Eddie zmarszczyl brwi. Glos byl nieznajomy, a poza tym nikt nie nazywal go Edwardem.
– Tak, jestem Eddie Deakin. Kto mowi?
– Chwileczke, mam tu panska zone.
Serce zabilo mu zywiej w piersi. Po co Carol-Ann mialaby dzwonic do niego ze Stanow? Cos tu bylo nie w porzadku.
Zaraz potem uslyszal jej glos.
– Eddie?
– Jak sie masz, kochanie. Co sie stalo?
Wybuchnela placzem.
Przez glowe przemykaly mu jedna za druga okropne mysli: spalil sie dom, ktos umarl, miala wypadek, poronila…
– Uspokoj sie, najdrozsza! Nic ci nie jest?
– Nic… – odparla, wciaz lkajac rozpaczliwie.
– W takim razie, o co chodzi? Co sie stalo? Powiedz mi, najdrozsza!
– Ci ludzie… przyszli do domu.
Eddie zmartwial z przerazenia.
– Jacy ludzie? Co ci zrobili?
– Kazali mi wsiasc do samochodu.
– Jezus, Maria, kim oni sa? – Wscieklosc scisnela mu piers zelazna obrecza tak mocno, ze nie mogl odetchnac. – Zrobili ci cos?
– Nic mi nie jest, ale… Eddie, okropnie sie boje!
Nie wiedzial, co powiedziec. Na usta cisnely mu sie dziesiatki pytan. Jacys ludzie zjawili sie w jego domu i zmusili Carol-Ann, by wsiadla z nimi do samochodu. O co w tym wszystkim chodzilo?
– Ale dlaczego? – wykrztusil wreszcie.
– Nie chcieli mi powiedziec.
– A co powiedzieli?
– Wiem tylko tyle, ze musisz zrobic wszystko, co ci kaza.
Nawet teraz, ogarniety przerazeniem i wsciekloscia, Eddie przypomnial sobie ojca mowiacego: „Nigdy nie podpisuj czeku in blanco”. Mimo to nie zawahal sie.
– Zrobie, ale…
– Obiecaj!
– Obiecuje.
– Dzieki Bogu!
– Kiedy to sie stalo?
– Kilka godzin temu.
– Gdzie teraz jestes?
– W jakims domu niedaleko… – W sluchawce rozlegl sie jej przerazony krzyk.
– Carol-Ann! Co sie dzieje? Nic ci nie jest?
Odpowiedziala mu cisza. Rozwscieczony, wystraszony i bezsilny Eddie scisnal sluchawke tak mocno, ze az pobielaly mu kostki palcow.
Zaraz potem odezwal sie ten sam meski glos, co na poczatku rozmowy.
– Wysluchaj mnie bardzo uwaznie, Edwardzie…
– Nie, to ty mnie posluchaj, kupo gowna! – wrzasnal Eddie. – Jesli zrobicie jej krzywde, zabije was, przysiegam na Boga! Odnajde was, nawet jesli zajmie mi to cale zycie, i rozedre na strzepy, rozumiesz?
Glos umilkl na chwile, jakby obcy mezczyzna nie spodziewal sie tak gwaltownego wybuchu.
– Nie zgrywaj takiego twardziela, bo jestes troche za daleko stad – odparl wreszcie. Mial racje. Eddie nie mogl zupelnie nic zrobic. – Lepiej mnie wysluchaj.
Eddie z calej sily zacisnal zeby.
– Otrzymasz instrukcje w samolocie, od czlowieka nazwiskiem Tom Luther.
W samolocie! Co to moglo oznaczac? Czy ten Tom Luther bedzie jednym z pasazerow? – myslal goraczkowo Eddie.
– Ale czego wlasciwie ode mnie chcecie?
– Zamknij sie. Luther wszystko ci powie. I lepiej wypelnij co do joty wszystkie jego polecenia, jesli chcesz zobaczyc swoja zone cala i zdrowa.
– Skad mam wiedziec…
– Jeszcze jedno: nie zawiadamiaj policji. To ci nic nie da. Ale jezeli to zrobisz, zerzne ja chocby po to, zeby zrobic ci na zlosc.
– Ty sukinsynu, jak cie…
Polaczenie zostalo przerwane.
ROZDZIAL 3
Harry Marks byl najwiekszym szczesciarzem na swiecie.
Matka zawsze powtarzala mu, ze ma szczescie. Choc jego ojciec zginal w Wielkiej Wojnie, to Harry'emu zostala silna i zaradna matka, ktora zdolala go wychowac. Zarabiala na zycie sprzataniem biur i przez caly okres Wielkiego Kryzysu ani razu nie stracila pracy. Mieszkali w domu czynszowym w Battersea, z jednym kranem z zimna woda na kazdym pietrze i toaletami na zewnatrz, ale mieli dobrych sasiadow, ktorzy pomagali sobie nawzajem w potrzebie. Harry byl obdarzony niezwyklym talentem unikania wszelkich klopotow. Kiedy w szkole cala klasa dostawala chloste, rozga lamala sie zwykle w chwili, kiedy nauczyciel zabieral sie do Harry'ego. Potrafil wpasc pod woz zaprzezony w pare koni, po czym wstac jakby nigdy nic z ziemi bez jednego zadrapania.
Milosc do bizuterii sprawila, ze zostal zlodziejem.
Jako dorastajacy chlopak uwielbial przechadzac sie zamoznymi handlowymi ulicami West Endu i gapic na wystawy jubilerow. Lsniace na czarnym atlasie brylanty i szlachetne kamienie wprawialy go w nieopisany zachwyt. Uwielbial je dla ich piekna, lecz takze dlatego, ze symbolizowaly zycie, o jakim czytal w ksiazkach – toczace sie w obszernych wiejskich rezydencjach otoczonych rozleglymi zielonymi trawnikami, gdzie piekne dziewczeta nazywajace sie lady Penelope lub Jessica Chumley graly calymi popoludniami w tenisa i przybiegaly zdyszane na herbate.
Zaczal nawet uczyc sie zawodu jubilera, ale szybko go to znudzilo, wiec zrezygnowal po niespelna pol roku. Naprawianie zepsutych paskow od zegarkow i powiekszanie obraczek tyjacym damom nie pociagalo go w najmniejszym nawet stopniu. Jednak nauczyl sie odrozniac rubiny od czerwonych granatow, naturalne perly od pochodzacych z hodowli, a takze wspolczesnie szlifowane brylanty od starych, z dziewietnastego wieku. Odkryl rowniez, na czym polega roznica miedzy ladnym a brzydkim klejnotem, miedzy dyskretna elegancja a pozbawionym smaku przepychem. Ta ostatnia umiejetnosc rozpalila jeszcze bardziej jego zamilowanie do pieknej bizuterii i tesknote za stylem zycia, jaki wiazal sie nieodlacznie z faktem jej posiadania.
Po pewnym czasie odkryl sposob, dzieki ktoremu mogl zaspokoic oba te pragnienia. W tym celu nalezalo poslugiwac sie dziewczetami w rodzaju Rebeki Maugham-Flint.
Poznal ja w Ascot. Przy takich okazjach poznawal wiele dziewczat. Dzieki otwartej przestrzeni i tlumom ludzi mogl manewrowac miedzy dwiema grupami mlodych milosnikow koni w taki sposob, ze czlonkowie kazdej z nich uwazali, ze nalezy do drugiej. Rebeka byla wysoka dziewczyna o wielkim nosie, ubrana w okropna dzersejowa sukienke i kapelusz w stylu Robin Hooda z piorem wetknietym za wstazke. Zaden z otaczajacych ja mlodych mezczyzn nie zwracal na nia najmniejszej uwagi, w zwiazku z czym byla ogromnie wdzieczna Harry'emu juz tylko za to, ze w ogole zechcial sie do niej odezwac.
Zabiegal o to, aby nawiazana znajomosc nie stala sie od razu zbyt zazyla, gdyz nadmierna gorliwosc mogla wzbudzic niepotrzebne podejrzenia. Kiedy jednak w miesiac pozniej spotkal sie z nia w jakiejs galerii, przywitala go jak starego przyjaciela i przedstawila matce.
Dziewczeta o jej pozycji spolecznej nie mogly, rzecz jasna, chodzic z chlopcami do kina i restauracji; takie zachowanie bylo odpowiednie wylacznie dla corek drobnych sklepikarzy i robotnikow. Udawaly wiec przed