polozyla na stoliku.
Po pewnym czasie przylaczyl sie do niej mezczyzna w rozpinanym swetrze. Sluchajac ich rozmowy – Harry dowiedzial sie, ze ona jest Angielka, on zas Amerykaninem. Przysluchiwal sie im uwaznie, szczegolna uwage zwracajac na akcent mezczyzny. Kobieta miala na imie Diana, mezczyzna – Mark; dotknal jej ramienia, a ona natychmiast przysunela sie blizej. Byli w sobie zakochani po uszy i nie dostrzegali nikogo oprocz siebie. Dla nich w barze rownie dobrze moglo byc zupelnie pusto.
Harry poczul uklucie zazdrosci.
Odwrocil wzrok. W dalszym ciagu byl niespokojny. Juz wkrotce czekal go lot nad Atlantykiem. To dluga podroz, szczegolnie jesli wziac pod uwage, ze po drodze nie ma zadnego ladu. Poza tym, nigdy nie udalo mu sie do konca zrozumiec zasad aerodynamiki; przeciez smigla kreca sie w kolko, dzieki czemu wiec samolot wznosi sie w gore?
Podsluchujac rozmowe Marka i Diany cwiczyl jednoczesnie nonszalanckie zachowanie. Nie chcial, by pozostali pasazerowie Clippera domyslili sie, ze jest zdenerwowany. Nazywam sie Harry Vandenpost – powtarzal w mysli. – Jestem zamoznym mlodym Amerykaninem powracajacym do kraju z powodu wojny w Europie. Nie mam jeszcze zadnego zajecia, ale przypuszczam, ze wkrotce na cos sie zdecyduje. Moj ojciec prowadzi rozlegle interesy. Moja matka, Panie swiec nad jej dusza, byla Angielka, i poslala mnie do szkoly w swojej ojczyznie. Nie poszedlem na uniwersytet, bo nigdy nie przepadalem za wkuwaniem. (Czy Amerykanie uzywaja slowa „wkuwac”? Nie mial pojecia.) Spedzilem w Anglii tyle czasu, ze czesciowo nabralem miejscowego akcentu. Oczywiscie latalem juz pare razy, ale to moj pierwszy przeskok nad Atlantykiem. Doprawdy, nie moge sie tego doczekac!
Kiedy skonczyl kawe, juz prawie wcale sie nie bal.
Eddie Deakin odlozyl sluchawke i rozejrzal sie dokola; hol byl pusty. Nikt nie podsluchiwal rozmowy. Utkwil pelne nienawisci spojrzenie w telefonie, ktory przyniosl mu przerazajaca wiadomosc, jakby mial nadzieje, ze niszczac aparat uwolni sie spod dzialania koszmaru, po czym odwrocil sie powoli.
Kim sa ci ludzie? Dokad zabrali Carol-Ann? Dlaczego ja porwali? Czego mogli od niego chciec? Pytania tlukly mu sie po glowie jak muchy zamkniete w sloju. Usilowal sie zastanowic. Z najwyzszym wysilkiem zmusil sie, by rozpatrywac jedno po drugim.
Kim sa? Szalencami? Nie, byli zbyt dobrze zorganizowani. Nawet szalency moga dokonac porwania, ale nie udaloby im sie ustalic, gdzie w danej chwili bedzie Eddie, i dotrzec do niego w odpowiednim momencie. Musieli byc racjonalnie myslacymi ludzmi, swiadomie lamiacymi prawo – na przyklad anarchistami, choc Eddie nabieral coraz wyrazniejszego przekonania, ze ma do czynienia z gangsterami.
Dokad zabrali Carol-Ann? Powiedziala, ze jest w jakims domu. Mogl nalezec do jednego z porywaczy, ale znacznie bardziej prawdopodobne bylo, ze zajeli lub wynajeli pusty dom stojacy w odosobnionym miejscu. Poniewaz porwanie nastapilo zaledwie kilka godzin temu, dom dzielila zapewne od Bangor odleglosc nie wieksza niz sto do stu dwudziestu kilometrow.
Dlaczego ja porwali? Dlatego, ze czegos od niego chcieli, czegos, czego nie dalby im dobrowolnie ani nie zrobil dla pieniedzy. Czegos, czego w normalnych warunkach na pewno by im odmowil. Ale co to moglo byc? Nie mial majatku, nie znal zadnych tajemnic, nie mial nad nikim wladzy.
To cos musialo miec jakis zwiazek z Clipperem.
Powiedziano mu, ze szczegolowe instrukcje otrzyma na pokladzie samolotu od czlowieka nazwiskiem Tom Luther. Czy Luther pracuje dla kogos, komu zalezy na poznaniu szczegolow konstrukcyjnych Clippera? Na przyklad dla innej linii lotniczej albo dla obcego kraju? Calkiem mozliwe. Niemcy lub Japonczycy mogli chciec zbudowac