powiedzial jej, skad ma wziac pieniadze.
– Wyznacza mi kaucje, mamo – stwierdzil z niezachwiana pewnoscia w glosie.
– Wiem, synu – odparla matka. – Zawsze miales szczescie.
Ale jesli nie…
Przeciez wychodzilem juz calo z paskudnych opalow – pocieszal sie. Ale nie z az tak paskudnych.
– Marks! – zawolal straznik.
Harry wstal z miejsca. Jako znakomity improwizator nie zaplanowal sobie, co ma mowic, ale tym razem zalowal, ze choc troche sie nie przygotowal. Niech sie stanie, co ma sie stac – pomyslal z determinacja, po czym zapial marynarke, wyprostowal krawat i poprawil rabek bialej chusteczki wystajacy z kieszeni na piersi. Byl troche niezadowolony z tego, ze nie pozwolono mu sie ogolic. Tkniety nagla mysla wyjal spinki z mankietow koszuli i schowal je.
Kiedy drzwi otworzyly sie, wyszedl na zewnatrz.
Poprowadzono go w gore betonowa klatka schodowa. Schody wiodly bezposrednio na sale rozpraw. Harry ujrzal przed soba puste krzesla przeznaczone dla obroncow z wyboru, oskarzyciela siedzacego za biurkiem i wreszcie sam sad, zlozony z trzech lawnikow nie bedacych prawnikami.
Boze, mam nadzieje, ze te sukinsyny puszcza mnie wolno – denerwowal sie.
W lozy prasowej siedzial tylko jeden reporter z otwartym notesem. Harry odwrocil sie i spojrzal na tylna czesc sali; na jednym z miejsc dla publicznosci dostrzegl matke, w jej najlepszym plaszczu i nowym kapeluszu. Znaczaco poklepala sie po kieszeni, co zapewne mialo oznaczac, ze przyniosla pieniadze na zaplacenie kaucji. Ku swemu przerazeniu zauwazyl, ze przypiela sobie broszke, ktora ukradl hrabinie Eyer.
Zwrocil sie z powrotem twarza do lawy sedziowskiej i oparl dlonie na barierce, by ukryc ich drzenie.
– Numer trzy na waszej liscie, szanowni panowie – oznajmil oskarzyciel, lysy inspektor policji z wielkim nosem. – Kradziez dwudziestu funtow i pary zlotych spinek wartosci pietnastu gwinei na szkode sir Simona Monkforda oraz wyludzenie korzysci finansowych poprzez oszustwo w restauracji Saint Raphael na Piccadilly. Policja prosi o pozostawienie podejrzanego w areszcie, poniewaz badamy jego zwiazek z wieloma zuchwalymi kradziezami.
Harry przygladal sie uwaznie lawnikom. Po lewej stronie siedzial jakis stary kutwa z siwymi bokobrodami i w sztywnym kolnierzyku, po prawej zas chyba byly wojskowy. Obaj spogladali na niego z pogarda; zapewne uwazali, ze kazdy, kto staje przed nimi, jest w taki lub inny sposob czemus winny. Poczul przyplyw rozpaczy, lecz natychmiast pocieszyl sie, ze glupie uprzedzenie mozna bardzo latwo zmienic w rownie glupia latwowiernosc. Lepiej, zeby nie byli zanadto bystrzy, jesli mial zamiar zamydlic im oczy. W gruncie rzeczy liczyl sie tylko przewodniczacy, ten w srodku. Byl w srednim wieku, mial szary wasik i szary garnitur, emanujaca zas od niego aura znuzenia swiadczyla o tym, ze slyszal juz w zyciu wiecej zmyslonych historii i nieprawdopodobnych tlumaczen, niz moglby spamietac. Na niego nalezalo zwrocic najwieksza uwage.
– Czy prosi pan o wyznaczenie kaucji? – zapytal przewodniczacy.
Harry staral sie sprawic wrazenie zdezorientowanego.
– To znaczy… Dobry Boze, chyba tak. Tak, naturalnie.
Uslyszawszy jego staranny akcent wszyscy trzej lawnicy poprawili sie w fotelach i spojrzeli na niego z naglym zainteresowaniem. Harry byl bardzo zadowolony z osiagnietego efektu. Zawsze szczycil sie swoja umiejetnoscia wprowadzania w blad ludzi, ktorzy zaszufladkowali go z gory do jakiejs klasy spolecznej. Reakcja sadu dodala mu wiary we wlasne sily. Moge ich oszukac – pomyslal. – Na pewno moge.
– W takim razie, co moze pan powiedziec na swoja obrone? – zapytal przewodniczacy.
Harry wsluchiwal sie uwaznie w jego glos, usilujac precyzyjnie okreslic pochodzenie mezczyzny z szarym wasikiem. Doszedl do wniosku, ze przewodniczacy nalezy do wyksztalconej klasy sredniej. Mogl byc na przyklad aptekarzem lub dyrektorem banku. Na pewno nieglupi, ale z gleboko zakodowana ulegloscia wobec klas wyzszych.
Harry przywolal na twarz wyraz zazenowania i odparl tonem ucznia zwracajacego sie do nauczyciela:
– Obawiam sie, sir, ze zaszlo nadzwyczaj niefortunne nieporozumienie. – Zainteresowanie lawnikow wzroslo jeszcze bardziej; ponownie poprawili sie w fotelach i nachylili glowy, by lepiej slyszec. Teraz nie ulegalo juz najmniejszej watpliwosci, ze nie bedzie to jedna ze zwyklych, rutynowych spraw. Z wdziecznoscia powitali wreszcie jakies urozmaicenie. – Szczerze mowiac – ciagnal Harry – kilku moich przyjaciol wypilo wczoraj w Carlton Club odrobine za duzo, i wlasnie od tego zaczelo sie cale to nieszczescie.
Umilkl, jakby bylo to juz wszystko, co mial do powiedzenia, i spojrzal z oczekiwaniem na sedziow.
– Carlton Club! – powtorzyl byly wojskowy. Wyraz jego twarzy swiadczyl o tym, ze czlonkowie tej szlachetnej instytucji niezbyt czesto stawali przed tym sadem.
Harry'emu przemknela niepokojaca mysl, czy aby odrobine nie przesadzil.
– To oczywiscie szalenie niezreczna sytuacja – dodal szybko – ale rzecz jasna natychmiast zloze wyrazy ubolewania wszystkim zainteresowanym stronom i bezzwlocznie wyjasnie wszelkie watpliwosci… – Udal, ze dopiero w tej chwili przypomnial sobie, ze jest w wieczorowym stroju. – To znaczy zaraz po tym, jak sie przebiore.
– Chce pan przez to powiedziec, ze nie mial pan zamiaru ukrasc dwudziestu funtow i pary zlotych spinek? – zapytal z niedowierzaniem stary kutwa. Dobrze, ze w ogole zaczeli zadawac pytania; oznaczalo to, iz nie odrzucili z miejsca jego bajeczki. Gdyby nie uwierzyli w ani jedno slowo z tego, co powiedzial, nie trudziliby sie, by wypytywac go o szczegoly. Harry'emu natychmiast poprawil sie nastroj. Moze jednak bedzie wolny!
– Pozyczylem te spinki, gdyz zapomnialem swoich – odparl i wyciagnal przed siebie rece, pokazujac nie zapiete mankiety koszuli sterczace z rekawow marynarki. Spinki spoczywaly bezpiecznie w kieszeni.
– A co z tymi dwudziestoma funtami? – nie dawal za wygrana kutwa.
Na to pytanie znacznie trudniej bylo znalezc wiarygodna odpowiedz. Owszem, mozna zapomniec spinek i zalozyc nalezace do kogos innego, ale pozyczanie cudzych pieniedzy bez wiedzy i zgody wlasciciela rownalo sie po prostu kradziezy. Poczul juz, ze ogarnia go bezradna panika, kiedy ponownie doznal zbawczego olsnienia.
– Wydaje mi sie, ze sir Simon mogl sie pomylic co do kwoty, jaka znajdowala sie w jego portfelu. – Znizyl glos i dodal poufnym tonem, jakby zdradzal jakis sekret, ktorego nie powinien poznac zaden ze zwyklych ludzi zgromadzonych na sali: – On jest niesamowicie bogaty, sir.
– Na pewno nie doszedl do tego bogactwa zapominajac, ile ma pieniedzy w portfelu – odparl przewodniczacy, wywolujac lekki smiech zebranych. Poczucie humoru stanowiloby ceche, ktora Harry'emu byc moze udaloby sie wykorzystac, ale na twarzy przewodniczacego nie pojawil sie nawet cien usmiechu. Tego, co powiedzial, wcale nie uwazal za zart. Na pewno jest dyrektorem banku – pomyslal Harry. – Tacy ludzie nie zartuja na temat pieniedzy.
– A dlaczego nie zaplacil pan rachunku w restauracji?
– Jest mi z tego powodu niezmiernie przykro. Miedzy mna a… moja partnerka doszlo do fatalnego nieporozumienia. – Celowo zawiesil na chwile glos, by zwrocic uwage lawnikow na to, ze powstrzymal sie przed publicznym ujawnieniem nazwiska dziewczyny. Mialo to swiadczyc o jego subtelnosci i dobrych manierach. – Obawiam sie, ze dalem poniesc sie nerwom i wybieglem z restauracji, zapominajac na smierc o rachunku.
Przewodniczacy zsunal okulary na czubek nosa i zmierzyl Harry'ego surowym spojrzeniem. Harry zrozumial, ze popelnil jakis blad. Serce zamarlo mu w piersi. Co takiego powiedzial? Niemal natychmiast uswiadomil sobie, ze zbagatelizowal sprawe finansowego dlugu. Bylo to zachowanie zupelnie naturalne dla czlonka klasy wyzszej, lecz w oczach dyrektora banku stanowilo grzech smiertelny. Z przerazeniem zdal sobie sprawe, ze ten jeden maly blad moze kosztowac go wolnosc.
– Zachowalem sie calkowicie nieodpowiedzialnie, sir. Ureguluje ten rachunek jeszcze dzis w porze lunchu. To znaczy, o ile panowie mi na to pozwola, ma sie rozumiec.
Nie byl w stanie stwierdzic, czy udobruchal tym przewodniczacego.
– Twierdzi pan wiec, ze kiedy wyjasni pan wszystko poszkodowanym osobom, oskarzenie zostanie wycofane?
Harry doszedl do wniosku, ze nie powinien sprawiac wrazenia kogos, kto ma gladka odpowiedz na kazde pytanie. Zwiesil glowe i zrobil niepewna mine.
– Przypuszczam, ze wyszloby mi tylko na dobre, gdyby tak sie stalo.
– Z cala pewnoscia – potwierdzil sucho przewodniczacy.
Ty nadety stary pryku – pomyslal Harry. Zdawal sobie jednak sprawe z tego, ze takie upokorzenie, choc na pewno niemile, moze mu bardzo pomoc. Im bardziej go teraz zbesztaja, tym wieksza szansa na to, ze nie zechca