albo cos w tym stylu. A my kurczylismy sie w lawkach, nie ze wstydu, ale zeby znowu nie parsknac smiechem. Hegbert w ogole nas nie rozumial, co bylo naprawde dziwne, zwazywszy, ze sam mial dziecko. Choc z drugiej strony to byla dziewczynka. Ale wiecej o tym potem.

Tak czy owak, jak juz wspominalem, Hegbert napisal w ktoryms roku „Wigilijnego aniola” i postanowil wystawic go zamiast tamtej drugiej sztuki. Sama sztuka nie byla wlasciwie taka zla, co zdziwilo wszystkich, kiedy ja po raz pierwszy wykonano. Jest to w skrocie historia czlowieka, ktory kilka lat wczesniej stracil zone. Ten facet, Tom Thorton, byl kiedys bardzo religijny, ale zaczal miec klopoty z wiara, gdy jego zona zmarla podczas porodu. Wychowuje teraz samotnie mala coreczke, lecz nie jest nadzwyczajnym ojcem. Ta dziewczynka strasznie chce dostac na Gwiazdke pozytywke w wygrawerowanym na pokrywce aniolem, pozytywke ktorej obrazek wyciela ze starego katalogu. Facet szuka tej pozytywki dlugo i uparcie, ale nie moze jej nigdzie znalezc. Nadchodzi Wigilia, a on wciaz szuka i chodzac po sklepach, trafia na dziwna kobiete, ktorej nigdy w zyciu nie widzial i ktora obiecuje, ze pomoze mu znalezc prezent dla corki. Najpierw jednak pomagaja jakiemus bezdomnemu (swoja droga nazywano ich kiedys wloczegami), potem ida do sierocinca, zeby spotkac sie z dziecmi, nastepnie odwiedzaja samotna stara kobiete, ktora chciala, zeby ktos dotrzymal jej towarzystwa w Wigilie. W tym momencie tajemnicza kobieta pyta Toma Thortona, co chcialby dostac na Gwiazdke, a on odpowiada, ze chcialby odzyskac swoja zone. Kobieta prowadzi go do miejskiej fontanny i mowi, zeby spojrzal w wode, widzi tam swoja coreczke i wybucha placzem. Podczas gdy on zalewa sie lzami, tajemnicza kobieta oddala sie. Thorton szuka jej wszedzie, ale nie moze znalezc. W koncu wraca do domu i pamietajac o lekcji, jaka otrzymal tego wieczoru, wchodzi do sypialni coreczki. Widzac ja pograzona we snie, uswiadamia sobie, ze mala jest wszystkim, co pozostalo po jego zonie, i zaczyna znowu plakac, poniewaz wie, ze nie byl dla niej dosc dobrym ojcem. Nazajutrz rano pod choinka czarodziejskim sposobem odnajduja pozytywke, a wygrawerowany aniol wyglada dokladnie jak kobieta, ktora Thorton widzial poprzedniego wieczoru.

Nie bylo to wiec takie zle, naprawde. Ogladajac przedstawienie ludzie wylewali wiadra lez. Sztuka rok w rok swiecila triumfy i jej popularnosc sprawiala, ze Hegbert musial ja w koncu przeniesc z kosciola do miejskiego teatru, gdzie bylo o wiele wiecej miejsc. Gdy chodzilem do ostatniej klasy szkoly sredniej, pokazywana ja dwa razy przy wypelnionej sali, co zwazywszy na to, kto gral glowne role, stanowilo historie sama w sobie.

Hegbert chcial, widzicie, zeby w sztuce wystepowali mlodzi ludzie – uczniowie klasy maturalnej, a nie zawodowi aktorzy. Moim zdaniem uwazal, ze bedzie to dla nich wartosciowe doswiadczenie, zanim pojda na studia i beda musieli stawic czolo temu calemu cudzolostwu. Taki po prostu byl: zawsze chcial na uchronic przed pokusami. Chcial, zebysmy wiedzieli, ze Bog ma nas zawsze na oku, nawet jezeli jestesmy poza domem, i ze jesli bedziemy pokladac w Nim wiare, nie stanie sie nam nigdy nic zlego. Byla to prawda, ktora sobie w koncu przyswoilem, chociaz to nie Hegbert mnie jej nauczyl.

Jak juz wspominalem, Beaufort nie roznil sie wiele od innych poludniowych miasteczek, chociaz mial interesujaca historie. Pirat Czarnobrody mial tutaj kiedys swoj dom, a jego statek, „Queen Anne’s Revenge”, lezy podobno zakopany gdzies w pisaku niedaleko brzegu. Ostatnio paru archeologow, oceanografow czy jak m tam sie nazywaja ludzie, ktorzy szukaja takich rzeczy, oglosilo, ze go odnalezli, lecz nikt nie jest tego tak do konca pewien, poniewaz statek zatonal przeszlo dwiescie piecdziesiat lat temu i w jego przypadku nie mozna po prostu siegnac do schowka i sprawdzic rejestracji. Beaufort bardzo sie zmienil od lat piecdziesiatych, jednak nadal nie jest wielka metropolia. Byl i zawsze bedzie malym miasteczkiem, ale kiedy dorastalem, ledwie zaslugiwal na miejsce na mapie. Zeby umiescic cala rzecz w odpowiedniej perspektywie, musze dodac, ze okreg wyborczy, w ktorym znajdowal sie Beaufort, zajmowal cala wschodnia czesc stanu – okolo dwudziestu tysiecy mil kwadratowych – i nie bylo tam ani jednej miejscowosci liczacej wiecej niz dwadziescia piec tysiecy mieszkancow, jednak nawet w porownaniu z nimi Beaufort zawsze uwazany byl za wioche. Caly teren na wschod od Raleigh i na polnoc od Wilmington az do granicy Wirginii tworzyl okreg wyborczy, ktory reprezentowal moj ojciec.

Przypuszczam, ze o nim slyszeliscie. Nawet dzisiaj jest kims w rodzaju legendy. Nazywal sie Worth Carter i byl kongresmanem prawie przez trzydziesci lat. Jego slogan podczas wszystkich kampanii wyborczych brzmial „ Worth Carter reprezentuje…” – i kazdy mial tam wpisac nazwe miejscowosci, w ktorej mieszkal. Pamietam, jak jezdzac na spotkania wyborcze – ja i mama musielismy pokazywac sie razem z ojcem, zeby dac do zrozumienia, jak bardzo ceni wartosci rodzinne – widzialem na zderzakach te nalepki z nazwami takimi jak Otway, Chocawinity i Seven Springs. Dzisiaj taki numer na pewno by nie przeszedl, ale w tamtych czasach uwazano to za bardzo wyszukana forme propagandy. Sadze, ze gdyby ojciec probowal teraz robic cos takiego, ludzie z przeciwnego obozu wpisywaliby w puste miejsce najprzerozniejsze swinstwa, wtedy jednak nigdy z czyms takim sie nie spotykalismy. No, moze raz. Farmer w hrabstwie Duplin wpisal kiedys w puste miejsce slowo „gowno” i moja mama, widzac to, zakryla oczy i odmowila modlitwe, proszac Boga o wybaczenie dla biednego, glupiego sukinsyna. No, moze nie ujela tego dokladnie w ten sposob, ale o to mniej wiecej chodzilo.

Tak wiec moj ojciec, Pan Kongresman, byl gruba szycha i wszyscy o tym dobrze wiedzieli, lacznie ze starym Hegbertem. Ci dwaj zbytnio sie jednak nie lubili, a wlasciwie nie lubili sie wcale, mimo ze ojciec chodzil do kosciola Hegberta za kazdym razem, gdy byl w miescie, co, szczerze mowiac, nie zdarzalo sie czesto. Procz tego, ze cudzoloznicy skazani beda czyszczenie wychodkow w piekle, Hegbert wierzyl rowniez, ze „komunizm jest choroba, ktora widzie ludzi do poganizmu”. Chociaz slowo „poganizm” w ogole nie istnieje – nie znalazlem w zadnym slowniku – czlonkowie kongregacji dobrze wiedzieli co ma na mysli. Wiedzieli rowniez, ze odnosi je do mojego ojca, ktory siedzial z przymknietymi oczyma, udajac, ze nie slyszy. Ojciec nalezal do jednego z komitetow Kongresu, powolanych do zbadania zasiegu „czerwonego zagrozenia”, ktore obejmowalo ponoc wszystkie dziedziny zycia kraju, poczynajac od obrony narodowej i szkolnictwa wyzszego, a konczac na uprawie tytoniu. Musicie pamietac, ze trwala wowczas zimna wojna; sytuacja byla napieta, a my, mieszkancy Karoliny Polnocnej, potrzebowalismy czegos, co sprowadziloby cala rzecz do bardziej osobistego poziomu. Ojciec konsekwentnie szukal faktow, ktore byly nieistotne dla ludzi pokroju Hegberta.

– Wielebny Sullivan byl dzisiaj w wyjatkowej formie – mowil po powrocie do domu. – Mam nadzieje, ze slyszeliscie ten fragment, w ktorym przypomnial, co Jezus mowil o biednych…

No pewnie, tato…

Moj ojciec staral sie, kiedy to tylko bylo mozliwe, lagodzic napiecia. Mysle, ze dlatego tak dlugo utrzymal sie w Kongresie. Potrafil calowac najbrzydsze niemowleta znane rodzajowi ludzkiemu i za kazdym razem mial cos milego do powiedzenia. „To takie lagodne malenstwo”, mowil, gdy niemowlak mial wielka glowe – albo: „Zaloze sie, ze to najslodsza dziewczynka pod sloncem” gdy miala znamie na calej twarzy. Ktoregos razu jakas pani pojawila sie z dzieckiem na wozku inwalidzkim.

– Stawiam dziesiec do jednego, ze jestes najmadrzejszy w swojej klasie – oznajmil ojciec, spojrzawszy na niego tylko raz. I chlopak rzeczywiscie byl najmadrzejszy! Tak, moj ojciec byl swietny w te klocki. Okrecal sobie ich wszystkich dookola palca, to pewne. I nie byl taki zly, naprawde, zwlaszcza kiedy sie zwazy, ze mnie nie bil i w ogole.

Ale nie bylo go, kiedy dorastalem. Mowie to bardzo niechetnie, poniewaz w dzisiejszych czasach ludzie czesto twierdza cos takiego nawet wtedy, kiedy ich rodzic byl w poblizu, i dla usprawiedliwiaja w ten sposob swoje zachowanie.

„Moj ojciec mnie nie kochal…i dlatego zostalam striptizerka i wystapilam w potyczkach Jerry’ego Springera”.

Nie chce sie wcale usprawiedliwiac, stwierdzam po prostu fakt. Ojca nie bylo w domu przez dziewiec miesiecy w roku; spedzal je w Waszyngtonie, w apartamencie oddalonym od nas o trzysta mil. Matka nie wyjechala z nim, poniewaz oboje chcieli, zebym dorastal „w ich rodzinnych stronach”.

Ojciec mojego ojca zabieral go oczywiscie na ryby i na polowanie, nauczyl go grac w pilke, pojawil sie na przyjeciach urodzinowych, jednym slowem, robil wszystkie takie rzeczy, ktore bardzo sie licza, zanim czlowiek osiagnie dojrzalosc. Moj ojciec byl dla mnie kims obcym, kims, kogo prawie nie znalem. Przez pierwszych piec lat mojego zycia uwazalem, ze wszyscy ojcowie mieszkaja gdzies indziej. Zdalem sobie sprawe, ze cos jest nie w porzadku, dopiero kiedy moj najlepszy kumpel, Eric Hunter, zapytal mnie w przedszkolu, kim jest ten facet, ktory przyszedl do nas do domu poprzedniego wieczoru.

– To moj ojciec – odparlem z duma.

– Och… – stropil sie Eric, szukajac Milky Way w moim pudelku na drugie sniadanie. – Nie wiedzialem, ze mam ojca.

To sie nazywa oberwac prosto w twarz.

Dojrzewalem zatem pod opieka mojej matki. Byla naprawde mila kobieta, slodka i lagodna, matka, o jakiej

Вы читаете Jesienna Milosc
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×