starych, mlodych, w garniturach i w powyciaganych, zbyt duzych swetrach. Przez pewien czas ogladali wystawy. Dzien byl pogodny i Garrett cieszyl sie, ze sa razem.

Teresa zatrzymala sie przy malym sklepiku i zaproponowala, zeby do niego zajrzeli. Garrett potrzasnal przeczaco glowa.

– Idz sama, ja tu poczekam.

Teresa jeszcze raz spytala go, czy nie chce jej towarzyszyc, i weszla do srodka. Garrett stal na zewnatrz w cieniu wysokiego budynku, gdy nagle zauwazyl znajoma postac.

Chodnikiem szla kobieta, jasne wlosy opadaly jej na ramiona.

Zmruzyl oczy, rozejrzal sie i szybko odwrocil. Sposob poruszania sie kobiety wydal mu sie znajomy. Odprowadzil ja spojrzeniem. W pewnym momencie kobieta zatrzymala sie i odwrocila glowe. Garrettowi zabraklo tchu.

Catherine.

To niemozliwe.

Potrzasnal glowa. Z tej odleglosci nie byl pewien, czy sie nie pomylil.

Ruszyla przed siebie w tej chwili, gdy Garrett ja zawolal:

– Catherine?! Czy to ty?

Chyba nie uslyszala jego glosu, ktory ginal w ulicznym halasie. Garrett zajrzal przez szybe wystawowa do sklepu i zobaczyl, ze Teresa oglada polki. Kiedy znowu popatrzyl w glab ulicy, Catherine wlasnie skrecala za rog.

Ruszyl za nia szybkim krokiem, potem puscil sie biegiem. Chodniki zapelnial coraz wiekszy tlum, przez ktory musial sie przepychac. Wreszcie dotarl na rog i skrecil w tym samym kierunku co Catherine.

Ulica byla pograzona w mroku – niebezpiecznym, groznym. Przyspieszyl kroku. Nie padalo, ale czul idac, ze rozpryskuje kaluze. Zatrzymal sie na chwile, zeby zlapac oddech. Serce walilo mu w piersi. Gdy przystanal, nagle zagarnela go mgla i po chwili nic juz nie widzial.

– Catherine?! Gdzie jestes? – wolal.

Gdzies daleko uslyszal smiech, chociaz nie wiedzial, skad dochodzi.

Ruszyl powoli. Raz jeszcze uslyszal smiech – dzieciecy, szczesliwy. Stanal.

– Gdzie jestes?

Cisza.

Rozejrzal sie na boki.

Nic.

Mgla gestniala, zaczal padac deszcz. Garrett postapil kilka krokow, nie wiedzac, dokad ma isc.

Cos poruszylo sie we mgle. Pobiegl w tamta strone.

Szla tuz przed nim.

Deszcz przeszedl w ulewe i nagle wydawalo mu sie, ze wszystko porusza sie w zwolnionym tempie… Biegl… powoli… powoli… juz widzial jej glowe… mgla znowu zgestniala… deszcz lal sie strumieniami… jej wlosy…

Zniknela. Znowu przystanal. Juz nic nie widzial w deszczu i mgle.

– Gdzie jestes?! – zawolal.

Cisza.

– Gdzie jestes?! – krzyknal glosniej.

– Tutaj – rozlegl sie glos.

Otarl krople deszczu z twarzy.

– Catherine? Czy to naprawde ty?

– To ja, Garrett.

Nie byl to jej glos.

Z mgly wyszla Teresa.

– Jestem.

Garrett obudzil sie i usiadl w poscieli, zlany potem. Otarl twarz przescieradlem. Dlugo siedzial bez ruchu.

Tego samego dnia odwiedzil ojca.

– Chyba chce sie z nia ozenic.

Lowili razem ryby. Siedzieli na koncu molo z kilkunastoma innymi wedkarzami. Jeb podniosl zdumiony glowe.

– Dwa dni temu wydawalo mi sie, ze nie chcesz jej wiecej widziec.

– Od tamtej pory duzo myslalem.

– Rzeczywiscie – mruknal Jeb. Nawinal zylke na kolowrotek, sprawdzil przynete i zarzucil. Watpil, czy cokolwiek zlapie, ale wedkowanie uwazal za jedna z najwiekszych przyjemnosci.

– Kochasz ja?

Garrett spojrzal na ojca ze zdziwieniem.

– Oczywiscie, ze ja kocham. Mowilem ci tyle razy.

Jeb pokrecil glowa.

– Nie… nie mowiles. Sporo o niej rozmawialismy… mowiles, ze przy niej czujesz sie szczesliwy i ze nie chcesz jej stracic, ale nigdy nie powiedziales, ze ja kochasz.

– Czy to nie to samo?

– Chyba nie.

Po powrocie do domu Garrett odtworzyl w mysli dalszy ciag rozmowy z ojcem.

„Chyba nie”.

– Oczywiscie, ze to samo – odparl predko. – A nawet jesli to nie to samo, kocham ja.

– Chcesz sie z nia ozenic? – spytal Jeb, patrzac uwaznie na syna.

– Chce.

– Dlaczego?

– Bo ja kocham. Czy to nie wystarczy?

Garrett zwijal zylke.

– Czy to nie ty wlasnie uwazales, ze powinnismy sie pobrac?

– Tak.

– Dlaczego wiec ogarnely cie watpliwosci?

– Poniewaz chce miec pewnosc, ze robisz to z wlasciwych pobudek. Dwa dni temu nie wiedziales, czy w ogole chcesz ja jeszcze zobaczyc. Teraz jestes zdecydowany na malzenstwo. To zmiana pogladow o sto osiemdziesiat stopni. Musze wiedziec, ze te zmiane spowodowalo uczucie, jakie zywisz dla Teresy, a twoja decyzja nie ma nic wspolnego z Catherine.

– Catherine nie ma z tym nic wspolnego – szybko zaprzeczyl Garrett. Przywolanie imienia zony wywolalo bol. Westchnal gleboko. – Wiesz, tato, ze czasami w ogole cie nie rozumiem. Ciagle mnie naciskales, namawiales, zebym pogodzil sie z tym, co stalo sie w przeszlosci, zebym sobie kogos znalazl. Teraz, gdy znalazlem, probujesz mnie zniechecic.

Jeb polozyl synowi reke na ramieniu.

– Nie zniechecam cie do niczego, Garrett. Ciesze sie, ze spotkales Terese, ze ja kochasz, i mam nadzieje, ze wszystko skonczy sie malzenstwem. Dlatego przy podejmowaniu decyzji powinienes oprzec sie na wlasciwych przeslankach. Malzenstwo to dwie osoby, a nie trzy. Byloby to nieuczciwe wobec Teresy.

Minela chwila, zanim Garrett odpowiedzial.

– Chce sie z nia ozenic, poniewaz ja kocham. Chce spedzic z nia reszte zycia.

Ojciec siedzial w milczeniu. Nagle powiedzial cos, co sprawilo, ze Garrett gwaltownie odwrocil glowe.

– Mam rozumiec, ze juz pogodziles sie ze smiercia Catherine?

Garrett nie potrafil odpowiedziec na to pytanie.

– Jestes zmeczona? – spytal Garrett. Lezal w lozku i rozmawial z Teresa. Mala lampka rozjasniala pokoj.

– Tak. Wlasnie przyjechalam. To byl dlugi weekend.

– Czy wszystko poszlo po twojej mysli?

– Mam nadzieje. Jeszcze za wczesnie o tym mowic, ale spotkalam kilka osob, ktore moga mi pomoc.

– Zatem to dobrze, ze pojechalas.

Вы читаете List w butelce
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату