znajomego.
Zaglowiec na kawalku papieru wetknietym w stary egzemplarz magazynu kobiecego. Wyciagnal kartke, sadzac, ze to jeden z listow, ktore napisal do Teresy przez ostatnie dwa miesiace. Nagle znieruchomial.
Czy to mozliwe?
Poznal papeterie, dostal ja w prezencie od Catherine, a uzywal wylacznie do pisania listow do niej. Listy do Teresy kreslil na zupelnie innym papierze, ktory zwyczajnie kupil w sklepie.
Wstrzymal oddech. Szybko siegnal do szuflady, wyciagnal czasopismo. Wypadlo z niego piec kartek. Zdezorientowany, niepewny, spojrzal na pierwsza strone, na ktorej widnialy litery skreslone jego reka:
Moja najdrozsza Catherine…
Och, moj Boze! Przewrocil nastepna kartke.
Moja kochana Catherine…
Nastepny list.
Droga Catherine…
– Co to jest? – mruknal, nie wierzac wlasnym oczom. – To niemozliwe… – Jeszcze raz przejrzal kartki, zeby sie upewnic.
Tak, to byly jego listy: jeden oryginalny, pisany jego reka, i dwie kopie. Listy, ktore napisal do Catherine. Listy, ktore pisal, gdy snil o niej. Listy, ktore wyrzucal z pokladu „Happenstance”.
Nie spodziewal sie, ze je kiedys zobaczy.
Pod wplywem impulsu zaczal je czytac. Czul, jak z kazdym slowem, kazdym zdaniem ogarniaja go dawne uczucia. Marzenia, wspomnienia, zal, rozpacz, strach.
Zaschlo mu w ustach, zacisnal mocno wargi. Wpatrywal sie bezsilnie w litery, juz nie czytal. Nie zwrocil uwagi na odglos otwierajacych sie drzwi.
– Garrett, wrocilam! – zawolala Teresa.
Uslyszal jej kroki w mieszkaniu.
– Gdzie jestes?
Nie odpowiedzial. Probowal zrozumiec, jak to sie stalo. Skad Teresa wziela jego listy? Prywatne listy.
Listy do zony.
Listy, ktore nie powinny nikogo obchodzic.
Teresa weszla do pokoju i spojrzala na Garretta. Byl blady. Zaciskal palce z calej sily tak, az zbielaly mu kostki.
– Dobrze sie czujesz? – spytala, nie widzac, co trzyma w reku.
Wydawalo sie, ze jej nie slyszy. Potem powoli uniosl wzrok i patrzyl na nia bez slowa.
Przestraszona, chciala cos powiedziec, ale sie powstrzymala. Zobaczyla otwarta szuflade, kartki w jego reku, wyraz jego twarzy. W ulamku sekundy zrozumiala, co sie stalo.
– Garrett… wszystko ci wyjasnie – powiedziala szybko, ale on zdawal sie jej nie slyszec.
– Moje listy – wyszeptal, patrzac na nia gniewnie.
– Ja…
– Skad masz moje listy?! – krzyknal. Wzdrygnela sie na dzwiek jego glosu.
– Jeden znalazlam na plazy…
Przerwal jej.
– Znalazlas?
Skinela glowa i probowala sie wytlumaczyc:
– Kiedy bylam w Cape. Biegalam rano i zauwazylam butelke…
Spojrzal na oryginal. Napisal go na poczatku roku…
– Co z reszta? – spytal, wyciagajac w jej strone dwie kserokopie.
– Przyslano mi je – odparla cicho.
– Kto? – Zdenerwowany podniosl sie z lozka, na ktorym siedzial.
Postapila krok w jego strone, wyciagajac reke.
– Inni, ktorzy tez je znalezli. Ktos przeczytal moja rubryke…
– Opublikowalas moj list?! – Wygladal tak, jakby dostal cios w zoladek.
Nie odpowiadala przez chwile.
– Nie wiedzialam…
– Czego nie wiedzialas? – Mowil podniesionym glosem, w ktorym bylo slychac bol. – Ze nie wolno ci bylo tego robic? ze ten list nie zostal napisany, aby go wszyscy czytali.
– Morze wyrzucilo list na plaze – wyjasnila. – Chyba musiales sie z tym liczyc, ze ktos je znajdzie. Nie podalam waszych imion – dodala.
– Ale wydrukowalas go w gazecie… – mowil tak, jakby nie mogl w to uwierzyc.
– Garrett… ja…
– Nic nie mow! – przerwal jej z gniewem. Popatrzyl na listy, potem spojrzal na Terese takim wzrokiem, jakby zobaczyl ja po raz pierwszy. – Oklamalas mnie.
– Nie klamalam…
Nie sluchal jej.
– Oklamalas mnie – powtorzyl. – Przyjechalas specjalnie po to, zeby mnie odnalezc. Dlaczego? Po to, aby napisac nastepny tekst? O to chodzilo?
– Nie.
– Wiec o co?
– Po przeczytaniu twoich listow… chcialam cie poznac.
Nie rozumial, o czym mowila. Spojrzenie pelne bolu, przenosil z listow na nia.
– Oklamalas mnie – powiedzial po raz trzeci. – Wykorzystalas mnie.
– Nie.
– Wykorzystalas! – krzyknal. Trzymal listy przed soba, jakby Teresa nigdy ich nie widziala. – Byly moje! Moje mysli, uczucia, moje proby pogodzenia sie ze strata zony. Moje, a nie twoje.
– Nie chcialam cie zranic.
Patrzyl na nia kamiennym wzrokiem, zaciskajac mocno szczeki.
– Co za obrzydliwy plan – powiedzial wreszcie, nie dajac Teresie dojsc do slowa. – Wykorzystalas moja milosc do Catherine i probowalas skierowac ja ku sobie… Myslalas, ze poniewaz kochalem Catherine, pokocham takze i ciebie?
Teresa zbladla, zabraklo jej slow.
– Zaplanowalas to od poczatku, prawda? – Przesunal reka przez wlosy. – Zastawilas na mnie pulapke.
– Garrett… przyznaje, chcialam cie poznac. Listy byly takie piekne… Chcialam zobaczyc mezczyzne, ktory je napisal. Nie wiedzialam, dokad to mnie zaprowadzi. Niczego nie planowalam. – Chwycila go za reke. – Kocham cie, Garrett. Musisz mi uwierzyc.
Wyrwal reke i odsunal sie od niej.
– Jakim ty jestes czlowiekiem?
– To nie tak – zaprotestowala. Jego slowa bolaly.
Nie uslyszal jej odpowiedzi.
– Dalas sie poniesc jakiejs potwornej, wynaturzonej wyobrazni…
Tego bylo dla niej za wiele.
– Przestan! – zawolala ze zloscia. – W ogole mnie nie sluchales. – Poczula lzy naplywajace do oczu.
– Dlaczego mialbym cie sluchac? Klamalas od pierwszej chwili, kiedy cie poznalem!
– Nie klamalam! Po prostu nie powiedzialam ci o listach!
– Wiedzialas, ze to nie w porzadku!
– Nie, wiedzialam, ze nie zrozumiesz – odparla, probujac sie opanowac.
– Wszystko doskonale rozumiem. Zrozumialem, jaka jestes!
– Nie badz taki.
– Jaki? Wsciekly? Urazony? Odkrylem w tej chwili, ze to wszystko bylo jakas piekielna gra, a teraz chcesz, zebym przestal!
– Zamknij sie! – krzyknela. Poddala sie ogarniajacemu ja gniewowi.
Znieruchomial i patrzyl na nia bez slowa. Po chwili zaczal mowic lamiacym sie glosem.

 
                