corke generala, obdarzona manierami i donosnym glosem ojca.

– Wcale sie panu nie dziwie – powiedziala. Doprawdy, trudno bylo wyobrazic sobie mniej odpowiednia partnerke dla atrakcyjnego pana Marksa.

Konstabl Steve zabral pusty dzbanek po herbacie.

– Czuje sie pani lepiej, lady Margaret?

Katem oka zauwazyla, ze Harry Marks drgnal wyraznie, uslyszawszy jej tytul.

– Duzo lepiej. Dziekuje panu. – Rozmawiajac z Harrym zapomniala na chwile o swoich klopotach, ale teraz przypomniala sobie, co powinna zrobic. – Byl pan dla mnie bardzo mily, ale nie chce dluzej zawracac panu glowy.

– Nie musi pani sie spieszyc – odparl policjant. – Pani ojciec wkrotce zjawi sie tutaj po pania.

Serce zamarlo jej w piersi. Czy to mozliwe? Przeciez byla pewna, ze nic jej nie grozi. Okazalo sie jednak, ze nie docenila ojca. Teraz ogarnal ja taki sam strach jak wtedy, kiedy szla wiejska droga do stacji kolejowej. Scigal ja, nawet teraz, w tej chwili! Zaczely jej drzec rece.

– Skad wie, ze tu jestem? – zapytala wysokim, nienaturalnym glosem.

Mlody policjant wyprostowal sie dumnie.

– Wczoraj wieczorem podano nam pani rysopis. Zapoznalem sie z nim natychmiast po przyjsciu na sluzbe. Nie rozpoznalem pani w ciemnosci, ale skojarzylem sobie nazwisko. Otrzymalismy polecenie, zeby natychmiast informowac lorda Oxenford, wiec zaraz po powrocie zadzwonilem do niego.

Margaret poderwala sie z miejsca.

– Nie bede na niego czekac – oswiadczyla stanowczo. – Zreszta, juz jest jasno.

Policjant najwyrazniej byl zbity z tropu.

– Chwileczke – powiedzial nerwowo, po czym zwrocil sie do starszego funkcjonariusza. – Sierzancie, panienka nie chce zaczekac na ojca…

– Nie moga pani zatrzymac sila – odezwal sie Harry Marks. – W pani wieku ucieczka z domu nie jest przestepstwem. Jesli chce pani wyjsc, prosze sie niczym nie przejmowac.

Mimo to Margaret obawiala sie, ze wymysla jakis pretekst, by jej w tym przeszkodzic.

Sierzant wstal z krzesla i wyszedl przed kontuar.

– On ma racje – potwierdzil. – Moze pani stad wyjsc, kiedy tylko pani zechce.

– Och, dziekuje panu! – wykrzyknela Margaret z wdziecznoscia.

Sierzant usmiechnal sie.

– Ale zdaje sie, ze nie ma pani pantofli, a w ponczochach porobily sie wielkie dziury. Prosze przynajmniej pozwolic, zebysmy wezwali taksowke.

Zastanowila sie przez chwile. Zawiadomili ojca natychmiast, jak tylko pojawila sie w komisariacie, ale to przeciez bylo nie wiecej niz godzine temu. Nie dotrze tu wczesniej niz za kolejna godzine, a moze nawet pozniej.

– Dobrze – odpowiedziala uprzejmemu sierzantowi. – Jest pan bardzo mily.

Otworzyl przed nia jakies drzwi.

– Proponuje, zeby zaczekala pani tutaj. – Zapalil swiatlo. – Taksowka wkrotce przyjedzie.

Co prawda Margaret wolalaby zostac na swoim dotychczasowym miejscu i porozmawiac z fascynujacym Harrym Marksem, ale nie chciala sprawic przykrosci uprzejmemu sierzantowi.

– Dziekuje panu.

Wchodzac do malego pokoiku uslyszala jeszcze za soba glos Harry'ego:

– Naiwne biedactwo.

Rozejrzala sie po niewielkim pomieszczeniu. Stalo w nim kilka prostych krzesel i lawka, z sufitu zwisala na kablu gola zarowka, w scianie znajdowalo sie zakratowane okno. Zupelnie nie mogla zrozumiec, dlaczego sierzant uwazal, ze bedzie jej tu wygodniej niz gdzie indziej. Odwrocila sie, by mu to powiedziec.

Drzwi zatrzasnely sie jej przed nosem. Przeczucie nieszczescia wypelnilo jej serce ciezarem nie do zniesienia. Chwycila za klamke i w tej samej chwili przeczucie zamienilo sie w pewnosc, gdyz uslyszala odglos klucza przekrecanego w zamku. Szarpnela rozpaczliwie, lecz drzwi nie ustapily.

Ogarnieta rozpacza osunela sie na podloge i oparla czolo o szorstkie drewno.

Uslyszala cichy smiech, a potem glos Harry'ego, przytlumiony, ale doskonale zrozumialy:

– Ty draniu.

– Zamknij jadaczke – warknal w odpowiedzi sierzant.

– Nie miales prawa tego zrobic.

– Jej ojciec jest cholernym lordem. To jedyne prawo, jakiego potrzebuje.

Nastepnie zapadla cisza.

Margaret uswiadomila sobie z gorycza, ze doznala porazki. Jej wielka ucieczka zakonczyla sie niepowodzeniem. Zdradzili ja ludzie, o ktorych myslala, ze jej pomagaja. Przez krotka chwile cieszyla sie wolnoscia, lecz teraz bylo juz po wszystkim. Zamiast wstapic do Pomocniczej Obrony Terytorialnej, wejdzie na poklad Clippera i odleci do Nowego Jorku, uciekajac przed wojna. Po wszystkim, co przeszla, jej los nie ulegl zadnej zmianie. Wydawalo jej sie to ogromnie niesprawiedliwe.

Po dluzszej chwili odwrocila sie od drzwi i przeszla kilka krokow dzielacych ja od okna. Na zewnatrz ujrzala puste podworze otoczone ceglanym murem. Stala bez ruchu, pokonana i bezsilna, patrzac przez kraty na wstajacy dzien i czekajac na ojca.

* * *

Eddie Deakin dokonywal ostatecznego przegladu Clippera. Cztery 1500-konne silniki Wright Cyclone lsnily swiezym olejem. Kazdy z nich dorownywal wysokoscia doroslemu mezczyznie. Wymieniono wszystkie piecdziesiat szesc swiec. Eddie wyjal z kieszeni kombinezonu szczelinomierz i sprobowal wcisnac go pod gumowa podkladke jednej ze srub mocujacych silnik do skrzydla. Dlugotrwala wibracja mogla poluzowac nakretke, ale szczelinomierz nie dal sie wcisnac nawet na pol centymetra. Sruba byla w porzadku.

Zamknal pokrywe i zszedl na dol po drabinie. Kiedy samolot bedzie spuszczany na wode, spokojnie zdazy zdjac roboczy kombinezon, wziac prysznic i zalozyc czarny mundur Pan American Airlines.

Slonce swiecilo mocno, kiedy wyszedl z doku i zaczal niespiesznie wspinac sie po lagodnym zboczu pagorka, na ktorym stal hotel, przeznaczony dla odpoczywajacych po locie zalog. Byl dumny z samolotu i ze swojej pracy. Zalogi Clipperow stanowily elite; skladaly sie z najlepszego personelu Pan American, jako ze linia transatlantycka byla najbardziej prestizowa trasa na swiecie. Do konca zycia bedzie mogl wspominac, ze nalezal do tych, ktorzy jako pierwsi latali przez Atlantyk.

Mimo to zamierzal juz wkrotce zrezygnowac z tego zajecia. Mial trzydziesci lat, rok temu ozenil sie, a teraz Carol-Ann byla w ciazy. Zawod lotnika mial wiele powabow dla samotnego mezczyzny, ale Eddie nie chcial spedzic calego zycia z dala od zony i dzieci. Oszczedzal pieniadze i teraz zebral ich prawie tyle, zeby otworzyc wlasny interes. Mial na oku pewne miejsce kolo Bangor w stanie Maine, ktore nadawalo sie wrecz idealnie na lotnisko. Bedzie tam obslugiwal samoloty, sprzedawal paliwo, a kiedys moze zajmie sie nawet wynajmem maszyn. W glebi duszy marzyl o tym, by pewnego dnia zalozyc wlasna linie lotnicza, tak jak Juan Trippe, tworca Pan American.

Wszedl na teren nalezacy do hotelu Langdown Lawn. Wszystkie zalogi byly bardzo zadowolone, ze udalo sie znalezc taki dobry hotel zaledwie nieco ponad mile od zespolu budynkow Imperial Airways. Byl to typowo angielski, wiejski dom nalezacy do uroczego starszego malzenstwa, ktore ujmowalo kazdego swoim wdziekiem i w cieple popoludnia podawalo herbate w ogrodzie zalanym promieniami slonca.

Zaraz po wejsciu do budynku natknal sie na swojego zastepce Desmonda Finna, noszacego, rzecz jasna, przezwisko Mickey. Mickey kojarzyl sie Eddiemu z Jimmym Olsenem, postacia wystepujaca w komiksach o Supermanie; byl pogodnym, nieskomplikowanym facetem o szerokim usmiechu i wielkich zebach, zywiacym ogromny podziw dla Eddiego, ktorego takie uwielbienie wprawialo w niemale zaklopotanie. Rozmawial przez telefon, ale kiedy zobaczyl Eddiego, powiedzial:

– Chwileczke, ma pan szczescie. Wlasnie przyszedl. – Podal sluchawke Deakinowi. – Telefon do ciebie. – Poszedl na pietro, uprzejmie zostawiajac szefa samego.

– Halo?

– Czy to Edward Deakin?

Вы читаете Noc Nad Oceanem
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату