– W takim razie bede musiala przesiedziec w holu do samego rana – powiedziala ze zmeczeniem w glosie.
– Nawet nie ma mowy! – wykrzyknal recepcjonista. – Mloda dziewczyna bez bagazu, siedzaca w nocy w holu? Natychmiast stracilbym prace!
– Nie jestem jakas tam „mloda dziewczyna” – odparla zirytowana Margaret. – Nazywam sie lady Margaret Oxenford. – Byla wsciekla na siebie, ze uzywa swego tytulu, ale nie miala wyboru.
Nic to jej jednak nie pomoglo. Recepcjonista obrzucil ja twardym, obrazliwym spojrzeniem, po czym mruknal:
– Doprawdy?
Chciala juz na niego krzyknac, kiedy nagle dostrzegla swoje odbicie w lustrzanej tafli umieszczonej na drzwiach i przekonala sie, ze ma solidnie podbite oko, potwornie brudne rece i wymieta, rozdarta sukienke. Przypomniala sobie, ze zderzyla sie ze skrzynka pocztowa i siedziala na podlodze wagonu. Nic dziwnego, ze nie chca wynajac jej pokoju.
– Przeciez nie moze pan wyrzucic mnie w te ciemnosci! – powiedziala z rozpacza w glosie.
– Nie tylko moge, ale nawet musze – odparl chlopak.
Margaret byla ciekawa, jak by zareagowal, gdyby po prostu usiadla w fotelu i odmowila wyjscia z budynku. Miala ogromna ochote tak postapic, gdyz byla potwornie zmeczona i oslabiona dlugotrwalym napieciem nerwowym. Jednak doswiadczyla juz tego dnia tak wiele, ze nie pozostalo jej dosc energii na konfrontacje. Poza tym byl srodek nocy i nie miala zadnych swiadkow; kto wie, na co odwazylby sie ten czlowiek, gdyby dala mu odpowiedni pretekst.
Odwrocila sie od niego i wyszla, przygnebiona i zalamana, w zaczynajaca sie tuz za drzwiami noc.
Niemal natychmiast pozalowala, ze nie okazala wiecej stanowczosci. Dlaczego jej zamiary byly zawsze o tyle bardziej zdecydowane niz dzialania? Teraz, kiedy bylo juz po wszystkim, odczuwala taka zlosc, ze nie zawahalaby sie stawic czolo recepcjoniscie. Niewiele brakowalo, by zawrocila, ale jednak poszla dalej. Tak bylo duzo latwiej.
Nie miala dokad isc. Teraz z pewnoscia nie uda jej sie znalezc domu ciotki Marthy ani wrocic do budynku, w ktorym mieszkala Catherine. Nie mogla zaufac zadnym innym krewnym i byla zbyt brudna, zeby dostac pokoj w hotelu.
Bedzie musiala chodzic po ulicach az do switu. Na szczescie pogoda byla dobra; nie padalo, a powietrze ochlodzilo sie bardzo nieznacznie. Jesli nie bedzie sie zatrzymywac, nawet nie poczuje zimna. Teraz widziala znacznie wiecej, gdyz po West Endzie jezdzilo mnostwo samochodow. Slyszala dzwieki muzyki i gwar glosow dobiegajacy z nocnych klubow, a od czasu do czasu mijala ludzi nalezacych do tej samej klasy co ona – kobiety w przepysznych sukniach i mezczyzn we frakach – zajezdzajacych przed domy luksusowymi limuzynami prowadzonymi przez szoferow. Na jednej z ulic ujrzala dziwny widok: trzy samotne kobiety. Jedna stala w drzwiach domu, druga opierala sie o latarnie, trzecia siedziala w samochodzie. Wszystkie palily papierosy i najwyrazniej na kogos czekaly. Margaret przemknela przez glowe mysl, czy nie sa to przypadkiem Upadle Kobiety, jak nazywala je matka.
Zaczela odczuwac zmeczenie. Na nogach miala caly czas lekkie pantofelki, w ktorych uciekla z domu. Nie zastanawiajac sie wiele usiadla na progu jednego z domow, zdjela je i zajela sie rozcieraniem obolalych stop.
Podnioslszy wzrok stwierdzila, ze widzi niewyrazny zarys budynku stojacego po drugiej stronie ulicy. Czyzby wreszcie zaczelo sie rozwidniac? Moze uda jej sie znalezc jakas robotnicza kawiarnie; slyszala, ze otwieraja je bardzo wczesnie. Zamowilaby sniadanie i zaczekala do otwarcia biur rekrutacyjnych. Od dwoch dni prawie nic nie jadla, wiec na mysl o jajecznicy na bekonie slina naplynela jej do ust.
Nagle zamajaczyla nad nia czyjas blada twarz. Margaret krzyknela cicho, twarz zas zblizyla sie i dziewczyna zobaczyla, ze nalezy do mlodego mezczyzny w wieczorowym stroju.
– Witaj, slicznotko – powiedzial nieznajomy.
Margaret zerwala sie szybko na nogi. Nienawidzila pijanych; zachowywali sie w taki obrzydliwy sposob!
– Prosze zostawic mnie w spokoju – odparla starajac sie, by zabrzmialo to mozliwie najbardziej stanowczo, ale nawet ona sama uslyszala w swym glosie wyrazne drzenie.
Mezczyzna zatoczyl sie blizej.
– W takim razie daj mi buziaka!
– Nie ma mowy! – wykrzyknela, teraz juz autentycznie wystraszona. Cofnela sie o krok, potknela i wypuscila z reki pantofle. Nie wiedziec czemu ich strata sprawila, ze poczula sie zupelnie bezbronna. Odwrocila sie i nachylila, zeby je podniesc, i w tej samej chwili ku swemu przerazeniu poczula miedzy udami dlon pijanego mezczyzny, grzebiaca tam nachalnie i bolesnie. Wyprostowala sie natychmiast, rezygnujac z odnalezienia pantofli, odsunela sie raptownie, odwrocila twarza do niego i krzyknela: – Prosze natychmiast odejsc!
Obcy mezczyzna rozesmial sie, po czym odparl:
– Dobrze, podobasz mi sie! Lubie, jak dziewczyna stawia opor!
Z zaskakujaca szybkoscia zlapal ja za ramiona i przyciagnal do siebie. Poczula na twarzy jego przepity, wywolujacy mdlosci oddech, a zaraz potem napastnik pocalowal ja w usta.
Bylo to niewymownie odrazajace. Margaret odniosla wrazenie, iz zaraz zwymiotuje, ale mezczyzna obejmowal ja tak mocno, ze prawie nie mogla oddychac; o jakimkolwiek protescie nie moglo nawet byc mowy. Wila sie bezskutecznie w jego ramionach, podczas gdy on nachylal sie nad nia coraz bardziej. W pewnej chwili chwycil ja brutalnie za piers i scisnal tak mocno, ze az jeknela z bolu. Jednak dzieki temu, ze trzymal ja teraz tylko jedna reka, zdolala odwrocic sie czesciowo od niego i zaczac krzyczec.
Krzyczala dlugo i glosno.
Jak przez wate uslyszala jego zaniepokojony glos:
– Juz dobrze, dobrze, nie chcialem zrobic nic zlego!
Byla jednak zbyt przerazona, by mu uwierzyc, i krzyczala w dalszym ciagu. Dokola niej pojawily sie jakies twarze; przechodzien w ubraniu robotnika, Upadla Kobieta z papierosem i mala torebka, glowa wychylajaca sie z okna domu stojacego za jej plecami. Pijak zniknal w ciemnosci, a Margaret przestala wreszcie krzyczec i wybuchnela placzem. Wkrotce potem rozlegl sie odglos pospiesznych krokow i w blasku czesciowo zakrytej latarki blysnal helm policjanta.
Latarka zaswiecila prosto w twarz Margaret.
– Ona nie jest od nas, Steve – mruknela Upadla Kobieta.
– Jak sie nazywasz, dziewczyno? – zapytal policjant o imieniu Steve.
– Margaret Oxenford.
– Jakis gagatek wzial ja za cizie, i to wszystko – powiedzial przechodzien i odszedl, usatysfakcjonowany.
– Lady Margaret Oxenford?
Margaret pociagnela zalosnie nosem i skinela glowa.
– Przeciez powiedzialam ci, ze nie jest od nas – odezwala sie kobieta, po czym zaciagnela sie papierosem, rzucila niedopalek na chodnik i zniknela w ciemnosci.
– Prosze isc ze mna, panienko – powiedzial policjant. Wszystko bedzie w porzadku.
Margaret otarla twarz rekawem sukienki. Policjant podal jej ramie. Ruszyli przed siebie, podazajac za pelznaca po chodniku plama swiatla z latarki.
Po jakims czasie cialem Margaret wstrzasnal dreszcz.
– Co za wstretny czlowiek! – powiedziala.
– Szczerze mowiac, trudno mu sie dziwic – odparl pogodnym tonem policjant. – To najbardziej zakazana ulica w Londynie. Samotna dziewczyna spacerujaca sama o tej porze prawie na pewno jest Dama Nocy.
Margaret przypuszczala, ze policjant ma racje, choc wydawalo jej sie to troche nie w porzadku.
W porannej szarowce pojawila sie przed nimi znajoma niebieska lampa wiszaca nad wejsciem do komisariatu.
– Napije sie pani herbaty i od razu poczuje sie lepiej – powiedzial policjant.
Weszli do srodka. Pomieszczenie bylo przedzielone drewnianym kontuarem, za ktorym siedzieli dwaj funkcjonariusze: jeden w srednim wieku, dosc krepy, drugi bardzo mlody i chudy. Wzdluz sciany po lewej i prawej stronie ciagnela sie prosta, drewniana lawka. W pokoju znajdowala sie jeszcze tylko jedna osoba: kobieta o bladej twarzy i zwiazanych wstazka wlosach, w domowych kapciach na nogach, siedziala na lawce i czekala na cos ze znuzona cierpliwoscia.