prawdziwa kobieta. Chce tego wiecej – pomyslala, obejmujac sie ramionami. – Duzo wiecej.
Pod przymknietymi powiekami ujrzala Harry'ego takiego, jakim widziala go przed chwila – w niebieskiej koszuli, siedzacego z zamyslona mina przy oknie – i nagle zapragnela go pocalowac. Usiadla, naciagnela na ramiona szlafrok, odsunela zaslone i powiedziala:
– Dzien dobry, Harry.
Drgnal raptownie i spojrzal na nia z takim wyrazem twarzy, jakby przylapala go na czyms niestosownym. Ciekawe, o czym myslales? – zastanawiala sie. Usmiechnal sie, napotkawszy jej wzrok. Ona takze sie usmiechnela, po to tylko, by przekonac sie, ze nie moze przestac. Co najmniej przez minute usmiechali sie glupawo do siebie, po czym Margaret opuscila oczy i wstala z lozka.
– Dzien dobry, lady Margaret – przywital ja steward skladajacy lozko jej matki. – Moze filizanke kawy?
– Nie, dziekuje, Nicky.
Przypuszczala, ze przedstawia soba okropny widok. Pragnela jak najpredzej znalezc sie przed lustrem, by rozczesac wlosy. Czula sie prawie naga. Byla prawie naga, podczas gdy Harry zdazyl sie juz ogolic i zalozyc nowa koszule. Przypominal swieze jabluszko.
Mimo to nadal miala ochote go pocalowac.
Wsuwajac stopy w kapcie przypomniala sobie, jak zostawila je nieostroznie przy koi Harry'ego i zabrala na ulamek sekundy przed tym, zanim zauwazyl je ojciec. Spostrzegla, ze wzrok Harry'ego zsunal sie na jej piersi. Nie miala nic przeciwko temu; lubila, kiedy na nie patrzyl. Zawiazala pasek szlafroka i odgarnela wlosy.
Nicky uporal sie z lozkiem matki. Margaret miala nadzieje, ze steward wyjdzie z kabiny, dajac jej mozliwosc pocalowania Harry'ego, ale on zapytal:
– Czy moge zajac sie pani lozkiem?
– Oczywiscie – odparla, z trudem kryjac rozczarowanie. Kiedy znowu nadarzy sie okazja, zeby pocalowac Harry'ego? Wziela walizeczke, poslala mu teskne spojrzenie i wyszla z kabiny.
Drugi steward, Davy, nakrywal w jadalni do sniadania. Margaret ukradla truskawke, czujac sie jak ostatnia grzesznica. Szla powoli wzdluz samolotu. Wiekszosc lozek zamienila sie z powrotem w fotele, a tu i owdzie siedzieli zaspani pasazerowie popijajac kawe. Zauwazyla pana Membury'ego pograzonego w rozmowie z baronem Gabonem, zastanowilo ja, jaki wspolny temat mogli znalezc dwaj tak niepodobni do siebie ludzie. Czegos jej brakowalo, ale dopiero po dluzszej chwili zorientowala sie czego: nie bylo porannych gazet.
Weszla do damskiej toalety. Matka siedziala na taborecie przed lustrem. Nagle Margaret ogarnelo ogromne poczucie winy. Jak moglam zrobic cos takiego zaledwie kilka krokow od niej? – pomyslala z przerazeniem, rumieniac sie po uszy.
– Dzien dobry, mamo – wykrztusila, pokonujac opor scisnietego gardla, lecz ku swemu zdumieniu przekonala sie, ze jej glos brzmi calkiem normalnie.
– Dzien dobry, kochanie. Masz wypieki na twarzy. Dobrze spalas?
– Bardzo dobrze – odparla Margaret i zarumienila sie jeszcze bardziej. – To dlatego, ze ukradlam ze stolu truskawke i mam wyrzuty sumienia – dodala pospiesznie i czym predzej zamknela sie w kabinie. Kiedy wyszla, nalala wody do umywalki i energicznie umyla twarz.
Bylo jej przykro, ze musi zalozyc te sama sukienke co wczoraj. Wolalaby cos swiezego. Skropila sie dodatkowo perfumami. Harry powiedzial, ze lubi ich zapach. Poznal nawet rodzaj. Byl jedynym mezczyzna, jakiego znala, ktory potrafil odrozniac gatunki perfum.
Czesala sie powoli i starannie. Wlosy stanowily jej najwiekszy atut, starala sie wiec jak najlepiej go wykorzystac. Powinnam bardziej troszczyc sie o swoj wyglad – przemknelo jej przez mysl. Do tej pory nie zaprzatala sobie tym zbytnio glowy, lecz teraz nagle nabralo to znaczenia. Powinnam nosic sukienki, ktore podkreslalyby moja figure, pantofle, ktore kierowalyby uwage mezczyzn na moje dlugie nogi, a wszystko w kolorach pasujacych do rudych wlosow i zielonych oczu – zdecydowala. Akurat pod tym wzgledem nie miala zastrzezen do swojej sukienki – byla w kolorze wypalonej cegly – ale miala nieciekawy, workowaty fason. Spogladajac na swoje odbicie w lustrze Margaret zalowala, ze sukienka nie ma poszerzanych ramion i paska. Rzecz jasna matka nigdy nie pozwolilaby jej zrobic makijazu, wiec musiala zadowolic sie delikatna blada cera. Na szczescie miala ladne zeby.
– Jestem gotowa! – oznajmila radosnie.
Matka siedziala wciaz w tej samej pozycji.
– Przypuszczam, ze bedziesz znowu rozmawiac z panem Vandenpostem?
– Nawet na pewno, tym bardziej ze w kabinie nie ma nikogo innego, a ty jeszcze nie skonczylas toalety.
– Uwazaj na niego. Troche przypomina Zyda.
Ale na pewno nie jest obrzezany – pomyslala Margaret. Niewiele brakowalo, by powiedziala to na glos, lecz tylko zachichotala cichutko.
– Nie ma sie z czego smiac – odparla matka urazonym tonem. – Musisz wiedziec, ze kiedy wysiadziemy z tego samolotu, nie pozwole ci spotykac sie z tym mlodym czlowiekiem. A ty musisz wiedziec, ze wcale sie tym nie przejme. Byla to prawda. Margaret zamierzala opuscic rodzicow, w zwiazku z czym ich nakazy i zakazy nie mialy dla niej zadnego znaczenia. Matka spojrzala na nia podejrzliwie.
– Dlaczego mam przeczucie, ze nie jestes ze mna zupelnie szczera?
– Dlatego ze tyrani nigdy nikomu nie ufaja.
To znakomita kwestia na zakonczenie rozmowy – pomyslala idac do drzwi.
– Nie odchodz, kochanie – poprosila matka z oczami pelnymi lez.
Czy miala na mysli: „Nie wychodz jeszcze”, czy tez: „Nie zostawiaj nas”? Czyzby odgadla zamiary corki? Zawsze odznaczala sie dobra intuicja. Na wszelki wypadek Margaret nic nie odpowiedziala.
– Utracilam juz Elizabeth. Nie przezylabym, gdybym miala utracic rowniez ciebie.
– Przeciez to wina ojca! – wykrzyknela Margaret, czujac, ze jeszcze chwila i wybuchnie placzem. – Dlaczego nie wplyniesz na niego, zeby nie byl taki okropny?
– Sadzisz, ze nie probuje?
Margaret doznala prawdziwego wstrzasu; matka nigdy do tej pory nie dawala do zrozumienia, ze nie zgadza sie z postepowaniem ojca.
– Nie cierpie, kiedy zachowuje sie w taki sposob!
– Przynajmniej moglabys go nie prowokowac – zauwazyla matka.
– To znaczy ustepowac mu na kazdym kroku?
– Czemu nie? Przeciez to trwaloby tylko do twojego zamazpojscia.
– Gdybys ty mu sie przeciwstawila, moze zmienilby swoje postepowanie.
Matka pokrecila ze smutkiem glowa.
– Nie moge wystapic razem z toba przeciwko niemu, kochanie. Jest moim mezem.
– Ale nie ma racji!
– To bez znaczenia. Przekonasz sie o tym, kiedy sama wyjdziesz za maz.
– To nieuczciwe… – szepnela bezsilnie Margaret.
– Ale nie potrwa dlugo. Prosze cie tylko o to, zebys zechciala tolerowac go jeszcze przez jakis czas. Zapewniam cie, ze wszystko sie zmieni, jak tylko skonczysz dwadziescia jeden lat, nawet jesli nie bedziesz jeszcze mezatka. Wiem, ze to trudne, ale nie chce, zeby wygnal cie z domu jak biedna Elizabeth…
Margaret uswiadomila sobie, ze ona rowniez pragnie uniknac tego za wszelka cene.
– Ja tez tego nie chce, mamo powiedziala, podchodzac do taboretu, na ktorym siedziala lady Oxenford. Objely sie niezrecznie i przytulily mocno do siebie.
– Obiecaj mi, ze nie bedziesz sie z nim wiecej klocila.
Glos matki byl przepelniony takim smutkiem, ze Margaret z najwieksza ochota zlozylaby jej te obietnice, ale cos ja przed tym powstrzymalo.
– Sprobuje – odparla przez scisniete gardlo. – Naprawde sprobuje.
Lady Oxenford wypuscila ja z objec. Margaret cofnela sie o krok i ujrzala na jej twarzy wyraz calkowitej rezygnacji.
– Dziekuje ci i za to, kochanie.
Powiedzialy wszystko, co mialy sobie do powiedzenia.
Margaret wyszla z lazienki.
Kiedy weszla do kabiny, Harry poderwal sie z miejsca. Byla tak roztrzesiona, ze zupelnie stracila panowanie nad soba i zarzucila mu ramiona na szyje. Zawahal sie, wyraznie zdumiony, po czym objal ja i delikatnie

 
                