noge w holu i porwal gazete spod drzwi numer 3C.
· To gazeta pana Kline’a – powiedzialam. Komandos podal mi gazete i nacisnal guzik drugiego pietra.
· Jestes mi winna przysluge.
· Dlaczego nie przyszedles do sadu?
· Zla pora. Musze kogos znalezc, a nie znajde go, jak mnie aresztuja.
· Albo zabija.
· Tak – potwierdzil Komandos. – To tez. Pomyslalem, ze moje pojawienie sie w miejscu publicznym w okreslonym czasie nie byloby chwilowo dla mnie najlepsze.
· Wczoraj deptalo mi po pietach dwoch kolesi wygladajacych na gangsterow. Mitchell i Habib. Chca mnie sledzic dopoty, dopoki ich do ciebie nie doprowadze.
· Pracuja dla Artura Stolle’a?
· Arturo Stolle, ten krol dywanow? A coz on ma z tym wspolnego?
· Nie chcialabys wiedziec.
· To znaczy, ze gdybys mi powiedzial, musialbys mnie zabic?
· Nie. Gdybym ci o tym powiedzial, moglby to zrobic ktos inny.
· Czyzby zawiedziona milosc miedzy Mitchellem i Alexandrem Ramosem?
· Nie. – Komandos podal mi kartke z jakims adresem. – Chcialbym, zebys przeprowadzila dla mnie male sledztwo. Hannibal Ramos. Pierworodny syn i drugi w hierarchii krolestwa Ramosa. Jako miejsce stalego zamieszkania podaje Kalifornie, ale spedza coraz wiecej czasu tutaj, w Jersey.
· Teraz tez tu jest?
· Jest tu od trzech tygodni. Ma dom kolo trasy numer dwadziescia dziewiec.
· Ale chyba nie sadzisz, ze to on zabil swojego brata, prawda?
· Nie jest na pierwszym miejscu mojej listy – powiedzial Komandos. – Szepne jednemu z moich ludzi, zeby ci podrzucili jakis samochod.
Komandos zatrudnia na luznych zasadach cala armie ludzi do pomocy w swoich licznych przedsiewzieciach. Wiekszosc z nich to byli zolnierze, ktorzy sa jeszcze bardziej zwariowani niz on sam.
· Nie! Nie potrzeba. Mam pecha do samochodow. Ich kasacja czesto konczy sie interwencja policji, a samochody Komandosa maja niejasne zrodla pochodzenia.
Komandos cofnal sie do windy.
· Nie zblizaj sie za bardzo do Ramosa – doradzil. – To nie jest sympatyczny facet. – Drzwi zamknely sie. I Komandos zniknal.
Wyszlam z lazienki ubrana w swoj dyzurny zestaw -dzinsy, sportowe buty i podkoszulek – odswiezona prysznicem i gotowa zaczac nowy dzien. Babcia przy stole w jadalni czytala gazete, a naprzeciw niej siedzial Ksiezyc i wcinal nalesniki.
· Czesc, facetka – powiedzial. – Twoja babcia usmazyla mi pare nalesnikow. Szczesciara z ciebie, ze mieszka u ciebie babcia. To absolutny hit, facetka. Babcia usmiechnela sie.
· Czyz on nie jest wspanialy? – rozczulila sie.
· Czulem sie fatalnie po wczorajszym – wyjasnil Ksiezyc – wiec przywiozlem ci samochod. Jest tak jakby pozyczony. Pamietasz, opowiadalem ci o moim kumplu, ktory jest dilerem. Skrzyczal mnie, kiedy uslyszal ode mnie o tym spalonym aucie, powiedzial, ze byloby w porzadku, gdybys jezdzila jednym z jego samochodow, dopoki nie bedziesz miala nowego.
· To nie jest kradziony samochod, prawda?
· Hej, facetka, na kogo ja wygladam?
· Wygladasz na kolesia, ktory ukradlby auto.
· No dobra, ale nie zawsze. Ten akurat to naprawde pozyczka.
Naprawde potrzebowalam samochodu.
· Wzielabym go tylko na kilka dni – oswiadczylam. -Dopoki nie dostane pieniedzy z ubezpieczenia.
Ksiezyc odsunal sie od stolu, na ktorym stal pusty talerz, i wreczyl mi pek kluczy.
· Bedzie cie rajcowal. To kosmiczna maszyna, facetka. Sam go wybieralem, tak zeby pasowal do twojego wnetrza.
· Co to za auto?
· Rollswagen. Srebrna latajaca maszyna. No, no.
· Dobra, dzieki. Podrzucic cie do domu? Wyszedl do przedpokoju.
· Musze leciec. Na mnie juz czas.
· Mam zaplanowany caly dzien – powiedziala babcia. – Dzis rano lekcja jazdy. Potem, po poludniu, Melvi-na zabiera mnie, zeby poogladac mieszkania.
· Stac cie na wlasne mieszkanie?
· Odlozylam troche pieniedzy ze sprzedazy domu. Oszczedzalam je na starosc, zeby zaplacic za dom opieki, ale moze zamiast tego zrobie uzytek z rewolweru.
Skrzywilam sie.
· Oczywiscie, ze nie mam zamiaru wachac kwiatkow od spodu juz jutro – uspokoila mnie. – Zostalo mi jeszcze wiele lat. A tak w ogole to wszystko juz sobie skalkulowalam. Pomysl, jesli wlozysz pistolet do ust, to odstrzelisz sobie tyl glowy. W ten sposob Stiva nie bedzie musial sie napracowac, zebys wygladala dobrze, kiedy wlozy cie do trumny, poniewaz i tak nikt nie zobaczy twojej potylicy. Trzeba byc ostroznym, zeby nie poruszyc pistoletem, bo mozna schrzanic cala robote i odstrzelic ucho. – Odlozyla gazete. – W drodze do domu wstapie do sklepu i kupie kotlety wieprzowe na kolacje. A teraz musze sie przygotowac do lekcji jazdy.
A ja musialam isc do pracy. Problem polegal na tym, ze wcale nie pragnelam zabrac sie do zadnej ze spraw, ktore na mnie czekaly. Nie mialam najmniejszej ochoty tropic Hannibala Ramosa. I zdecydowanie nie chcialam spotkac sie z Morrisem Munsonem. Mogjabym polozyc sie z powrotem do lozka, ale w ten sposob nie da sie zarobic na ciele. A poza tym teraz nie mialam lozka. Lozko miala babcia.
Zreszta co mi wlasciwie zalezy, moge rzucic okiem na akta Munsona. Wyjelam papiery i przejrzalam je. Poza biciem, gwaltem i proba podpalenia sprawa Munsona nie wygladala najgorzej. Niekarany. Bez swastyk wytatuowanych na ciele. Podal, ze mieszka przy ulicy Rockwell. Wiedzialam, gdzie to jest. Kolo fabryki guzikow. Nie najelegantsza czesc miasta. Ale i nie najgorsza. Glownie jednorodzinne bungalowy i domki szeregowe. Wiekszosc mieszkancow to robole lub bezrobotni.
Rex spal w swojej puszce po zupie, a babcia byla w lazience, wiec nie krepowalam sie i wyszlam. Kiedy zeszlam na parking, zaczelam szukac srebrnej latajacej maszyny. I dosc szybko ja znalazlam. To byl rollswagen. Blacha pochodzila z zabytkowego volkswagena garbusa, a przod z przedwojennego rolls-royce’a. Samochod byl w kolorze opalizujacego srebra z blekitnymi falami na calej dlugosci, a fale byly usiane gwiazdkami.
Zamknelam oczy, majac nadzieje, ze kiedy je otworze, samochod zniknie. Policzylam do trzech i otworzylam oczy. Ale on stal nadal. Pobieglam z powrotem do mieszkania, chwycilam kapelusz i ciemne okulary i wrocilam do samochodu. Siadlam za kierownica, skulilam sie na siedzeniu i wytoczylam z parkingu. Ten samochod nie harmonizuje z moim wnetrzem, powiedzialam sobie. Moje wnetrze nie przypominalo zupelnie volkswagena garbusa.
Dwadziescia minut pozniej bylam na Rockwell i patrzylam na numery, szukajac domu Munsona. Kiedy go znalazlam, doszlam do wniosku, ze wyglada calkiem zwyczajnie. Jeden blok za fabryka. Wygodnie, jesli chodzi sie do pracy na piechote. Gorzej, jesli ktos lubi malownicze krajobrazy. Byl to dwupietrowy dom, stojacy w szeregowej zabudowie, bardzo podobny do domu Ksiezyca. Z fasada wylozona brazowymi kamyczkami.
Zaparkowalam przy krawezniku i pokonalam krotka droge do drzwi. Istnialo male prawdopodobienstwo, ze zastane Munsona w domu; mielismy srode rano, a on prawdopodobnie byl juz w Argentynie. Zadzwonilam do drzwi i stanelam jak wryta, kiedy te sie otworzyly i wyjrzala z nich glowa Munsona.
· Morris Munson?
· Slucham?
· Myslalam, ze bedzie pan… w pracy.
· Wzialem pare tygodni wolnego. Mam troche klopotow. A tak w ogole, to kim pani jest?
· Reprezentuje firme Yincent Plum – Kaucje i Poreczenia. Nie przyszedl pan na spotkanie w sadzie i chcielibysmy wyznaczyc panu nowy termin.
· Jasne. Robcie swoje i zmiencie date.
· Musze zabrac pana do centrum, zeby to zalatwic. Popatrzyl za mnie, na latajaca maszyne.