– Juz wpol do osmej. Wlacz radio, zaraz beda wiadomosci.

– Nie moge tego zrobic – oswiadczyla glosno Diana.

– Prosze?

– Nie moge tego zrobic – powtorzyla. Odwola wszystko. Spotka sie zaraz z Markiem i powie mu, ze zmienila zdanie i ze jednak z nim nie ucieknie.

– Dlaczego nie mozesz sluchac radia? – zapytal ze zniecierpliwieniem Mervyn.

Diana przez chwile wpatrywala sie w niego bez slowa. Kusilo ja, by wyznac mu cala prawde, ale na to tez nie miala odwagi.

– Musze wyjsc – powiedziala, szukajac rozpaczliwie jakiejs wymowki. – Doris Williams lezy w szpitalu, powinnam ja odwiedzic.

– Kto to jest Doris Williams, na litosc boska?

Oczywiscie nikt taki nie istnial.

– Spotkales ja kiedys – improwizowala Diana. – Miala operacje.

– Nie przypominam sobie – odparl, lecz w jego glosie nie bylo podejrzliwosci; szybko zapominal przelotnie spotykane osoby.

Diana wykonala genialne posuniecie:

– Moze masz ochote pojsc ze mna? – zapytala.

– Dobry Boze, skadze znowu! – odparl tak, jak sie tego spodziewala.

– W takim razie poprowadze sama.

– Tylko nie jedz za szybko. Obowiazuje zaciemnienie.

Wstal i przeszedl do salonu, gdzie stalo radio.

Diana w milczeniu odprowadzila go spojrzeniem. Nigdy sie nie dowie, jak niewiele brakowalo, zebym go opuscila – pomyslala z czyms w rodzaju smutku.

Wlozyla kapelusz i wyszla z domu z plaszczem przewieszonym przez ramie. Dzieki Bogu, silnik dal sie uruchomic za pierwszym razem. Wyprowadzila samochod z podjazdu i skrecila w strone Manchesteru.

Podroz przypominala senny koszmar. Ogromnie sie jej spieszylo, lecz mimo to musiala wlec sie noga za noga, poniewaz przesloniete reflektory oswietlaly droge zaledwie na kilka metrow przed maska, a w dodatku widziala wszystko jak przez mgle, gdyz nie mogla powstrzymac lez naplywajacych jej do oczu. Gdyby nie to, ze wysmienicie znala trase, wyprawa na pewno zakonczylaby sie katastrofa.

Miala do pokonania zaledwie szesnascie kilometrow, ale zajelo jej to ponad godzine.

Kiedy wreszcie zatrzymala woz przed hotelem Midland, byla calkowicie wyczerpana. Przez minute siedziala nieruchomo, usilujac wziac sie w garsc. Wyjela z torebki puderniczke i przypudrowala sobie twarz, by ukryc slady lez.

Zdawala sobie sprawe z tego, ze Mark bedzie zalamany jej decyzja, ale wiedziala tez, iz potrafi dac sobie z tym rade. Wkrotce zacznie traktowac ich zwiazek jak zwykly wakacyjny romans. Zakonczenie krotkiej, namietnej przygody milosnej bylo znacznie mniej okrutne niz rozbicie piecioletniego malzenstwa. Zarowno ona jak i Mark beda zawsze z rozrzewnieniem wspominac lato roku 1939…

Ponownie wybuchnela placzem.

Po jakims czasie doszla do wniosku, ze jedzenie w samochodzie i zadreczanie sie podobnymi myslami nie ma najmniejszego sensu.

Musi pojsc do niego i skonczyc ze wszystkim. Jeszcze raz poprawila makijaz, po czym wysiadla z samochodu. Nie zatrzymujac sie przy recepcji przeszla przez glowny hall hotelu i weszla po schodach na gore. Wiedziala, w ktorym pokoju mieszkal Mark. Odwiedziny samotnej kobiety w pokoju samotnego mezczyzny pachnialy oczywiscie skandalem, lecz Diana postanowila o tym nie myslec. Inna mozliwoscia bylo spotkanie w holu lub barze, a przeciez nie mogla przekazac mu tej wiadomosci na oczach innych ludzi. Nie rozgladala sie, w zwiazku z czym nie wiedziala, czy zauwazyl ja ktos ze znajomych.

Zapukala do jego drzwi modlac sie, zeby byl w pokoju. A jezeli wyszedl do restauracji albo do kina? Nikt nie odpowiedzial, wiec zapukala jeszcze raz, mocniej. Jak mozna w takiej sytuacji isc do kina?

Wreszcie uslyszala jego glos:

– Tak, slucham?

– To ja!

Rozlegly sie szybkie kroki, drzwi otworzyly sie raptownie i stanal w nich zaskoczony Mark. Natychmiast usmiechnal sie radosnie, wciagnal ja do srodka, zamknal drzwi, po czym objal ja mocno.

Czula sie tak samo nielojalna wobec niego, jak jeszcze nie tak dawno w stosunku do Mervyna. Pocalowala go, czujac w zylach znajomy, goracy strumien pozadania, lecz mimo to odsunela sie od niego i powiedziala:

– Nie moge z toba leciec.

Zbladl jak sciana.

– Nie mow takich rzeczy!

Rozejrzala sie po pokoju. Najwyrazniej Mark wlasnie sie pakowal. Szafa byla otwarta, szuflady powysuwane, walizki lezaly na podlodze, wszedzie zas pietrzyly sie sterty schludnie poskladanych koszul, czystej bielizny i butow schowanych do papierowych toreb. Byl bardzo porzadny.

– Nie moge z toba leciec – powtorzyla.

Wzial ja za reke i zaprowadzil do sypialni. Usiedli na lozku. Sprawial wrazenie bardzo przygnebionego.

– Chyba nie mowisz serio – powiedzial.

– Mervyn mnie kocha i spedzilismy razem piec lat. Nie moge mu tego zrobic.

– A co ze mna?

Spojrzala na niego. Mial na sobie szarorozowy sweter, blekitnoszare flanelowe spodnie i buty z kurdybanu. Wygladal jak cukierek.

– Obaj mnie kochacie, ale on jest moim mezem.

– Tak, obaj cie kochamy, ale ja oprocz tego jeszcze cie lubie.

– Myslisz, ze on mnie nie lubi?

– Watpie, czy nawet cie zna. Posluchaj mnie, Diano: mam trzydziesci piec lat, kilka razy bylem juz zakochany, kiedys nawet przez cale szesc lat. Nigdy sie nie ozenilem, ale wiem, ze to, co robimy, jest sluszne. Jeszcze nic nie wydawalo mi sie az tak sluszne. Jestes piekna, dowcipna, otwarta na swiat, inteligentna, uwielbiasz sie kochac. Ja jestem przystojny, dowcipny, otwarty na swiat, inteligentny i mam ochote kochac sie z toba teraz, tutaj…

– Nie – szepnela na przekor temu, co czula.

Przygarnal ja delikatnie i pocalowal.

– Jestesmy stworzeni dla siebie. Pamietasz, jak pisalas do mnie w bibliotece lisciki pod tabliczka z napisem: „cisza”? Od razu zrozumialas zasady gry, bez zadnych wyjasnien. Inne kobiety uwazaja mnie za wariata, a ty bierzesz mnie takim, jakim jestem.

Musiala przyznac, ze Mark ma racje. Kiedy ona z kolei robila rozne dziwne rzeczy – na przyklad palila fajke, nie zakladala bielizny, chodzila na zebrania faszystow lub bawila sie alarmem przeciwpozarowym – Mervyn wsciekal sie, Mark natomiast smial sie jak dziecko.

Pogladzila go po wlosach, potem po policzku. Stopniowo panika ustepowala. Polozyla glowe na jego ramieniu, dotykajac wargami delikatnej skory na karku. Poczula na swojej nodze, pod sukienka, dotkniecie jego palcow; glaskal wewnetrzna strone jej uda, tuz nad miejscem, w ktorym konczyla sie ponczocha. To nie powinno tak byc… – pomyslala polprzytomnie.

Pchnal ja delikatnie na lozko; kiedy kladla sie na wznak, kapelusz zsunal sie jej z glowy.

– To nie w porzadku… – szepnela slabo. Pocalowal ja w usta, pieszczac lekko jej wargi. Poczula dotkniecie jego palcow przez delikatny jedwab majteczek i zadrzala z podniecenia.

Po chwili dlon Marka wsunela sie pod cienki material.

Doskonale wiedzial, co robic.

Pewnego dnia na poczatku lata, kiedy lezeli nadzy w hotelowej sypialni, a przez otwarte okno wpadal przytlumiony szum morskich fal, powiedzial:

– Pokaz mi, co robisz, kiedy sama sie dotykasz.

Udala, ze nie rozumie.

– Co masz na mysli?

– Przeciez wiesz. Kiedy sie dotykasz. Pokaz mi. Dzieki temu bede wiedzial, co lubisz.

– Nie robie tego – sklamala.

Вы читаете Noc Nad Oceanem
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату